10-07-2018, 23:11
Kiedy, nićmi mojej siostry Ariadny,
cerowałam dziurawe szczęście,
przyniosłeś mi butelkę wina.
Z Wyspy Umarłych.
Pamiętam jeszcze tę czarną,
karnawałową gondolę, w każdej chwili
gotową przyjąć także... trumnę.
Zatopione w lagunie czerwone mury,
otworzyły się niewielką, półkolistą
bramką. Powiedziałeś – płyń.
Moje wahanie przerwały wyniosłe
cyprysy, poszumem scherzina z
Igorowej Pulcinelli.
Czy byłeś z nimi w zmowie?
A wino - szeptem Ezry, w choreografii
Diagilewa - tańczyło na języku:
Chłodna konwalio, jak blade, mokre liście
leżysz obok mnie.
O świcie.