Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Zimny deszcz
#1
      Byłaś ostatnią osobą, którą poznałem. Potem zrobiłem zdjęcie i wszystko zmieniło się na zawsze.

W deszczu wszystko przemija i te słowa wyłożę na wierzch, by się rozmyły, wyblakły i z mokrego papieru wsiąkły z wodą w ziemię.

To co upada powinno się podnieść. Woda leci w dół i podnosi łeb z pary. Drzewo leci, ale na jego miejscu wyrasta nasiono. Tylko człowiek jest przeciwny naturze, rozsypany nie może się pozbierać, jak stary zegarek.
Ty jedyna byłaś bliska prawdy. Po tym zdjęciu wszyscy myśleli, że strach kazał mi siedzieć w zamknięciu. Mówiłaś coś o depresji, czy załamaniu do których miałem predyspozycje przez napad melancholii nie mający związku z tym co się stało. Źródło strachu tkwiło we mnie. Wewnętrzny wróg wywrócony na nice, to byłem prawdziwy ja. Zakląłem się w zimnym kamieniu z rozpaczy. Przygnieciony, utopiony, nie czułem nic.

Uwielbiałem cię, ale nie wiedziałem czemu odwzajemniałaś to uczucie, bo przecież byłaś moim przeciwieństwem. Moja nieśmiałość, skromność i poczucie niskiej samooceny było niczym innym jak obrzydliwym, wygodnym użalaniem się nad sobą. Nieszczery, kłamliwy narcyzm kręcący się tylko wokół mojej osoby. Egoizm. Zakuty łeb nie potrafił pojąć oczywistości, lubiłaś mnie, bo mieliśmy podobne zainteresowania. Podobnie przeżywaliśmy wspólne pasje, zbliżone emocje.
Podkradanie się do opuszczonych nieużytków. Próbowanie niedozwolonych substancji. Ucieczka od szarej egzystencji.

Zgodnie z zasadą nie napiszę gdzie było zrobione to zdjęcie, żeby inni amatorzy nie zadeptali naszego odkrycia. Opuszczony budynek na skraju miasta. Poszliśmy wtedy od strony pól z wysepkami brzózek, wśród których szukaliśmy grzybków halucynogennych. Z wybitych okien leciał wiew zimnego wiatru, jakby budynek oddychał, ale to była tylko gra z moją podświadomością, albo czułem więź na poziomie duchowym. Mrok w środku wydawał się niespokojny i zły, że próbujemy go nachodzić. Czułem jakbym przeszkadzał konającej istocie w umieraniu. 
Proste żywioły takie jak wiatr i deszcz potrafią nadać niesamowitość i klimat danej chwili. Nie potrzeba się nawet wspomagać narkotykami, choć eksperymentowaliśmy by poznać odmienne stany świadomości.
Roślinność mokra i świeża wydawała się bardziej ożywiona, wilgotny wiatr zdawał się przenikać na wskroś, jak woda wsiąkająca w ciało i umysł.
Zamykałem wtedy oczy i robiłem głębokie oddechy, zdawało mi się, że wdycham zieleń, błękit i przezroczystość wody. Jednak uczucia które mnie naszły, gdy zwiedzaliśmy jego wnętrze nie były pozytywne.

Był idealny w swym zniszczeniu, samotny i zapomniany, to było tak swojskie i naturalne, w przeciwieństwie do ludzkiego motłochu. W świecie ludzi dzieją się złe, szokujące rzeczy, które nie powinny mieć miejsca. Niewolenie w domach, złych rodzinach, toksycznych związkach, chorych umysłach, a nie w więzieniach. Samotność w mieście, tłumie, wśród ziomków, a nie pośród bezludnej dziczy. Ból i cierpienie, zdrada zadawane od bliskich, a nie od wrogów. Odrzucenie kochających jakby byli obcymi.

Budynek, porzucony, zapomniany, niszczejący, był taki naturalny, taki na miejscu. Nagle ogarną mnie dojmujący smutek. Zawsze identyfikowałem się z tymi opuszczonymi ruinami. Ciągło mnie do takich klimatów, bo czułem wewnętrzną potrzebę asymilacji, chęć zjednoczenia się. Myślałem, że jesteśmy pokrewnymi, odizolowanymi duszami. Tak jednak nie było. Odczułem dojmujący ból. Zimno, które mnie hibernowało z przyjemną czarną pustką ukojenia w której uczucie zimna byłoby jedynym uczuciem, stało się nieprzyjemne.

Skorupa orzecha popękała na deszczu, więc do środka zaczęła wlewać się woda.

Nie jestem jak ten budynek i nigdy nie będę. Łudziłem się, że wybieram samotność z własnej woli, bo czułem nieznośną powierzchowność w kontaktach ludzkich. Przyjaźnie i miłości wydawały mi się połowiczne, były wręcz nieznośnie. Byłem rozdarty między być sobą – nienawidzę być sobą, uwielbiam samotność – nie chcę być sam, odrzucić uczucia – pragnę.
Zanikałem, blakłem lecz nie do końca.
On był tak naturalnie samotny, moja samotność raniła, była nienaturalna.
Przerażające drżenie napłynęło nie wiadomo z skąd, wyobraziłem sobie ciemny wiatr który zdusił moja odwagę, a echo jakie się niosło, przysiągłbym, że zawierało jedynie majestatyczną pogardę dla nieszczęsnej istoty, która pełzała w jego trzewiach. Prawda, którą w końcu miał mi objawić, była tyleż prosta, co wiadoma mi od dawna. Asymilacja między ciałem i duchem, harmonia to były mrzonki.

Dla materialnego wzroku był nieciekawą pustą skorupą, lub idealną martwotą i pustką. Dla mych zmysłów głębszych był bogaty w ulotne odczucia. Gęsty mrok, liczne pomieszczenia, każdy przepastny korytarz, podest i schody nabierały mistycznego znaczenia, stanowiły pożywkę dla mych wyobrażeń. Był bardziej, niż pełny i urozmaicony. Był kompletny. Bogate wnętrze pełne mych oczekiwań i bujnej wyobraźni. Na każdym poziomie był idealny. Żadnych połowicznych pragnień, żadnych wątpliwości, albo wielkie spełnienie, albo wielka niewiadoma. Być może takie męczące wywody stosowałem pod wpływem używek, nie przeczę, lecz teraz jestem czysty. Mam nadzieje, że to przeczytasz gdy odejdę. Czuję zażenowanie, bo przecież na żywo nigdy tak górnolotnie ze sobą nie rozmawialiśmy. Jeśli czytasz na trzeźwo, pewnie pękasz ze śmiechu. Chciałbym chociaż tyle. Byś się uśmiechała.
Nie zrozum mnie źle, nie winię cię za nic w naszym związku, po prostu bolała mnie zwykła ludzka natura. Pragnąłem poznać cię dogłębnie, czuć intensywnie tak jak ty i byś ty w pełni mnie zrozumiała i tak samo odczuła. Bałem się niezrozumienia i odtrącenia. Bałem się wpuścić do wnętrza mnie. A jeśli nie, to chciałem byś była niewyraźnym majakiem, jak wróżka dla dziecięcego umysłu, przezroczysta, eteryczna, ledwo widoczna, czysta i niepokalana jak jednorożce z mitów i romansów, niczym pociągające leśne widmo w umysłach prostych średniowiecznych ludzi, niczym niebiańska istota w narkotycznym widzie.
Szukaliśmy grozy w realności by zagłuszyć strach wewnętrzny, przynajmniej ja tak miałem.

Nagle zobaczyłem coś strasznego. Rzecz dla mnie najstraszniejsza. Miałem w sobie jeszcze tyle pierwotnego instynktu, który za świadomy rozum podjął decyzję, kazał wycelować i nacisnąć migawkę, bo mój sparaliżowany umysł nie podjąłby żadnej inicjatywy.
Dla was to była ciekawostka, być może dowód na to, że w nawiedzonym miejscu uwieczniłem zjawę. Inni uznają to za oszustwo. To co widziałem było czym innym, niż utrwaliło zdjęcie.
Na tle zszarzałej ściany, popękanej i naznaczonej rdzawymi zaciekami, jakby kiedyś krwawiła, ukazał się jawny, dwuwymiarowy kształt. Jakaś postać, trochę ludzka, lecz jakby za bardzo niedorobiona. Za duża głowa, rozmyta na czubku jakby istota z mroku rozwiewała się niczym dym. Rozmyte, zniekształcone dłonie, wydłużony tułów, wklęsłe nogi. Odbicie w lustrze, wszyscy orzekli. Faktycznie na zdjęciu wyglądało to tak jakby w starym, brudnym lustrze odbijała się niewyraźna postać. Tylko, że byliśmy tam tylko my we dwoje, ty stałaś daleko, ja miałem uniesione ręce w których trzymałem lustrzankę, a i moja poza była inna. Nawet dla ciebie to była zjawa w lustrze. Lecz gdy podeszłaś tam wcale nie było lustra. Twój rozdzierający krzyk wstrząsnął drzemiącym olbrzymem do głębi. Złapałaś mnie za nadgarstek i razem wybiegliśmy. Ty w panice, ja zrezygnowany jak automat. Szybko rozmieniłaś strach na żart, to te grzyby! Jednak żart utknął ci w gardle gdy wydrukowałem zdjęcie. Pomieszanie ekscytacji i niepokoju zawładnęło tobą tak, że aż przyjemnie było na ciebie patrzeć. Skakałaś uradowana i krzyczałaś „widzieliśmy prawdziwego ducha!”

Nie było tam żadnego ducha, być może aparat zarejestrował jakieś zjawisko nadprzyrodzone, niezrozumiałe zjawiska fizyczne, będące procesem aktywności tej istoty. Martwy budynek okazał się choć w części świadomą istotą. Wierzę, że to on. Przebudzony przez me pragnienia, pewnie rozdrażniony moją naiwnością, wysilił się by pokazać mi... mnie. W metaforycznym lustrze ukazałem się prawdziwy ja.
Ujrzałem własne wnętrze, moja zewnętrzna powłoka jakby ze szkła ukazała szczególnie smolistą ciemność. Byłem pustym naczyniem do połowy wypełniony ciemną wodą. Gdy skupiałem się na tej wodzie i przenikałem wzrokiem do jego wnętrza, była tam tylko zimna toń bez dna. Lustro wody burzyły krople skraplające się wewnątrz szklanego naczynia, którym byłem tworząc fale na jego powierzchni. Nie było organów wewnętrznych, mózgu, serca pompującego krew, tylko stała zimna woda i pustka. Wewnątrz mego ciała latały jakieś drobiny, może kurz, może śnieg, a w okolicach oczu, skraplał się deszcz, by burzyć spokój tam na dole.

Tylko tyle. Przezroczysty, wypełniony wodą, pustką i ciemnością ja.
Nie odbijał przerażonych oczu (były zimne i puste), ani przerażonej twarzy (ciemna maska bez wyrazu). Wtedy popłynęły łzy. Jestem pewny, że to były ostatnie łzy w moim życiu. Bo rozumiesz z czego miały by wypływać. Jezioro jest wieczne i ponad czasowe, to źródło jest poza moim zasięgiem. Wszystko jest pochowane tak głęboko, że nie mam czego ci pokazywać. Nie mam nic dla ciebie. Na zewnątrz i wewnątrz jest tylko pustka. Chciałbym poczuć twoje serce, chciałbym poczuć twoje ciepło. Tam w głębi nie usłyszę twego głosu, nie poczuję twojego dotyku, ciepła i bicia serca. Już za późno. Nie chcę już nic czuć. Łatwiej się poddać i utonąć w zimnej toni.
Co mam ci pokazać? Tam jest tak pusto, tak zimno. Jest już za późno.
Wtedy stanąłem ze sobą twarzą w twarz i zrozumiałem, że nie pokochasz takiego mnie.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Zimny deszcz - przez Ahab - 20-10-2018, 19:26
RE: Zimny deszcz - przez Miranda Calle - 20-10-2018, 22:25
RE: Zimny deszcz - przez Ahab - 26-10-2018, 18:08
RE: Zimny deszcz - przez Miranda Calle - 26-10-2018, 18:17
RE: Zimny deszcz - przez Ahab - 27-10-2018, 12:56
RE: Zimny deszcz - przez kubutek28 - 05-11-2018, 01:09
RE: Zimny deszcz - przez Ahab - 05-11-2018, 22:36
RE: Zimny deszcz - przez Gunnar - 20-11-2018, 18:17
RE: Zimny deszcz - przez Ahab - 21-11-2018, 12:17

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości