Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Zachmurzenie
#1
Rainbow 
Na życzenie autora wklejam poprawioną wersję - 23.07.2011// Kassandra


Prolog: Bo kiedyś trzeba się zapalić

Deszcz się zbiera. Więc i ja się zbiorę. Spacer, piesku.

Rozdział Pierwszy: Kiedy wyszłam i zdałam sobie sprawę, że nie rozumiem świata
Część Pierwsza: Plac


Teraz już nie pamiętam, w jaki sposób doszłam do placu. Wiem tylko, że powoli. Refleksja, że oczy mam sztucznie otwarte kawą przyszła odrobinę później, na promenadzie, ale o tym potem.
Na placu znów były billboardy, takie same, w których jakiś miesiąc w tył eksponowane były fotografie z projektu unijnego, w tym moje.
Mruknęłam pod nosem, że to niesprawiedliwe i się nie zgadzam, jednakże już z przybyciem tej myśli zauważyłam, że zdjęcia za szybkami nie są pracami konkursowymi. Podeszłam do pierwszego billboardu. Dwa zdjęcia, nie pamiętam już, jakie. Obejrzałam wszystko, obchodząc plac dookoła. Niestety, mimo iż każda z fotografii miała swój tytuł, nigdzie nie znalazłam żadnej wzmianki o autorze. Podeszłam do samochodu Straży Miejskiej, zatrudnionej pewnie w celu pilnowania tych tablic.
Niestety, panowie nie wiedzieli, czyich prac pilnują, oprócz tego, że te zdjęcia należą do miasta. Ciekawe określenie. Odeszłam w stronę zaułka z łukami, śmiejąc się głupawo.

Część Druga: Ulica grozy

Przeszłam powolnym krokiem przez ulicę Jatkową, słynącą jako jedna z najgorszych w tym mieście, zamieszkaną głównie przez cygańskie rodziny. Starałam się nie uderzyć w ściany mijanych budynków, co wcale nie przychodzi z łatwością, kiedy w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin spało się w sumie może godzinę i było po potężnej dawce kawy. Pies ciągnął mnie w stronę promenady, a ja posłusznie szłam za nim, za cel postawiwszy sobie utrzymanie ciała w pionie. Na promenadzie są ławki. Tam odpocznę.

Część Trzecia: Promenada

Doszłam do promenady. Chłopak, mijający mnie rowerem, uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech. Kiedy wchodziłam na most, naszła mnie refleksja, jakby zalążek tej pierwszej metafory do wiersza: ze sztucznie otwartymi kawą oczami patrzę sfabrykowanie żywym spojrzeniem na świat, z którego rozumiem tylko chmury na niebie. Może coś z tym zrobię. Kiedyś. W połowie promenady stwierdziłam, że nie ma sensu iść dalej, bo zaraz lunie i będzie trzeba wracać, więc położyłam się na ławce z kurtką pod głową, wpatrując w krążące nade mną owady i - trochę wyżej - ptaki. Lubię ptaki. Powoli przemijałam w idealnej harmonii z przemijaniem świata. Byłam na granicy snu.

Prolog Rozdziału Drugiego: Oszustwo

W pewnym momencie podszedł do mnie dosyć stary już mężczyzna, pytając o godzinę. Spojrzałam na telefon, wskazujący osiemnastą jeden. Nie wahałam się ani chwili: postanowiłam skłamać.

Rozdział Drugi: Samiec Rozpłodowy


Osiemnasta, powiedziałam, uśmiechając się półprzytomnie. Podziękował i odwrócił się, a ja wróciłam do spokojnego oczekiwania na burzę. Minęły dwie sekundy.
To piesek czy sunia?, spytał. Pomyślałam, że cholera, kolejny facet, który chce mi psa wykorzystać do zrobienia szczeniaków. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że pies. Zbyt dużo kłamstw może się szybko wydać. Ucieszony podszedł i zaczął głaskać psa. Stwierdziłam, że nie mogę tak leżeć i z ociąganiem usiadłam, przyglądając się mówiącemu coś człowiekowi. Zadzwonił mi telefon, to przyjaciel. Wyjęłam go i, wykorzystując wszystkie moje umiejętności aktorskie, spróbowałam dać rozmówcy do zrozumienia, że bardzo chcę oddzwonić. Dopiero któreś z kolei "no to do widzenia" zadziałało.

Notatka Uzupełniająca: Telefon

Rozmawialiśmy trochę. Później okazało się, że nie minęło więcej niż osiem minut, ponieważ, kiedy już się zwlokłam z ławki i zaczęłam iść do domu, sprawdziłam godzinę i była osiemnasta dziewięć. Wydawało mi się, że rozmawialiśmy dłużej, cóż.

Rozdział Trzeci: Powstanie

Zaczęło porządnie szkwalić na burzę. Telefon stracił sieć, ale zorientowałam się o tym dopiero po kilku chwilach ciszy po drugiej stronie. Zakończyłam i tak jednostronną rozmowę i schowałam telefon do kieszeni kurtki. Była nieprzemakalna i kosztowała fortunę, mama kupiła mi ją specjalnie na szkolenie żeglarskie. Chciałam sprawdzić, jak spisze się na mocnym deszczu, na który się zanosiło. Zasunęłam kieszeń i zaczęłam nakładać kurtkę na wietrze. Kto kiedykolwiek nakładał kurtkę na wietrze wie, że jest to dosyć skomplikowane, dla mnie dodatkowo stanowiło kolejny powód do wesołości. Jakaś kobieta krzyknęła na mnie, żebym się pospieszyła, bo mnie zmiecie. Nas. Mnie i mojego psa. Odpowiedziałam pogodnie, że przecież mam kurtkę.
Kiedy zasuwałam się, a robiłam to powoli, analizując na jaką długość powinnam to zrobić, przeszło obok mnie dwóch chłopaków. Jednego, Wiktora, znałam. Krzyknął, żebym uciekała, bo zmoknę. Jego także poinformowałam, że mam kurtkę, i gdyby moje kawowe spojrzenie zależało ode mnie - a niestety tak nie było - popatrzyłabym wtedy wymownie na krótki rękaw i szorty jego i jego kumpla. Wstałam.

Rozdział Czwarty: Powrót
Część Pierwsza: Wyruszenie w drogę


Skierowałam się w stronę mostu, po drodze mijając faceta "od godziny" siedzącego na ławce. Kiedy znów zaczął przystawiać się do mojego psa odpowiedziałam, że spieszymy się, żeby uciec przed deszczem. Potwierdził, że zaraz tak lunie, że się nie pozbieramy, nadal siedząc beztrosko na ławce. Zdziwienie nie nadeszło. Za to na twarz wpełzł mi słaby uśmiech.

Część Druga: Zmiany w planie


Przy moście zatrzymałam się i po chwili skierowałam w małą alejkę przy rzece, szumnie nazwaną przez władze miasta bulwarem. Wiało w prawo. Po lewej stronie było wysokie ogrodzenie, oplecione bluszczem, służące niejako za wiatrochron, za to drzewa przy brzegu gięły się w kierunku pomarszczonej wody. Nie była to krótsza droga.

Część Trzecia: Zdobycie informacji


Wychodząc z alejki weszłam na chodnik przy jednej z najbardziej ruchliwych ulic w mieście. Po drugiej stronie mieścił się budynek z zakładem mięsnym, biurem komornika, szkołą językową, salonem dermatologa i jakimiś jeszcze dwiema rzeczami, którymi nie zawracałam sobie głowy. Pomyślałam, że miałam sprawdzić telefon i terminy, w jakich przyjmuje dermatolog, a także godziny otwarcia sekretariatu szkoły językowej, w której zostało moje świadectwo ukończenia roku z angielskiego. Po przyspieszonym kursie obsługi aparatu fotograficznego w nowym telefonie zrobiłam zdjęcia grafików obydwu instytucji. Niestety, nigdzie nie zauważyłam numeru kontaktowego do dermatologa. Poszłam dalej.

Część Czwarta: Kolejny telefon i powrót w znane miejsca

Zbliżałam się do placu. Wyciągnęłam telefon i z zadowoleniem zauważyłam, że wróciła mi sieć. Od razu wybrałam numer do przyjaciela, przechodząc przez ulicę. Narzekałam, że jeszcze nie zaczęło padać, a ledwo kropi, przecinając plac powolnym, trochę rozchwianym krokiem. Stanęłam na środku i zastanowiłam się głośno, czy taniec deszczu byłby w tym wypadku pomocny.

Część Piąta: Początek burzy

Ruszyłam dalej za psem, który jasno dawał mi do zrozumienia, że absolutnie nie przeszkadzam mu w spacerze, dopóki grzecznie za nim idę. Gdy przeglądałam się w szybie sklepu z zabawkami i elektroniką, przyjaciel oznajmił, że musi kończyć. Schowałam telefon do kieszeni kurtki. Zaczynało kropić.
Zrobiliśmy zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i poszliśmy w dół ulicy, na osiedle bloków pomalowanych na żółto-zielono-czerwono. Kiedy byliśmy między budynkami, rozpadało się na dobre. Naciągnęłam kaptur i ruszyłam powoli, kierując się mniej więcej w stronę domu. Nie martwiłam się o to, że pies się zamoczy, ponieważ podczas spaceru bulwarem dwukrotnie wykąpał się w rzece. Tylko raz błysnęło.

Część Szósta: Zawód

Byłam zawiedziona siłą deszczu. Był to najzwyklejszy, równy deszcz, a spodziewałam się prawdziwej ulewy z piorunami, grzmotami i całą resztą. Po kilku minutach w miarę intensywnego padania wszystko zaczęło cichnąć.

Część Siódma: W progach domu

Wchodząc na swoje osiedle byłam zła, że przemoczyłam sobie całe spodnie dla jakiegoś słabego deszczyku. Przestałam patrzeć na świat i brnęłam do domu.

Epilog: Zdany egzamin

Zdjęłam mokrą kurtkę i powiesiłam na haczyku w ganku. Koszulka ze znaczkiem Supermana pod spodem była idealnie sucha. Zdjęłam buty i poszłam do kotłowni, wpuścić psa. Ściągnęłam mu kolczatkę i wytarłam pobieżnie łapy. W nagrodę za obszczekanie psa ciotki, który przyjechał z nią i z moją siostrą cioteczną do nas na parę dni, dałam mu drugą część porcji rosołowej (pierwszą dostał rano), wypuściłam na dwór (przestało już padać) i poszłam do swojego pokoju wszystko to opisać.

20.07.11
opinie wyrażane przez Liwaj są jej subiektywnym zdaniem - zwyczajnie dzieli się własnymi wrażeniami, uczciwie, nie pomijając żadnych kwestii, bo wierzy, że inni postąpią tak samo w stosunku do oceny jej utworów.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Zachmurzenie - przez Liwaj - 20-07-2011, 18:59
RE: Zachmurzenie - przez Artychryst - 20-07-2011, 19:18
RE: Zachmurzenie - przez Slavio - 20-07-2011, 19:26
RE: Zachmurzenie - przez Kassandra - 21-07-2011, 20:24
RE: Zachmurzenie - przez Liwaj - 21-07-2011, 20:49
RE: Zachmurzenie - przez Sheaim - 22-07-2011, 23:36
RE: Zachmurzenie - przez Liwaj - 23-07-2011, 06:17
RE: Zachmurzenie - przez Artychryst - 23-07-2011, 09:38
RE: Zachmurzenie - przez księżniczka - 26-07-2011, 13:56

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości