Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ja, Xxx [+18]
#1
To opowiadanie jest eksperymentem językowym Wink Sprawdzam się w krótkiej formie literackiej i próbuję przetestować mój standardowy styl, w którym napisany został między innymi "Numer". Zapraszam i będę wdzięczna za informację zwrotną  Smile


"Ja, Xxx"

Wyszedł z niej przed chwilą, więc jego penis smakował kwaśno jak guma center shock. Zapominała o naczelnej zasadzie, bez orala po akcji frontowej. Po tylnej bazie boże broń. Bez przerwy dzwonił jej telefon, w torebce między rozjechanymi kolanami. Podłoga była raczej brudna. Obcasy wystawały spod drzwi, narzucając taktyczny odwrót innym klubowiczom. Prezerwatywa rolowała się na języku. Całkowicie bez sensu. Telefon wciąż nie przestawał dzwonić. Wypluła go, kopnęła drzwi i wyszła z kabiny, przeszukując torebkę. Gruchnęła nią o zlew, gubiąc pomadkę i lusterko. Oparła dłoń o szkło, patrzyły na nią cztery odbicia twarzy.
- Halo? – odebrała, słysząc dyszenie po drugiej stronie telefonu. Para na lustrze podpowiedziała, że to jej. Upaćkała je szminką. Rozbiła kant hartowanego szkiełka, uderzając o umywalkę. Chciała delikatnie, ale było trochę problemów z wyczuciem. Chyba zaczęła myć twarz. Jej towarzysz wyszedł z kabiny i próbował wejść w jej tyłek, ale mu się nie udawało. Zdezorientowany nagłą dezercją sflaczał, godząc w poczucie sensu. Odczytywała służbowy sms. – To pięknie – wymruczała, ignorując zwiędły plask na pośladku, w kolejnej próbie walki o męskie ego. Przydzielili jej prokuratora. Jak kurewsko świetna wiadomość. Podciągnęła majtki, obciągnęła sukienkę i slalomem poszła do drzwi.
- Anka. Anka zaczekaj… – Nie zareagowała, bo zapomniała, że miała dzisiaj takie imię.

*

- Szefie, ale to nie ma sensu. – Janek rzucił kolejną skargę w kufel. Pił wolno, bo nie lubił piwa. Ale szef lubił, więc trzeba było wypić z nim. – Trzy miechy już tam siedzę. Nic, tylko pieprzony kot szcza mi do butów. Utłukę sukinkota.
- Kot sukinkot – mruknął Radosław, uśmiechając się kącikami ust, jak zwykle, czyli nie wiadomo, czy zły, czy rozbawiony. Nie pomagały brwi, bo zawsze miał zmarszczone i ciemne, jakby na wiecznym rozdrażnieniu. – Dobra nasza, mordeczko. Spokojnie, powolutku. W końcu coś sypnie. Coś znajdziemy.
- Szefie, ale żadnego haka, nic. Mówię szefowi, że to… kurwa, nawet rodziny nie ma. Niczym nie pogrozimy – stwierdził, odsuwając od siebie szkło. Kelnerki wymieniały się w obsłudze, bo szef nie lubił, jak podawała mu tylko jedna. Janek też wolał, jak było ich kilka, bo to więcej patrzenia. Radosław czasem zastanawiał się, czy chłopak już miał jakąś kobietę w swoim życiu. Podejrzewał, że nie.
- Źle ci? Korzystaj.
- On mi karze nosić garnitur i jeździć przepisowo. – Marudzenie osłabiał dekolt jednej z dziewczyn.
- Ale karmi Cię dobrze, tak? Zaufał ci troszeczkę, prawda? Spokojnie mordeczko, jak mówiłem. A jeździć musisz przepisowo, bo jesteś kierowcą zawodowym, nie? Ogarniaj sytuację. Pedał się w końcu sypnie. – Całkiem przekonujące.
- A czemu pedał?
- Na pewno. Jak facet ma tak na imię, nie może być, że nie jest pedał. Uwierz mi, chłopaku, tak jest. – To było mentorskie. Dopił piwo, wyciągnął ręce nad głowę, strzelił karkiem. Janek tego nie lubił, ale nie okazywał. Niewiele okazywał, dlatego Radosław uważał, że to najlepsza osoba na to stanowisko. Młody i łatwowierny, z twarzą podobną do nikogo. – Nie każe ci się modlić? – spytał.
- Nie, dlaczego?
- No właściciel fundacji katolickiej, nie? – Wziął sobie jego piwo, bo nie lubił, jak coś się marnowało.
- Niby. Ale cały czas siedzi w telefonach. W firmie, w sensie, z tym przenośnym komputerem, co szef mówił, że wymysł i że się nie przyjmie. Trochę już tego sprzedał.
- Polska nie jest gotowa na takie pierdoły, mówię ci. Albo po co telefon, który można wszędzie namierzyć? To nam nie służy, chłopaku. Wcale nie. – Janek pomyślał, że nie każdy zajmuje się tym, co oni, ale uznał, że nie powie. Po co, skoro szef wiedział lepiej i mógł się zdenerwować. Na brwi miał taką śmieszną przerwę, w miejscu, gdzie była blizna. Co prawda Janek nigdy nie napomknął, że była śmieszna. Obserwował, jak Radosław dopija jego piwo, a potem wstaje. – Informuj, mordo. – Janek nie wiedział, jak to jest, że oglądały się za nim wszystkie dziewczyny w lokalu. Twarz taka jakby zakazana, od razu widać, że zakapior. Ale kobiety podobno lubią łobuzów, tak mówią wszyscy koledzy spod klatki. Więc to chyba musiało być to. Widocznie sam wyglądał za bardzo jak chłopak porządny. Też poszedł, bo co miał robić. Jutro od siódmej rano miał wozić chudą dupę Nikoli Mikołajewa, ubrany w garnitur za swoje trzy wypłaty.
 
*
 
Prosektorium to miejsce, które pamiętał z praktyk. Nie rozmyślał nad nim zbyt długo, ani nie wracał wspomnieniami, bo nie widział takiej potrzeby. Zajmował się papierologią, w tym raportami z sekcji, przekazywanymi przez ludzi mniej wrażliwych na smród. Ścisła współpraca z patologiem brzmiała tak samo egzotycznie, jak nazwisko lekarza Ivanenko. Spodziewał się podtatusiałego mężczyzny z wąsem, nie wiedzieć czemu. Profilowanie ludzi w głowie weszło mu w krew. W pokoju było dość zielono, przez stare jarzeniówki, a wszystko wyglądało metalowo i źle, jak szpitalna kuchnia. Pomyślał, że brakuje bemarów. Doktor Ivanenko okazał się kobietą, sądząc po butach. Dłonie trzymające piłkę do mostka też były damskie. Prokurator wyjął chusteczkę, przytknął elegancko do nosa i podszedł do stołu, rozproszony dźwiękiem piłowanej kości. Drobinki zmieszane z wodą wirowały wokół, jak podczas borowania u dentysty. Zaczekał, aż doktor zdejmie z twarzy maseczkę i gogle zabezpieczające.
- Witam. Prokurator Marecki – przedstawił się i wyciągnął lewą rękę. Na nasadzie nosa i kościach policzkowych pani doktor odcisnęła się maska. Podała mu z automatu prawą rękę i ratując to koślawe przywitanie, potrząsnęła jego przegubem.
- Dagmara Ivanenko – powiedziała i odłożyła piłkę. Pomyślał, że zaprowadzi go do pokoju obok, ale wepchnęła dłonie w denata, żeby wyciągnąć płuca.
- Jestem tu w sprawie sprawy… – przerwał i zaczął jeszcze raz – Jestem tu z ramienia sprawy, którą przydzielił mi mój przełożony. Chodzi o serię zabójstw. Z jakiegoś powodu przydzielono mnie do pani – wyjaśnił.
- No wiem o tym. – Zerknęła na niego krótko. Taki on trochę sztywny w karku. Brunet, skrupulatnie czesany. Pan procedura, albo specjalista paragraf. Miał za to bardzo ładne dłonie. Dobre do dotykania. Pan Marecki odniósł wrażenie, że doktor wypiła trochę przed pracą, albo w trakcie. Śpiewnie zaciągała z ruskiego. Wyobraził sobie, że targa za sobą taczkę cegieł, jak na śmiesznych obrazkach w Internecie, którymi gardził. Plasnęła płucem w miskę, podobną do tej, w której matki mieszają sałatki jarzynowe na święta Bożego Narodzenia.
- Pan tu się chyba męczy – oceniła. Gotów był wcisnąć chustkę w dziurki nosa. – Ja też za chwilę mam studentów. Przyjdę do pana kancelarii, powiem, co myślę. Te wszystkie trupy idą do nas – wyjaśniła. Wysunęła ku niemu biodro. – Pan wsadzi wizytówkę – poprosiła, klepiąc łokciem w kieszeń fartucha. Wsunął kartonik koniuszkami dwóch palców.
- Dostałem instrukcję, że pomówimy tutaj – zagadnął, zdezorientowany tym, jak bardzo wszystko było niepoukładane. Wydawał się być tym młodym i ambitnym, którego średnio lubią koledzy i temperują przełożeni.
- Instrukcje instrukcjami, ale towarzysz Górecki nie poczeka – powiedziała, szczypiąc denata w policzek dość serdecznie. – Część trupów coś łykała, podejrzewam. Pewno nie dlatego, że chcieli. – Wytargała kolejne płuco i zajrzała do wnętrza klatki. – Jeśli są ślady przełykowe, albo na organach, to bardzo krótko po tym, jak który kiepnął.
- Z moich raportów wynika, że część ciał była widocznie naruszona, żeby nie powiedzieć, zmasakrowana. Towarzysz… pacjent Górecki nie nosi śladów pobicia, ani tortur – zauważył.
- Ano. I to jest właśnie najciekawsze. – Poklepała denata w stopę i wymieniła rękawice. Przez drzwi zaczęli wchodzić studenci drugiego rocznika. Prokurator spojrzał na raczej blade i zniechęcone twarze, po czym profesjonalnie pożegnał panią doktor, nieprofesjonalnie wciskającą blond włosy pod czepek. Wychodząc słyszał, jak mamrocze – Już, już, dziewczyno. Przed nagim mężczyzną wypada mdleć tylko, kiedy żywy.
 
*
 
Janek grał w Gran Turismo i chwilowo nie zwracał uwagi na kota, który łaził po parapecie. Taką pracę, to on rozumie. Mikołajew brzdękał garami w kuchni, do której go nie wpuszczał, bo podobno przeszkadzał. Chłopak ogólnie miał wrażenie, że to miejsce tylko dla jednego człowieka. Nie przerwał wyścigu, kiedy usłyszał smsa i dobrze, bo pewnie by nie wygrał. Humor od razu mu się popsuł. Przeczytał jeszcze raz, wykasował wiadomość, wstał i poszedł do kuchni. Nikola kręcił się między blatami. Wyglądał jak plama, w czarnym fartuchu, za dużym na jego ektomorficzne ciało.
- Płonące naleśniki – oświadczył, brzmiąc jak francuski kucharz z programów, gdzie sprzedawali blender. Dla Janka wcale nie musiały płonąć, ale jak chce. Powiedział, że to super. – Czy Walerian jest w domu? – Nikola skupiał się na ubijaniu kremu. Gdyby chłopak umiał poruszać nadgarstkiem w takim tempie, nie potrzebowałby dziewczyny. Rzucił okiem na salon.
- Chodzi po parapecie – przekazał. Krótkie cmoknięcie było odpowiedzią. Spojrzenie, którym uraczył go gospodarz, sugerowało, że ma wyjść. – Może coś pomogę? – zaproponował. Tym razem cmoknięcie było głośniejsze, a ruch dłoni tak nonszalancki, że bolało.
- Sio, Janie, przeszkadzasz mi w procesie twórczym. – Proces twórczy zniszczył starannie ułożoną, jasną grzywkę, ale to i tak nieźle, bo Jankowi pewnie spaliłby brwi. W kuchni było gorąco jak w piecu. Wycofał się, obracając telefon w kieszeni. Jakoś mu dziwnie ciążył. Walerian na niego syknął, a potem pobiegł do drzwi wejściowych.
- Takiego, fiucie – mruknął chłopak, na wejściu skrupulatnie chowając buty do szafki. Uczenie się na błędach to pożądana cecha, jak mówił szef. Poczekał jeszcze chwilę. Słuchał, co dzieje się w kuchni, a potem włączył podgląd gry i pogłośnił. Poszedł do sypialni, przez cały czas oglądając się za siebie. Nie miał wstępu do tego pokoju, ale i za bardzo go to nie interesowało. Rzucał okiem na drzwi przez cały czas, rzecz jasna wtedy, gdy nie szukał pudełka na leki. Takie płaskie, duże i srebrne. Pewnie drogie jak wszystko, co miał Mikołajew. Syk oleju na patelni go uspokoił. Jeszcze lepiej zadziałał dźwięk odpalanego robota do mielenia. Prawie porzygał się ze stresu, kiedy kot przemknął w przejściu i na chwilę musiał oprzeć się o ścianę, bo by się wycofał. Kilka oddechów i do dzieła. Sprawdził pod poduszkami, chociaż nie wiedział, czemu tam. Macał meble i zaglądał do środka. Nawet pod wykładzinę. Nic i nigdzie. Facet zawsze miał to ze sobą, w którejś z toreb. Janek nigdy nawet nie umawiał się z dziewczyną, która miała tyle torebek, co ten gość. Wyjrzał na salon, zanim otworzył szafę. Nikola zakrzyknął voila, chyba po przerzuceniu naleśnika. Janek ukucnął, żeby pogrzebać w torbach. Chociaż tyle, że wszędzie był porządek. Przeszukał każdy neseser i aktówkę. Nic. Miał już wychodzić, ale uznał, że sprawdzi nocną szafkę. I tak, rozbił bank, trafił dychę. Poczuł się jak król świata. Nerwowo zezując na salon otworzył pudełko i wywalił wszystkie tabletki z najszerszej przegródki. Białe, duże i nie wiadomo na co. Ręce mu się spociły i ciężko było otworzyć strunową torebkę, w której nie wiedział, co miał, grunt, że podobne. Takie same, jakby się przyjrzeć. Przesypał wszystko tak, jak trzeba, pozbierał te, co wypadły i schował organizer na miejsce. No i pięknie i sukces. Teraz jeszcze to samo, każdego dnia, następne dwa tygodnie. Na miękkich nogach wrócił przed konsolę i czuł skręcanie w brzuchu. Pad ślizgał się w spoconych dłoniach. Trwało to na tyle długo, że nie smakowały mu nawet płonące naleśniki. Nikola coś mówił, ale Janek nie pamiętał o czym. Zwykle słuchał, bo być może szef zrozumie więcej. Dzisiaj nie mógł. Czekał, aż pojadą do roboty, ale coś za długo nie wychodzili.
- Może dziś zostaniemy?
- Czemu? – Janek czuł, że został przejrzany. Że zaraz będzie tu policja, zawiążą mu foliowy worek na głowie i będą bili, aż krew rozmaże mu się na nosie. Pewnie nagubi zębów. A kiedy wróci na ulicę to dojadą go za to, że może sypał, choć nie sypał, bo jest w porządku chłopak. Chciał zwrócić naleśniki.
- Popracuję z domu. W przerwie chciałbym nauczyć się tej gry – oświadczył mężczyzna, poprawiając mankiety, pozaginane po obiedzie. Zdjął zegarek. Janka tyle razy kusiło, żeby coś buchnąć, ale zawsze okazywał się być odpowiedzialny.
- A czemu? – Lepszym pytaniem byłoby, po co mu konsola, skoro nie umiał grać, ale na takie pytania wpadał zwykle szef, a nie on. Odpowiedzi za bardzo nie uzyskał, nie licząc cmoknięcia. Wyluzował się z czasem, za jakieś trzy godziny, kiedy miał pewność, że policja nie wpadnie już do domu. Nikola popracował z kanapy, czasami gapiąc się na wyścig, a potem zaczęli się uczyć. Janek nawet poczuł się dobrze, a potem znów źle, kiedy facet poszedł wziąć leki. Jakby to zależało od niego, to by tego nie zrobił. No ale reguły ustalał tutaj szef.
 
*
 
- Damian, może przynieś nam kawy – zaproponował prokurator Marecki, zażenowany i rozbawiony zarazem. Jego kolega z biurka obok fruwał wokół pani doktor i paplał nawet więcej, niż po papudze można się spodziewać. Może zadziałała jej czerwona sukienka. Uprzejmie kiwała głową i patrzyła na jego dłonie, w których cały czas macał jakiś papier. Oddalił się z błyskiem okularów i w końcu zostali sami w pomieszczeniu.
- Co to za tropy, o których opowiadałeś przez telefon? – zapytała. Noga na nogę, materiał na połowę uda, spojrzenie na jego spojrzenie. Wciąż patrzył na jej twarz.
- Zakładam porachunki ugrupowań. Jedno znamy, drugie może być nowe – zaczął i położył przed nią dokument. Było tam kilka zdjęć. Przejrzała je pobieżnie. – Ten mężczyzna to Radosław Derko, sam siebie określa szefem grupy, która działa na terenie Warszawy. To, że dysponujemy… co się pani stało?
- Nic mi się nie stało, mów dalej. I mów mi po imieniu – poprosiła, zmieniła nogi. Wyjęła papierosy, ale nie pozwolił jej palić. Dotknęła blond warkocza, zaplecionego z lewej, gdzie zasłaniał miejsce na ucho. Damian wrócił z kawą. Prokurator wydawał się być rozproszony, kiedy łaził mu za plecami i mruczał coś bez sensu.
- O której wychodzisz? – To było pytanie sugestywne, których Adam zwykle unikał.
- Zaraz, nie przeszkadzajcie sobie. Ale jak chcecie moje zdanie, sprawa jest nie do rozpracowania – ocenił. Kobieta uniosła brwi, on stuknął w teczkę. – Będzie jak ze sprawą Matiasa. Albo Hepnarovej, na pewno. Zna pani tę sprawę? – zagaił. Pokręciła głową, uprzejmy uśmiech wrócił na swoje miejsce. – Dość absurdalna, bo jak to może być, że szpieg istnieje, ale nikt o tym nie wie?
- To chyba definicja szpiega – mruknął Marecki, zajęty pocieraniem nasady nosa.
- No ale nie na taką skalę. Jeden polityk znaleziony bez gaci na hotelowym łóżku to może być przypadek. Ale seria, to już działanie zorganizowane. Na takie grube ryby zlecenia dają jeszcze grubsze ryby – mędrkował, zahipnotyzowany jej potakiwaniem.
- Damian, ta sprawa jest nieaktualna. I tutaj jest Polska, a nie Rosja. My mamy lepszy system. Skończ opowiadać bajki – poprosił i w razie, gdyby kolega nie zrozumiał subtelnej aluzji, dodał – idź do domu.
Damian zrozumiał. Kiedy zostali sami, pani doktor wyjęła z torebki piersiówkę i uatrakcyjniła swoją kawę. Nie skomentował tego, chociaż się temu przyglądał.
- Porachunki – podjęła, po dużym hauście. – Derko i kto?
- Tego nie wiem. Aktualnie na rynku nie ma konkurencji w swojej działce.
- Czyli?
- Narkotyki, haracze. Zabawa w poważnych gangsterów.
- Nie taka zabawa, skoro poza zdjęciami i pełną kartoteką, nie macie niczego. – Miała na myśli gościa w celi. Przełknął ten przytyk i pokazał jej zdjęcia z miejsca zbrodni.
- Te ciała trafiły do pani, do ciebie? – zapytał. Przytaknęła.
- I jeden sort to te takie poubijane, a drugi eleganckie. Żadnych śladów. Przełyk i może na organach, nic dalej. Ale na razie nie znalazłam, co też jest dziwne.
- Co to może być za substancja?
- Jeszcze nie wiem. Badałam, ale żeby mieć pewność, muszę zobaczyć ciało od razu po kiepnięciu.
- Od razu, to znaczy…
- Do kwadransa.
- Niemożliwe. – Mógł mówić o roszczeniu, ale i o kawie wypitej duszkiem. – Pierwsze na miejscu są służby, ja dostaję papiery, a ty ciała. Mógłbym porozmawiać, żeby…
- No to bądźmy tam pierwsi – mruknęła. – Dasz radę załatwić policyjne radio?
 
*
 
Tyle ludzi i koksu nie widział w życiu. Dużo czasu nie miał, bo osiemnaście lat z dwoma miesiącami, ale i tak czuł, że trafił do innego świata. Doceniał swój garnitur, bo nie czuł się jak wieśniak na salonach, pomiędzy innymi garniturami, szpilkami, sukienkami, szalami i pierdołami z garderoby bogatych. Mikołajew świętował zamknięcie nowego projektu, tak powiedział, a on miał dzisiaj niby pracę, ale jednak wolne i miał świętować z nim. Dostał pozwolenie, żeby się pobawić, nawet popić, bo mieli pokój w hotelu na górze. Poruszał głową w rytm, chociaż to żadne blokowe rytmy, tylko klasa. Cygara mu śmierdziały, ale udawał, że jest dobrze. No i tancerki wygrywały wszystko. Siedział na stołku barowym i był przez chwilę królem świata, kiedy pił szampana z wysokiego kieliszka. Jedna z dziewczyn na rurach nie miała na sobie kostiumu, tylko sukienkę i była bez butów, co trochę go śmieszyło, ale widać, że miała pojęcie. Głośno się śmiała i piła też dość dużo. Nie bardzo dowierzał, kiedy się do niego dosiadła. Nie obciągnęła kiecki, gdy podjechała na kolano. Popatrzył, nie narzekał.
- Młody jak z obsługi, ale tacy nie nosi… – zamruczała, uśmiechając się do niego. Nie znał jeszcze takiego uśmiechania. Chciał obrócić się za Nikolą, ale nie mógł oderwać wzroku.
- Ja jestem w pracy – powiedział, za cicho, więc musiał szybko powtórzyć, jak zapytała. Roześmiała się, ale nie wiedział czemu. Miał wrażenie, że wcale nie interesuje jej to, co miał do powiedzenia. To chyba w obie strony. Bawiła się bransoletką, jak już oparła mu rękę na udzie. Wypił szampan do końca i chciał zamówić jakieś piwo, dwa piwa.
- Ciekawa taka praca – skomentowała i pociągnęła go na parkiet. Nie obejrzał się na swojego gospodarza. Chyba zapomniał, że ktoś taki istnieje. Stroboskop był kolorowy, dym ciężki, muzyka energiczna. Skakała, jakby była w jego wieku, a nie dziesięć lat starsza. Może więcej. Zapytała, czy miał tutaj pokój, bez sensu, bo już macała klucz w kieszeni spodni. Wsadziła mu język w usta. Wyczuł na nim twardą tabletkę, która rozpuściła się w buzi. To wszystko takie dziwne i smakowało jak proszek do pieczenia. Za drzwiami pokoju rozbierała go sama, bo on nie wiedział, co ma zrobić z rękoma. Coś chciał, ale była napastliwa i szybka, a on mało zorientowany w tych tematach. Pozwalała się dotykać i znów śmiała się głośno, a on znowu nie wiedział z czego, chociaż też go to nie interesowało. Zdziwił się, że sutek tak twardnieje w ustach, a kobieta może mieć taki silny uścisk. Trzasnęły drzwi, ona przestała się śmiać, a on nie wiedział, co się dzieje. Mikołajew nie zwracał na nich uwagi, ale Jankowi wszystko oklapło. Pomyślał, że już wyleciał z pracy, ale gość powie mu o tym, jak już wypije drinka. Tyle, że wypił i nic się nie stało.
- Miło cię widzieć. U mnie wszystko w porządku – powiedział, na co ona wywróciła oczyma. – To, że o mnie nie pytasz, to rozumiem, ale o niego już byś mogła – zauważył. Teraz wywróciła bardziej spektakularnie. Wcale nie zasłoniła piersi, a jedna nogawka rajstop wisiała ze stopy jak zużyta prezerwatywa.
- Widzę, że wszystko dobrze – wtrąciła.
- Widzisz. – Zrobił znów drinka, patrząc na Janka, zawieszonego między pół-klękiem, a siedzeniem na piętach. Podszedł do nich, wcisnął szkło chłopakowi. – Janie, to moja była żona, Oksana. Oksana, to mój ochroniarz – przedstawił ich sobie, usiadł obok. Uśmiechnęła się krótko i oszczędnie. – Wypij, wypij – polecił chłopakowi i zajął się całowaniem swojej byłej żony. Śmiech był teraz stłumiony, Janek otumaniony, a świat wirował nadal. Nikola przeniósł się na szyję, a ona ugryzła drugie dostępne usta, przyciągając chłopaka za brodę. Czuła między wargami posmak proszku, wepchnęła język głębiej. Ktoś w nią wszedł. W Janka po jakimś czasie też, ale on już nie bardzo wiedział, co się dzieje, ani która ręka robi mu lepiej. Wiedział, że byli w niej we dwoje, było im ciasno i na łóżku nie było dużo miejsca. Ktoś miał go w ustach i on kogoś, jej uda na swoich uszach i włosy w ręku. Wilgoć na brodzie. Miała poprzeczną bliznę w dole brzucha i kępkę jasnych włosów. Świat zmienił się w pulsujące ciało i skończył kilkukrotnie, ale nikt tego nie policzył. Na lusterku została kokaina i ślady szminki. Nikola stojąc na balkonie odpalał papierosa. Widział, że oparła się biodrem o szkło i miała gęsią skórkę.
- Schowaj się, bo ktoś cię zobaczy – upomniał. Uśmiechnęła się i zabrała mu papierosa.
- Mnie to pół biedy, gorzej z nim. – Wskazała głową na chłopaka w pościeli. Wycelowała sutki w sufit, rozciągając plecy i ramiona. – Jak moje dokumenty?
- To do zrobienia. Ale umawialiśmy się na jeden raz. Nie będę dłużej Ci pomagał – powiedział i wygrzebał telefon, kiedy przyszło powiadomienie. Spojrzał na zdjęcie na ekranie, a potem na nią.
- Pomagamy sobie nawzajem. A zrobiło się gęsto – mruknęła, gasząc papierosa. Nikola nadal myślał o tym, że mężczyzna ze zdjęcia nie był wart takiej sytuacji, jak obecnie.
- Skąd to masz?
- Zrobiłam. Daj już spokój. Ty wiesz i ja wiem. Grunt, żeby nie wiedziała twoja katolicka poducha finansowa – zauważyła.
- Derko lata po mieście, a ty włazisz mu w oczy.
- Od niedawna. Nie będę zmieniała kraju drugi raz. Umiemy się doskonale mijać.
- Dokończy.
- Jak będzie miał okazję – zgodziła się. Zaczynał sukinsynowi kibicować.   
 
*
 
Janek był raczej dość milczący. Rzucał okiem na Nikolę, który też mało mówił, ale może nie dlatego, że stało się, co się stało, tylko nie miał potrzeby. Nie wiadomo. Kazał się wozić w podobne miejsca, co zwykle i cały czas rozmawiał przez telefon. Chłopak niewiele się odzywał, ale i nie był zagadywany zbyt specjalnie. Dziwnie - jedyne słowo, jakie wpadało mu do głowy. Czuł się nieswojo i trochę niewygodnie, jakby obrzydł sam sobie. Mało pamiętał, wszystko tylko na skojarzeniach. Nie wiedział, co powinien myśleć, ale zostało mu wrażenie, że coś było nie tak. Postanowił zostać z tym sam i wklepał nową trasę w nawigację. Nie wiedział, dokąd jadą. Poza Warszawą zaczął zerkać w lusterka i na Nikolę, który wciąż nic nie mówił.
- Gdzie jedziemy?
- Do domu. – To musiało wystarczyć. Grubo za Zielonką Janek zaczął czuć się nieswojo. Dziwne, bo facet nie z tych, co mogliby wywieźć. Uspokoił się, kiedy zaparkowali przy apartamentowcu. Apartamentowiec okazał się pojedynczym domem, tylko kurewsko wielkim. Do tej pory myślał, że takie wielkie bywają kościoły i stadiony. Robiło się coraz bardziej osobliwie. Nikola pozdrowił starszego faceta w ogrodniczkach i kazał otworzyć bramę, a potem Janek zaparkował na podjeździe. Jak weszli, przywitała ich chyba pokojówka, chociaż nie taka, jakie chłopak znał z filmów. Coś tam powiedziała, ale nie mógł się skupić, więc nie słuchał. Zdjął buty, oddał kurtkę i zaczął się rozglądać. Czuł się jak w jakimś muzeum na wycieczce szkolnej. Nikola zaprosił go dalej i powiedział, że zrobi im herbatę. Janek pomyślał, że prędzej zje własną czapkę, niż coś z nim wypije, ale tego nie powiedział. Dalej stał w korytarzu, pomiędzy kuchnią, a salonem. Z piętra zbiegł jakiś dzieciak. Wyglądał może na pięć lat i wydawał dźwięki jak odrzutowiec. Rzucił w Janka samolotem z papieru. Chłopak popatrzył, podniósł i chciał oddać, ale młody wisiał już na Mikołajewie i nawijał niewyraźnie jak wokalista w piosence Freestyler.
- Zagramy dzisiaj?
- Mam dużo pracy.
- Dopiero wróciłeś! Ja chcę zagrać! – Wykręcił się z objęć mężczyzny i wystrzelił odebrać samolocik. – A ty umiesz grać? – zapytał. Janek był raczej zaskoczony.
- W co grać?
- Gran Turismo! – wrzasnął i znów był odrzutowcem biegającym po salonie. Chłopak nie wiedział, co pomyśleć. Za dużo myśli na raz.
- Grałem z nim całe urodziny – wyjaśnił Nikola, klepiąc chłopaka w plecy. – Dzięki – dodał i wręczył mu herbatę. Janek wypił ją, siedząc przy konsoli. Tłumaczył dzieciakowi płynne wchodzenie w zakręty.
 
*
 
- Naprawdę, dlaczego patologia? – zapytał, w przerwie od popijania kawy w plastiku. Jego towarzyszka wyjadała mcnuggets i trzymała adidasy na kierownicy. Cały czas zerkali na policyjne radio. Mówiła z pełną buzią, więc niewiele zrozumiał. – Jeszcze raz – poprosił.
- Bo cicho mam i nikt mnie nie wkurwia przy pracy – odpowiedziała, sięgając po następnego kurczaka. Nie bardzo wiedział, dlaczego miała ciało, jakie miała, ale chyba sportowa torba na tylnym siedzeniu miała z tym coś wspólnego. Jadła większy syf, niż on podczas sesji na studiach. – Ze specjalizacji to jestem toksykolog – wyjaśniła. – A ty? Czemu prokuratura? Byłeś wrednym dzieciakiem i cię bili?
- Nie, doskonale znam te stereotypy – zaznaczył i trochę się napuszył. – Lubię porządek i zasady. Ta praca pozwala je utrzymać.
- Może. Ale czasami trzeba panować nad chaosem. Jak teraz – mruknęła. Nie mógł się nie zgodzić. Rzuciła w niego pudełkiem kurczaków, kiedy odezwało się radio. Przy ruszaniu wcisnęło go w fotel i ledwie zdążył z pasem. Miejsce zgłoszenia było cztery przecznice dalej. Podsumował, że cała farsa z czekaniem na trupa zajęła im może trzy tygodnie. Zażądała, żeby karmił ją dalej, więc spróbował. Upaćkał jej policzek sosem i raz ugryzła go w palce. Złamali większość przepisów drogowych a on oblał się kawą. Przeżuwała jeszcze biegnąc do ciała. Przy trupie stali gapie, ale to nic. Wydarła się, że jest lekarzem. On z kolei rozganiał ludzi prokuratorską blachą i rzucał okiem, czy obmacywanie denata nie jest przekroczeniem uprawnień. Głównie zaglądała mu w oczy. Do ust wcale. Mówiła o śladach przełykowych, ale nie chciał się wtrącać. Zajęło jej to dwie minuty.
- Idziemy.
- Pani, a pogotowie?! – obruszył się jakiś sąsiad z klatki obok.
- Jedzie. – Pociągnęła Mareckiego za rękaw. Zmotywowany szarpnięciem i syrenami radiowozów nie kontynuował oględzin wokół ciała.
- Tu nie ma nic podejrzanego. Jakby sam przyszedł i położył się na chodniku – stwierdził, idąc za nią pospiesznie w kierunku samochodu.
- To było chwilę temu – warknęła, czym się zdziwił. Wydawała się poirytowana.
- Skąd wiesz? – zapytał. – Do sekcji jeszcze kawał drogi.
- Doświadczenie – rzuciła, zatrzaskując drzwi od strony kierowcy. Miała pewność, że nigdy nie przeczytał teczki na Hepnarovą. I może całe szczęście.

*
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Ja, Xxx [+18] - przez Eiszeit - 06-04-2020, 17:17
RE: Ja, Xxx [+18] - przez Eiszeit - 07-04-2020, 11:21
RE: Ja, Xxx [+18] - przez Gunnar - 06-05-2020, 18:59
RE: Ja, Xxx [+18] - przez Eiszeit - 08-05-2020, 21:08
RE: Ja, Xxx [+18] - przez Gunnar - 10-05-2020, 11:40
RE: Ja, Xxx [+18] - przez Eiszeit - 11-05-2020, 12:39
RE: Ja, Xxx [+18] - przez D.M. - 07-04-2020, 14:52
RE: Ja, Xxx [+18] - przez Eiszeit - 07-04-2020, 19:39
RE: Ja, Xxx [+18] - przez D.M. - 08-04-2020, 13:56
RE: Ja, Xxx [+18] - przez Eiszeit - 08-04-2020, 18:31
RE: Ja, Xxx [+18] - przez D.M. - 09-04-2020, 14:47
RE: Ja, Xxx [+18] - przez D.M. - 10-04-2020, 15:25
RE: Ja, Xxx [+18] - przez D.M. - 14-04-2020, 20:57
RE: Ja, Xxx [+18] - przez D.M. - 15-04-2020, 12:08
RE: Ja, Xxx [+18] - przez Eiszeit - 16-04-2020, 12:49
RE: Ja, Xxx [+18] - przez D.M. - 16-04-2020, 14:33
RE: Ja, Xxx [+18] - przez D.M. - 17-04-2020, 13:49
RE: Ja, Xxx [+18] - przez Eiszeit - 18-04-2020, 20:17
RE: Ja, Xxx [+18] - przez Pytalska - 18-04-2020, 20:23
RE: Ja, Xxx [+18] - przez D.M. - 18-04-2020, 21:12
RE: Ja, Xxx [+18] - przez Gunnar - 29-04-2020, 11:02
RE: Ja, Xxx [+18] - przez Eiszeit - 03-05-2020, 19:25
RE: Ja, Xxx [+18] - przez D.M. - 08-05-2020, 21:20

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości