Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Konsultacje literackie Gunnar-Kotkovsky
#37
To wrzucę tu bezpośrednio początek III rozdziału (coś mi tam się wcześniej pomerdało i mówiłem o III a przecież przerabialiśmy II)

O Arveno! Pokłon ci składamy w blasku słońca. Oto tu, oto teraz niech się stanie, dzień Wielkiej Pani, Winobranie! – Odziany na biało starosta wzniósł ręce. Odpowiedziały mu żywiołowe okrzyki esseńczyków, tłumnie zgromadzonych na rynku. Mężczyzna wziął z rąk odświętnie ubranego chłopca wieniec z liści winogrona i już miał ukoronować Arvenę, gdy nagle, na trybunę ustawioną pod ratuszową wieżą, wtargnęła czarna wiedźma. 
– O nie! Korona mnie się należy. Oddaj ją mnie starosto, pókim dobra! – wykrzykiwała ochrypłym głosem.
– Arvena naszą prawdziwą królową – ripostował starosta, wkładając winogronowy diadem na głowę Synthi, która w tym roku odgrywała rolę Arveny.
– O niewierni! Niech deszcz nagły wasze winnice zmłóci, niech grad spadnie na nie, przeklinam Winobranie! – wykrzyczała wiedźma, po czym się wycofała. Nadszedł czas na błogosławieństwo Arveny. Synthia zwróciła się ku świętującym, wyciągając ręce w geście triumfu.
 
Radujcie się moje dzieci! 
Niech wam zawsze łagodne słońce świeci!
 
Niech słodkie winogrona dojrzewają
Niech się radują chłopcy i dziewice
Niech raduje ich smak młodego wina
Niech tańczą w blasku słońca i księżyca
 
Radujcie się moje dzieci!
Niech wam zawsze łagodne słońce świeci! 
 
Starosta ujął Synthie za rękę i razem zeszli do paradnego rydwanu, zaprzężonego w dwa białe rumaki. Arvena w długich szatach koloru południowego nieba i zachodzącego słońca wsiadła do pojazdu. Zaraz za nią uczynił to starosta. Bogini raz jeszcze rzuciła do tłumów:
– Radujcie się moje dzieci!
Rydwan ruszył powoli, a za nim zaczęła się formować procesja do świątyni Arveny. Zaraz za pojazdem kroczyli najprzedniejsi obywatele miasta, dalej muzycy z harfami, trąbkami, fletami i bębnami, następnie tancerze i tancerki, a dalej mieszkańcy miasta odziani w świąteczne stroje. W blasku słońca, które spoglądało z bezchmurnego nieba, procesja mieniła się barwami całej tęczy, jak witraże w amiriańskiej katedrze. Wielu nosiło, wykonane specjalnie na tę okazję, finezyjne maski przedstawiające różne zwierzęta i baśniowe postacie. Gdy pochód z radosną muzyką posuwał się brukowanymi uliczkami Essen, kobiety rzucały z okien kamienic płatki kwiatów, które wirując w letnim powietrzu, łagodnie opadały na rozradowany i roztańczony tłum. Przed świątynią przywitał ich Wyższy Kapłan Arveny. Pomógł wysiąść z rydwanu staroście i bogini, wygłosił zwyczajowe błogosławieństwo i wprowadził młodych artystów. Aktorzy na marmurowych schodach świątyni przedstawili świąteczną sztukę, opowiadającą, w jaki sposób boska Arvena związała się z winoroślą i jej hodowcami. Po zakończeniu sztuki kapłan zaprosił wszystkich do środka, gdzie można było do woli oddawać się piciu wina, jedzeniu winogron i wznoszeniu toastów na cześć bogini.
 
2. Kolejny dzień również był pełen atrakcji. Około południa, na placu przed świątynią Arveny, esseńczycy mogli oglądać sztukę, opowiadającą o narodzinach Taugii.[1] Grali w niej aktorzy z Królewskiego Teatru w Beresteczku, sprowadzeni specjalnie na tę okazję staraniami Likariusa Galilei. Przed świątynią ustawiono dekorację, mającą imitować wody oceanu. Bogata scenografia i gra aktorska spotkały się z ogromnym uznaniem publiczności.[2]
Zwieńczeniem dnia było odsłonięcie marmurowego posągu Arveny na dziedzińcu świątyni. Zgromadzeni wznosili toasty za boginię, za króla, Essen i całą Likarię. Zwyczajowo też starosta rozsypywał pośród tłumu garście miedzianych monet,[3]których zbieraniem zajęły się małe dzieci. Wyglądały jak mrówki uwijające się pomiędzy wysokimi trawami dorosłych.

Motywem przewodnim trzeciego dnia było miłosierdzie wobec biednych, słabych i potrzebujących. Dziewczynki przebrane za Arvenę i chłopcy w zielonych strojach Ducha Lasu kwestowali na rzecz sierocińca. Starosta zaś, w przedsionku świątyni, podjął uroczystym obiadem miejskich żebraków i kilka rodzin ubogich chłopów.
 
3. Na zabawie upływał mieszkańcom Essen cały dziewięciodniowy okres święta. Rano zajmowali się zbieraniem winogron, a od południa trwonili czas na zabawy, tańce, maskarady, pochody, śpiew i picie wina. Piątego dnia Christian i Arkus, by odetchnąć od zgiełku miasta, udali się na okoliczne wzgórza i wznowili ‘rycerskie’ treningi. Christian, zazwyczaj podchodzący dosyć pasywnie do fechtunku, tym razem zaangażował się w walkę. Arkus ,odpierając szybkie ataki, był zdziwiony, ale i zadowolony. Pomyślał, że wreszcie jego przyjaciel angażuje się w rycerskie rzemiosło tak jak on sam. Ich starcie było tak gwałtowne, że w pewnym momencie drewniany miecz Arkusa złamał się z trzaskiem. Chłopcy usiedli w cieniu wielkiego dębu.
– To była dobra walka, ale potrzebuję nowego miecza. – Arkus z wyraźnym zadowolenia oglądał złamany oręż.
– Ja też, popatrz, mój jest pęknięty. – Christian wyciągnął go przed siebie, by przyjaciel mógł obejrzeć długą rysę, ciągnącą się od rękojeści aż do połowy ‘ostrza’.
– Poprosimy Hadragana, żeby zrobił nam nowe.
– O ile nie jest na jakimś pochodzie, albo przedstawieniu. – Christian położył się na trawie i przymknął oczy, ciesząc się zapachem kwitnącej łąki.
Arkus roześmiał się:
– Starego Hadragana nie interesują przebieranki i teatr. O ile go gdzieś nie wyciągnęła żona, to powinien być u siebie.
– Wiem, że jest najlepszym stolarzem w Essen i ma wiele zamówień, ale chyba w czasie święta pozwala sobie na odpoczynek? – Christian znów usiadł, spoglądając na przyjaciela.
– Chodźmy się przekonać. – Arkus szybko wstał. – Kto ostatni przy bramie ten troll! – krzyknął i rzucił się pędem w dół wzgórza. Christian nie lubił wyścigów, wydawały mu się dziecinne, a i nie często je wygrywał. Szybko jednak poderwał się i ruszył za Arkusem, postanawiając nie oddać łatwo zwycięstwa. Przeskakując płynnym susem nad powalonym konarem, przypomniał sobie, co daje mu najwięcej frajdy w wyścigach. Czas,  w trakcie lotu nad przeszkodą, zdawał się zwalniać. Gdy odrywał od ziemi obie nogi, mógł napawać się doświadczeniem zarezerwowanym dla ptaków. Przypomniał też sobie, jak z ojcem wybrał się do Sanktuarium na Górze, do którego wiodła leśna, wąska i stroma ścieżka. Było na niej wiele stopni uformowanych z korzeni. O ile wspinaczka była męcząca, to powrót był niesamowity. Christian zbiegał w dół, zeskakując po schodach z korzeni. Niezwykle angażowało to wzrok. Trzeba było w ułamku sekundy decydować, gdzie postawić stopę, by przyjemność nie zakończyła się bolesnym upadkiem. Należało to do najprzyjemniejszych doznań w jego życiu. Jakkolwiek niechętnie wybierał się z ojcem do Sanktuarium, tak w drodze powrotnej zapewniał, że chętnie pójdzie tam po raz drugi. Taka przyjemność była warta męczącej wspinaczki. Także i ten wyścig stał się przyjemnością, tym większą, że tym razem to Christian był pierwszy przy bramie. Odetchnęli chwilę i weszli do miasta. Na ulicy rzemieślniczej musieli przeciskać się pod ścianami kamienic, gdyż w przeciwną stronę podążał kolorowy, świąteczny pochód. W końcu dotarli na podwórko cieśli. Przed wejściem stała żona stolarza, rozmawiająca z miejskimi strażnikami. Jej twarz naznaczona dotykiem czasu na czole i wokół oczu, otoczona średniej długości, falowanymi, brązowymi włosami, zdradzała zatroskanie.
– … co mogło się stać. Dziś miał występować w przedstawieniu księżycowym. Specjalnie uszyłam dla niego tę szatę. – Kobieta trzymała na ręku krótką, fałdowaną tunikę z oliwkowego aksamitu.
– Ale mówiła pani, że… – Strażnik zawiesił głos, gdy dostrzegł chłopców. – Czego szukacie?
– Przyszliśmy do stolarza. – Arkus wysunął się naprzód.
– A co od niego chcecie? – ton strażnika brzmiał szorstko.
– On robi dla nas miecze – powiedział Arkus z taką godnością, jakby przemawiał na posiedzeniu Senatu.
– Miecze? – Strażnik uniósł brwi.
– Tak, drewniane.
– Znam tych chłopców – wtrąciła Halishia, żona cieśli. – To Arkus, syn lorda Galilei i Christian, syn winiarza. Mąż robił dla nich drewniane miecze do zabawy.
Jakiej zabawy? Do lekcji fechtunku, kobieto! – Arkus obruszył się w myślach.
– Nie wiecie gdzie on jest? – spytał łagodniej strażnik.
– Właśnie chcieliśmy go prosić o wykonanie nowych, bo poprzednie nam się połamały – wyjaśnił młody Galilei, hardo utrzymując kontakt wzrokowy ze strażnikiem.
– Oni nic nie wiedzą. – Drugi mężczyzna machnął ręką z dezaprobatą.
– Właśnie szukamy Hadragana. Jak mówi pani Halishia, nie ma go od dwóch dni. Gdybyście go spotkali albo mieli jakieś informacje o nim, to dajcie znać pani Halishii, albo nam – powiedział pierwszy, dając im do zrozumienia, że powinni się oddalić.
Arkus skinął głową. Chłopcy odeszli, a strażnicy podjęli przerwaną rozmowę z zielarką.
– Czemu nic nie mówisz? – zagadnął Christian, gdy wracali przez pustą ulice, na której jedynym znakiem niedawnego pochodu, były rozrzucone płatki kwiatów. – Szkoda, ale będziemy musieli odłożyć nasze treningi.
– Nie tym się martwię. – Arkus pokręcił przecząco głową, nie odrywając wzroku od skąpanego w słońcu bruku. – Ciekawe, co się stało z Hadraganem. Zostawiłby pracownię i żona nic o tym nie wie?
– Może nie znasz go aż tak dobrze, jak ci się wydaje. A może chciał trochę spokoju. – Christian przestał na chwilę mrużyć oczy, gdy znaleźli się w chłodnym cieniu kamiennej bramy. – Słyszałem, że jego żona jest kłótliwa. Pewnie zmusiła go do udziału w tym przedstawieniu, sam słyszałeś.
– Tak, uszyła dla niego strój. Pewnie nie był z tego zadowolony.
– I może postanowił zniknąć na kilka dni – kontynuował przypuszczenia Christian.
– Chyba masz rację – przyznał Arkus. – Jutro sprawdzimy, czy wrócił. 
Christian przejął inicjatywę w szukaniu zastępczego oręża. Pierwsze próbowali z ociosanymi gałęziami, potem wzięli kije używane przy hodowli winorośli, ale były za długie i za ciężkie. Pomyśleli o innym stolarzu, ale przed końcem święta nie było szans, by ktoś oderwał się od zabawy i zrobił dla nich miecze.
Hadragan nie wrócił przez kolejne dwa dni. Arkus uznał, że głupio byłoby pytać Halishię po raz trzeci. Smutek w głosie zielarki przenikał do jego serca. Ta na oko pięćdziesięcioletnia kobieta miała w mieście opinię swarliwej, ale chłopak nigdy nie widział, ani nie słyszał niczego, co by to potwierdzało. Halishia zawsze była otwarta na wspieranie innych. Tyle lat pomaga esseńczykom, a teraz nikt jej nie pomoże? Czy Straż coś robi w tej sprawie? Arkus rozważał włączenie się w poszukiwania, jednak nazajutrz było zakończenie Winobrania, a potem wyjazd na studia do Beresteczka. Czekało go jeszcze wiele przygotowań do podróży.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
RE: Konsultacje literackie Gunnar-Kotkovsky - przez Gunnar - 23-11-2018, 15:39

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości