22-06-2011, 23:49
Zupełnie znienacka wrzucam kolejny fragment mojego opowiadania, świeżo wyjęte spod klawiatury, jeszcze ciepłe:
Kilka minut marszu dalej pełne krzywizn ściany jaskini zastąpił korytarz zbudowany z kamiennych bloków, szerokie płyty przykrywające podłoże zastąpiły stalagmity, leje i inne nieregularności.
— Dochodzimy do celu — poinformował Tracjan.
Na drodze podróżników stanęła nagle poprzeczna zapora z litej skały, szczelnie zasłaniając przejście i uniemożliwiając dalszy marsz. Z boku, po obu stronach ścian jaskini, tkwiły dwie dawno wygasłe pochodnie w uchwytach. Nad nimi widniały czarne smugi sadzy, a pod — rdzawe zacieki. Po prawej stronie przed ścianą stała wielka misa wraz z podestem, wyrzeźbione z jednego bloku skalnego.
— No, i co teraz? — spytał z niepokojem Tymon. — Na darmośmy tu szli?
— Co to, to nie — odparł Ongus. — Użyjemy Czary Ofiarnej, znaczy tej misy, i droga się otworzy.
— To co, wlać tam trza czego, czy jak?
— Ano, trzeba — westchnął Ongus.
Postali chwilę w pełnej niepewności i ciekawości Tymona ciszy, gdy nagle mag podszedł do Czary.
— Dobrze, miejmy to już za sobą — rzekł z niechęcią.
Doby swojego sztyletu, chwycił go za ostrze i wyciągnął za rękojeść z lekkim grymasem bólu. Następnie zacisnął mocno dłoń w pięść, z której po chwili wysączył się mały potok krwi opadający na dno misy. Tracjan chwilę później wyciągnął z torby szary bandaż i podał Ongusowi, po czym również utoczył trochę szkarłatnej cieczy.
Tymon z przerażeniem popatrzył na swoich przyjaciół, tym większym, gdy Ongus ze sztyletem w zdrowej dłoni odwrócił się w jego stronę. Chłop powoli zaczął się wycofywać, chwilę później odwrócił się, chcąc ruszyć biegiem ku wyjściu. Tam jednak czaił się Tracjan, który mocno go pochwycił i doprowadził do Czary.
— Nie róbta mi tego, nikt mi nie powiedział! — szamotał się Tymon.
— Spokojnie, nie chcemy cię zabić — zaśmiał się Ongus, chwytając go za dłoń i przystawiając do niej sztylet. Minęło kilka chwil, aż w końcu, straciwszy cierpliwość, wykonał na niej szybkie nacięcie. Uciszył tym samym wrzaski Tymona, który teraz przyglądał się swojej zranionej i uwolnionej z uścisku dłoni.
— Wyciśnij trochę krwi do misy —polecił Ongus, jakby właśnie mówił o gąbce z wodą.
— Boli, oświadczył sucho, wykonując polecenie, Tymon. — Zapamiętam to sobie, wredne szuje.
Tracjan wraz z Ongusem wybuchli śmiechem.
— Ciśnij, ciśnij — zakrzyknął Ongus. — Gdy brama się otworzy, zobaczysz jeszcze jedną niespodziankę!
W końcu Tymon uznał, że utoczył już wystarczającą ilość krwi. Odszedł od Czary i, poprosiwszy Tracjana o opatrunek, zaczął wraz z przyjaciółmi oczekiwać efektu rytuału.
— I co, już? — zapytał.
— Powinno się już otwierać — odparł Tracjan. — Dolej jeszcze trochę…
— Nie, czekaj! — powstrzymał Ongus niepocieszonego chłopa. — To nie to… Zawsze wystarczała ledwie kapka…
— Więc co?
— Pomyśl… Skoro ty masz na pewno krew błękitną, a ja srebrną… — spojrzał Ongus wymownie na Tracjana.
— Może faktycznie za mało nalał…
— A gdzie tam… — pokręcił głową mag. On po prostu nie ma chłopskiej krwi.
Obaj z niepokojem zwrócili wzrok ku Tymonowi, próbującemu bezskutecznie zrozumieć dziwny dialog.
— To co zrobimy? — spytał Tracjan przypatrując się Tymonowi, niczym niezwykle interesującemu eksponatowi muzealnemu.
Ongus zamyślony zaczął bawić się swoją brodą.
— Masz tu gdzieś w pobliżu jakąś wioskę? — odpowiedział pytaniem.
— Musimy poszukać nowej ofiary.
— Tak, kilka by się znalazło…
— No, to ruszamy — oświadczył żywo Ongus.
— Gdzie z powrotem?
— Ano, tak. Zadanie musi zostać wykonane, nie chcę nawet myśleć, co nam zrobią, jeśli się nie uda…
— Przecież to zajmie kilka godzin więcej! — rzekł zrozpaczony Tracjan.
— Trudno. Tu, w jaskini i tak jest ciemno. Czary nie zwiedziesz.
— Czyli że co? — wtrącił zdezorientowany Tymon. — Na darmoście mnie zofierzyli?
— Nie wiem — przyznał zadumany Ongus, co wielce zadziwiło Tymona; jeszcze nigdy nie słyszał takich słów z ust maga. — Wszystko na to jednak wskazuje.
Tymon uznał, ze to naprawdę ciężka wyprawa i ciężki problem, skoro nawet Ongusowi trudno było znaleźć rozwiązanie. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że to on sam, człowiek o tajemniczym pochodzeniu, przysporzył im owego problemu i uniemożliwia ukończenie misji.
Enjoy
Kilka minut marszu dalej pełne krzywizn ściany jaskini zastąpił korytarz zbudowany z kamiennych bloków, szerokie płyty przykrywające podłoże zastąpiły stalagmity, leje i inne nieregularności.
— Dochodzimy do celu — poinformował Tracjan.
Na drodze podróżników stanęła nagle poprzeczna zapora z litej skały, szczelnie zasłaniając przejście i uniemożliwiając dalszy marsz. Z boku, po obu stronach ścian jaskini, tkwiły dwie dawno wygasłe pochodnie w uchwytach. Nad nimi widniały czarne smugi sadzy, a pod — rdzawe zacieki. Po prawej stronie przed ścianą stała wielka misa wraz z podestem, wyrzeźbione z jednego bloku skalnego.
— No, i co teraz? — spytał z niepokojem Tymon. — Na darmośmy tu szli?
— Co to, to nie — odparł Ongus. — Użyjemy Czary Ofiarnej, znaczy tej misy, i droga się otworzy.
— To co, wlać tam trza czego, czy jak?
— Ano, trzeba — westchnął Ongus.
Postali chwilę w pełnej niepewności i ciekawości Tymona ciszy, gdy nagle mag podszedł do Czary.
— Dobrze, miejmy to już za sobą — rzekł z niechęcią.
Doby swojego sztyletu, chwycił go za ostrze i wyciągnął za rękojeść z lekkim grymasem bólu. Następnie zacisnął mocno dłoń w pięść, z której po chwili wysączył się mały potok krwi opadający na dno misy. Tracjan chwilę później wyciągnął z torby szary bandaż i podał Ongusowi, po czym również utoczył trochę szkarłatnej cieczy.
Tymon z przerażeniem popatrzył na swoich przyjaciół, tym większym, gdy Ongus ze sztyletem w zdrowej dłoni odwrócił się w jego stronę. Chłop powoli zaczął się wycofywać, chwilę później odwrócił się, chcąc ruszyć biegiem ku wyjściu. Tam jednak czaił się Tracjan, który mocno go pochwycił i doprowadził do Czary.
— Nie róbta mi tego, nikt mi nie powiedział! — szamotał się Tymon.
— Spokojnie, nie chcemy cię zabić — zaśmiał się Ongus, chwytając go za dłoń i przystawiając do niej sztylet. Minęło kilka chwil, aż w końcu, straciwszy cierpliwość, wykonał na niej szybkie nacięcie. Uciszył tym samym wrzaski Tymona, który teraz przyglądał się swojej zranionej i uwolnionej z uścisku dłoni.
— Wyciśnij trochę krwi do misy —polecił Ongus, jakby właśnie mówił o gąbce z wodą.
— Boli, oświadczył sucho, wykonując polecenie, Tymon. — Zapamiętam to sobie, wredne szuje.
Tracjan wraz z Ongusem wybuchli śmiechem.
— Ciśnij, ciśnij — zakrzyknął Ongus. — Gdy brama się otworzy, zobaczysz jeszcze jedną niespodziankę!
W końcu Tymon uznał, że utoczył już wystarczającą ilość krwi. Odszedł od Czary i, poprosiwszy Tracjana o opatrunek, zaczął wraz z przyjaciółmi oczekiwać efektu rytuału.
— I co, już? — zapytał.
— Powinno się już otwierać — odparł Tracjan. — Dolej jeszcze trochę…
— Nie, czekaj! — powstrzymał Ongus niepocieszonego chłopa. — To nie to… Zawsze wystarczała ledwie kapka…
— Więc co?
— Pomyśl… Skoro ty masz na pewno krew błękitną, a ja srebrną… — spojrzał Ongus wymownie na Tracjana.
— Może faktycznie za mało nalał…
— A gdzie tam… — pokręcił głową mag. On po prostu nie ma chłopskiej krwi.
Obaj z niepokojem zwrócili wzrok ku Tymonowi, próbującemu bezskutecznie zrozumieć dziwny dialog.
— To co zrobimy? — spytał Tracjan przypatrując się Tymonowi, niczym niezwykle interesującemu eksponatowi muzealnemu.
Ongus zamyślony zaczął bawić się swoją brodą.
— Masz tu gdzieś w pobliżu jakąś wioskę? — odpowiedział pytaniem.
— Musimy poszukać nowej ofiary.
— Tak, kilka by się znalazło…
— No, to ruszamy — oświadczył żywo Ongus.
— Gdzie z powrotem?
— Ano, tak. Zadanie musi zostać wykonane, nie chcę nawet myśleć, co nam zrobią, jeśli się nie uda…
— Przecież to zajmie kilka godzin więcej! — rzekł zrozpaczony Tracjan.
— Trudno. Tu, w jaskini i tak jest ciemno. Czary nie zwiedziesz.
— Czyli że co? — wtrącił zdezorientowany Tymon. — Na darmoście mnie zofierzyli?
— Nie wiem — przyznał zadumany Ongus, co wielce zadziwiło Tymona; jeszcze nigdy nie słyszał takich słów z ust maga. — Wszystko na to jednak wskazuje.
Tymon uznał, ze to naprawdę ciężka wyprawa i ciężki problem, skoro nawet Ongusowi trudno było znaleźć rozwiązanie. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że to on sam, człowiek o tajemniczym pochodzeniu, przysporzył im owego problemu i uniemożliwia ukończenie misji.
Enjoy