Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Velesia
#1
Jest to bardzo krótki fragment opowiadania, pierwszy raz pokazuje swoją "twórczość" na forum i chciałbym ją poddać bardzo surowej ocenie.


Sok z żywego aloesu do biesów cię wyprawi,

Majowy liść pokrzywy twoje serce strawi,

Żywica z sosny, jest zapach radosny,

Dwie szczypty kminu dla barwy rubinu,

Wilcza jagoda wypruje ci trzewia,

wszystko skropione jadem byś się z piekłem zjednał!


***


Długo jeszcze podążał nasiąkniętą deszczem ścieżką, która prowadziła ku szerokim wrotom grodu. Niewielka fiolka o rubinowej zawartości kołysała się na rzemieniu zawieszonym na szyi podróżnika. W zaciśniętej pięści kurczowo ściskał wodze białego wierzchowca, który wyglądał niczym srebrzyste widmo w świetle księżyca. Zwierzę wydało z siebie dźwięk niezadowolenia.
- Spokojnie – powiedział wędrowiec, po chwili dodając z entuzjazmem – Zaraz oboje zjemy kolację. Poklepał chrapy towarzysza zdecydowanym ruchem i oboje przyśpieszyli kroku. Po chwili znajdowali się u podnóża bramy, która z daleka sprawiała wrażenie dużej furtki, lecz z bliższej odległości wyglądała dość okazale. Była zamknięta. Zza palisady dochodziły stłumione dźwięki miejskiego, nocnego życia. Krzyki, wyzwiska, śmiechy. Rachel ich nie nawidził. Nie znosił hałasu, tłumów i całego tego zadowolonego swoim z pozoru szczęśliwym życiem motłochu. Kilkukrotne uderzenie w bramę zmusiło strażnika do otwarcia niewielkiego wizjera, co poprzedził leniwym przekleństwem. Nieprzyjemna gęba strażnika wskazywała, że właśnie został wyrwany z błogiego snu.
- Czego mi głowę zawracasz włóczęgo!? – Jego usta i oczy zwęziły się nieco.
- Otwórz bramę…
- Bo co chłystku!? – przerwał z wyrzutem strażnik. – Wyjazd mi stąd. – dodał.
- Jeśli zaraz nie znajdę się po twojej stronie, chłystku – mówił spokojnie podróżnik. – To twoja jakże strudzona głowa będzie miała więcej czasu dla siebie – ciągnął. – Pod szafotem.
- Patrzcie go. – Usta wartownika wykręciły się w złośliwym uśmiechu. – Przypełzła przybłęda i ma czelność mi grozić. – Zakończył śmiejąc się w głos. Spoważniał. – Jak Cię zaraz nahajką po grzbiecie przeciągnę to sobie inne miejsce na nocleg znajdziesz. Sięgnął do pasa w poszukiwaniu broni. Po chwili dało się słyszeć lekki trzask i brama lekko się uchyliła. Nim strażnik zdążył podnieść broń otrzymał potężny cios prosto w czubek nosa. Rachel słyszał dźwięk łamanych kości. Wartownik zaklął głośno i przykucnął. Na ziemię obficie pociekła krew. Spojrzał w górę i wstał, by po chwili otrzymać silny cios w bok głowy. Srebrny hełm odskoczył w ciemność. Strażnik upadł na ziemię. Wydawał z siebie nosowy jęk. Srebrzysty rumak stał spokojnie. Rachel schował włosy pod obszernym kapturem i przycupnął obok funkcjonariusza. Miał poważną minę.
- Jestem posłem zmierzającym do księcia Elraeda – powiedział. – Następnym razem zapytaj z kim masz do czynienia zanim znowu obiją ci tę parszywą gębę. – dodał.
- Gdzie reszta? – jęknął strażnik.
- Ja zawsze podróżuję sam – odpowiedział Rachel. – powiadom innych zanim skończą tak jak ty – rozkazał. W panującej ciemności bez problemu odszukał wodze swojego wierzchowca. Nie dosiadając konia, ruszył w kierunku bramy, by po chwili za nią zniknąć. Deszcz rozpadał się na dobre. Tylko nieliczni pozostali na zewnątrz szukając schronienia przed ulewą. Większość kryła się pod szeroką strzechą karczmy. Pamiętał ją dobrze. Zauważył stajnie przylegające do południowej ściany karczmy. Wierzchowiec także. Skierowali się tam unikając co większych kałuż. Konia odebrał młody stajenny. Rachel rzuciwszy chłopcu niewielką monetę odszedł ku oberży. Zerwał się wiatr. Wędrowiec przyśpieszył kroku. W środku niezbyt ciepło, ale sucho. W powietrzu unosił się miły zapach piwa i pieczeni. Budynek był prawie pełen. Jedni jedli, inni pili, pozostali grali w kości. Dość popularna w tych czasach gra. Spora część biesiadników kiwała się opierając głowę na nadgarstkach. Jeden pomrukiwał przy tym dość głośno. Rachel skierował się ku chudemu blondynowi siedzącemu na końcu lewego rzędu stołów. Usiadł naprzeciwko bladego mężczyzny.
- Witaj Geero – rzucił – Na ciebie zawsze można liczyć – dodał. Zrzucił kaptur z głowy uśmiechając się. Mężczyzna zwany Geero odwzajemnił uśmiech.
- Napijesz się piwa? – zaproponował.
- Nie sądzę, by picie ciepłego piwa polepszyło moją sytuację. – rzucił szybko. – Przejdźmy do rzeczy – dodał. Blondyn rozejrzał się pospiesznie po pomieszczeniu i rzucił znaczące spojrzenie Rachelowi.
- Masz rację. Nie tutaj.

***


Weszli do ciemnego pomieszczenia. Zapach nie był tak przyjemny jak w karczmie. Pomieszczenie było wilgotne, po chwili rozświetlone blaskiem pochodni. Izba wydawała się być dawno opuszczona. Rachel wiedział, że to dom jego towarzysza. Usiadł na wygodnym, niskim krześle przy palenisku. Zawsze tam siadał.
- Do rzeczy – powiedział Rachel.
- Nie napijesz się piwa z przyjacielem? – zapytał tamten.
- Nie dzisiaj. Przy wejściu miałem problemy ze strażnikiem, podałem się za posłańca do księcia Elraeda, a przy okazji rozkwasiłem mu gębę. Muszę zrobić to jak najszybciej. Najlepiej dzisiaj. Więc do rzeczy – powiedział pospiesznie. Towarzysz zawiesił na nim zlęknione spojrzenie i otworzył buzię, lecz Rachel podniósł otwartą dłoń na znak, że nie czas na pytania.
- Celem jest Vincent Madrin, nasz namiestnik. Niezła Kanalia.
- Do rzeczy, przyjacielu – pospieszał Rachel.
- Najczęściej bywa w Ratuszu pełniąc swój urząd, najczęściej też tam spędza noc. Raz w tygodniu wyrusza ze swoją świtą na polowanie, a…
- Jaki to dzień? – przerwał.
- Dzisiaj – odpowiedział. – Po polowaniu zwykł wyprawiać całonocną ucztę w największej sali ratusza. – Zaczerpnął tchu. – Jednak pod koniec uczty udaje się do ulubionego domu pociech. Wtedy jest sam. Uczta zaczyna się zwykle zaraz po zapadnięciu zmroku i trwa do bladego świtu. – skończył. Rachel pozwolił się na chwilę oddać przemyśleniom. Jego szczupłe palce raz po raz stukały w drewniany blat stołu. Przygryziona dolna warga pobladła częściowo.
- Zawsze można na Ciebie liczyć – zaczął – Będę wdzięczny jeśli raczysz mnie obudzić za godzinę. Trochę snu dobrze mi zrobi – dodał. Blondyn potwierdził lekkim skinięciem głowy.

***


Czas mijał wolno. Gwiazdy zaglądały do środka przez niewielkie okienko. Na zewnątrz szalał porywisty wiatr. Rachel nie spał. Myślał. Po chwili odpłynął w ciemność. Szedł wśród mroku. Nie znał kierunku marszu. Usłyszał szept, coraz głośniejszy, który przerodził się w krzyk. Szyderczy śmiech, złośliwe drwiny słyszane w jego głowie. Bał się. Poczuł, że coś przeleciało mu nad głową. Skulił się w ciemności. „Ojcze”, szepnął. Nikt nie odpowiadał. „Ojcze!?”. Znowu nic. Załkał. Nagle ciężkie uderzenie pioruna. Zamarł w przerażeniu…
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Velesia - przez vysotzkee - 23-09-2010, 17:52
RE: Velesia - przez Shaedd - 25-09-2010, 13:17
RE: Velesia - przez InFlames - 25-09-2010, 20:25
RE: Velesia - przez gorzkiblotnica - 10-11-2010, 22:19
RE: Velesia - przez Lilith - 14-01-2011, 00:18

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości