Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Słaby anioł
#1
Kiedy spotkasz wariata wiedz, że spotkałeś swoje alter ego. Uwięzione w głowie kajdanami wychowania, konwenansów, zasad i siły woli. Nigdy nie wiesz, jaka jest wytrzymałość tych okowów, co się musi stać, żeby pękły. I wtedy stajesz się tym, kim byłeś dziesiątki tysięcy lat temu. Pół-zwierzęciem, myślącym tylko o jedzeniu, kopulacji i przetrwaniu.
Wypracowane przez cywilizację trybiki pracują bez zgrzytów. Spożywasz posiłek sztućcami, potrzeby fizjologiczne załatwiasz w miejscach ustronnych i do tego przeznaczonych; chodzisz w butach i myślisz o zmianie samochodu. I nagle coś (ktoś) wsypuje piasek w te trybiki...
Jaki piasek z pustynnych samumów dostał się w mój mechanizm i spowodował, że spakowałem walizkę i przeprowadziłem się do znajomego, który mieszka samotnie w małej chałupie? Zostawiłem żonę, dzieci i dom. Andrzej pił od miesiąca, więc jako zadeklarowany alkoholik dołączyłem do niego z prawie religijną ekstazą i nabożnym skupieniem. I się zaczęło. Skończyło po miesiącu policją i karetką, która zawiozła mnie tu, gdzie jestem.

*

Ubrany w szpitalną pidżamę dziadek przemierzał drobnymi kroczkami gejszy korytarz oddziału. Zawsze boso. W zasadzie ślepy, macał ściany, przedmioty, dotykał ludzi obmacując twarz. Czułem wtedy dreszcz obrzydzenia, ale się nie wycofywałem. Żal mi było staruszka. Zarośnięty, z martwą twarzą i porzucony przez rodzinę, przemierzał korytarz dzień i noc. Kiedy natrafiał na przeszkodę, odwracał się jak te japońskie roboty dochodzące do ściany. Zwrot i bezmyślnie wybrany nowy kierunek. Był nieodłączną częścią pejzażu szpitalnego korytarza jak konie na obrazach Kossaka. Może szukał jakiegoś określonego kształtu? Ulubionej lampy albo ukochanych rysów twarzy. Co pozostało w zasypanej piaskiem maszynie zwanej mózgiem?
Chodziłem z nim całą noc, czekając na wyzerowanie. Przywiozło mnie tu pogotowie w asyście policji po zgłoszeniu przez Magdę mojej próby samobójczej. Ostra psychoza w ciągu alkoholowym. Zdesperowana dziewczyna, z którą komunikowałem się tylko przez Internet (do domu bym jej nie wpuścił), wbrew mojej woli postanowiła mnie ratować. Kiedy jeszcze byłem przytomny i sam chciałem sobie pomóc, jeździłem po szpitalach prosząc, aby mnie przyjęli, bo się nie zatrzymam – to nie. Procedury. Muszę być wyzerowany. Alkoholik, który dobrowolnie przejdzie przez piekło zespołu odstawienia!? Odmowy przyjęcia oprawię kiedyś w ramki i powieszę nad kominkiem. Jeśli będę go miał.
Teraz musieli mnie przyjąć, choć miałem trzy i pół promila, ale zamknęli na oddziale psychiatrycznym o zaostrzonych procedurach i czekali na zero na alkomacie. Szaleństwo ciała i umysłu. Waliłem głową o ścianę, klęczałem na podłodze, zwijając się jak robak na haczyku, wsadzałem gorący łeb pod kran z zimną wodą. Wewnątrz przypominałem meduzę, wyrzuconą przypływem alkoholowego morza na brzeg trzeźwienia. Każde włókno mięśni wyło, a potem, w miarę ubywania promili, zaczynało taniec, przypominający pląsawicę świętego Wita. Drgały mi usta, nogi, język, oczy. Każda część ciała żyła jakby własnym życiem.
Dziadek dreptał obok. Czasami potykał się o mnie i badał rękami co to za przedmiot przeszkadza mu w wędrówce. Odchodził zniechęcony. Nie byłem tym, czego szukał.
W ogóle nie byłem.

*

Z Magdą to dziwna historia. Pół roku temu jechałem trzydziestką do centrum. Przystanek i naprzemiennie wylewająca i wlewająca się się fala spoconych ludzi, przystanek – fala, przystanek – fala. Ulica Żytnia, fala i ona. Wysiadła i stoi na wprost okna, przy którym siedzę. Śliczna. W wąskich, bladoniebieskich dżinsach, turkusowej koszulce. Krótkie włosy w pasemkach, z grzywką zaczesaną na bok. Delikatny owal z wyraźnie zaznaczonym podbródkiem. Wąskie, pięknie wykrojone usta. Z uszu zwisały kolczyki na srebrnym łańcuszku, zakończone kamieniem w kolorze bluzki.
Stoi i patrzymy sobie w oczy. Mija chwila, trzaskają zamykane drzwi i autobus rusza, a ja zrywam się i biegnę do przodu.
– Panie kierowco! Ja też wysiadam!
– Coś pan zasnął – warknął poirytowany, ale zahamował i otworzył drzwi. Wyskoczyłem jak z procy. Byle jej nie zgubić. Boże, nie daj mi jej zgubić w tym tłumie obojętnych figurek, goniących za jakimiś nieistotnymi dla mnie sprawami. Istotna była tylko ona.
Stała w tym samym miejscu. Zamyślona, jakby nieobecna myślami i nie zważająca na potrącających ją ludzi. Teraz dopiero doszło do mnie, co ja właściwie zrobiłem i co mam powiedzieć. Nie jestem jakimś zawodowym rwaczem i zagadywanie obcej kobiety na przystanku nie jest moją najmocniejszą stroną.
Podszedłem powoli i dotknąłem delikatnie jej ramienia. Ocknęła się i spojrzała na mnie. Coś na kształt uśmiechu przemknęło jej po wargach.
– Prze...przepraszam, że zaczepiam, ale... – straciłem koncept.
– Tak, słucham? – wyraźnie się uśmiechała!
– Nooo, zobaczyłem panią przez okno, no i.... i bardzo mi się pani spodobała – wyrzuciłem z siebie z trudem i odetchnąłem. Poszło.
Przyglądała mi się uważnie. Patrzyła w oczy. Nagle wyciągnęła rękę.
– Magda jestem.
– Piotr – ująłem jej dłoń i przebiegł mnie dreszcz. Wspaniały dotyk jej miękkiej skóry. – Może usiądziemy na chwilę? Tu jest bistro.
Zawahała się przez chwilę.
– Dobrze. Chodźmy.
I tak zaczęła się wielka i trudna miłość w moim życiu. Ona mężatka i dzieci. Ja żonaty i dzieci.
I teraz ta dziewczyna chciała ratować mi życie. Zwijając się na tym korytarzu, nienawidziłem jej.

*

Istniał kiedyś jedwabny szlak. Karawany przemierzały tysiące kilometrów przez góry i pustynie, przewożąc w jukach cenne bele materiału i kruchą, chińską porcelanę. Narażone na napady bandytów i koczowniczych plemion, sprzedawały swój towar w Europie na wagę złota.
A jak wygląda alkoholowy szlak? Może mieć kilkaset metrów do najbliższego sklepu, ale najeżony jest równie trudnymi przeszkodami terenowymi i zgrają rozbójników.
Resztki wstydu nie pozwalały mi chodzić w dzień po zakupy. Andrzej ma zaawansowaną polineuropatię i straszno–śmiesznie jest patrzeć jak chodzi na sztywnych nogach. Jak idzie na tych szczudłach pod górę z siatką pełną pustych butelek. Te kilkaset metrów pokonywał w około czterdzieści minut.
Rozbójnicy to sąsiedzi, pilnie śledzący zza firanek poczynania innych, aby jak najszybciej przekazać wieści na całą dzielnicę oraz sępy, czyhające na darmowy napitek. Dlatego nie chodziłem w dzień. Zgrzytający trybik cywilizacji i wychowania nakazywał mi nieujawnianie się, codzienną kąpiel i golenie, choć trzęsące ręce powodowały coraz więcej ran. Chodziłem nocą na Orlen. Z kilometr. Też pod górę, ale mój stan zdrowia jest dużo lepszy niż Andrzeja, toteż pokonywałem trasę prawie biegiem, gnany potrzebą natychmiastowego uzupełnienia życiodajnego płynu. Poza tym w nocy chłodniej, a panowały niemiłosierne upały. Wracałem wolniej. Wypijałem z gwinta pół butelki, w trzewiach rozlewało się rozkoszne ciepło; po chwili przenoszące się z żołądka ożywcze impulsy uspokajały ręce i mózg. W drodze powrotnej mogłem pozwolić sobie na podziwiaianie rozgwieżdżonego nieba, szukając konstelacji i układając wiersze.
Czasami była to droga z przygodami. Wypiłem za budynkiem życiodajne dwieście gram, kiedy zaczepiła mnie elegancka blondynka w jasnokremowym kostiumie. Tak na oko około czterdziestki. W świetle ulicznej latarni wyglądała kusząco i niezwykle atrakcyjnie. Pachniała Dolce Galbaną i łyskaczem.
– Tak z gwinta? – zapytała.
– Pani z policji? Bo jeśli nie, to będzie pani łaskawa się nie wtrącać.
Podeszła bliżej.
– Nie wyglądasz na żula pijącego z flaszki o drugiej w nocy – obcesowo przeszła na ty.
Jasne. Wykąpany, przebrany (pranie nastawiałem raz na trzy dni w Andrzeja pralce), ogolony i wybalsamowany, oszukiwałem świat i siebie, że jestem normalnym facetem.
– To moje hobby. Jedni łowią ryby, a niektórzy walą pod CPN–em flaszki w nocy.
Przyjrzała mi się uważniej. W kamieniu zawieszonym na łańcuszku na jej szyi zamigotało. Miała głęboki dekolt i widać było podniecający przedziałek między jej piersiami.
– Pokłóciłam się strasznie z partnerem. Podwieźć cię? – Dotknęła mojego policzka.
Co będę szedł na piechotę. Poza tym mogę wziąć więcej piw jak jest transport. Fakt, że piła nie miało dla mnie żadnego znaczenia. To jej problem.
Dom Andrzeja usytuowany jest pod lasem, zamienionym na park. Zatrzymała się małej zatoczce. Zerżnąłem ją na masce jej BMW. Nie miała twarzy Magdy, jej głosu i zapachu, ale miała to, czego samiec potrzebuje od samicy. Właściwą i atrakcyjną anatomię.
Informacja o modelu i kolorze tej wypasionej bryki nic do sprawy nie wnosi. Do sprawy natomiast ma znaczenie informacja, że dostałem na odchodne butelkę Jacka Danielsa. Hojność prawniczek (zdążyła mi to powiedzieć) nie zna granic. Podobnie jak ich pazerność. Na seks też.
A potem nastąpiło załamanie alkoholowego szlaku w ciekawych okolicznościach...

cz.1
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Słaby anioł - przez mirek13 - 18-07-2015, 20:30
RE: Słaby anioł cz.1 - przez miriad - 19-07-2015, 12:14
RE: Słaby anioł - przez mirek13 - 19-07-2015, 12:28
RE: Słaby anioł - przez mirek13 - 20-07-2015, 22:06
RE: Słaby anioł - przez gorzkiblotnica - 21-07-2015, 21:51
RE: Słaby anioł - przez mirek13 - 22-07-2015, 00:52
RE: Słaby anioł - przez miriad - 22-07-2015, 11:19
RE: Słaby anioł - przez mirek13 - 22-07-2015, 11:43
RE: Słaby anioł - przez gorzkiblotnica - 22-07-2015, 21:21
RE: Słaby anioł - przez mirek13 - 22-07-2015, 22:21
RE: Słaby anioł - przez gorzkiblotnica - 23-07-2015, 22:34
RE: Słaby anioł - przez mirek13 - 23-07-2015, 23:02
RE: Słaby anioł - przez gorzkiblotnica - 23-07-2015, 23:09

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości