Lekko i chmurnie stąpam po ścieżce ze splecionych rąk moich sług.
Nikt nie wie, że nadchodzę.
Jestem niezauważalna, nie - niewidzialna - ale właśnie niezauważalna.
To dobrze. Taką chciałam być.
Uroda mnie zmęczyła.
Teraz już mogę wszystko.
Unoszę się, lecę i wiem, że zaraz, za moment odzyskam co mi skradziono.
Lekka półprzeźroczystość moich nabrzmiewających piersi jest piękna.
Tylko na razie.
Kiedy nabiorą mocy zmaterializuję się w wyniosły cumulonimbus capillatus.
Wtedy, w błyskach - rozbłyskach ogarniającego mnie szału – białego szkwału, władza
i przynależny jej strach na zawsze będą moje.
Nie dotarłam co celu.
Halny - wiatr katabatyczny - mój wróg? Przyjaciel?
Przedwcześnie ściągnął mnie w dół.