Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Samael
#12
Aha, zaraz naprawię.

Rozdział 4
Duch lasu


Płynęli na północ – w górę rzeki – pośród mas drzewnych, ku masom szczytów górskich, gdzie skorupa śnieżna ustanowiła swój odwieczny posterunek. Tam znajdowały się liczne kopalnie oraz ludzkie osiedla, dzikie doliny a także miasto obwarowane przez skały – Utracht, stolica krainy Ułtanu.
Samael wiosłował miarowo, pogrążony w czujnej medytacji. Stał na dziobie łodzi, a za nim, przykryta grubym kocem, spała kurcząca się z zimna księżniczka. Kiedy się przebudziła, nie zrozumiała zrazu swego położenia; musiało minąć parę sekund, zanim wróciła jej świadomość sytuacji. Po tym objawieniu dziewczyna poderwała się z twardych desek łodzi i z przerażeniem rozejrzała wkoło. Natychmiast wybuchła histerią.
— Przestań się drzeć! — huknął na nią Samael i odruchowo zamachnął się wiosłem, z którego nakapało zdrowo wody.
Aliana zakończyła swe piski i jak gdyby ostrze miecza, a nie wiosło, w nią mierzyło, zaczęła bronić się ramionami. Samael roześmiał się na ten widok. W konsekwencji u dziewczyny nastąpiła kolejna zmiana emocji: całą jej twarz oblała różana czerwień, natomiast piąstki zacisnęły się do białości.
— Jak śmiesz! — krzyknęła piskliwie. — Jesteś okropny! Nienawidzę cię!
— A nienawidź mnie — odrzekł spokojnie Samael i wrócił do wiosłowania.
Księżniczka z urazą odwróciła od niego głowę. Milczała, pogrążając się w rozpaczy. Zmierzała w nieznane, wyrwana z komfortu pałacowego życia, skazana na łaskę nieobliczalnego demona – a wszystko to zaraz po tragicznej śmierci ojca oraz braci. Zbyt wiele, zdawało się, nieszczęść spadło na tę jedną istotę, lecz mimo to duch jej zachował spójność, serce nie poddało się rezygnacji czy zobojętnieniu.
— Dlaczego jest tak zimno? — zapytała roztrzęsionym głosem Aliana.
— Może dlatego, że płyniemy środkiem rzeki — wyjaśnił z kpiną Samael.
— Chcę wracać! — wykrzyknęła dziewczyna i odważnie zerwała się na równe nogi. — Masz mnie zabrać z powrotem do Karugi!
Samael spojrzał na nią groźnie.
— Ty chyba czegoś nie rozumiesz — syknął. — Najchętniej wyrzuciłbym cię za burtę już dawno temu, ale zgodziłem się na coś i teraz muszę się z tym przemęczyć. Nie wyobrażaj sobie jednak, ty rozpieszczony bachorze, że będę ci się kłaniał i wysłuchiwał twoich jazgotów. Jak będzie trzeba, znowu wleję w ciebie wywar żywej śmierci – i choćbym miał cię później targać na ramieniu aż pod bramy samego Utrachtu – tak zrobię. Zrozumiałaś?
Aliana kucnęła i objęła się ramionami.
— Chce mi się siku — załkała.
— Ty w ogóle słuchasz, co do ciebie mówię? — Samael pokręcił z niedowierzaniem głową.
— Ale mi naprawdę się chce…
— Tak? To czekaj — ożywił się nagle Samael. — Zrobimy tak: popłyniemy do brzegu, zostawimy łódkę i mój worek złota na pastwę kogokolwiek, a potem ruszymy w głąb tego lasu, aby znaleźć godny ciebie ustronek.
— Naprawdę? — ucieszyła się Aliana, stając znowu na baczność.
— Szczaj za burtę i nie zawracaj mi głowy!
— Ordynarny prymityw!
— Zarozumiała gówniara!
— Cham!
— Trzpiotka!
— Bydlak i pozorant!
— A, a, a – ja „pozorant”? — obruszył się Samael. — Ty chyba nie wiesz, z kim rozmawiasz. Nie masz pojęcia, do czego jestem zdolny…
Aliana ukucnęła ze złością i sięgnęła dłońmi głęboko pod spódnicę.
— CO TY WYPRAWIASZ?! — wydarł się na nią Samael.
— Sam tego chciałeś! — pisnęła Aliana, robiąc, co zamierzała.
— MÓWIŁEM: ZA BURTĘ!!
— Zwierzę! — Księżniczka okryła się kocem i usiadła jak najdalej od Samaela.
Dąsali się na siebie przez kilkadziesiąt minut. Zdawało się, że w milczeniu nasłuchują głosów ptaków, które zdominowały nadrzeczną przestrzeń, ale w rzeczywistości nie zwracali na to uwagi. Monotonny krajobraz leśnych drzew, które kładły swe odbicia na powierzchni wody, zdawał się nie mieć końca. Słońce osiągnęło już zenit i grzało przyjemnie po karku oraz głowie.
Samaelowi zaburczało w brzuchu, więc zrobił sobie przerwę. Kiedy z cieknącą ślinką (bo prowiant na tę podróż szykowali najlepsi kucharze Karugi) rozsupływał sporych rozmiarów wór, Aliana porzuciła złe humory i przygnała do niego niczym gąska do gęsiarki.
— Kiedy dopłyniemy do Utrachtu? — zaświergotała.
— Nie dopyniemy — odparł z pełnymi ustami kruszonki Samael.
— Jak to nie dopłyniemy?
— Utracht leszy w górach. Mosimy hechać tam konno.
— A skąd weźmiemy konie?
Samael wzruszył ramionami i nadal napychał się łapczywie jedzeniem, jak gdyby za sekundę miało mu ono zniknąć.
W pewnym momencie uwaga Aliany przeniosła się w inne miejsce.
— Tam są jacyś ludzie — zaalarmowała, wyciągając przed siebie rękę.
Samael obrócił leniwie głowę i przyłożył dłoń do czoła.
— Rzeczywiście — przyznał, bystrym spojrzeniem ująwszy grupę żołnierzy obozujących przy rzecznym zwężeniu. — Mają też konie. — W jego oku pojawił się niebezpieczny błysk.
— Zawracamy? — zapytała trwożnie Aliana.
Samael wstał i zarzucił sobie na ramię zawinięty w bydlęcą skórę miecz.
— Zaczekaj tu — rozkazał, po czym wyskoczył przez burtę.
Aliana chciała zawołać za nim w proteście, ale to, co ujrzała, sparaliżowało jej język: Samael nawet na palec nie zanurzył się w wodzie, biegł za to po jej powierzchni, jakby była to zaledwie kałuża. Aliana z wrażenia upadła na pośladki.
Człowiek biegnący po rzece Karu wprawił w osłupienie również zgromadzonych na brzegu żołnierzy. Przyglądali się temu cudowi z rozdziawionymi gębami, szturchali się nawzajem, przecierali oczy. Gdy Samael wreszcie dotknął stopą gruntu, wszyscy wstrzymali oddechy. Obserwowali w milczeniu mistyczną postać, która na ramieniu trzymała absurdalnie wielki miecz i witała zebranych wilczym uśmiechem.
Samael nie śpieszył się z natarciem – chciał dać żołnierzom szansę na ucieczkę. Ci jednak nie sposobili się do odwrotu. Przy takim obrocie spraw Samael postanowił się z nimi zabawić: ruszył z miejsca niczym wicher i rozbił oddział lekkiej piechoty samą falą uderzenia. Żołnierze błyskawicznie pozbierali się z ziemi. Strach i adrenalina biły im do głów. Kłuli wściekle włóczniami, skakali i wykonywali cięcia, jednak żadna z tych prób nie sięgała Anioła Śmierci. Jego zdumiewające susy rozciągnęły pole walki na przestrzeń kilkudziesięciu kroków. Każdym, jakby od niechcenia wyprowadzanym ciosem miecza łamał któryś z drzewców włóczni bądź miażdżył komuś czaszkę. Ten śmiertelny taniec zbierał przerażające żniwo i wkrótce niedobitki oddziału rozsypały się we wszystkie możliwe strony ucieczki.
Samael oparł się na mieczu i z dumą rozejrzał po uczynionym przez siebie pobojowisku.
Dobiegł go krzyk Aliany:
— EJ! EEEJ! Pomóż mi!! Pomóż!
Jak się okazało, dziewczyna straciła kontrolę nad łodzią i teraz nurt spychał ją z powrotem na południe.
— Wiosłuj, wiosłuj! — zawołał ze śmiechem Samael i poszedł po konie.
Podczas gdy Aliana, krzycząc wściekle, prowadziła morderczy bój z oporem wody, Samael przeszukiwał wojskowy obóz. Nie znalazł tam nic ciekawego prócz sakiewki z czterema zeni oraz welinowej książeczki z erotycznymi ilustracjami.
Aliana dobiła wreszcie do brzegu. Z trudem wygramoliła się z łodzi i tuż za linią wody padła na twarz. Nigdy w życiu nie była tak wyczerpana jak w tym momencie. Nie przeszkadzało jej, że leży do pasa zanurzona w mule; na Samaela, który przeszedł mimo, nie zwróciła nawet uwagi.
Samael ze sprawnością flisaka wciągnął łódź na trawiasty brzeg i zaczął juczyć konie. Po wykonaniu tej pracy zbliżył się do siedzącej nieopodal Aliany i rzucił jej pod nogi węzełek lnianych szmat.
— Co to? — zapytała cicho dziewczyna.
— Twoje ubranie — odparł z powagą Samael.
— Że co?!
— Chyba nie myślałaś, że będziesz włóczyła się w tej sukni? Wiesz, ilu ludzi cię teraz szuka? Nie możemy ryzykować, że ktoś cię rozpozna i doniesie o tym wojsku.
— Nie włożę na siebie tych łachmanów! — zaprotestowała Aliana.
— A to niby dlaczego? — spytał spokojnie Samael. — Mnóstwo ludzi ubiera się w ten sposób. Dlaczego miałabyś być wyjątkiem?
— Bo ja jestem Aliana del Vasce, córka króla Torina!
— Teraz jesteś zwykłą, niepotrzebnie podnoszącą głos dziewczyną — zawyrokował Samael. — Zapamiętaj to sobie. I przebieraj się szybko, bo zaraz wyruszamy.
— A odpoczynek? — załamała ręce Aliana.
— Nie ma czasu na odpoczynek.
— Jestem zmęczona! Cała brudna! Muszę złapać chwilę oddechu!
— Dobrze — zgodził się Samael, a kącik ust drgną mu szelmowsko. — W takim razie dam ci trochę czasu na kąpiel. Później już możesz nie mieć takiej okazji.
— Gdzie mam niby się wykąpać? — rozpaczała Aliana.
Samael wskazał na rzekę.
— Ty chyba zwariowałeś!
— A masz inny wybór? — Samael położył się wygodnie na boku, aby mieć jak najlepszy widok. — Daję ci dziesięć minut. Rób z nimi, co chcesz, ale po tym czasie masz stać przebrana przy koniach; inaczej dalej pojadę sam.
— A ty będziesz tutaj tak leżał?! — wściekła się dziewczyna. — Idź sobie gdzieś!
— Naprawdę, chciałbym — skłamał niedbale Samael — ale muszę mieć na ciebie oko. W końcu przysięgałem, że nie opuszczę cię na krok. Co zrobisz, jak ci żołnierze wrócą tu z posiłkami?
— To przynajmniej się odwróć!
— Ależ oczywiście — Samael zakrył dłonią oczy i skierował twarz w niebo. — Tak może być?
Aliana żachnęła się i zabrała węzełek nad rzekę. Tam zrzuciła z siebie królewską suknię, później jedwabną spódnicę, po czym ze wstydem oraz piskiem weszła do zimnej wody. Ochlapywała i obmywała całe ciało, zaś Samael podziwiał jej nagą sylwetkę z iskrami w oczach. W końcu dziewczyna nie wytrzymała zimna i jak poparzona wyskoczyła z wody. Tu ukazały się jej rozkwitające piersi oraz świeże łono, które nie zaznało jeszcze pieszczoty. Samael zasłonił oczy. Pozwolił sobie zerknąć jeszcze jeden raz, gdy dziewczyna wdziewała plebejską suknię. Dużo sił kosztowało go powstrzymywanie wewnętrznych demonów, które podpowiadały mu najohydniejsze posunięcia.
Później – jak to zapowiedział Samael, jechali leśnym traktem bez chwili wytchnienia. Aliana na bieżąco uczyła się właściwej postawy w siodle, co nie należało do zadań łatwych; od pewnego momentu nie czuła już obolałych nóg oraz bioder. Zatrzymali się dopiero wieczorem na szerokiej polanie. Samael zabrał się za przygotowanie ogniska, natomiast Aliana ukryła się pod kocem i z pełną miską zimnego grochu regenerowała nadwątlone siły.
Noc zapadała stosunkowo szybko, ale wkrótce jej cienie poddały się blaskowi ogniska. Aliana przybliżyła twarz do płomieni.
— Co zrobisz, jak już dotrzemy do Utrachtu? — zapytała Samaela.
— Odbiorę drugą część zapłaty, a potem wyruszę w dalszą drogę — odparł Samael, pałaszując owocowy placek.
Aliana zasmuciła się i na pewien czas zawiesiła wzrok na ognisku. W końcu poruszyła temat, który nie dawał jej spokoju:
— Dlaczego opuściłeś mojego ojca?
— Wcale go nie opuściłem — zdenerwował się Samael.
— To dlaczego zniknąłeś w momencie, kiedy najbardziej cię potrzebował? Niektórzy mówili, że byłeś w zmowie z zabójcami…
— Większej bzdury nie słyszałem.
— Więc dlaczego?
— Bo byłem nieprzytomny, dobra? Siłą wywieźli mnie z miasta i dopiero na drugi dzień udało mi się uwolnić.
— Kto cię wywiózł? — zainteresowała się żywo Aliana.
— Nieważne — uciął temat Samael. — Przestań mnie o to wypytywać. Powiem ci tylko tyle, że szanowałem twojego ojca i żałuję, że sprawy potoczyły się w ten sposób. Był szlachetnym człowiekiem i doskonałym władcą. Nie zasługiwał na taką śmierć.
Aliana spojrzała na Samaela z wdzięcznością. Mimo wszystko bardzo jej się podobał. Od momentu, gdy ujrzała go pośród świty swego ojca, zaczęła o nim marzyć. Opowieści dam dworu, jakoby była to prawdziwa legenda, demon o ponadludzkich siłach, który zdolny jest rozbić niejedną armię, tylko podsycały jej miłosne uniesienia. Samael jednak zwracał na nią nie większą uwagę niż na zwykłą służkę czy dworskiego pachołka, wskutek czego ściągnął na siebie jej nienawiść. Teraz ta nienawiść powoli odchodziła w zapomnienie, powracało za to pierwotne uczucie, jakie Aliana żywiła do Samaela, czyli właściwa młodemu dziewczęciu miłość oparta na tkliwych fantazjach.
Aliana obserwowała Samaela skrycie i intensywnie. Nawet gdy położyła się do snu, udawała tylko, że ma zamknięte oczy. Dopiero teraz spostrzegła, jak niezwykła aura bije od tego człowieka. Medytując w pozycji siedzącej, przywodził on na myśl piękny posąg anioła, których pełno było w świątyniach Karugi. Minuty mijały powoli, a on trwał w bezruchu i oddychał całą piersią, jakby kompletnie odcięty od otaczającego go świata.
W pewnym momencie poruszył się niespokojnie. Otworzył oczy i spojrzał ku czarnej ścianie drzew rysującej się na północy. Przez krótki czas nasłuchiwał uważnie czegoś niedosłyszalnego. Wstał i ze zdwojoną czujnością ruszył w kierunku lasu. Aliana wygrzebała się z posłania i podążyła za nim.
Samael w trakcie medytacji usłyszał dobiegający z lasu śpiew. Był to pełen smutku, przenikający ciało i ducha śpiew kobiecy. Kiedy zaczął obserwować zlaną w mroku roślinność, spostrzegł kryjącą się tam postać. Natychmiast ruszył w jej kierunku.
Była to eteryczna istota jarząca się dziwnym światłem. Miała długie włosy w kolorze słońca i białą szatę opadającą aż do ziemi. Jej oblicze zakrywała srebrna maska wzorowana na dziecięcą buzię. Istota ta zdawała się wyczekiwać Samaela zza kryjówki wysokich drzew, tak jakby sama nie mogła albo nie chciała opuścić granicy lasu.
— Pokaż się — rozkazał Samael, na co istota wyszła na otwartą przestrzeń. Gdyby nie mistyczne światło, jakie biło od jej sylwetki, można by przysiąc, że jest to zwykła dziewczynka dla zabawy przebrana na biało.
— Czy jesteś aniołem? — zapytała, przechylając lekko głowę.
Samael patrzył w maskę zjawy z nieufnością. Teraz był pewny, że śpiew niosący się w przestworzach należał właśnie do niej.
— Jestem człowiekiem — odparł stanowczo.
— Nie — nie zgodziła się świetlista istota. — Jestem niemal pewna, że jesteś aniołem. Ale jeszcze nigdy nie widziałam anioła, więc może jednak jesteś demonem?
— Nawet jeśli, to co masz zamiar z tym zrobić?
Istota przyglądała się Samaelowi z ciekawością.
— Jesteś dla mnie zbyt potężny — oznajmiła. — Czuję, że otacza cię niezwykła energia. Część z niej jest dobra, inna część to czyste zło. Nigdy nie spotkałam kogoś takiego.
— Co tu robisz?
— Opiekuję się lasem.
— Czyli jesteś duchem tego lasu?
— Tak — odparła łagodnie istota. — Niegdyś mówili na mnie królowa nimf, ale te czasy dawno minęły. Ludzie nie modlą się już przed moim ołtarzem. Nie proszą mnie o nic i nie składają mi ofiar.
— To o tym śpiewałaś? To jest powodem twojej samotności?
Istota zaprzeczyła ruchem głowy.
— Straciłam większość swojej władzy — wyjaśniła. — Nie potrafię już powstrzymać sił, które nadciągają z północy. Wszystkie duchy opuściły mój las i teraz jestem sama.
— Co to za siły, których nie może powstrzymać nawet duch lasu?
— Wielkie zło. Coś, co właśnie budzi się do życia. Nie wiem dlaczego, ale to zło lgnie do twojej duszy. Widzę, jak koncentruje się wokół ciebie i pożywia się twoją energią.
— Ja żadnych złych sił nie wyczuwam — nonszalancko stwierdził Samael.
— One nadciągają z północy i już zdążyły wyrządzić wiele krzywd — upierała się przy swoim zjawa. — Nie możesz ich lekceważyć. Jeśli chcesz się przekonać, to jedź do dworku na wschodnim skraju mojego lasu. Tam zobaczysz, do czego są zdolne.
Samael podrapał się w głowę.
— Czy ty nie próbujesz mnie zwieść? — zapytał. — Uwierz mi, że zaciąganie mnie w pułapkę nie ma sensu. Jak tylko wyczuję wrogie intencje z twojej strony, przysięgam, że poślę cię do samych piekieł.
— Jesteś dla mnie zbyt potężny — powtórzyła zjawa. — Zrobisz, co uznasz za słuszne. Ale uważaj: oni czekają na ciebie.
— Bredzisz, demonie. Widocznie zbyt długo byłaś samotna. To odbiera ci zmysły. Jeśli chcesz, mogę zakończyć twoje męki. Potrafię to zrobić.
Istota zaśmiała się i pofrunęła na jedno z drzew.
— Czuję, że twoje intencje są szczere — przemówiła z gałęzi — ale nie mogę się na to zgodzić. Jeśli mnie zabraknie, kto zaopiekuje się lasem?
— Jak sobie chcesz — zgodził się Samael. — Ale na tym świecie czeka cię tylko cierpienie. Jeśli zostałaś sama, w końcu przyjdą po ciebie potężne duchy i posilą się resztkami twojej energii. Zresztą wydaje mi się, że już umierasz.
Istota przeskoczyła na inne drzewo.
— Każdy w końcu umrze. A ja faktycznie przeżyłam zbyt wiele tysiącleci. Jednak nie mogę tak po prostu opuścić tego świata. Zbliżają się mroczne czasy, w których każda iskierka światła będzie niezwykle cenna. Mam nadzieję, że ty też wybierzesz światło. W końcu jesteś aniołem.
— Mylisz się, nie jestem aniołem. I uważam, że przesadzasz. Widziałem już wiele zła w swoim życiu i nie sądzę, żeby mogło istnieć coś jeszcze gorszego.
— Jedź do dworku na wschodnim skraju mojego lasu. Tam się przekonasz — obiecała istota i rozpłynęła się w ciemnej plątaninie gałęzi.
Samael z głową pełną myśli ruszył z powrotem do ogniska, ale po parunastu krokach wpadł na Alianę.
— Z kim rozmawiałeś? — zapytała przerażona dziewczyna.
— Nieistotne — odparł sucho Samael i minął ją w drodze do posłania.
— Przecież tam nikogo nie ma! — zawołała za nim Aliana. — Nie ma, prawda? — Dla pewności spróbowała przebić spojrzeniem leśne mroki, ale nie dostrzegła niczego, co by tłumaczyło przedziwne zachowanie Samaela.

[b]Rozdział 5
Córka z zaświatów
[/b]
Alienę obudził kaszel, jaki nagle rozsadził jej płuca. Zagrzebana głęboko w skóry, skulona do granic możliwości, cierpiała potworny chłód bijący od ziemi i z powietrza. Wkoło wstawał blady świt, nad trawami zawisła sięgająca kolan mgła; las milczał jeszcze i tyko nieliczne ptasie ćwierki donośniały między grubymi pniami drzew, gdzie jutrzenka rozganiała nocne cienie. Obraz ten był tak samo piękny jak i ponury. Zupełnie jakby świat pogrążał się w melancholii zawieszonej gdzieś pomiędzy światłem i nieświałem.
Aliana podniosła się z niewygodnej słomianej maty i w poszukiwaniu odrobiny ciepła powlekła się między konie. Tam przycisnęła twarz do sierści śpiącego kasztanka, w którego pokrytym mięśniem ciele parowała gorąca krew niby rozżarzone węgle w sypialnym piecyku. Dała się ponieść zmęczeniu. Stojąc, przysnęła między trzema wtulonymi w siebie wierzchowcami i dopiero głośny śmiech Samaela przywrócił ją do świata żywych.
— Gdzie jedziemy? — zapytała dwie godziny później, ponieważ od jakiegoś czasu kręcili się leśnymi dróżkami, jakby szukając czegoś konkretnego.
Samael nie odpowiedział, tylko z poważną miną wskazał na otwierającą się przed nimi przestrzeń. W oddali majaczył piękny dworek opierający się plecami o ścianę drzew, doglądający z tamtej pozycji szerokich połaci pól.
— Co to za miejsce? — jeszcze bardziej wzrosła ciekawość Aliany.
— Nie mam pojęcia — odparł szczerze Samael i pocwałował w kierunku drewnianych zabudowań.
Dworek wyglądał na piękny jedynie z daleka – z bliska okazał się zapuszczony, jakby wszyscy jego mieszkańcy odeszli gdzieś dawno temu. Zagony ziały pustkami, z obór i chlewów nie dobiegała żadna zwierzęca gwara, drogę zaśmiecały liście oraz gałęzie dawno połamane przez nagłe wichury. Solidny dworek co prawda stał na swoim miejscu twardo i miał się całkiem dobrze, ale cała sceneria wokół przywodziła na myśl efekty jakiejś paskudnej zarazy albo przemarszu obcej armii.
— Zaczekaj tu — przemówił do Aliany Samael i zeskoczył z siodła. Nie zdążył poprawnie ułożyć cugli, gdy w drzwiach murowanego budynku pojawiła się stara wiedźma – a raczej kobieta tak chuda i ołachmaniona, że można było ją wziąć za wiedźmę.
— Do nas to szlachetni państwo? — zawołała, machając kośćmi dłoni w kierunku przyjezdnych. — Zapraszamy, zapraszamy! — Zeszła z ganku nie bez wysiłku, choć z oczu strzelały jej iskry radości, zaś w kalekich ruchach widać było przypływ wigoru. — Dawnośmy nie mieli gości — mówiła. — Jedziecie do nas z Kadysy? A może z Dormarku? Nie, na pewno z Kadysy; przecież ten stary frant Tobis nigdy by nas nie odwiedził. Zapraszamy, zapraszamy. Za chwilę każę przygotować coś do jedzenia.
Samael patrzył na wzbudzającą litość staruszkę wzrokiem chłodnym i bezwzględnym. Cierpliwie pozwolił jej gadać, ale gdy tylko zmilkła, zapytał ostrym tonem:
— Kim jesteś i gdzie podziali się mieszkańcy tego dworku?
Staruszka niby wariatka przypominająca sobie przyczyny swego wariactwa przewróciła nieprzytomnie oczami. W końcu machnęła ręką.
— Poszli — oznajmiła obojętnie. — Ale wrócą. Na żniwa na pewno wrócą… A kim ja jestem? Gdzież moje maniery… — Ukłoniła się jak rasowa arystokratka. — Servilla del Koma, córka Gladusa Werny, żona Alverego del Koma, brata sędziego Kadysy, Toriela del Koma. Zapraszamy, zapraszamy. Mój mąż z pewnością uraduje się na wasz widok.
Aliana z przerażeniem patrzyła na Samaela, a oczy jej błagały, aby jak najprędzej opuścili to przeklęte miejsce. Nie czuła się tu dobrze. Coś jej mówiło, że za murami tego domostwa czają się jakieś złe moce. Serce jej stanęło w gardle, gdy usłyszała, jak Samael odpowiada babinie:
— Z przyjemnością skorzystamy z gościny.
— Samaelu — szepnęła pośpiesznie Aliana. — Nie powinniśmy… Mam złe przeczucia.
— Jak chcesz, możesz tu na mnie zaczekać — odszepnął Samael, po czym ruszył do budynku, nie biorąc ze sobą miecza.
Aliana przez chwilę deptała nerwowo w miejscu, ale ponieważ nie mogła pozwolić sobie na utratę protekcji Samaela, ostatecznie przemogła się w duchu i pobiegła za nim. Dreszcze mrowiły jej po plecach, gdy wchodziła do niegdyś bogatego domostwa: teraz kryło się tam więcej bałaganu i pajęczyn niż zbytkownych mebli. Staruszka zawiodła swych gości do jedynego pokoju, w którym panował jako taki ład i gdzie utrzymywano jeszcze ciepło. W fotelu przy rozpalonym kominku siedział człowiek o poczerniałej skórze i płytkim oddechu. Najwyraźniej między ziemią a Zaświatami utrzymywała go bardzo cienka nić, ponieważ poza ruchomymi gałkami oczu nic w jego ciele nie wyglądało na żywe.
Staruszka pochyliła się nad mężem i zaanonsowała mu przybycie gości. Pan domu zdawał się nie usłyszeć albo nie zrozumieć komunikatu, co nie przeszkodziło Servilli w radosnym oświadczeniu:
— Mój mąż jest szczęśliwy, że może was ugościć.
Aliana odruchowo chwyciła Samaela za rękę i przylgnęła do niego całym ciałem. Można było poczuć, jak trzęsie się ze strachu i z trudem łapie powietrze. Samael rozumiał ten strach, więc pozwolił jej na to zbliżenie. Wiedział jednak, że ze strony starców nic im nie zagraża. Ktoś inny pociągał tutaj za sznurki. Ktoś wyraźnie wysysał z nich życie.
Servilla zabrała się za nakrywanie stołu; bardzo skrupulatnie myła blat i wyganiała z naczyń pająki. Paplała przy tym od rzeczy i nie zwracała uwagi na to, że goście bynajmniej nie sposobią się do zajmowania krzeseł.
— Johanna za chwilę przyniesie coś do jedzenia — zapewniała staruszka, wycierając szmatą półmiski. — Skoro świt poszła do lasu. Kochana dziewczyna. Dba o swoich rodziców jak prawdziwy anioł. Szkoda, że Lucil i Bienna nie mogą jej pomóc. To były wspaniałe maluchy. Jeszcze do niedawna biegały po domu i tłukły mi donice. Ach, jak mi brakuje tych urwisów…
Paplaninę Servilli przerwał odległy trzask zamykanych drzwi.
— O! — zawołała staruszka. — Jest i moja Johanna!
Przez parę chwil za ścianą rozbrzmiewały wolne stąpania, jakby badające pokój po pokoju. Aliana już kompletnie postradała ze strachu zmysły, zaś Samael uśmiechał się diabelsko. I oto w drzwiach pojawiła się Johanna. Ku zaskoczeniu Samaela okazała się zwykłą dziewczyną o niezwykłych proporcjach ciała.
Na widok obcych Johanna uśmiechnęła się promieniście. Jej rumiana twarz wyglądała bardzo niewinnie, ale głęboko w oczach czaiło się coś niedobrego. Dziewczyna dygnęła grzecznie, i, pożerając Samaela chciwym spojrzeniem, zapytała:
— Czemu zawdzięczamy tę przemiłą wizytę?
— Zostaliśmy zaproszeni przez panienki matkę — odparł Samael, oblizując mimowolnie wargi.
— Mama ma oko — stwierdziła wesoło Johanna.
— A ja dzięki temu mam niecodzienny widok — rzekł Samael.
— O mnie mowa? — zaśmiała się dziewczyna.
Aliana przez cały ten czas biła Samaela łokciem w żebro – nie miała pojęcia dlaczego, ale obecność tej postaci jeżyła jej włosy na głowie.
— Dawno nie widziałam tak pięknego mężczyzny — oznajmiła Johanna.
— A ja dawno nie widziałem tak pięknej kobiety — skłamał Samael.
Dziewczyna zaczęła skubać swój warkocz. Dzikie żądze rozgrzewały w niej krew i ujawniały się w ruchach bioder oraz kolan.
— Pragniesz mnie? — zapytała bez ogródek.
— Pragnę — odparł ze spokojem Samael.
Aliana nie wytrzymała i wykrzyknęła:
— Jak możesz! Nie widzisz, że z tą dziewczyną jest coś nie tak? Że próbuje cię opętać?
Johanna roześmiała się głośno.
— Twoja branka najwyraźniej jest zazdrosna.
— To wcale nie tak! — zaprzeczyła Aliana, czerwieniąc się mimowolnie.
— Nie martw się — uspokoiła ją Johanna. — Jeśli chcesz, możemy zabrać cię ze sobą. Możemy ją zabrać, prawda? — spytała niewinnie Samaela.
— Nie.
— Jak chcesz. Ale takie młode ciało — oblizała wargi — musi kryć w sobie wiele rozkoszy.
Aliana w porywie desperacji chwyciła Samaela za koszulę.
— Błagam cię, nie idź z nią. Czuję, że stanie się coś niedobrego. Nie chcę zostać tu sama — załkała.
Samael chwycił ją mocno za ramiona i wyszeptał pośpiesznie do ucha:
— Milcz i zostań tu z tymi ludźmi. Nic ci z ich strony nie grozi. Ja muszę zająć się własnymi sprawami. Zaufaj mi.
Aliana bez przekonania skinęła głową. Gdy faktycznie została sama, zaczęła tego mocno żałować.
Samael miał mętlik w głowie. Obserwował idącą przed nim Johannę z całą intensywnością, czuł jej czary na sobie, ale wciąż nie dostrzegał w niej natury demona. Wydawała się zwyczajną dziewczyną, ale Samael był pewien, że to tylko iluzja.
Kiedy stojąca przed nim Johanna w świetle rozpalonych świec obnażyła dorodne piersi, Samael dał się ponieść instynktom. Mógł sobie pozwolić na wiele więcej niż w przypadku zwykłej kobiety, tak więc meble i inne sprzęty w sypialni przeżyły ciężkie chwile. Odgłosy uderzeń w ściany oraz hałas tłuczonych naczyń mieszały się z nieludzkim rykiem rozkoszy, jaki wydobywał się z gardła Johanny.
Nim wszystko ucichło, kochankowie zdążyli zdemolować całe pomieszczenie i zalać się ciepłym potem. Ustali, gdy między ich splecionymi ciałami nagle trysnęła krew. Samael złapał się kurczowo za gardło, natomiast zmęczona Johanna szeptała mu do ucha:
— Byłeś najlepszy. Chciałabym, żeby trwało to całą wieczność, ale ja potrzebuję twojego życia. Jednak wiedz, że byłeś najlepszy. — Chwyciła za jego lewą dłoń i przycisnęła ją sobie do łona. — Czujesz, jak wciąż drżę z rozkoszy? To jest prawdziwy smak życia.
— Nie jesteś pierwszą, która mi to mówi — odparł chłodno Samael, a Johanna odskoczyła od niego jak od ognia. W szoku wpatrywała się w oblepione krwią gardło, w którym przed chwilą ziała wygryziona przez nią dziura.
— Kim ty jesteś? — wydyszała, tracąc wszelką odwagę.
— Mógłbym zapytać cię o to samo — rzekł ze spokojem Samael. — Najwyraźniej utraciłaś swój węch i wzięłaś mnie za zwykłego człowieka. Ilu do tej pory padło twoją ofiarą?
Johanna uśmiechnęła się w przerażający sposób. Krew nadal plamiła jej usta oraz piersi.
— Siedemdziesięciu dwóch mężczyzn i dziewięć kobiet — wyznała bez skrupułów. — Żadne z nich nie zdołało przeżyć tej chwili rozkoszy, ale ty… Ty jesteś inny. Możemy to powtarzać w nieskończoność! Chyba sam Belial połączył nasze ścieżki!
— Wątpię, żeby Belial miał z tym coś wspólnego.
— Ależ miał na pewno. Inaczej jak mogłabym opanować ciało tej dziewczyny? Jak ty mógłbyś opanować ciało tego mężczyzny?
— Mylisz się — zaprzeczył Samael. — To moje własne ciało. Ty natomiast jesteś jakąś anomalią – chcę wiedzieć, jaką.
— Sama tego nie rozumiem — odparła obojętnie Johanna i znów przysunęła się do kochanka, otwierając przed nim kolana. — Ale nie rozmawiajmy już o tym. Wejdź we mnie jeszcze raz, tak samo mocno jak przed chwilą.
Lecz Samael nie miał ochoty na dalszą zabawę. Zacisnął dłoń na gardle dziewczyny i wycedził przez zęby:
— Gadaj, demonie. I nie nadużywaj mojej cierpliwości.
— Stało się to trzy słoneczne cykle temu — wydusiła z siebie Johanna, a Samael zwolnił uścisk. — Ta dziewczyna umierała na płuca. Jej matka w desperacji zwróciła się o pomoc do Beliala; złożyła mu ofiarę z najmłodszej służki i odprawiła krwawy rytuał. Nie wiem, dlaczego nasz pan wybrał właśnie mnie, ale obudziłam się w tym ciele i od tamtej pory utrzymuję je przy życiu. Byłam demonem pożądania, syciłam się zdradą małżeńską oraz rozpustą, a teraz sama mogę zaznać tej rozkoszy na własnej skórze. I już wiem, że chcę jej zaznawać właśnie z tobą… Co robisz? — spytała, ponieważ Samael podniósł się z łóżka i zaczął się ubierać. Spojrzał na nią zimnym wzrokiem i rzekł:
— Odchodzę. Duch lasu miał słuszność: dzieje się tu coś niedobrego. Myślałem, że dowiem się od ciebie czegoś więcej, ale ty jesteś zwykłym ścierwem, któremu jakimś cudem udało się przekroczyć nieprzekraczalną granicę.
— Co zamierzasz? — spytała z trwogą Johanna.
— Znaleźć odpowiedzi i położyć temu kres — odparł Samael, wciągnąwszy przez głowę koszulę.
— A co ze mną? Chyba nie zrobisz mi krzywdy, prawda? W końcu podarowałam ci tyle rozkoszy… I kiedy tylko najdzie cię ochota, podaruję ci jej więcej.
Samael patrzył na dziewczynę jak na ostatnie plugastwo.
— Już cię zabiłem — oznajmił bez wzruszenia. — Nie widzisz tego? — wskazał na jej ciało, które już nie miało w sobie nic z piękna, ale zaczęło się rozkładać na żywej kości.
Oczy Johanny rozszerzyły się w przerażeniu. Dziewczyna spróbowała zerwać się z łóżka, jednak nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Skóra i mięso odeszły od nich jak kora od spróchniałego drzewa.
Demon wtulił trupią główkę w poduszkę i, ledwo dysząc, wyszeptał:
— Byłeś najlepszy.
Gdy Samael wrócił do Aliany, ta wpadła w jego ramiona niczym wypchnięta z łuku strzała. Trzęsąc się i płacząc, wyrzucała z siebie prędkie i chaotyczne zdania, jak to w przerażeniu wysłuchiwała dobiegających z sypialni wrzasków oraz jak stara Servilla bez żadnej przyczyny upadła przed chwilą martwa.
— Już dobrze, już dobrze — uspokajał ją Samael, głaszcząc po głowie.
— Tak się bałam. Tak się bałam… — powtarzała płaczliwie Aliana.
— Już nie musisz — obiecał Samael. — Ta dziewczyna nikomu więcej nie zrobi krzywdy.
Aliana uniosła na Samaela wielkie oczy.
— Co tam się stało? — spytała drżącym głosem.
— To był demon — wyjaśnił Samael. — Od lat kusił podróżnych i pożywiał się ich życiową energią. Ale ja położyłem temu kres. Możemy ruszać dalej.
Aliana nie pytała o nic więcej: wtuliła twarz w pierś Samaela, z błogością przyjmując jego ciepło oraz bicie serca. Gdy ochłonęła i uświadomiła sobie, jak blisko niego się znalazła, natychmiast odskoczyła, płonąc ze wstydu czerwienią.
Ruszyli w dalszą drogę, milcząc przez długi czas i nie podnosząc na siebie spojrzeń. Aliana próbowała uporządkować sobie wszystko w głowie. Jak to możliwe, że tamta dziewczyna była demonem? Wprawdzie w jej obecności czuła niewyjaśniony niepokój, ale dotąd świat demonów był dla niej przedmiotem legend, do których podchodzi się z respektem, ale przede wszystkim z dystansem. Nikt przecież tych spraw nie traktuje poważnie, choć niektórzy kapłani na ich badanie poświęcają całe swoje życie. Czy w takim razie Samael również był demonem? W końcu jak inaczej wytłumaczyć jego zdolności? Ale on był dobry, pomagał ludziom, zaś wszelkie opowieści o demonach utrzymują, że są to istoty z natury złe, żerujące na ludzkich krzywdach oraz nieszczęściu. Nie – Samael nie mógł być demonem. Więc kim?
W trakcie postoju nad leśnym strumieniem Aliana zapytała nieśmiało:
— Skąd pochodzisz?
Samael przestał obmywać twarz i spojrzał na dziewczynę ze zdziwieniem.
— Dlaczego cię to interesuje?
— Nic… Ja po prostu… Chciałam wiedzieć.
— Moja matka tułała się ze mną od momentu, kiedy mnie urodziła, więc nie mam swojej ojczyzny — wyjaśnił beznamiętnie Samael.
— A kim była? — zainteresowała się żywo Aliana.
— Kapłanką Dagona. A przynajmniej tak mi powiedziała.
— Co się z nią stało?
Samael milczał. Napełnił bukłaki wodą i zwrócił się do koni. Aliana popędziła za nim, uparcie pytając:
— A twój ojciec?
— Nie mam pojęcia — odrzekł Samael i przytroczył jeden ze skórzanych saków do siodła. — Co cię tak wzięło na pytania? — zirytował się.
— Nic. Po prostu chciałam cię lepiej poznać. Niektórzy mówią, że…
— No co?
— No, że jesteś demonem — wyrzuciła z siebie Aliana.
— Nie jestem demonem — definitywnie zaprzeczył Samael.
— Skąd więc masz te umiejętności? Dlaczego potrafisz biegać po wodzie i rozmawiać z istotami, których nie widać?
— Sam zadaję sobie to pytanie — rzekł z narastającą goryczą Samael.
— Czy są inni? Tacy jak ty?
Samael nieoczekiwanie wybuchnął złością:
— Przestań mnie dręczyć, dziewczyno! Nie masz nic lepszego do roboty? — Wskoczył w siodło i ruszył przed siebie, mimo iż wcześniej obiecywał dłuższy odpoczynek.
Kierując się drogowskazami na głównym trakcie, dotarli do bogatego miasta, gdzie zadbane gonty dachów wyrastały ponad koronę drewnianej palisady. Dobiegało stamtąd szczekanie psów oraz bicie młotami w kowadła. Była to słynna osada płatnerska, której mieszkańcy korzystali z pobliskich złóż Kadysu do wyrabiania najwyższej jakości zbroi.
Podróżni zatrzymali się przed tawerną z herbem czerwonej gwiazdy. Stojący przy stajni parobkowie natychmiast zajęli się końmi. Samael przezornie zabrał ze sobą worek ze złotem i tak zaopatrzony wszedł do izby, w której pachniało mieszaniną potu, alkoholu oraz smażonego mięsa.
Niebawem po mieście rozeszła się wiadomość, że jakiś młody człowiek osiadł pod czerwoną gwiazdą i sypie tam złotem jak piaskiem. Wkrótce lokal wypełnił się masą pospólstwa, wolnymi grajkami, prostytutkami i całą resztą szukających darmowej zabawy obiboków. Samael nie szczędził na nic monet. Słuchał muzyki w wykonaniu różnych instrumentów, które ustawiały się do niego w kolejce; jadł, pił i stawiał beczkę piwa każdemu, kto wymyślił najlepszą pochwałę na jego temat; wreszcie przyjmował pieszczoty ze strony kobiet, które o ten przywilej niemal wydrapywały sobie oczy. Taki miał kaprys, więc folgował mu bez wyrzutów sumienia, zaś szynkarz i jego małżonka mdleli ze szczęścia, że w ten jeden wieczór zrobią większy utarg niż przez trzy miesiące handlu.
Jedyną osobą, która nie uczestniczyła w ogólnej wesołości, była Aliana. Skryła się w kącie, popychana wciąż przez tańczące i skaczące sylwetki ludzkie, przypominając sobie z nostalgią atmosferę obiadów w pałacu, gdzie nikt nie wymiotował pod stół, nikt nie ryczał ordynarnych pieśni, a kultura jedzenia była kulturą, nie zaś prymitywnym żarciem ze wszystkimi fizjologicznymi odruchami włącznie. Głowa już jej pękała od tej wrzawy, zaś wyrafinowane poczucie smaku cierpiało istne katusze. Gdy dotarło do niej, że popijawa przeciągnie się nawet do rana, przecisnęła się do Samaela i poprosiła go o pieniądze na nocleg. Otaczające młodzieńca prostytutki łypnęły na nią jak hieny, a jedna nawet oberwała w twarz za niewybredne o niej słowa. Samael dał Alianie złotą monetę, po czym wcisnął spoconą twarz między wielkie piersi siedzącej na nim kobiety.
Te obrazki doprowadziły Alianę do rozpaczy. Samael nie był takim ideałem, jakim pragnęła go widzieć. Nie rozumiała, dlaczego oddaje się tym obrzydliwym uciechom i co sprawiło, że z poważnego oraz godnego podziwu mężczyzny w jednej sekundzie przeobraził się w zwykłego ordynusa. Te ciężkie myśli męczyły ją niedługo, ponieważ lepszą dla nich alternatywą okazała się świeża pościel i miękka poducha, pośród których sen nie potrzebował zaproszenia.



I byłoby na tyle. Powieść zapewne będzie gotowa na jesień albo zimę, zależnie, ile czasu zostawią mi inne zobowiązania. Gdyby komuś naprawdę zależało, mogę udostępniać kolejne rozdziały, gdy już zostaną napisane i dojrzeją. Niemniej i tak będzie to trochę trwało. Pozdrawiam i życzę miliona w totka.[/align]
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Samael - przez M.A.Z. - 27-05-2016, 19:25
RE: Samael - przez BEL6 - 27-05-2016, 20:43
RE: Samael - przez czarownica - 27-05-2016, 21:23
RE: Samael - przez M.A.Z. - 28-05-2016, 13:50
RE: Samael - przez czarownica - 28-05-2016, 18:40
RE: Samael - przez M.A.Z. - 28-05-2016, 19:56
RE: Samael - przez BEL6 - 28-05-2016, 20:18
RE: Samael - przez M.A.Z. - 28-05-2016, 20:30
RE: Samael - przez BEL6 - 28-05-2016, 20:33
RE: Samael - przez M.A.Z. - 28-05-2016, 20:34
RE: Samael - przez BEL6 - 28-05-2016, 20:41
RE: Samael - przez M.A.Z. - 28-05-2016, 20:44
RE: Samael - przez gorzkiblotnica - 06-06-2016, 16:53
RE: Samael - przez gorzkiblotnica - 11-06-2016, 09:28

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości