Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Człowiek z puszczy
#2
**
 
Jakże radowało się Eykelowe serce, gdy mu dziewka z nagła odzyskała siły. W większości spraw sama się już sobą zajmowała, a odkąd otrzymała białe czechło, mogła wstawać i chodzić także w przytomności swego dobrodzieja. On jednak w chacie bywał głównie wieczorami, więc nie mieli wielu sposobności, by się porozumieć.
— Ja Eykel — oznajmił jej dnia czwartego, we własną pierś celując. — Ja Eykel.
— Isz Raszel — to samo czyniąc, odparła mu rdzawowłosa.
— Raszel… — powtórzył, niezdolny odjąć oczu.
Jej uroda niesłychane rzeczy z nim czyniła. Odezwały się jakieś instynkty dzikie, jak te wilki tęsknie za watahą wyjące, co stłumić w sobie zdołał jedynie ciężką pracą.
Tego ranka była burza i szumiący puszczą deszcz, toteż Eykel przeniósł się z robotą pod lity dach chaty. Zapalił świecę i w najbardziej przestronnej izbie zabrał się za wyplatanie koszy.
Sprawne ruchy jego silnych dłoni na wiklinie obserwowała z posłania Raszel. Jej spojrzenie wędrowało czasem na oblicze przesłonięte chmurą myśli, na wyraziste brwi i mocno zarysowaną szczękę, gdzie puszył się jasny zarost.
Wdzięczna była Trójcy Świętej, że na jej drodze stanął tak łagodny człowiek.
Gdy z rodzinnej osady ją porwali i przez wiele dni czynili rzeczy, jakie tylko w piekle wszetecznice winny cierpieć, zatraciła w sobie wiarę i kosztem duszy zbawienia zapragnęła się utopić. Teraz w każdej swej modlitwie dziękowała Chrystusowi, że tego nie dopuścił, świętym i aniołom nakazując z toni ją zratować. Wierzyła, że dobrodziejstwo zeszło na nią wskutek miłych Bogu czynów, choć jej czystość tak okrutnie została odebrana.
Usiadła przy zdumiałym Eykelu i z polepy pochwyciła kilka giętkich witek. Teraz razem z nim zaplatała wiązki, niezgorsze pokazując talenty, a on z nagła w sercu poczuł coś ciepło i spokój niosącego. Nie patrzyli na siebie, tylko z równymi oddechy pracowali wytrwale, niezdolni zamienić z sobą choćby słowa.
Eykel coraz częściej musiał oddalać się za chatę, by w ofierze składać swe nasienie. Pytał tedy Matki Ziemi i jej świętej puszczy, skąd to w nim takie mocne i jeśli przyrzeczeniem wzbronione, to czy w oczach boskich szkaradne.
Mimo wszystko lęk go wielki naszedł, że ozdrowiona dziewka zapragnie wkrótce pójść do swoich. Zapytał więc na głos dobrego Deiwasa, czemu winien być posłuszny. Bo być może białogłowa została mu przez bogów dana, a to w nagrodzie za jego codzienne ofiary oraz dziękczynienia. Sam rozsądzić tego nie mógł, ale odtąd czynił wszystko, aby Raszel czym dłużej się przy nim ostała, choć przez nią musiał spać na cienkiej warstwie skór i w chłodem wiejącej sieni.
Ażeby niewieście dogodzić i milszym uczynić jej życie, u baby jednej podjął się płatnej pracy, co go z dawna już o to wypraszała. Za wełnę, krążek owczego sera oraz dwie łagwie mleka uzupełnił strzechę jej chaty, a także rozrobioną w wodzie gliną wzmocnił kalenicę. By jadła nie zabrakło, do chudoby znosił również ryby oraz mięso łowne; raz na przykład upolował jaźwca nadzwyczaj tłustego, zaś gdy u stóp zdumionej dziewki go ułożył, czuł ogromną dumę.
Z myślą o niej pobrał ze skarbczyka srebrny pierścień, by u Sobiesława Kramarczyka oddać go za czerwoną suknię lnianą, czepiec z kabłączkami oraz drzewno-kościany grzebień.
I gdy ze swym wołkiem od kramarza po transakcji wracał, w jednym z bogatszych gospodarstw ujrzał lusztyk jakiś okazyjny, na którym przy zastawionej jadłem ławie sporo bab oraz chłopów zasiadało. Na gęślach i szałamajach wesoło tam grano, a mężowie młodzi gwizdali głośno, bo oto przed nimi ze śmiechem tańczyły ślicznie a strojne dziewczęta.
Zapatrzył się też Eykel na te niewiasty radosne, kręcące się i stópkami drobniące, jak ich gładkie lica pąsowiały, a oczka błyszczały szczęściem. Sam nawet przez krótką chwilę dał się skocznej gędźbie porwać, a w głowie stanęło mu nowe pragnienie.
Zaraz też powrócił do Sobiesława i jakby w gorączce oznajmił, że trzeba mu instrumentu, którym u sąsiadów grają.
— A no co ci gęśle? — ze śmiechem dziwował się kramarz. — Dla tej dziewki, widzę, jużeś całkowicie się zatracił. Ale dobrze, tak zrobimy: ja żadnych gęśli ci nie sprzedam, bo nie mam. Ale wystaram ci się o pożyczenie, kiedy ty do mnie pierwszego z tymi glinnymi łagwiami pociągniesz, abym mógł sobie z nich powybierać.
Na taki układ Eykel poszedł bez oporów, bo miał już przesuszoną glinę oraz bydlęcą skórkę do juchtowania gotową, a wypalać zaczął tego jeszcze dnia, by jak najprędzej instrument pozyskać. Widział już przed sobą, jak Raszel tańczy do muzyki i podobnie jak tamte bez tchu się śmieje.
Ona ze swej strony nie pozostawała mu dłużną. W czasie jego niebytności kosze plotła i z łubem sobie radziła, a o wołka troskliwie dbała. Nadto przyrządzała jadło, jakiego Eykel jeszcze nigdy w życiu w ustach swych nie zaznał, chyba że za rodzicielki czasów, zaś chata pod jej władzą schludna była, pachnąca i porządnie wymieciona. A do wszystkiego z drewnem oraz chrustem mitrężyć się już nie musiał, bowiem ona i to, i frukt leśny, i grzybki zawsze dla niego zbierała.
Tak i teraz, z grodu powróciwszy, mógł się gęstą polewką z borowików nasycić, maczając w niej ciepły, chrupko obpieczony podpłomyk. Zaś jego apetyt i dosyt zdawały się dla Raszel taką samą radością, jaka i w nim się budziła, kiedy kościany grzebień, czepiec oraz czerwone sukno jej darował.
Ranka następnego, gdy zabierał wołka na łąki po czerwcowe ziele, dziewka stanęła podle niego, w nową suknię przyodziana, dając ruchem dłoni znaki, że tym razem towarzyszyć mu chętna.
Eykel żadnego oporu jej nie stawiał, lecz w drogę wyruszył wyraźnie posmutniony, bo oto naszła go pewność, że dziewka chce iść do ludzi, by się od niego wyzwolić.
Tak też i ona sposępniała. Szła przez liśćmi kryty dukt nieśmiało, paluszki sobie skubiąc i w szerokie Eykela plecy bez ustanku patrząc. Tak silnie chciała pojąć, czemu on taki stroskany, bo nachodziły ją lęki, że zbytnim dla niego staje się ciężarem. I nie wiedziała, co z sobą pocznie, bo choć teraz dla niej taki dobry, mógł przed zimą odpędzić od siebie. Wszak ni razu nie dał znaku, że pragnie czegoś więcej.
A gdy z lasu wyszli na otwarte pole i przy rzece pierwsze chaty zobaczyli, po licach łzy jej wielkie spadły, bo Eykel pokazał, by się wynosiła precz.
Wyprostował rękę i wskazał nią na pracujących w polu ludzi. Nie patrzył na Raszel, nie wypowiedział żadnego słowa, tylko wskazał i pociągnął za sobą wołka.
Ona ostała więc w miejscu zdumiała i przerażona. Sądziła, że to już nadszedł czas, w którym się jej pozbywa, bo tylko wołek łeb za nią obrócił, ile sztywny grzbiet mu pozwalał.
Bydlę z jakimś instynktem zwierzęcym zatrzymało postęp swych racic. Pewno dałoby się ruszyć dalej, gdyby Eykel zechciał szarpnąć, lecz on, gdy tylko ujrzał, iż Raszel wcale do ludzi nie idzie, że stoi w tym samym miejscu i z nadzieją na niego patrzy, wielki ucisk uczuł w sercu, a w głowie nagłe dzwonienie.
— Jeśli wola, chodź ze mną. Ja cię nie odpędzam — oświadczył głośno, choć wiedział, że dziewka nie zrozumie.
Ale ona, nie dość że pojęła, to jeszcze na obliczu jak słońce pojaśniała. Podbiegła ku niemu i nie patrząc w oblicze, z ufnością złapała za rękę.
Eykel nie wiedział, co o tym sądzić. Trzymał jej dłoń i był wielce szczęśliwy.

 
***
cd
[Obrazek: Piecz1.jpg]
"Z ludźmi żyj, jakby widziany przez Boga. Z Bogiem rozmawiaj, jakby słyszany przez ludzi".
Lucjusz Anneusz Seneka
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Człowiek z puszczy - przez maciekbuk - 12-01-2021, 19:02
RE: Człowiek z puszczy - przez maciekbuk - 13-01-2021, 19:19

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości