wszystko kanciaste ostre po brzegach
bo jak ranić to do krwi
z wyczuciem dobierając narzędzia i okazje
czynią nas współwinnymi życia i konsekwencji
a dobrze wiesz że noc nie przynosi ukojenia
co najwyżej twarze jak ja uzależnionych
od pędu i obecności
choćby przydrożnego Chrystusa i jego krzyża
który pociągnął za sobą upadając
tak cicho jak stał
od dawna nie wzbudzając emocji
dlatego odpuśćmy sobie nawzajem
to że znów biegnę a ty
nie potrafisz mnie powstrzymać
gdy w marcowych roztopach umywam ręce
przekonując samotne odbicie
że to tamte zemdlone ramiona
albo głowa
nabita cierniami od zawsze ciążyła ku ziemi
bo jak ranić to do krwi
z wyczuciem dobierając narzędzia i okazje
czynią nas współwinnymi życia i konsekwencji
a dobrze wiesz że noc nie przynosi ukojenia
co najwyżej twarze jak ja uzależnionych
od pędu i obecności
choćby przydrożnego Chrystusa i jego krzyża
który pociągnął za sobą upadając
tak cicho jak stał
od dawna nie wzbudzając emocji
dlatego odpuśćmy sobie nawzajem
to że znów biegnę a ty
nie potrafisz mnie powstrzymać
gdy w marcowych roztopach umywam ręce
przekonując samotne odbicie
że to tamte zemdlone ramiona
albo głowa
nabita cierniami od zawsze ciążyła ku ziemi