Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[NZ] Nie bądź taki placek
#8
A/N I nastał koniec Smile Betowała KikoX.

ROZDZIAŁ VI

Powoli otwierał ociężałe powieki. Czuł promienie słońca łaskoczące go po twarzy. Przez chwilę nie wiedział, co się z nim dzieje, ręce i nogi miał skrępowane; leżał na czymś twardym. Nie wiedział, ile czasu minęło ani jak długo znajduje się w tej pozycji. Udało mu się otworzyć oczy, ale szybko je zamknął, gdyż oślepiła go jasność panująca w pomieszczeniu.

– Widzę, że już się obudziłeś – odezwał się kobiecy głos z oddali. W pobliżu musiał się znajdować kominek, gdyż słyszał charakterystyczny trzask palącego się drewna. Głowa go bolała, nie mógł się ruszyć: co się do cholery działo? Próbował coś powiedzieć, ale odkrył, że ktoś mu zakneblował usta, na co wcześniej nie zwrócił uwagi. Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do światła, zauważył tę samą kobietę, którą zaczepił na ulicy. W myślach skarcił się za głupotę: czemu się nie kapnął, że coś jest nie tak? Gdzie podział się jego szósty zmysł?

Sydonia podeszła do niego i uwolniła usta jednym zamaszystym ruchem. Przez chwilę patrzyła na niego w skupieniu, po czym wracając do kociołka, w zadumie westchnęła:

– Masz takie same oczy jak on.

Yołmen zrobił głupią minę, ściągnął brwi i wykrzywił usta. Sznurek mocno mu się wpijał w skórę. Nie miał bladego pojęcia, o czym mówi do niego ta dziwna kobieta. Chciał się uwolnić i jak najszybciej znaleźć Olgę. Pragnął się wydostać z tego piętnastego wieku, najlepiej teraz.

– O czym ty mówisz? – zapytał, by podtrzymać trzeźwość umysłu. Jeszcze chwila, a osunie się w otchłań pesymistycznych myśli, a wówczas ryzyko popełnienia błędu stałoby się jeszcze większe. Poczuł woń ulatniającą się z wiszącego przy kominku kociołka. Otumaniała go jakaś drażniąca nozdrza substancja. Sydonia nie odpowiedziała od razu, zajęta mieszaniem mikstury z buchającego gorącem kociołka.

– Jak Bolesław X Wielki, książę Pomorza... Masz jego oczy. – Kobieta rozgniewała się, widząc ciągłe niezrozumienie na twarzy chłopaka i wstała z klęczek – Nie rozumiesz? Twoimi przodkami była dynastia Gryfitów! Ostatnia dynastia panująca na Pomorzu.

– Nawet gdyby, co to ma ze mną wspólnego?
Pytania bombardowały jego głowę niczym petardy wystrzeliwane w Szczecinie w Dni Morza. To było jedno z najgłośniejszych i najbardziej spektakularnych wydarzeń w mieście.

– Wszystko! – krzyknęła czarownica. Ze złością rzuciła drewnianą chochlą, którą cały czas trzymała w dłoni. Sydonia wydawała się w tej chwili taka upiorna, jakby miała go zaraz udusić gołymi rękoma. Sama wzmianka czy chociażby myśl o Bolesławie doprowadzała ją do furii, czego Marek nie mógł pojąć.

oOo


Świeże pomidory okazały się nie takie świeże. Kasia wyciągnęła je powoli z wiklinowego koszyczka, po czym spojrzała na nie jak na coś wstrętnego.

– I jak ja mam z czterech marnych pomidorków zrobić kolację dla przynajmniej dwudziestu osób? – zapytała zrozpaczonym głosem. Daria zdziwiła się; nie wiedziała, że tyle osób znajduje się na zamku. Poklepała pocieszająco dziewczynę po plecach.

– Nie mogłaś znaleźć kupca ze świeżymi warzywami? – Pytanie wymknęło się z ust Darii. Kasia spojrzała na nią z politowaniem i prychnęła. Zakładając swój brudny roboczy fartuszek, wyjaśniła:

– Książę Bolesław, chcąc ukarać buntujących się szczecinian, zamknął wszystkie szlaki handlowe.

– To dość brutalny sposób – oznajmiła zmieszana Daria. A z początku odniosła wrażenie, że panuje tu spokój i harmonia, która urzekła ją w tym historycznym mieście.

– Ale daje rezultat – usłyszała głos koleżanki, która właśnie obierała z pomarszczonej skóry pomidory.

oOo


Olga biegła przez las, nie przeszkadzały jej nawet smagające ją po twarzy gałęzie drzew. Po kilku minutach stała już na ogrzewanej słońcem polanie. Z początku wydawała się całkowicie pusta, ale gdy bardziej się skupiła, zauważyła małą, zapuszczoną chatkę, z której komina wydobywał się dym o dość dziwnym kolorze. Ropucha chwilę odpoczęła. Chciała, jak najszybciej zawrócić, by odwlec spotkanie się z siostrą. Czuła, że nie jest jeszcze gotowa, nie wiedziała jak się zachować. Spojrzała na zegarek. Zamyśliła się; nie mieli wiele czasu, a wiedziała, że Marek nie chciał tu utknąć na zawsze. Pocąc się ze zdenerwowania, powoli zbliżała się do chatki umieszczonej na skraju polany. Drżącą ręką otworzyła drewniane drzwi, które zaskrzypiały. Nic się nie zmieniło, pomyślała, niepewnie wchodząc.

– Tak właśnie myślałam – powiedziała na powitanie Olga. Nie zdziwiła się za bardzo widząc Sydonie, klęczącą przy buchającym kociołku, ale nie spodziewała się związanego Yołmena. Siostra jedynie odwróciła głowę, spojrzała na ropuchę obojętnie i powróciła do mieszania mikstury i mruczenia jakichś zaklęć. Niczym się nie przejęła.

– Nic nie powiesz? – zapytała oburzona Olga. Takiej reakcji siostry się nie spodziewała. Sydonia zawsze była osobą energiczną, a ta dziewczyna, na którą teraz patrzyła w żadnym stopniu nie przypominała jej dawnej siostry.

– Czego się spodziewałaś? – fuknęła kobieta przy kociołku, nie racząc nawet spojrzeć na swoją rozmówczynię. – Że będę skakać z radości? Że rzucę ci się na szyję? – Mówiła cicho, ale każde słowo było cedzone z jadem. Po chwili przerwy wybuchła:
– Zostawiłaś mnie! Kiedy palono mnie na stosie! Byłaś tam! Widziałam cię!... I nic... Kompletnie nic nie zrobiłaś! – Syczenie przerodziło się w krzyk. Sydonia momentalnie straciła ten blask, który sprawił, że szaman zwrócił na nią uwagę. Stała się odpychająca, a jej skroń drżała z nerwów.

– Przecież wiesz, że nic nie mogłam zrobić w tej sprawie. Co ty znowu knujesz? – zapytała, patrząc kątem oka na związanego chłopaka. Podchodziła do niego, by go rozwiązać, kiedy nagle Sydonia wstała i złapała mocno siostrę za nadgarstek.

– Co ty wyrabiasz? – Olga była zszokowana zachowaniem siostry. Ta rzuciła jej groźne spojrzenie i mocno zacisnęła usta, a oczy prawie wyszły jej z orbit. Wiatr na zewnątrz przybrał na sile, sprawiając, że gałęzie drzew, które stały blisko chatki, uderzały o brudne szyby. Drewniana, rozsypująca się okiennica zaczęła nieprzyjemnie trzeszczeć. Mogło się wydawać, że pogoda odzwierciedlała to, co czuła Sydonia. Istny chaos uczuć i stłumionych emocji, których nie umiała opanować, gdy patrzyła na swoją siostrę. Wiedźma mocno szarpnęła ropuchę, która odbiła się od ściany niczym piłka i z hukiem wylądowała na podłodze. Olga poczuła mocny ból w głowie, przez chwilę nie dala rady się ruszyć. Ledwo dochodził do niej głos czarownicy.

– Nie zrozumiesz! On mnie wystawił! Potraktował jak zwykłą niewolnicę, ale ja mu pokażę! Jemu i jego żonce. Poczują jeszcze gniew Sydonii – szeptała zawzięcie. Marek, który do tej pory nie dawał znaku życia, odezwał się:

– Ale po co ci ja? – Musiał znać odpowiedź. Czyżby zbliżał się jego koniec? Kobieta prychnęła i wrzuciła do kotła coś zielonego, przypominającego małego węża. Z gara buchnął turkusowo żółty dym. Bulgocząca substancja powoli zaczynała być gotowa. Sydonia zignorowała Yołmena, zajęta magiczną miksturą; wydawała się nieobecna, wyłączona. Duchem była gdzieś indziej. Przymknęła oczy i mruczała coś powoli. Marek wytężył słuch, ale nie był w stanie zrozumieć tego, co mówiła wiedźma. Olga jęknęła i złapała się za obolałą głowę. Sydonia to zauważyła i nie siląc się na delikatność, rzuciła w nią wielkim woluminem zaklęć, trafiając prosto w głowę. Ropucha syknęła i padła na podłogę.

– Co ty wyprawiasz? Przecież możesz zrobić jej krzywdę! Chcesz ją zabić? – krzyknął chłopak i zaczął się wiercić, by choć trochę poluzować sznur. Wyglądał jak ryba podrzucana na rozgrzanej patelni, ale nie myślał o tym. Chciał stąd uciec, zabierając ze sobą Olgę. Nie umieraj, pomyślał, próbując spojrzeć na nieprzytomną koleżankę. Zdążył zapałać do niej sympatią przez ten spędzony czas; nawet wtedy, gdy miał ochotę ją udusić.

– Nic się jej nie stanie. Przestań panikować – burknęła Sydonia. Jej twarz nagle się rozpromieniała. Eliksir był już gotowy! Wlała turkusowy płyn do drewnianego naczynka z uszkiem. Delikatnie przechyliła chochlę, by substancja się przypadkiem nie rozlała. Wiedźma głęboko odetchnęła, gdy żadna kropla nie została zmarnowana. Utkwiwszy wzrok w naczyniu, powoli podeszła do skrępowanego Marka. Przysiadła na brzegu koca i rozkazała:

– Otwórz usta!

Ani mi się śni, pomyślał Yołmen i odwrócił głowę od kobiety, mocno zaciskając wargi. Nie zamierzał wypić tego paskudztwa. O nie! Nie zmusi go. Niespodziewanie Olga wstała z podłogi i trzymając w dłoni opasłe tomiszcze, walnęła z całej siły w głowę siostry. Ta osunęła się na brzuch szamana, wylewając eliksir na spodnie chłopaka.

– Super – jęknął chłopak, czując mokre miejsce obok krocza. Placek w całej okazałości. Olga zepchnęła Sydonię i zaczęła uwalniać kolegę.

– Wezmę trochę tej mikstury, a ty zdejmij z jej szyi wisior – rozkazała ropucha, a chwilę później już stała przy rozgrzanym kociołku. Yołmen się obruszył. Tym razem tak łatwo z nim nie pójdzie.

– Nic nie zrobię póki mi nie wyjaśnisz, o co tu chodzi! – I usiadł z powrotem na kocu. Zachowuje się jak małe dziecko, przeszło przez myśl Oldze. Wlała eliksir do tej mikstury, którą robili razem i wstrząsnęła tak, że znajdująca się w środku mieszanina przybrała kolor szafirowy.

– Ona zaraz może się ocknąć. – Próbowała przemówić mu do rozsądku, ale niczego nie wskórała. Sama ściągnęła wisior z szyi siostry i mętnym spojrzeniem omiotła postać szamana, który nadąsany siedział i nie wyglądało na to, że zamierza się ruszyć. Olga jęknęła i usiadła obok niego, nogą odpychając od siebie Sydonię.

– Co chcesz wiedzieć? – powiedziała zrezygnowanym tonem.

– Co ona chciała ze mną zrobić? – To pytanie go najmocniej dręczyło. Miał dosyć wszystkich tajemnic, tego wszystkiego.

– Chciała cię uśmiercić – oznajmiła ropucha, patrząc z zainteresowaniem na wisior. Czuła się skrępowana, opowiadając o siostrze i jej chorych pobudkach.

– Czemu?

– Mówiłam ci już, że klątwa się nie udała. Kiedy warzyła eliksir za pierwszym razem zabrakło jej krwi tego, na którego chciała rzucić klątwę. Złapano ją, kiedy zamierzała ukłuć Bolesława. To nie było rozsądne z jej strony, zresztą moja siostra nigdy nie była rozsądną kobietą.

– Czemu chciała rzucić na niego klątwę placka? – wtrącił się, a Olga odważyła się na niego spojrzeć.

– Miała z nim romans i zakochała się w nim. Sydonia nie lubi się dzielić, kiedy dowiedziała się, że książę ożeni się z Anną Jagiellonką, dostała szału. Zatraciła się w czarnej magii. Nie wiem, co zrobiła, że uniknęła spalenia. Prawdopodobnie rzuciła na siebie jakieś zaklęcie, przecież to wiedźma. – Wzięła głęboki oddech. – Widziałam, jak świecą ci się dłonie i wiedziałam, że to jej sprawka. Klątwa zadziałała w połowie, więc trzeba było ją naprawić. Tymi neonowymi rękami sprawiła, że musiałeś cofnąć się w czasie, a dzięki temu dostała to, co chciała... czyli krew Gryfitów. – Olga umilkła na chwilę i zapanowała niezręczna cisza.

– A co z tą dziewczyną? Ona pierwsza się tu przeniosła.

– Widocznie Sydonia nie przewidziała tego, że będziesz objawiał magiczne zdolności i spróbujesz złamać klątwę. To nawet do niej podobne, najpierw zrobi, a później pomyśli.

Marek chłonął każde słowo, próbując sobie to wszystko ułożyć w głowie. Sapnął i z uśmiechem spojrzał na koleżankę, siedzącą obok niego.

– Świecącymi dłońmi przywabiła mnie do piętnastego wieku... Sprytne.

Olga się zaśmiała.

– Raczej bezmyślne – skomentowała, po chwili namysłu zapytała: – Co z nią zrobimy? – Wskazała na nieprzytomną siostrę. Yołmen wzdrygnął ramionami, zacmokał i zasugerował:

– Zwiążmy ją i zostawmy tu.

Olga pokiwała głową. Oboje wstali i położyli delikatnie Sydonię na kocu. Marek sięgnął po sznur, którym wcześniej był związany i obwiązał nim nogi wiedźmy, a Olga jej ręce. Wychodząc z chatki, ropucha szybko wzięła księgę zaklęć.

– Jak teraz znajdziemy naszą zgubę? – zapytał Olgę, kiedy przedzierali się przez puszczę. Nigdy nie spędził tyle czasu na łonie natury, preferował marnowanie swojego czasu w mieście, łażąc po centrach handlowych niż wędrowanie po lesie i odganianie się od natrętnych komarów. Dziewczyna wyjęła wisior i oznajmiła:
– On nam pokaże, gdzie jest. Będzie wibrował, gdy znajdziemy się blisko niej.

Yołmen jęknął i już się nie odezwał. Nie wiedział, ile szli, zegar wciąż tykał, ale czuł, że zbliżają się do centrum miasta. To był zły dzień na wycieczkę w czasie, pomyślał, widząc groźny tłum wieśniaków zmierzający do zamku. Ludzie zaczęli się buntować, bo wszystkie szlaki handlowe zostały zamknięte przez księcia Pomorza. Szczecin był znany głównie z rybołówstwa i zbóż, brakowało jednak owoców i warzyw. Nie wszystkie gospodarstwa było stać na taki luksus. Wisior z klepsydrą zaczął wibrować w dłoni Olgi, wskazując na północny wschód, dokładnie w stronę zamku.

– Jest tam – powiedziała z wyczuwalną nutą strachu, kiedy zdała sobie sprawę, że trzeba będzie przedrzeć się przez rozjuszony tłum szczecinian.

– Jakoś mnie to nie cieszy – podsumował chłopak, dokładnie odgadując jej myśli.

Przedzieranie nie okazało się takie trudne, jakie z początku się wydawało. Przeszli całkiem sprawnie, dochodząc do bramy głównej Zamku Książąt Pomorskich. Dziedziniec był pusty, a otaczające go budynki gospodarcze były w całkowitej ruinie. Miały rozbite okna, dziurawy dach, a ściany powoli same się rozsypywały. Klepsydra jeszcze mocniej wibrowała, wskazując na wschodnie skrzydło i w tamtą stronę właśnie ruszyli. Byli blisko budynku, kiedy z piwniczych drzwi wyszły dwie dziewczyny. Klepsydra tak mocno drgała w ręku Olgi, że ta ledwo nad nią panowała. Marek nie wiedział, jak się zachować: czy skakać z radość jak głupi, czy może się rozpłakać. Choć ta druga opcja mu nie pasowała, to nie powstrzymał kilku łez.

Daria, zaniepokojona jakimiś krzykami w języku niemieckim, postanowiła wyjść wraz z Kasią. Obie dziewczyny były bardzo ciekawskie i nie zważając na grożące im niebezpieczeństwo wyszły. Przez chwilę nie wiedziały, co się dzieje. Kasia zaobserwowała dwójkę ludzi ubranych w dość dziwne stroje. Kobieta w spodniach? Zaniepokojona spojrzała na Darię, ale ta uśmiechała się lekko, a już po chwili znajdowała się w czyichś ramionach. Yołmen nie umiał ujarzmić swojej radości. Mocno przytulił do siebie Darię, ignorując zdziwione spojrzenia Kasi i Olgi. Dzięki, dzięki, dzięki, myślał patrząc w niebo. Co za cudowna chwila, zwłaszcza, że zaczynał wątpić we wszystko.

– Jak dobrze, że cię odnaleźliśmy – szeptał jej do ucha chłopak. Po chwili opamiętał się i puścił zszokowaną dziewczynę. Kasia nieśmiało się odezwała:
– Przepraszam, a kim państwo są?

– To... – Daria chwilę się zastanowiła, wolała nie wyjawiać, że to są ludzie z przyszłości, którzy po nią przyszli. Wydukała: – Moi przyjaciele.

– Dobrze, że tutaj się znajdujemy. To jest nasza baza do... wiecie czego – wyjaśniła Olga, a Marek i Daria od razu załapali, że chodzi o powrót do domu. Daria odwróciła się do Kasi i podziękowała jej za pomoc. Dziewczyny pożegnały się i mimo że doskonale zdawała sobie sprawę z kłamstwa, powiedziała Kasi, że jeszcze się na pewno zobaczą. Katarzyna z powrotem weszła do kuchni, nie pytała o nic, ale Daria wiedziała, że ledwo panuje nad swoją ciekawością.

– Najpierw złamiemy klątwę placka, dobrze? – szepnęła Olga, patrząc na chłopaka i dziewczynę. Ci jedynie kiwnęli głową. Ta klątwa to nie było nic przyjemnego, oboje przez nią wpadli w tarapaty. Marek miał pecha przez całe swoje życie, a Daria wylądowała w piętnastym wieku.

Olga kazała bardziej przybliżyć się szamanowi do dziewczyny i powiesiła im na szyi wisior. Klepsydra spokojnie wisiała pomiędzy nimi. Marek spojrzał prosto w oczy Darii. Były takie ciepłe i ufne; powoli zdawał sobie sprawę, dlaczego to właśnie o niej myślał tego ferelnego dnia. Speszony odwrócił wzrok. Olga zacisnęła pulchną dłoń na wisiorze z turkusowym piaskiem i wypowiedziała kilka niemieckich słów, po czym złamała klepsydrę. Turkusowa poświata wydobyła się z ciała Marka i Darii. Oboje poczuli chłód i pustkę w środku, jakby ktoś niewidzialną dłonią wyszarpnął z ich wnętrza płuca. Wiatr, który się zerwał w tym momencie sprawił, że piasek z klepsydry wzniósł się ku szarym chmurom, górującym nas Szczecinem i zniknął. Tak po prostu.

– Już? – zapytali równocześnie. Olga uśmiechnęła się tajemniczo.

– Chwila! A czemu mówiłaś zaklęcie po niemiecku? – zapytał Yołmen, przypatrując się ropusze. Ta jedynie wzięła głęboki oddech. Ach, te pytania!

– Bo na Pomorzu większość ludzi mówi po niemiecku. Sydonia, jako arystokratka, zna i polski, i niemiecki.

Wszystko stało się jasne. Olga wyjęła eliksir, który warzyła wraz z chłopakiem i do którego dolała substancję zrobioną przez Sydonię.

– Musisz to wypić – powiedziała, dając słoiczek z miksturą Darii. Eliksir nie pachniał zachwycająco, był otumaniający, więc dziewczyna musiała z całej siły zapanować nad ogarniającą ją sennością.

– Po co to? – Pytania Marka powoli zaczynały irytować Olgę, ale rozumiała jego obawy. Spokojnie wyjaśniła:

– Dzięki temu wrócicie do domu.

– Chwila! Ty się z nami nie zabierasz? – zapytał zdziwiony. Dziewczyna nie dała rady na niego spojrzeć.

– Zostanę z Sydonią, potrzebuje teraz opieki. Nie wiadomo, czy znowu coś głupiego jej nie strzeli do głowy. Chyba... – Zacięła się. – Chyba nie byłam dobrą siostrą.

Darii było szkoda Olgi, nie znała jej tak bardzo jak Yołmen, ale zapałała jakąś dziwną sympatią do niej. Chłopak pożegnał się z Olgą, niespodziewanie wziął za rękę Darię. Widząc jej zdziwioną minę, uśmiechnął się i szybko wyjaśnił:
– Nie chcę się zgubić podczas podróży.

Daria postanowiła to zignorować. Skupiła się tylko na jednym: na słoiczku z miksturą. Wzięła głęboki wdech i jednym haustem wypiła magiczny napój. Ostatnie, co zauważyła, to machającą do nich Olgę.

EPILOG



Dzień był trochę wietrzny, co chwilę kropił deszcz i grzmiało. Wykład z teorii kultury był nudny jak nigdy. Gdyby nie kartki papieru, czarny długopis i przygoda, jaką ostatnio przeżyła, Daria dawno by odchyliła głowę do tyłu i zasnęła, jak to robiła większość ludzi na roku. Doktor sprawiał wrażenie, jakby nie widział i nie słyszał śpiących studentów.

Daria, która siedziała w samym rogu sali wykładowej, co chwilę mrugała, próbując sobie przypomnieć dokładnie szczegóły. Długopis sprawnie tańczył po kartce w kratkę, sprawiając, że dziewczyna co jakiś czas uśmiechała się do swoich wspomnień. Uwolnili się od klątwy i bezpiecznie wrócili do współczesnego Szczecina. Mama Darii była trochę zaniepokojona późnym powrotem swojej córki i jej dość dziwnym zachowaniem, ale z czasem wszystko wróciło do normy.

Spojrzała na stworzony obrazek, przedstawiający jej koleżankę z piętnastego wieku – Kasię. Dziewczyna z rysunku uśmiechała się do niej sympatycznie, a ciekawski wzrok patrzył prosto na Darię. Brakowało jej tej szalonej dworskiej pomocy kuchennej. Miło będzie wspominać czas spędzony w średniowiecznym Szczecinie. Kilka pytań nadal kołatało jej się w głowie. Chociażby w jaki sposób Olga wędrowała tak w czasie, ale na to, prawdopodobnie, odpowiedzi nigdy nie otrzyma.

Telefon, który miała w kieszeni spodni zawibrował, wybudzając ją z amoku. Od Yołmena, przeczytała w myślach. Na jej twarzy zakwitł uśmiech, gdy skończyła czytać treść wiadomości. Szybko odpisała i ponownie włożyła telefon do kieszeni. Koniec jednej przygody oznaczał początek drugiej. Wygodnie oparła się o oparcie krzesła i udawała, że słucha wykładu, będąc myślami zupełnie gdzie indziej. Gdzieś w średniowiecznym Szczecinie, który tak mocno ją oczarował.

KONIEC


BIBLIOGRAFIA:
1. Bogusław i Anna, Zbigniew Boras
2. Gryfici. Książęta pomorza zachodniego Kazimierz Kozłowski, Jerzy Podralski
3. Regiony w dziejach Polski: Pomorze zachodnie w tysiącleciu, praca zbiorowa
4. Szczeciner. Magazyn Miłośników Szczecina nr 1
5. W krainie Gryfitów. Podania, legendy i baśnie Pomorza Zachodniego
6. Zamek książęcy w Szczecinie

CIEKAWOSTKI:
~Miasto Gryfia, które jest wspomniane w tekście funkcjonuje teraz pod nazwą Greifswald i należy do państwa Niemieckiego (kiedyś ten rejon należał do Pomorza).
~Sydonia von Borck jest postacią historyczną, która została posądzona o czary. Urodzona w 1545, ale na potrzeby opowiadania nagięłam trochę ramy czasowe, proszę mi wybaczyć.
~Na Pomorzu, zwłaszcza zachodnim przeważał język niemiecki.

INSPIRACJA:
KLIK-KLIK

SPOJLER:
A tak już na samym końcu, uprzedzam, że w przygotowaniu jest kontynuacja Placka, dlatego kilka wątków zostawiłam sobie na deserek.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
[NZ] Nie bądź taki placek - przez Matefaim - 23-12-2011, 22:24
RE: [NZ] Nie bądź taki placek - przez marcinos83 - 24-12-2011, 00:28
RE: [NZ] Nie bądź taki placek - przez Sylwiamotyka - 24-12-2011, 21:45
RE: [NZ] Nie bądź taki placek - przez Matefaim - 25-12-2011, 19:43
RE: [NZ] Nie bądź taki placek - przez Matefaim - 18-06-2012, 13:54
RE: [NZ] Nie bądź taki placek - przez Matefaim - 09-08-2012, 01:29
RE: [NZ] Nie bądź taki placek - przez Matefaim - 18-08-2012, 10:22
RE: [NZ] Nie bądź taki placek - przez Matefaim - 09-03-2013, 21:35

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości