Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Autobus
#1
Piękny, słoneczny dzień. Z bezchmurnym niebem. Jest ciepło, ale nie gorąco i nie duszno.
Tak mogłoby być, ale niestety nie było. Październikowy poniedziałek straszył chłodem, dokuczliwą mżawką z pokrytego szarymi chmurami nieba i w ogóle samym faktem, że był poniedziałkiem, czym obwieszczał złośliwie, że do weekendu jeszcze cztery dni.
Plusem był jednak fakt, że właśnie skończyłem pracę. Dzień w Wielkim Molochu, instytucji znienawidzonej przez polskie społeczeństwo, okazał się być wyjątkowo spokojny, co napełniało mnie całkiem dobrym humorem na resztę dnia.
Niestety, zamiast iść do domu, gdzie w ciszy i spokoju mógłbym odpocząć, musiałem zasuwać na drugi koniec miasta, do chorego przyjaciela. Perspektywa odwiedzin u niego była niezła, przerażał mnie jedynie fakt, że musiałem się tam jakoś dostać.
Prawa jazdy nie miałem, jakoś nie było mi potrzebne – samochód, to praktyczna rzecz, choć w obecnych czasach jego eksploatacja naraża posiadacza na dość wysokie koszty.
Piechotą za daleko.
Podwieźć też nie ma, kto.
Pozostaje autobus. Czerwoniak. Ban.
A w nim masa ludzi tłoczących się, jak świnie w zagrodzie. I na pewno trafi się jakaś baba z małym dzieckiem, paskudnym bachorem, który będzie się wydzierał na cały autobus wystawiając na próbę słuch i cierpliwość pasażerów oraz własne struny głosowe. Oczywiście mamusia nie zwróci dziecku uwagi, bo przecież wychowanie bezstresowe jest.
Kurwa mać, a potem ludzie się dziwią skąd się biorą psychopaci na świecie. Pewnie gros z tych rozwydrzonych bachorów wyrośnie na pokolenie zblazowanych i bezkarnych, we własnym mniemaniu, świrów.
Drugą grupę psycholi będą zapewne stanowić ci, których nerwy nie wytrzymały starcia z dziecięcym wrzaskiem.
Na pewno będzie też jakiś spocony grubas, który złośliwie wsiądzie na pierwszym przystanku i wysiądzie na ostatnim, zatruwając w międzyczasie pasażerów swoim potowo - kwaśnym aromatem.
I babcie. Z pozoru powolne i nieszkodliwe staruszki zamieniają się w autobusie w dzikie bestie gotowe zabić, i zgnoić każdego, byle tylko usadzić swoje stare dupsko na siedzeniu. A spróbuj nie ustąpić, to cię zjedzą.
W babciach najzabawniejszy jest fakt, że choć wydają się stare i nieporadne są gotowe sprintem przebiec cały sto metrów, by zdążyć na przystanek i przepchać się przez tłum ludzi niczym lodołamacz, tylko po to, by zająć, lub wyrzucić kogoś już zajętego, siedzenia.
Z nerwów zacząłem skubać paznokieć kciuka. Po chwili targnęły mną silne drgawki, gdy Anioł z mego wnętrza, odpowiedział na mój stres.
Spokojnie, tylko spokojnie, wdech i wydech.
Nacisk na brzuch zelżał. Odetchnąłem głęboko jeszcze parę razy, otarłem krew z palca, gdzie niemal do mięsa zeskubałem paznokieć i ruszyłem w stronę przystanku.
Czekało kilka osób, ale szału nie było. I dobrze. Byłem parę minut przed czasem.
U wiecznie niezadowolonej kioskarki kupiłem bilet, po czym czekałem na autobus. Kobieta miała taką minę jakbym tym zakupem biletu obraził jej matkę.
Czekałem.
Dalej czekałem.
Szybki rzut oka na zegarek uświadomił mi, że czerwoniak jest już spóźniony z pięć minut.
W końcu przyjechał. Nie śpiesząc się, wsiadłem do środka zajmując mało strategiczne miejsce z tyłu pojazdu. Na następnych przystankach wsiadały kolejne grupy osób, ale na razie nie było nic niepokojącego, choć tłok powoli narastał.
Oczywiście, życie musiało kopnąć mnie w dupę, bo, mniej więcej, w połowie trasy wsiadły dwie matki z wózkami. DWIE!
Będąc widocznie koleżankami zaczęły w najlepsze plotkować, tymczasem dzieci w wózkach zaczęły kwilić. Po chwili kwilenie przerodziło się w piski i wrzaski, na co troskliwe matki zareagowały jedyne intensywniejszym bujaniem wózków.
Zagryzłem wargi z bólu, gdy Anioł zaczął niespokojnie rzucać się wewnątrz mnie.
Gdy na chwilę przestał poczułem żelazisty posmak krwi na języku.
Ludzi przybywało coraz więcej, jednak jakoś udawało mi się uniknąć pochłonięcia przez tłok… Na szczęście.
Gdy już myślałem, że przywyknę do tej kakofonii, grupka dzieciaków za mną zaczęła puszczać sobie z komórek muzykę. Mimo, że siedziałem obok nich nie byłem w stanie wyróżnić konkretnej melodii, słychać było tylko pojedynce dźwięki, kiepskiego bita i coś, co przy naprawdę dobrych chęciach, nie można by nazwać wokalem. A jednak te poszczególne tony, były jak szpilki wbijane w mózg. Głęboko i boleśnie. Skuliłem się, gdy z nerwów poczułem ostry ból w żołądku.
Pieprzona, dresiarska dzieciarnia. Każde w bluzie i spodniach o kilka numerów za duże, tak, że ubranie wisiało na nich, jak worki. Do tego przynajmniej jedno z nich musi mieć czapkę z daszkiem z nalepką świadczącą o tym, że „markowe i drogie”. Szkoda, że sobie, kurwa, paragonu ze sklepu do daszka nie przypnie.
Wrzaski dzieciaków i muzyczka zlały się w jeden, nieustający, chaotyczny strumień dźwięków atakujący mnie niemiłosiernie.
Gdy Anioł załomotał w moje skronie pociemniało mi w oczach, czułem się jakby od środka ktoś rytmicznie łupał mnie w czaszkę ciężkim młotem. Musiałem ostatkiem powstrzymywać się, by go nie wypuścić na zewnątrz.
Wdech i wydech. Powoli.
Zacząłem skubać kolejny paznokieć.
Miałem wrażenie, że wszyscy wokół napierają na mnie, że ściana pasażerów mnie zmiażdży w akompaniamencie tego jazgotu, zostawiając sprasowanego jak naleśnik.
Gdy wydawałoby się, że koszmar sięgnął apogeum usłyszałem nad sobą ohydny skrzek, który, jak się okazało, był głosem istoty ludzkiej.
-Grupę inwalidzką mam! – babcia, o rozmiarach małego czołgu i twarzy tłustego, pomarszczonego prosięcia świdrowała mnie swoimi świńskimi oczkami. No i cuchnęła. Był to odór intensywnych, dusząco-słodkich perfum zmieszany z kwaśnym zapachem potu.
- Słucham? – wysiliłem się na uprzejmość będąc już na wpół przytomnym od powstrzymywania mojego wewnętrznego lokatora.
- Co słucham, co słucham?! – przedrzeźniała mnie. – Starsza jestem, inwalidka, to ustąpiłbyś gówniarzu! Co za chamstwo dziś! Zero szacunku do ludzi, za moich czasów…
Nawet nie słuchałem. Mogłem ustąpić jej tego zasranego fotelika i wbić się w ścianę ludzi, próbując przeżyć do ostatniego przystanku, gdzie wysiadałem, ale coś, może Anioł, kazało się zbuntować i przeciwstawić się.
- Zamknij się, stara babo – westchnąłem.
Wokół mnie zapanowała cisza. Staruszka ze świstem wciągnęła powietrze.
- JAK ŚMIE!!! – aż się zachłysnęła z wściekłości. – Jak... jak tak można?! Do mnie! Inwalidki!
Anioł szalał chcąc się wyrwać, choć na sekundę.
A, co mi tam.
Spojrzałem na nią.
- Zaraz ci pokażę, jak śmiem – uśmiechnąłem się lekko.

***

W końcu udało mi się jakoś dojechać do ostatniego przystanku. Odprężony wysiadłem i spokojnym krokiem ruszyłem kierunku domu przyjaciela.
Za mną został autobus MZK o szybach ubarwionych krwawymi bryzgami. Spod jego zamkniętych drzwi zaczęły powoli wyciekać strumyczki krwi, przeradzające się w małe potoki, tworząc czerwone jezioro na poboczu.
Bo ja naprawdę, ale to naprawdę nienawidzę jeździć autobusami.



Jgbart, proud to be a member of Forum Literackie Inkaustus since Nov 2009.
http://www.youtube.com/watch?v=4LY-n9nx5...re=related

Necronomicon " Possesed Again" \m/
Necrophobic "Hrimthursum" \m/

EVERYONE AGAINST EVERYONE - CHAOS!
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Autobus - przez Jgbart - 03-11-2011, 12:30
RE: Autobus - przez haniel - 03-11-2011, 13:26
RE: Autobus - przez Jgbart - 03-11-2011, 13:40
RE: Autobus - przez Kassandra - 03-11-2011, 14:22
RE: Autobus - przez przemekplp - 03-11-2011, 14:25
RE: Autobus - przez Brei - 03-07-2012, 20:17
RE: Autobus - przez Jgbart - 12-07-2012, 19:24
RE: Autobus - przez Changed - 09-07-2012, 19:33
RE: Autobus - przez Ginko - 10-07-2012, 18:57

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości