Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ósmy dzień wakacji
#1
Napisało się jakoś tak podczas deszczowej wakacyjnej niedzieli. Nauczony doświadczeniem, zapewniam Szanownych Państwo czytelników, iż jest to fikcja literacka. Smile
Ósmy dzień wakacji.

W pokryty eternitem dach stukał deszcz. Był to jednostajny usypiający szum. Leżał na posłaniu, które stanowiło wierzch od tapczanu. Na stryszku nad letnią kuchnią, było ciepło i pachniało przyjemnie, świeżo heblowanymi deskami. Odpoczywał i należało mu się to. Praca przy budowie domu jest mimo wszystko wyczerpująca. Leżał i liczył tyknięcia wiszącego na ścianie wiekowego zegara z kukułką. Trzydzieści pięć równych i jedno krótsze, zupełnie tak jakby zegar utykał. Mechanizm był bardzo stary i mimo wysiłków, nie udało mu się zdobyć odpowiedniego koła wychwytowego. Musiał więc naprawić stare. Koło ma trzydzieści sześć zębów, po przetoczeniu i wypiłowaniu okazało się że jeden jest i tak odrobinę za krótki, dlatego zegar „kulał”. Liczył by uwolnić umysł od dokuczliwych myśli, ale te, natrętne wracały. A szczególnie te o samotności. Taki wredny, cichy głos szeptał mu wewnątrz czaszki, że coś z nim jest nie tak. I było. Bo jak się ma prawie trzydzieści lat i żyje bez kobiety, to coś jest chyba nie w porządku. Myślał o tym, jak o pewnym błędzie programowym. Że musi po prostu czegoś nie wiedzieć. Czegoś, co w samej rzeczy nie jest trudne, robią to przecież tysiące facetów, tylko trzeba na to wpaść. Taki kluczyk do kobiecej duszy. No bo jak to do cholery rozumieć, miał sporo pięknych znajomych i przyjaciółek, niektóre nawiasem mówiąc wykorzystywały go bez żenady, a z żadną, z którą próbował nie udawało się przekroczyć, tej dość przecież wąskiej i płynnej granicy między przyjaźnią i miłością. Zaczynał się więc bać, bo trzeba było coś z tym zrobić i to w miarę szybko. Starokawalerstwo jakoś bowiem mu się nie uśmiechało. Do tego rodzina wcale sprawy mu nie ułatwiała, bywali zrzędliwi, nadopiekuńczy, a czasem zestresowani jak arabscy terroryści. Do tego robota w szkole, która go zwykle dobijała, budowa na którą brakowało pieniędzy i dodatkowe studia, które by się przydały. Czasem myślał żeby rzucić to wszystko w cholerę. No i wreszcie ostatnia sprawa. Przepracował dziesięć zafajdanych lat, jako chędożony „wielki nieprzekupny” a na końcu tego roku sprzedał duszę diabłu. Diabłem była dość cwana i wredna facetka od matematyki. Umówili się, że „trzy za jedną”. Znaczy on przepuści trzech gości z klasy matematyczki a ona w zamian poprawi jego znajomą. Wyszedł na tym, jak przysłowiowy Zabłocki na mydle. Nie dość, że robił to zupełnie za nic i to nawet nie bardzo znał tą dziewczynę, ot rozmawiał z nią parę razy na korytarzu i to wszystko, to jeszcze matematyczka, wredne babsko i tak koniec końców usadziła dziewczynę i to w czwartej klasie technikum. Wkurzył się paskudnie, nie powiedział na to słowa. Stwierdził, że i tak dopadnie wiarołomną, wtedy kiedy będzie najbardziej potrzebować pomocy. W sumie jednak szkoda było dziewczyny, przeniosła się na ostatni rok do innej szkoły. Dziś był ósmy dzień wakacji, myśl o tym, jak pozwolił najpierw owinąć się dookoła palca jakiejś smarkuli a potem wystrychnąć na dudka zwyczajnej matematyczce, paliła wstydem.
Mruknął pod nosem dość pospolite przekleństwo. Zegar zatrzeszczał i zabrał się za kukanie oraz wydzwanianie godziny jedenastej. Na dole stuknęły drzwi. Najpierw wejściowe, potem pomiędzy kuchnią a warsztatem. Zdziwił się. Zapalił lampkę nocną zrobioną niegdyś z wielkiej lampy od wzmacniacza. Pokój zalała złota, ciepła poświata. Na dole zapikała wyłączana centralka alarmowa. Odprężył się, kod znali tylko domownicy. Na schodach rozległy się kroki, ktoś zapukał do drzwi. Zdziwił się po raz drugi, domownicy nie mieli w zwyczaju pukać.
- Otwarte – powiedział i osłupiał. W niskich drzwiach stała dziewczyna, ta sama dla której „zaprzedał duszę”. Woda kapała z przemoczonej, polarowej bluzy.
- No cześć – powiedziała, zdejmując ciężki od deszczu kaptur – Ale leje. Przemokłam do nitki.
Utracił na chwilę zdolność mówienia a nawet logicznego myślenia. Usiadł na łóżku. W bokserkach i rozwleczonej podkoszulce z dziurami powypalanymi kwasem musiał wyglądać żałośnie.
- Pozwolisz mi tu zostać? – spytała, mrużąc te swoje niebieskie oczy – Przecież nie wyrzucisz samotnej dziewczyny na taki deszcz.
- Aaa... Oczywiście. – odzyskał mowę – Pójdę, przyniosę ci coś do wytarcia.
Zbiegł po schodach. W letniej kuchni zatrzymał się na chwilę dla zebrania myśli, policzył od zera do dziesięciu, potem od dziesięciu do zera. Mózg obudził się z zaskoczenia. Nie na długo, jak się okazało. Na razie zabrał wiszący w przy zlewie ręcznik i dziękując w duchu, że jest w miarę świeży, poszedł na górę.
Dziewczyna paradowała po jego stryszku w samych majtkach i rozwieszała pieczołowicie mokre odzienie na oparciach krzeseł. Był to dla niego widok cokolwiek egzotyczny. Widywał wprawdzie nagie dziewczyny, ale jakoś tak się składało, że głównie w telewizji. Tu i teraz, w ciepłym świetle jego nocnej lampki, wyglądało to zupełnie inaczej. Znacznie lepiej. Podał dziewczynie ręcznik, a sam skupił się na tym, by się na nią nie gapić. Był wdzięczny, że obszerne bokserki i długi podkoszulek maskują pewne automatyczne reakcje jego ciała. Dziewczyna wytarła ciało do sucha, wyginając przy tym rozkosznie (chyba nawet nieświadomie) i wskoczyła na jego posłanie, nakrywszy się jego kocem.
- Jeszcze cieplutkie – powiedziała, przytulając buzię do poduszki z uśmiechem królika przyłapanego na gorącym uczynku.
Pomyślał, że powinien w tej chwili powiedzieć „dobranoc” i pójść spać na starą wersalkę w letniej kuchni. Ale na razie nie poszedł. Parę spraw należało wyjaśnić. Usiadł więc na składanym krześle w rozsądnej odległości od dziewczyny.
- Skąd się tu wzięłaś? – zapytał po dłuższej chwili
- Moja babcia mieszka niedaleko. Byłam tu przedwczoraj, jakoś tak zgadaliśmy się o tobie i ktoś powiedział, że sypiasz sam w letniej kuchni. Pomyślałam sobie, że zrobię ci niespodziankę. – Popatrzyła na niego uważnie – Nie cieszysz się że tu jestem?
- Oczywiście że się cieszę. To bardzo miło z twojej strony. Tylko to było takie – uważnie dobrał słowo – zaskakujące.
- Każda niespodzianka jest zaskakująca.
- Skąd znałaś kody? – zapytał.
- Sporo ze mną rozmawiałeś a ja umiem słuchać. Kiedyś opowiadałeś, że masz alarm i zamki szyfrowe, innym razem mówiłeś o dziurach w swej pamięci. Powiedziałeś że dlatego wszędzie masz ten sam kod.
- No tak – przerwał – ale ci nie powiedziałem jaki.
- Widziałam jak odblokowujesz komórkę. – znowu ten sam uśmiech niewinnego króliczka.
- Gadatliwy się robię na starość.
Przyglądał się jej dłuższą chwilę w milczeniu. Sporo o nim wiedziała, ale i on też sporo z tych rozmów prowadzonych na raty na szkolnym korytarzu pamiętał. Między innymi to, że jedno z tych pięknych, niebieskich, prawie granatowych oczu, które na niego teraz patrzyły, na skutek ciężkiego wypadku samochodowego którego mało nie przypłaciła życiem, było niewidome.
- O czym myślisz? – spytała opierając policzek na dłoni.
- Szukam odpowiedzi – powiedział cicho – A pytanie brzmi: Dlaczego? Dlaczego tu jesteś? Dlaczego mokłaś na deszczu, żeby się tu znaleźć? Starałem ci się pomóc, to prawda, ale się nie udało. Nie jesteś mi nic winna. Nawet gdyby się udało, to i tak nie byłabyś mi nic winna, bo gdybym tak pomyślał to już było by źle, znaczyło by, że stałem się przekupny. A tak to było, powiedzmy z potrzeby serca.
- Ech jak ty nic nie rozumiesz. Ty z tymi twoimi zasadami. Rozmawiałam z tobą sporo. Kiedy tylko cokolwiek mówiłeś, robiłeś to tak, żebym sobie nie pomyślała, że ci się podobam, że możesz cokolwiek do mnie czuć oprócz przyjaźni. Czy ty myślisz, że jeśli powiesz sobie, że coś się nie może wydarzyć, to się nie wydarzy? Sam mówiłeś, że prawdę łatwiej wyczytać ze spojrzeń i gestów, niż ze słów, a ja jestem pojętną dziewczynką. Wiem, masz jakieś dziwne kodeksy wartości, wiem że związek z uczennicą uważasz za niedopuszczalny, ale ja już nie uczę się w tej szkole i jestem do cholery dorosła.
Przerwała, a on nadal siedział nieruchomo, pod czaszką kołatała mu myśl: „ Przecież to takie proste. To, że tu jest, to suma moich błędów”. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że cały czas tak naprawdę do tego dążył, mimo że nie przyznał by się do tych pragnień nawet przed samym sobą. Podziwiał jej odwagę.
- Posłuchaj. Ja cię kocham. – powiedziała cichutko. Patrzyły na niego oczy zakochanej dziewczyny. To takie spojrzenie, którego się nie zapomina. Podjął decyzję.
- Ja też cię kocham.
W jej uśmiechu była radość i ulga. Uniosła brzeg koca i zaprosiła go gestem. Kiedy przytulił ją ciepłą, pachnącą i ufną, przeszło mu przez myśl, że cokolwiek zdarzy się jutro, do końca swoich dni zapamięta ten ósmy dzień wakacji.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Ósmy dzień wakacji - przez gorzkiblotnica - 22-12-2009, 22:37
RE: Ósmy dzień wakacji - przez kaprys_losu - 28-02-2010, 20:05
RE: Ósmy dzień wakacji - przez RootsRat - 17-03-2010, 14:21
RE: Ósmy dzień wakacji - przez Sol_Angelica - 21-09-2010, 22:24
RE: Ósmy dzień wakacji - przez Lilith - 28-11-2010, 01:46
RE: Ósmy dzień wakacji - przez mundek - 05-04-2011, 02:08
RE: Ósmy dzień wakacji - przez Piramida88 - 19-11-2012, 17:36
RE: Ósmy dzień wakacji - przez Aalek - 24-11-2012, 13:31

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości