Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Alfa Sekstantis - proza Grudzień 2018
#1
Star 
Wrzucam, co do tej pory napisałem. Nie wiem jeszcze, czy będzie to długie opowiadanie, czy przerodzi się w powieść, ale w przypadku zainteresowania i chęci będę na bieżąco wrzucał kolejne fragmenty. Z początku może się wydawać, że fabuła jest prosta i oklepana, bo i robię to z większym luzem, żeby odetchnąć od cięższej tematyki, ale sądzę, że  opracowałem sobie obiecujące wątki, co się powinno powoli objawiać. Dajcie znać, czy interesuje was dalsza lektura. 



I.
 
Wodę jak zwykle automat podawał skąpo, po małym chluście, a potem trzy sekundy, i kolejny mały chlust, żeby nie zmarnować, nie nadużyć, bo przecież woda to najcenniejszy skarb, warunek przetrwania, zaś załoga liczyła sporo ponad ośmiuset ludzi.
Po kolejnym chluśnięciu wyświetlacz zaciął się, więc uderzyłem pięścią w alupleksę obudowy, niespecjalnie mocno, ale też nie słabo, zaś trzysekundowe odliczanie łaskawie ruszyło z miejsca. Lubiłem płukać usta większą zawartością płynu niż ta, którą wyznaczyła administracja okrętu, mimo iż kogoś innego za podobny akt posądziłbym o nierzetelność. W końcu nie wiedzieliśmy, czy na planecie znajdziemy źródła nadające się do filtrowania, choćby zamarznięte w kryształ lodu. „Czerwony Cesarz” nie zdążył wystrzelić skrzynki z danymi, zanim ślad po nim zaginął. Nawet nie podjął próby kontaktu z Układem Lokalnym, a przynajmniej tak twierdziły oficjalne zapisy.
Lecieliśmy w ciemno. Mogło nas czekać nawet kilka miesięcy orbitowania, a zapasy obliczono na rok, plus awaryjna rezerwa.
Oszczędzaj wodę… — odezwała się maszyna, więc dałem jej spokój i wypłukałem porządnie usta. Dwa łyczki przepuściłem sobie przez gardło, resztę wyplułem do metalowego zlewu, powodując dźwięczny plusk i przytłumiony szum automatycznego zasysacza w spływie.
Chciałem mieć jak najświeższy oddech, ponieważ miałem się spotkać na joggingu z Anastazją Petrową, dziewczyną z Sektora Drugiego, aranżystką z obsługi pokładu, którą AI wyznaczyła mi do potencjalnej pary. Dostałem na ten temat wiadomość zaraz po tym, jak ujrzałem ją podczas ćwiczeń. Jej strój sportowy i ściśnięte pod nim, drobniutkie ciałko zapadło mi głęboko w pamięć. Ja widocznie również musiałem przypaść jej do gustu, ponieważ sztuczna inteligencja jeszcze tego samego dnia zasugerowała spotkanie, co w naturalny sposób wprawiło mnie w doskonały humor. Oczywiście, na przeszkodzie mogły stanąć jakieś rozbieżności mentalne, ale na poziomie reakcji biologicznych mierniki pokładowej AI musiały być bezbłędne. W końcu nie liczyłem też na żadną głębszą relację – mnie głównie zaintrygowało to drobniutkie ciałko w sportowym stroju, te wysoko spięte rude włosy i zmysłowa twarz.
Ubrałem oficjalny uniform, pod nim miałem treningowe spodenki i wydolnościową koszulkę. Zamierzałem wybiegać sobie nogi, żeby pokazać dziewczynie, że jestem jak najbardziej zdrów i coś tam wart.
Korytarze zdawały się puste, czasami ktoś przemknął od drzwi do drzwi, stukając miękko obcasem o podświetlony chodnik. Od momentu wybudzenia niemal na wszystkich poziomach okrętu trwało bardziej odprężenie niż wzmożona praca. Pozostał nam do pokonania ogrom przestrzeni w samym Alfa Sextantis, co na kilkanaście dób pokładowych miało być zmartwieniem wyłącznie dla nawigatorów, a także w mniejszym stopniu dla korpusu technicznego. Ja nie należałem do żadnej z tych grup, więc mogłem spać, ile tylko chciałem, zaczytywać się pozycjami z pokładowej biblioteczki, a przede wszystkim korzystać z atrakcji poziomu rozrywkowego, jakby był to zwyczajny rejs wycieczkowy, nie zaś kontrakt dużego ryzyka o adekwatnej opłacalności.
W atrium było tłoczno ponad miarę, sporą liczbę ludzi dodatkowo zagęszczały ruchliwe automaty. Minąłem kawiarnię i salę kinową, przeszedłem przez główny placyk w kierunku deptaków, tam już było kilkadziesiąt kroków do hali z podwyższonym ciążeniem, gdzie znajdowała się interesująca mnie bieżnia. Oddałem uniform automatowi, odjechał z nim do szatni, ja natomiast w marszu zacząłem rozciągać kości. Przestrzeń hali treningowej otworzyła się przede mną mocno oświetlona, wysoka na kilka metrów. Ludzi było niewielu, ot parę niosących się po ścianach uderzeń piłką o parkiet, jakieś zajęcia na macie, a także nieliczne ćwiczenia indywidualne. Rozejrzałem się dokładnie, ale mojej wiewióreczki nigdzie nie dostrzegłem.
Robiłem metry po bieżni wokół szerokiego parkietu. Na zakrętach piszczałem podeszwami, nie zwalniałem, dorzucałem sobie coraz więcej wysiłku, choć już zaczynałem czuć ostre kłucie w piersi. Koszulka alarmowała coraz głośniej, zwolniłem więc do truchtu i faktycznie miałem spore problemy ze złapaniem oddechu. W tym też momencie zauważyłem rozgrzewającą się Anastazję Petrową.
Ściąłem szerokość bieżni i nadal zasapany, przytruchtałem do niej bez zwalniania.
— Biegniemy razem? — zapytałem, może zbyt niecierpliwie.
— Ale ja nie mam zamiaru się ścigać — zaznaczyła, rozciągając sobie prawą łydkę. — Nie lubię forsować tempa.
Pobiegliśmy. Początkowo równo i niemal w krok, ale ja musiałem swoje, więc co jakiś czas przechodziłem w sprint i z coraz większym zmęczeniem doganiałem ją na następnym wirażu.
— To ma być trening, a nie okaleczanie własnego ciała — zauważyła bez złości, kiedy uzupełnialiśmy płyny, siedząc na podanych przez automat ręcznikach. Dyszałem ciężko, więc mogłem odpowiedzieć dopiero po chwili.
— Muszę jak najszybciej odzyskać sprawność po wynurzeniu. Sztuczne podtrzymywanie kondycji mięśni to nie to samo co ogień na treningu. Zawsze lubię dać sobie porządnego kopa przed właściwą pracą.
— Jesteś z oddziału ekspedycyjnego?
— Skąd wiesz?
— Widziałam cię w mundurze. Macie ten znaczek na klapie — zrobiła palcem kółko na lewej piersi.
— Więc to dlatego ci się spodobałem? — zaśmiałem się. — Magia munduru?
— Bardziej jego zawartość mnie zaciekawiła. Ale ty mnie zauważyłeś dopiero wczoraj na bieżni, prawda? Wcześniej nie zwróciłeś na mnie uwagi, dopiero w przykrótkich spodenkach… Typowy facet — podsumowała z uśmiechem.
— Jeszcze mnie poznasz z lepszej strony — zapewniłem, hamując rozbawienie. — Idziemy gdzieś w tej sprawie? Wybieraj, jak dla mnie to wszystko jedno.
— Najpierw się przebierzmy, to coś pomyślę. W przeciwieństwie do ciebie mam teraz sporo pracy, więc czas mój troszeczkę inaczej się liczy. Ale nie martw się, nie zostawię cię tak od razu — z uśmiechem podniosła się z ziemi i pomaszerowała do łazienek, kręcąc tymi pośladkami w obcisłych spodenkach treningowych, przysiągłbym, że z premedytacją. Nie skąpiłem na to oka, kiedy szedłem za nią do męskiej, gdzie wziąłem kąpiel parową i już w szatni wdziałem uniform. Czekałem jeszcze parę ładnych minut na gwiazdeczkę, której czas podobno liczył się inaczej, a gdy już pojawiła się z uśmiechem na ustach i błyszczącą cerą, zaproponowałem jej swoje ramię.
— Słuchaj — powiedziała, gdy wyszliśmy do atrium — nie chcę, żebyś sobie pomyślał, ale ja naprawdę nie mam czasu na głupoty i wolałabym od razu przejść do rzeczy. Możemy pójść do mnie albo do ciebie, jak wolisz.
— Dobra — wyrwało mi się natychmiast, ponieważ nic nie miałem do dodania. U mnie był bałagan, więc postanowiłem: — Chodźmy do ciebie.
Po następnej godzinie byłem najlepszym dowodem na skuteczność programu pokładowej AI, dla której utrzymanie załogi w jak najlepszej kondycji psychicznej było jednym z priorytetów. Tak więc po silnie oświetlonych, monotonnych korytarzach patrzyłem z zachwytem, pogwizdywałem nawet pod nosem, co mi się prawie nigdy nie zdarzało. Powróciwszy do atrium, w doskonałym nastroju spędziłem całe pięć godzin, które dzieliły mnie od codziennego apelu, mojego jedynego obowiązku służbowego aż do momentu dotarcia na miejsce.
Gdy już pojawiłem się w pokoju odpraw, uśmiech nadal nie schodził mi z ust.
— A ty z czego się cieszysz? — zapytał siedzący obok mnie Nikolai Porta.
— Z twojej gęby — odparłem wesoło, patrząc w jego piegowatą twarz. Miał rude włosy, więc nagle przeszła mnie myśl. — Nikola, ty nie masz na statku jakiejś kuzynki albo innej krewnej?
— Nie. Czemu pytasz?
— Nie ważne. — Odetchnąłem z ulgą.
Miało się za moment rozpocząć, więc zalogowałem się kartą do pulpitu i wpisałem hasło. „Sierżant Martin Zelman” – pojawiło się na wyświetlaczu. Zapoznawałem się z nowymi koordynatami, ale czynność tę zaraz przerwał mi głos Szefa, jak zwykle śpieszący się z formalnościami, zapewne po to, by jak najprędzej powrócić do kajuty kapitańskiej na brydża bądź jakąś inną elegancką rozrywkę. Ja na jego miejscu wcale bym tak się nie spieszył, ponieważ jak dla mnie kapitan był człowiekiem odpychającym, mętnego sumienia i nieprzyjemnego obejścia. Tym bardziej więc dziwiłem się, że Szef tak chętnie do niego chadza. Może to ten brydż, może kobiety, które ów człowiek zabrał ze sobą w liczbie czternastu albo piętnastu, choć ja bym stawiał na klasowe trunki oraz wizualizacje, bo nad brydża – każdy z nas to wiedział – Szef o wiele bardziej cenił sobie szachy.
Wracając do kapitana; do jego osoby byłem wyjątkowo uprzedzony, nie da się tego ukryć, ale na swoją obronę mogę powiedzieć, że miałem ku temu mocne podstawy.
Kiedy zaproponowali mi udział w ekspedycji, nie wiedziałem, że na dowódcę wyznaczą Milana Jurcewicza, człowieka znanego z twardej ręki, nieustępliwości i ryzykownych posunięć, które może i w jego komandorskiej karierze przyniosły niejedno imponujące osiągnięcie, jednak zbyt często kosztem ludzkiego życia. Nie zdziwiło mnie wcale, że do misji ratunkowej za „Czerwonym Cesarzem”, który to temat głośno komentowały światowe media, dobrali kogoś podobnego formatu. Jurcewicz mógł się poszczycić wysokim stopniem wojskowym, posiadał ogromne doświadczenie w eksploracji nowych układów, a przede wszystkim był zaprawionym w boju taktykiem, nie raz mierzącym się z sytuacjami kryzysowymi. Było dla mnie oczywiste, że te atuty jak najbardziej predestynują go do roli dowódcy, szczególnie że wyprawa była zupełnym hazardem, nadal jednak czułem do niego silną awersję. I nawet nie dlatego, że sprawiał wrażenie zwykłego buca. On z całą pewnością – świadomie i bez mrugnięcia okiem – mógł posłać mnie na śmierć.
W końcu to nasza grupa była pionkami pierwszych posunięć, które pan kapitan wykona na szachownicy nieznanego nam jeszcze świata. Jeśli coś poszłoby nie tak, jeśli moje życie postałoby na szali, miałem jak w banku, że ze strony dowództwa nie otrzymam gwarancji wsparcia. Jeśli w jakimkolwiek stopniu zagroziłoby to misji, nikt się po mnie nie wróci, jak i ja nie będę mógł się wrócić po innych.
Pocieszająca to myśl, szczególnie, kiedy leci się w niezbadany dotąd sektor galaktyki, w ten ocean wciąż nieodgadnionej pustki, w miejsce, gdzie wyraźnie zdarzyło się coś niedobrego.
Kilkanaście lat wcześniej sonda z silnikiem pulsacyjnym, własność Azjatyckiej Organizacji Rządowej, która szukała w tej strefie metali rzadkich, przestała nadawać. Natychmiast wysłano za nią następną, ale i ta po kilku latach zniknęła z nasłuchu, i co ważniejsze – na identycznych współrzędnych. W końcu wysłano okręt badawczy cumujący w Alfa Centauri. „Czerwony Cesarz” miał jedynie zebrać dane, spróbować nawiązać łączność z utraconymi sondami i wracać do macierzy po najwyżej trzech tygodniach pracy. Nie było go dwa lata.
Takie wypadki się zdarzały, spowodowane jakimś dramatycznym błędem w nawigacji bądź wpadnięciem w odwrotną spiralę, kiedy łamało się przestrzeń. W takich wypadkach teoretycznie mogło upłynąć nawet kilkaset lat, choć dla zatopionej w aktywnym żelu załogi nie minąłby miesiąc. Na szczęście  podobne rzeczy były niezwykle rzadką anomalią, zaś rekord jak dotąd wyniósł bagatela trzynaście lat. W naszym przypadku wszystko było możliwe, a osobiście wolałbym nie wracać do domu po kilkuset latach nieobecności, z ryzykiem zastania jakiejś nowej rewolucji technologicznej, przez którą już niczego bym nie zrozumiał.
Możliwe było prawie wszystko, więc nie mieliśmy nawet jednego z góry przygotowanego scenariusza. Pozostawało uciszyć w sobie myśli o najbliższej przyszłości, nie psuć sobie nimi głowy, ale delektować się podróżą w nieznane – jako pasażer międzygwiezdnego okrętu najwyższej światowej klasy.
[Obrazek: Piecz1.jpg]
"Z ludźmi żyj, jakby widziany przez Boga. Z Bogiem rozmawiaj, jakby słyszany przez ludzi".
Lucjusz Anneusz Seneka
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Alfa Sekstantis - proza Grudzień 2018 - przez maciekbuk - 22-12-2018, 20:13
RE: Alfa Sekstantis - przez D.M. - 23-12-2018, 17:52
RE: Alfa Sekstantis - przez maciekbuk - 24-12-2018, 09:56
RE: Alfa Sekstantis - przez Kotkovsky - 23-12-2018, 22:52
RE: Alfa Sekstantis - przez D.M. - 24-12-2018, 22:51
RE: Alfa Sekstantis - przez maciekbuk - 25-12-2018, 11:54
RE: Alfa Sekstantis - przez Gunnar - 03-01-2019, 16:13
RE: Alfa Sekstantis - przez Gunnar - 15-01-2019, 18:17
RE: Alfa Sekstantis - przez D.M. - 25-12-2018, 20:44
RE: Alfa Sekstantis - przez gorzkiblotnica - 25-12-2018, 23:52
RE: Alfa Sekstantis - przez Kotkovsky - 30-12-2018, 16:47
RE: Alfa Sekstantis - przez Gunnar - 03-01-2019, 16:11

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości