Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Poszukiwacz
#1
Opowiadanie piszę z braku laku. A wiadomo, że jak piszę coś z nudów, to jest cienkie jak barszcz. To pierwsza cześć. Jeśli się spodoba, mogę napisać więcej...
opowiadanie ma pełno błędów, powtórzeń, nieścisłości itp. ale nie mam siły nawet tego poprawiać. Zróbcie to za mnie. Enjoy.
EDIT 10 luty. Poprawiłem większość błędów i dodałem nowy rozdział. Enjoy Smile

Poszukiwacz

Rozdział I

Nad mazurskimi jeziorami unosiła się lekka i zwiewna mgiełka. Niczym duch spływała do opuszczonych miasteczek, domów i sklepów. Na przystani swobodnie kołysały się stare, zardzewiałe jachty, żaglówki i zwykłe łódki rybackie. Żagle słabo łopotały na wietrze.
Całość spowijała niezmącona niczym cisza. Cisza, która stała się już elementem, częścią tego miejsca . Okolica była szara, nijaka. Gryzł i szczypał w oczy niesiony wiaterkiem pył ze zniszczonych budynków i opuszczonych domostw. Miasto umarłych. Niejedno z resztą.
Nagle ciszę przerwał odgłos ciężkich, żołnierskich butów, szurających po listowiu. Po zalesionym zboczu opuszczonego miasta, schodził mężczyzna w starym, podartym kaftanie, brudnej, zielonej kurtce i dresach koloru khaki. Na dłoniach miał rękawiczki bez kilku palców, a przez plecy, przewieszony karabin. Do pasa miał przytroczone małe, jarzące się pudełeczko.
Przybysz ześlizgnął się po mokrej ściółce i zgrabnie wylądował na wyasfaltowanej starej drodze. Pod ciężkimi podeszwami zachrzęścił żwir. Facet miał twarz smętną i nijaką. Spod pokaźnej czupryny, błyszczały bystro wypatrujące łupu oczy.
W tych czasach wszystko miało swoją cenę.
Od wybuchu ostatniego pocisku nuklearnego typu Katron, na wschodzie Europy wiele się zmieniło. I niewiele zarazem. Niewiele, wskutek tego, że niewiele mieszkańców słowiańskich krain przetrwało ataki, a wiele, bo można by rzec, że Polska, Ukraina, Białoruś, Litwa, Łotwa, Estonia i cześć Rosji zniknęły praktycznie z map. Nie ostało się tutaj nic, oprócz wyludnionych miast, zniszczonych domów i skażonych wód. No i Nematramu.
Wybuchy niosących śmierć pocisków, zniszczyły całą wschodnią Europę, w coś, co kilkanaście lat temu, zwano śmietnikiem. Zniszczone budynki, wyludnione miasta. Wyglądało to na koniec świata, ale nim nie było. Na wschodzie, pozostała jeszcze garstka ludzi którzy ocaleli pogrom, który zwano amerykańskim. Tak, amerykańskim. Nie kto inny, a władze USA uderzyły na Europę. Wszystko zaczęło się od próby zamachu na jednego z rosyjskich działaczy politycznych. Zamachowiec został złapany i przyznał się, że działa na rzecz USMC, po zabójstwie miał odebrać pieniądze i zniknąć. Rosja uznała to, słusznie, za zwyczajną napaść i prowokację do rozpoczęcia wojny. Nasi przyjaciele zza Atlantyku nie czekali długo. Kilka dni po publicznym obwieszczeniu stanu wojennego w obu państwach, z zachodu nadleciała nuklearna śmierć. Na nic zdały się nowoczesne instalacje obronne, zapobiegające atakom terrorystycznym. Rakiety ze śmiercionośną precyzją, zmiotły z powierzchni ziemi kilkaset tysięcy milionów ludzi. Ci, którzy ocaleli, mieli po prostu szczęście. W zamierzeniu, Katrony nie miały prawa przegapić choćby jednego celu. Broń skonstruowana niczym delikatny instrument mierniczy. Trafiała w każdy cel. Bezbłędnie. Inżynierowie pracujący nad tym typem rakiety, nie pomyśleli jednak o podziemnych schronach atomowych. Rakiety zwyczajnie nie wykrywały tych miejsc. Znajdujące się pod ziemią schrony nie były rejestrowane przez niesamowicie precyzyjny, lecz w tym wypadku bezużyteczny system . Katrony nie mogąc znaleźc celu krążyły, aż skończył im się ładunek paliwowy, następnie spadały w przypadkowe miejsca, w efekcie czego powstawało skażone jezioro Wigry, czy radioaktywne kopalnie Nematramu.
Nematram to efekt uboczny amerykańskich ataków nuklearnych. Rakiety, zostały zbudowane z unikalnych materiałów, które zostały wykorzystane niemal tuż po ich wynalezieniu.. Temperatura, wstrząs towarzyszący wybuchowi i ogromne reakcje między różnymi pierwiastkami występującymi obok siebie w każdym z pocisków, sprawiły, że po wybuchu każdej głowicy, wydobywał się z niej skażony radioaktywny pył. "Magiczny kurz" docierał do rzek, jezior, kopalń i lasów. Łącząc się z innymi substancjami, tworzył związek chemiczny, który potem nazwano Nemetramem. Bardzo aktywny chemicznie, elastyczny i łatwy do wydobycia, mógł służyć jako nowej generacji amunicja, materiał wybuchowy czy budowlany, a także jako ozdoba. Był to twór uniwersalny, do wszystkiego. Ale nie dla każdego.
Na przestrzeni lat, okazało się, że Nematram jest ogólnodostępny, ale też na tyle trudny do wydobycia i niebezpieczny, że stał się nową, prawdziwe wschodnioeuropejską walutą wymienną. Złotówki, ruble, wszystko to nie miało już niemal żadnej wartości.
Liczyło się tylko "Fioletowe złoto".
Jednak oprócz nowego chemikalia, powstały rzeczy dużo straszniejsze, niż żądza władzy i dobrobytu u ocalonych. W wyniku wybuchów i łączenia się innych związków chemicznych z Nemetramem, powstały takie zjawiska jak żyjące lasy, pół-inteligentne stworzenia, nieprawdopodobnej siły wiatry i sztormy na jeziorach, rzeki, które zmieniały kierunek biegu, przenoszące się z dnia na dzień całe wzgórza czy trujące deszcze - coś, co zastąpiło po kataklizmie kwaśne deszcze. I było śmiercionośne nie tylko dla roślin, ale i dla ludzi.
Stąd też pojawiło się duże zapotrzebowanie na broń. Szczególnie tą, napędzaną Nemetramem.

Mężczyzna od kilku godzin pałętał się po opuszczonych domach. Nie znalazł nic wartościowego, oprócz starej, nie napromieniowanej kamizelki. Bynajmniej nie kuloodpornej. Żywności nawet nie próbował szukać. Każdy, kto mieszkał tu przez kilkanaście lat, wiedział, że wszystko co znajdzie, nie nadaje się do jedzenia. Jedzenie było napromieniowane najsilniej. Radioaktywność takich przedmiotów, była tak wielka, że po kilku miesiącach zamieniały się w pył, który zamieniał się w Nemetram. Na takie chwile wyczekiwali łowcy i poszukiwacze. Nie dało się tego sztucznie przyspieszać, dlatego cenny kruszec w takim stanie, był bardzo cenny. Jednakże, aby natrafić na taki moment trzeba mieć po prostu szczęście.
Mgła opadła, mdłe, żółtawe słońce wspięło się na sam środek wiecznie zachmurzonego nieba. Poszukiwacz z nową kamizelką na plecach, ruszył w stronę przystani. To, że jeziora były skażone i pozbawione jakichkolwiek żywych organizmów, nie znaczyło, że nie można po nich pływać. Można, nie znaczy jednak powinno się. Zjawiska na skażonych jeziorach były często śmiercionośne dla nieszczęśliwców wypływających z przystani. Wpadnięcie do radioaktywnego zbiornika, równało się natychmiastowej śmierci. Promieniowanie pod wodą, było tak wielkie, że wywoływały nie tylko chorobę popromienną, ale także ją natychmiastowo kończyły. Śmiercią.
Mężczyzna o nijakiej twarzy podszedł do jednej z rozklekotanych łódek i zabrał się za odwiązywanie cumy. Najpierw jednak, zdjął pudełeczko z pasa i ostrożnie otworzył. W środku znajdowała się fioletowo - różowa, błyszcząca masa. Poszukiwacz zamoczył w niej palec i natarł sobie Nemetranem ręce. Pierwiastek działał bardzo dobrze jako środek ochronny przeciw promieniowaniu. Przy okazji służył jako licznik Geigera, gdy radioaktywność wzrastała, posmarowana cześć ciała zaczynała delikatnie mrowić. Same liczniki Geigera już dawno wyszły z obiegu. Gdy powstał Nemetram, urządzenia te oszalały i źle obliczały natężenie promieniowanie, przez co stały się bezużyteczne. Jak wiele przedmiotów z "tamtego życia".
Włóczęga wszedł na łódkę i wyjął jedną z desek leżących na dnie łodzi. Ostrożnie zbadał ją wysmarowanymi rękoma i upewniwszy się, że wszystko jest w porządku, odepchnął się nią od tafli wody. Raz, drugi, trzeci... Powoli zaczynał odpływać od przystani. Nagle ciszę mąconą jedynie uderzeniami prowizorycznego wiosła zakłócił czyjś krzyk.
- Jurij! Jurij!
Mężczyzna obejrzał się. Na zalesionym wzgórzu z którego całkiem niedawno zszedł, stał młody chłopak, około osiemnasto-dwudziestoletni. Brązowa czupryna i takiego samego koloru kurtka nie wyróżniały go zbytnio od otoczenia. Jedynie błyszczący karabin przy pasie, mówił kim jest owy przybysz.
- Jurij, stój! - Krzyczał młodzieniec. - Poczekaj na mnie!
Jurij przybrał zacięta minę, ale zwolnił, a następnie powoli zawrócił. Gdy przybił do brzegu, chłopak już tam był.
- Szto? - Ochryple zapytał Jurij.
- Płynę z tobą - odparł młodziak.
- A niby po co? - Odpowiedział nazwany Jurijem.
- Byłem w Katorni i zobaczyłem jak przechodziłeś obok, pomyślałem, że sprawdzę co porabiasz.
- Jak widzisz, robię to co zwykle - odpowiedział starszy mężczyzna z ciężkim rosyjskim akcentem.
- Nadal szukasz Nemetramu na tym obszarze?
- Jak widać.
- Po co się męczysz? Każdy wie, że surowiec stąd, już dawno został wydobyty.
- Co z tego? Niepotrzebne mi wasze silikonowe zabawki. Nie zbieram tego dla pieniędzy.
- Jasne, jasne - ironicznie podkreślił młodzieniec. - A niby za co codziennie pijesz u Porczaka?
Stary nie odpowiedział.
- Idźże sobie Marek. Nie mam ochoty na utarczki słowne. Nemetramu ostatnio tutaj mało, a z czegoś jednak żyć trzeba - przyznał Jurij. - Nie mam ochoty na dalsze pogawędki, wsiadasz albo nie.
Marek bez słowa wszedł do łódki i kijem leżącym przy brzegu, odepchnął się od mulistej płycizny. Jurij powolnymi ruchami wiosła, wysforował łódkę na środek jeziora. Żaden z nich się nie odzywał. Ciszę przerwał Jurij.
- Jak tam matka? Lepiej z nią?
- Lepiej - chłodno odpowiedział Marek. - Jeśli nadal będzie regularnie przyjmować leki Nemetramowe będzie dobrze.
Jurij podrapał się po łysinie.
- Tyle, że wcale nie chce ich brać, co?
Młodzieniec w milczeniu pokiwał głową. Przez chwilę znowu siedzieli w milczeniu.
- A co u ciebie? - Zagadnął Jurij zmieniając temat
- Nic ciekawego. Doglądam dostaw z kopalń. - odparł żywszy już Marek. - Niby nietrudna robota, ale muszę biegać po całym Okręgu Gołdapskim. Cholernie dużo tam wiatrów, burz i innych zjawisk.
Łódź wypłynęła już na sam środek jeziora. Jurij brodził zaimprowizowanym wiosłem w wodzie gęstej niczym kisiel. Ponownie zapadła cisza.. Deska regularnie uderzała w taflę wody, popychając łódkę kilka centymetrów do przodu. Nad szaroburymi wzgórzami zerwał się wiatr.
- Nie rozumiem cię, Jurij - zagaił młodzieniec. - Dlaczego uciekłeś z Rosji? Z tego co wiem, nie miałeś tam żadnych zatargów z prawem, o ile takowe jeszcze istnieje. Ani nie ma mniejszych złóż Nemetramu. Czemu więc odszedłeś?
Jurij nie odpowiedział.
- Jak tam w Mieście? - Zignorował pytanie stary.
- Pełno złodziei, wszyscy tłuką się po mordach, Nemetram ląduje z jednych rąk do drugich, a wieczorem wszyscy gromadzą się w burdelach.
- Słyszałem, że twój brat pracuje teraz dla naukowców.
- Racja. Idiota, wysyłają go na drugi koniec Polski tylko po to, aby nadstawiał karku badając te cholerne burze. Przynajmniej zarabia więcej niż ja.
Wiosło uderzyło w taflę wody. Byli już niemal na drugim brzegu. Wiatr znacznie się nasilił.
- Spieprzajmy - szepnął Jurij. - Zaraz się zacznie.
Marek przytaknął skinieniem głowy i załadował jarzący się karabin. Nad jeziorem zbierały się czarne chmury.
- Nie zdążymy - oszacował obojętnym tonem młodzieniec. - Nie ma szans.
Starszy Rosjanin w odpowiedzi zagryzł wargi i zaczął wiosłować mocniej.
Nagle woda rozstąpiła się, ukazując dwóm przybyszom dno jeziora. Jak się spodziewali, na samym dnie leżał ogromny kawał Nemetramu. Fioletowa, jarząca się skała o średnicy kilkunastu centymetrów pulsowała niczym serce. Marek głośno westchnął.
- Żeby ci tylko nie przyszło do głowy coś głupiego. - Zdążył powiedzieć Jurij. Za późno.
Chłopak wyskoczył z łodzi i jednym susem znalazł się na dnie płytkiego jeziora. Szybkim ruchem wyjął zza pazuchy czarne rękawice i założywszy je, chwycił kamień w obie ręce i rzucił w stronę łódki. Kamień bezpiecznie wylądował na dnie łodzi. Oszołomiony Jurij nie zdołał wykrztusić słowa, gdy Marek niczym pająk przyczepił się do jednej z wodnych ścian i wspiąwszy się po niej bezpiecznie wskoczył do łodzi.
- Ruszajmy - rzekł młody..
Nagle wodne ściany z głośnym pluskiem z powrotem opadły na dno, nie ochlapując nawet dwóch podróżników. Opadnięcie było tak nienaturalne, że nie dotarłoby do człowieka żyjącego jeszcze kilkanaście lat temu. Teraz było całkiem zwyczajne.
- Jesteś idiotą - stwierdził Jurij. - Co bym powiedział twojej matce, gdybyś został przygnieciony przez tony napromieniowanej wody?!
Marek wzruszył ramionami.
- Po prostu niczego byś jej nie powiedział. Jak zwykle.
Rosjanin spojrzał z pogardą na młodzieńca i ponownie zanurzył wiosło w zimnej, nieprzezroczystej i brudnej tafli radioaktywnej wody


Rozdział II

Miasto można było zauważyć z odległości nawet kilku kilometrów. Tak bardzo wyróżniało się na tle monotonnego i szarego krajobrazu, że działała na niektórych niczym fatamorgana czyhająca na spragnionego, idącego przez pustynię wędrowca.
Otoczone ogromnym metalowym murem, sprawiało wrażenie budowli z horroru czy też tandetnego filmu science fiction. W wielu znanych na całym świecie produkcjach, na całe takie Miasto, przypadał jeden macho, który sprawiał wrażenie wcale "nie innego niż inni", ale na samym końcu miał uratować cały świat. Albo jeszcze więcej. Jaka szkoda, że nie sprawdziło się to w rzeczywistości.
Za szerokimi murami okalającymi Miasto wcale nie było bezpieczniej niż na zewnątrz. Każdy czekał tylko na czyjeś nieszczęście lub nieuwagę, aby ukraść wszystko co nieszczęśnik miał przy sobie. Były również inne formy szeroko pojętej kradzieży, na przykład, te, które stały przy drogach i bezwstydnie oferowały swe wdzięki przechodniom. Kradzieży, warto wtrącić, na własne życzenie. Bez wszelkiej maści oszustów i szulerów, również szanujące się siedlisko plugastwa nie mogło się obyć. Nie zabrakło także bandytów i rozbójników, którzy nie znali innego sposobu na życie niż "Ne... Menetr... Fioletowe kamienie albo wpierdol!". Współczesna wersja znanych wszem i wobec dawniejszych "dresiarzy".
Jak widać, żyje się tu wręcz wspaniale. A szczególnie dla dowodzących kopalniami i transportami bogaczy, którzy zdążyli nagromadzić tyle Nemetramu, aby szastać nim na prawo i lewo. Taka nasza cholerna natura. Jeśli mamy czegoś choć trochę za dużo, zaczyna my rządzić, rozporządzać, rozkazywać. Ale to wszystko, jest rzeczą ludzką.
Do Bramy Głównej zbliżał się Jurij w szarym poplamionym kubraku. Lekko utykając wszedł na prowizoryczny chodnik sklecony ze starych płyt betonowych. Cień ogromnego muru przysłonił mężczyźnie słońce. Wejście do Miasta było chyba najbardziej przygnębiającym etapem każdego powrotu do domu. Cień był tak bardzo metaforyczny, że nawet największy kretyn odczułby, że coś jest nie tak. Przesłonięte słońce, symbolizowało koniec nadziei. Wchodząc do tej metropolii, każdy miał takie wrażenie. Niezależnie od płci, wieku czy narodowości.
Powinni tu postawić tabliczkę "Żegnajcie się z nadzieją, wy, którzy tu wchodzicie", pomyślał posępnie Jurij. Wojskowe buty zastukotały o stare płyty. Miarowy odgłos kroków, mieszał się z kruszonym przez buciory co i rusz betonem. Ten beton także kiedyś zostanie zgnieciony na miazgę i pozostanie po nim tylko proch z pyłem, pomyślał Jurij. Tak jak ja miażdżę tę mieszankę wody i wapna, tak też człowieczeństwo zostanie kiedyś skruszone i zmiażdżone. Zostaną tylko puste, szmaciane lalki, myślące jedynie jak się nażreć, poruchać, a po tym wszystkim należycie wypocząć. Tak myślały niegdyś lwy. Władcy afrykańskich stepów. Królowie zwierząt. I takimi zasranymi królami ziemi jesteśmy także my.
W miarę jak Jurij coraz bardziej zbliżał się do wielkiego muru, ogarniały go coraz bardziej ponure myśli.
W końcu buty napotkały twardszy grunt - zrobione na odwal betonowe schody. Oznaka cywilizacji. Strudzone nogi wędrowca musiały pokonać kolejną przeszkodę. Dość wysokie stopnie symbolizowały tym razem głupotę człowieka. Wspinał się i trudził, tylko po to aby spłynąć z deszczu pod rynnę. Z końca świata w zatracenie. Ale kto się tym przejmuje.
Przy bramie zatrzymał go strażnik.
- Kto ty? - Zapytał ostro mężczyzna, sądząc z akcentu, Białostoczanin. Jurij wykrzywił wargi w lekkim, pogardliwym uśmiechu słysząc rodzimą, nieco rosyjską naleciałość.
- Jurij - mruknął poszukiwacz bez cienia sarkazmu, który przez chwilą zagościł na jego twarzy.
- Po coś tu przylazł? - Drążył strażnik.
- Mieszkam tu - odparł Rosjanin.
- Na jakiej ulicy? - zapytał podejrzliwie facet.
- W tym parszywym mieście nie ma ulic. A teraz gnojku posuń się i otwórzcie tę cholerną bramę. Nie mam zamiaru czekac do końca tego cholernego świata - rzekł Jurij nagle podnosząc głos.
- Spokojnie dziadku - powiedział niezwykle pojednawczo mężczyzna - może się jakoś dogadamy...
Stary od razu wiedział jak to się skończy. Każdy cholerny strażnik był wykidajłą z długim stażem. Niczego nie ma za darmo.
Jurij wygrzebał z kieszeni kilka brudnych kostek Nemetramu i niemal rzucił je wykidajle w twarz. Mężczyzna z szyderczym uśmieszkiem złapał wszystkie kawałki i wsunął je sobie za pazuchę.
- Ej, Rabol, otwieraj! - krzyknął do mieszczącej się na górze stróżówki. Po chwili zgrzytnęły zawiasy i ogromna brama zaczęła się podnosić.
- Robienie z panem interesów to czysta przyjemność - szydził dalej mężczyzna z głupawym uśmieszkiem na twarzy.
- Spierdalaj - mruknął Jurij i szparkim krokiem ruszył przed siebie.

Rozdział III

Wewnętrzny Krąg można było określić zbiorowiskiem baraków, blaszanych bud, śmierdzących rynsztoków i do tego całym legionem wygłodniałych pasożytów i psów. Tych ostatnich było ostatnimi czasy aż za dużo, więc co głodniejsi urządzili na wychudzone kundle obławę. W ciągu kilku godzin ulice były czyste od psów, a każdy biedak miał w domu własnego na stole. Oczywiście kilkanaście się uchowało i, najprawdopodobniej z braku innych zajęć, znowu zaczęły się pieprzyc jak króliki. Niedługo po obławie psów znów było dużo...
Jurij powłócząc nogami dotarł do swego skromnego, nawet jak na warunki tego siedliska, domostwa. Chociaż słowo "domostwo", jest tu nadużyciem, ponieważ pięć blaszanych płyt zbitych ze sobą tak, aby się trzymały, trudno nazwać domem. Ale jednak nim było.
Na ulicach było dziwnie pusto. Zazwyczaj o tej porze wszyscy handlarze siedzieli przy swoich stoiskach próbując namówić przechodni, na wydawanie cennego Nemetramu.
Rosjanin kopnął zardzewiałe drzwi. Skrzypnęły zawiasy i oczom utrudzonego wędrowca ukazało się ciemne pomieszczenie z łóżkiem w kącie, starą prowizoryczną szafką, wysoką lampą i skrzynią w rogu. Wszystko to stało na gnijącej płycie wiórowej, która niszczyła się coraz bardziej w miarę stawiania kolejnych kroków.
Jurij wszedł do środka i po omacku wyszukał włącznik. Trafił za pierwszym razem, coś pstryknęło, ale światła nadal nie było. Mężczyzna ze złością kopnął pudełko stojące obok lampy i nagle izbę rozjaśniły mdłe promienie. Poszukiwacz zamknął skrzypiące drzwi i zdjął buty. Ostrożnie położył je przy rozklekotanym łóżku. Następnie zrzucił z ramion kurtkę i legł na materacu. Ręką sięgnął do szafki nocnej i wyjął z niej paczkę papierosów oraz zapalniczkę. W tych czasach na zapalniczkę stać było tylko bogaczy, jednak jakimś cudem on także takową miał. Odszukał ją kiedyś na śmietniku, była już bez gazu, ale odnalazł sposób na napełnienie jej stopionym Nemetramem. Taki surowiec był cholernie drogi i ktoś ze slumsów mógł tylko o czymś takim pomarzyć, jednak wyprawy nad jeziora się opłacały. Często na brzegach można było znaleźc kilkanaście mililitrów tego minerału. Zbieranie zajęło mu dużo czasu, ale w końcu uzbierał dość surowca aby uzupełnić cały zbiorniczek. Niesamowitą właściwością tego surowca, było to, że znakomicie przystosowywał się do wszystkiego. Gdy włożyć go do zbiornika zapalniczki, ten zachowywał się zupełnie jak gaz, chociaż był płynem. Jakby został stworzony właśnie do tego, aby uzupełniać zbiorniki pustych zapalniczek.
W słabo oświetlonym pokoju błysnął fioletowy płomień. Jurij przysunął go do papierosa. Z ust poszukiwacza buchnął dym tytoniowy. Ostrożnym ruchem położył zapalniczkę na stoliku i podłożył rękę pod głowę. Miał jeszcze tak cholernie dużo do roboty.
Musiał sprzedać Nemetram i kupić sobie za niego trochę mięsa i wody. O jakiejkolwiek zieleninie mógł tylko pomarzyć. Można by pomyśleć, że w takich warunkach ludzie dostawali chorób wiążących się z brakiem niektórych składników i substancji odżywczych. Tak jednak nie było. I na ten problem wymyślono kolejne jego zastosowanie. Dosypywany w odpowiedniej mieszance do wody nabierał odpowiednich soli mineralnych oraz podstawowych składników warzyw i owoców. Wystarczyło zmielić garść słabej jakości kruszcu młynkiem do kawy, czy nawet skruszyć młotkiem.
Nemetram był czymś, co dawało życie na tym ziemskim padole.
Jurij zaciągnął się i ułożył wygodniej na łóżku.
Zasnął.

Obudził się niedługo potem. Drzemka była przepełniona paskudnymi marami sennymi. Jak zwykle wstając otrząsnął się niczym pies wychodzący z zimnej wody i nałożył czarny kubrak. Na ziemi leżał niedopałek papierosa.
Cud, że się tutaj nie udusiłem, pomyślał ze zgrozą.
Nadepnął na peta i wyszedł z baraku. Na zewnątrz było jak zwykle szaro i potwornie zimno. Zbliżała się najgorsza pora roku. Zima. Wszyscy poszukiwacze zazwyczaj zostawali w swoich domach, wcześniej zgromadziwszy zapasy Nemetramu. Jednak nie Jurij. Najzimniejszy okres Rosjanin zawsze spędzał na cięższych i bardziej żmudnych poszukiwaniach. Nie bał się odmrożeń, śmiertelnych zamieci czy bandytów i wykidajłów krążących po drogach. Musiał z czegoś żyć. A nigdy nie zbierał wystarczającej ilości surowca, żeby przeżyć zimę bez ruszenia tyłka z domu, toteż każdego roku ostro harował. Ostro, nie znaczy jednak samotnie.
Miasto wyglądało paskudnie i odstraszająco. Nie było tu dużych budynków i blokowisk. Jedynymi ogromnymi budowlami, były mury oddzielające kolejne pierścienie Miasta. W porównaniu z nimi, baraki zamieszkujących te miejsce ludzi, wyglądały jak małe kamyczki przy ogromnym, kamiennym golemie. Szare uliczki, wijące się między legowiskami mieszkańców śmierdziały gównem, potem i brudem żebraczych ciał. Jurij szybko ominął te miejsca i niezwykle równym i szparkim krokiem dotarł do celu.
Bar "Stara Piwnica". Jakiś żartowniś przekreślił napis "piwnica" i pod spodem nabazgrał "piździca", jednak nikomu to nie przeszkadzało. Nawet właścicielowi.
Jednym ruchem otworzył drzwi do speluny. Wewnątrz śmierdziało nie gorzej niż na dworze. Ale przynajmniej było cieplej. Na wchodzącego Jurija nikt nie zwrócił uwagi. W kątach nadal pobrzmiewały stłumione rozmowy i brzęk butelek po piwie. Rosjanin usiadł przy ladzie i rozejrzał się.
- Wyjątkowo tu dziś tłoczno - zauważył.
Ospowaty właściciel baru odwrócił się ze ściereczką w jednej ręce, i dużym kuflem w drugiej.
- Dzień jak co dzień - odpowiedział flegmatycznie barman. - To co zwykle czy coś mocniejszego?
- Coś mocniejszego.
Barman odwrócił się i otworzył butelkę czystego spirytusu. Nalał klientowi większych niż normalnych rozmiarów kieliszek i postawił na ladzie. Jurij jednym haustem wychylił połowę kieliszka i skrzywił się pod wpływem mocnej dawki alkoholu.
- Od razu lepiej - rzekł ochrypłym głosem. Pił wódkę już od dobrych kilkunastu lat. Głos miał już raczej jak staruszek, jednak w środku ciągle płonęła gorąca wola walki.
- Słuchaj, Jurij - zagadnął niespodziewanie sprzedawca - mów szybko co chcesz, bo zaraz będę miał specjalnych klientów. Także gadaj o co chodzi i bierz dupę w troki.
Rosjanin spojrzał na barmana z udawaną urazą.
- A cóż to, Perman, od kiedy gościsz u siebie jakieś zamożne persony, hę? - ksywka "Perman" wzięła się od nazwiska mężczyzny - Permanowski. Złośliwcy i podpici klienci przekręcali nazwisko barmana na "Sperma", ale on nie zwracał na to uwagi.
- Ktoś, dzięki komu mogę zgarnąć kupę wartościowego Nemetramu, a być może coś jeszcze.
- Coś jeszcze? - mruknął znad kieliszka Jurij.
- Już tu są - uciął Perman.
Do środka wtoczyło się trzech tęgich facetów w czerwonych kurtkach motocyklistów. Rosjanin zastanawiał się skąd przybysze wzięli te ubrania. Za nimi wpełznął raczej, miast wejść, mały człowieczek o szyderczym uśmieszku hieny. Gdy tylko zauważył Jurija spojrzał na niego pogardliwym wzrokiem, który mówił "Spierdalaj, przeszkadzasz mi". Rosjanin w istocie też tak pomyślał i na wszelki wypadek odszedł od lady. Nie był tchórzem, ale wolał zachować ostrożność. W ostatniej chwili ułowił spojrzenie oddychającego z ulgą barmana.
Pewnie sukinsyn cieszy się, że nie spaprałem mu interesów, pomyślał.
Jurij usiadł w kącie przy pustym stoliku, przyglądając się nowo przybyłym. Jasne było, że trójka kafarów robiła za obstawę. Prawdziwą szychą był ten mały. Co on może chcieć od zwykłego barmana? Myślał. Perman i człowieczek o uśmiechu hieny co raz rzucali ukradkowe spojrzenia w stronę Rosjanina. Jurij wiedział co to oznacza. Czas się zmywać.
Wyluzowanym ruchem odsunął krzesło i zwrócił się ku drzwiom. Mały pstryknął palcami i trzech goryli ruszyło wolnym krokiem w stronę Jurija. Mężczyzna stwierdził, że nie warto już zwlekać. Tym bardziej, że zapomniał wziąć ze sobą karabinu. Szybkim ruchem porwał krzesło i rzucił w stronę jednego z ochroniarzy. Gdy ten zasłaniał się rękami, uciekinier był już przy drzwiach. Jednym susem przeskoczył próg i wypadł na zewnątrz. Za sobą słyszał oddechy ścigających go najemników. Nagłym zwrotem skręcił w jeden z licznych zaułków, wdrapał się na starą beczkę po ropie i wlazł na dach. Przebiegł kilka kroków i zeskoczył po drugiej stronie. Ścigający byli tuż za nim. Teraz zrozumiał, dlaczego nie używają broni. Mieli go złapać żywego.
Nagle zauważył przed sobą stojącego samotnie człowieka. Mężczyzna w długim, wełnianym szalu i brązowej kurtce pilotce patrzył wprost na Jurija. Rosjanin przypatrywał mu się, usiłując przypomnieć sobie skąd zna tę twarz. Zanim jednak zdołał zidentyfikować tarasującego mu drogę mężczyznę, coś twardego uderzyło go w potylicę.
Jednak wiedział kogo mu przypomina.
Józefa Stalina.
Masssssakra.

[Obrazek: 29136-65e26c5e68f2a8b1dc4d3c4283a1bf34..gif]
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Poszukiwacz - przez Malbert - 18-11-2009, 17:09
RE: Poszukiwacz - przez Mestari - 18-11-2009, 17:10
RE: Poszukiwacz - przez Janko - 18-11-2009, 17:11
RE: Poszukiwacz - przez Mirrond - 18-11-2009, 17:12
RE: Poszukiwacz - przez Triss - 18-11-2009, 17:12
RE: Poszukiwacz - przez Danek - 18-11-2009, 17:12
RE: Poszukiwacz - przez Triss - 21-11-2009, 21:09
RE: Poszukiwacz - przez Janko - 21-11-2009, 23:11
RE: Poszukiwacz - przez Kot - 24-11-2009, 08:23
RE: Poszukiwacz - przez czerwona - 11-02-2010, 14:46
RE: Poszukiwacz - przez Malbert - 11-02-2010, 15:40
RE: Poszukiwacz - przez Danek - 11-02-2010, 17:24
RE: Poszukiwacz - przez BARTEK ZALEWSKI - 11-02-2010, 17:48
RE: Poszukiwacz - przez Morydz - 11-02-2010, 20:20
RE: Poszukiwacz - przez Janko - 25-02-2010, 21:45
RE: Poszukiwacz - przez Shaedd - 15-05-2010, 11:05
RE: Poszukiwacz - przez Konto usunięte - 22-08-2010, 22:30

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości