Konkurs prozatorski Litera Scripta mini.
#4
PO TAMTEJ STRONIE LUSTRA - Michalina Sosnowska

Obudziłam się w ciemnym pokoju. Spojrzałam na zegarek. Była północ. Pomału podniosłam się z łóżka i udałam się do kuchni. Po drodze jednak coś mnie zatrzymało. W ogromnym lustrze wiszącym w korytarzu dostrzegłam dziwną postać. Przetarłam oczy z niedowierzania i z nadzieją że to tylko moja bujna wyobraźnia. Niestety, kiedy spojrzałam ponownie odbicie było wyraźniejsze. Przerażające oczy dziewczyny umazanej krwią i z psychopatycznym uśmiechem. Nim zdarzyłam o kol wiek zrobić chwyciła mnie za rękę i wciągnęła w głąb lustra. Przerażona zaczęłam krzyczeć. Moje serce waliło jak oszalałe, nie mogłam oddychać i do tego nic nie widziałam. Nagle poczułam jak upadam na mokrą od deszczu trawę. Była noc, a ja stałam gdzieś w lesie na polanie. Dostrzegłam światło między drzewami i bez zastanowienia ruszyłam w jego kierunku. Po chwili znalazłam się na tyłach ogromnej średniowiecznej posiadłości. Nagle usłyszałam krzyk, a z nieba zaczął padać deszcz. Poszłam za głosem, który prowadził do wnętrza domu. Stałaś chwile i myślałaś nad każdym za i przeciw, aż doszłaś do wniosku, że powinnaś wejść. Delikatnie z niepewnością zapukałam w dębowe drzwi. otworzyła wysoka kobieta, miała wydłubane oczy i długie czarne włosy. Ubrana była w XIX wieczną suknię. Za nią stało dziecko zakrwawione z zszytymi ustami i misiem, a w oddali szedł wysoki chłopak. Czarne spodnie i koszula nadawały mu buntowniczego uroku.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mogła bym przeczekać burzę w pani posiadłości. – spytałam drżąc z zimna i ze strachu.
Zaskoczona kobieta nic nie mówiąc uśmiechnęła się i zaprosiła mnie do środka. Weszłam za nią do salonu. Wskazała mi miejsce na fotelu. Usiadłam i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Na ścianach wisiały obrazy, które na jak dla mnie liczyły kilkadziesiąt lat. Meble wyglądały na młodsze. Kominek znajdujący się po mojej prawej stronie pamiętał za pewne czasy wojny secesyjnej. Po obu stronach każdego okna zwisały ciężki purpurowe kotary, a na podłodze leżał ogromny dywan przykrywający znaczną część salonu.
Obejrzałam się za siebie. Stał tam chłopak oparty ścianę z rękami złożonymi na piersi i przyglądający się mi z uwagą.
- Jak ci na imię moja droga? – zapytała kobieta. Jej głos brzmiał delikatnie i słodko, jak płynny miód.
- Liv. – odpowiedziałam zahipnotyzowana jej głosem i zielonymi oczami, których wcześniej nie było, wpatrującymi się we mnie.
-Miło mi cię poznać. Ja nazywam się madam Bonegret.
Widać że chciała powiedzieć coś więcej ale nagle posmutniała, po czym wstała i wyszła z pokoju. Zostałam sama z chłopakiem. Wydawało mi się że dziecko z zszytymi ustami i misiem siedziało na podłodze. Jednak gdy spojrzałam w jego kierunku jego nie było.
Chłopak obszedł mnie i usiadł na drugim fotelu naprzeciw mnie.
- Czego tu szukasz? – odezwał się po chwili. Gdybym stała zmiękły by mi kolana od jego głębokiego głosu.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
W świetle księżyca które wpadało przez jedno z ogromnych okien włosy chłopaka lśniły jak złoto a momentami wydawały się wręcz białe.
- Niczego. – opowiedziałam zmieniając pozycje.
Chłopak przechylił głowę w prawą stronę i podparł ją ręką.
Po chwili do salonu wróciła madam Bonegret i oznajmiła że zjem z nimi kolację. Najwyraźniej nie miałam nic do powiedzenia na ten temat bo blondyn podszedł do mnie, złapał za rękę i pociągną w kierunku ogromnej sali.
Po środku stał długi stół, a przy nim z dwadzieścia krzeseł. Na jednym z jego końców przygotowano cztery talerze i wykwitnę dania na srebrnych tacach. Podczas jedzenia kolacji cały czas czułam na sobie wzrok kobiety i chłopaka. Po skończeniu posiłku wszyscy siedzieliśmy w ciszy.
Za oknami szalała burza, a ja zastawiałam się co tutaj robię i jak się tu w ogóle znalazłam.
Nagle za jednym z okien pojawił się jakiś dziwny cień. Wzrok madam Bonegret powędrował w stronę w którą patrzyłam. Zauważyłam jak uśmiecha się pod nosem, a jej oczy… znikają?! W miejsce pięknych zielonych i hipnotyzujących oczu pojawiają się czarne jak noc, krwawiące oczodoły.
Moje serce przyspieszyło.
Włosy Aarona zaczęły zmieniać kolor z blond na biały, a oczy przybrały rubinowy kolor. Żyły wokół nich stały się bardziej widoczne i ciemniejsze.
Chłopiec z zaszytymi ustami wskoczył na stół, chwycił nóż i zaczął iść w moja stronę. Zanim się zorientowałam co się dzieje ostrze było przy mojej szyi. Chłopczyk uśmiechnął się do mnie zrywając szwy ze swoich ust. Krew kapała na stół.
Nie wiedziałam co zrobić.
Coś odsunęło mnie od stołu i znalazłam się pod ścianą. Nie czekałam na reakcję chłopca, zerwał się z krzesła i co sił w nogach zaczęłam biec wzdłuż korytarza.
Przez jakiś czas błądziłam, aż w końcu dotarłam do głównych drzwi, były jednak zamknięte. Dostrzegałam schody w dół prowadzące zapewne do piwnicy. Bez zastanowienia zbiegłam po nich z nadzieją że może będą tam drzwi prowadzące na zewnątrz.
Na dole znajdował się korytarz, a po obu jego stronach drzwi. Próbowałam otworzyć które kol wiek z nich. Wszystkie były zamknięte z wyjątkiem jednych.
Przekręciłam gałkę i weszłam do środka zamykając za sobą drzwi.
Pomieszczenie nie było zbyt duże. Ściany i podłogę pokrywały białe kafelki. A na jego środku stało coś w rodzaju namiotu albo komory z której dobiegało jasne światło. Całość była okryta czarną folią.
Wiedziałam że powinnam zostać przy drzwiach albo obmyślać plan na wypadek gdyby te świry mnie dorwały, jednak moja ciekawość była silniejsza.
Podeszłam do czarnego namiotu i weszłam do środka.
Prawie zwymiotowałam gdy zobaczyłam co tam jest. Na stole operacyjnym leżała kobieta, może nawet w moim wieku. Była podłączona do aparatury szpitalnej monitorującej pracę serca. Została przywiązana do stołu sznurami i rozcięta. Wygadało to tak jakby ktoś przeprowadzał sekcję zwłok. Wszystko było by nawet w porządku gdyby nie to, że ona nadal żyła. Wszędzie było pełno krwi. Na rękach i nogach nie miała skóry. Spojrzałam w prawo i dostrzegłam że wisi ona na czymś w rodzaju suszarki. Natomiast jej wnętrzności wisiały na hakach przytwierdzonych do sufitu. W wiadrach stojących przy łóżku znajdowała się krew i kawałki mięsa. Najprawdopodobniej ludzkiego.
Spojrzał na nią. Jej wzrok powędrował ku mnie. Całą się trzęsłam. Było mi nie dobrze.
- Pomóż mi. – powiedział dziewczyna. Przestraszona krzyknęłam.
Nagle usłyszałam jak drzwi się otwierają. Do środka wszedł białowłosy chłopak, a zanim mały chłopczyk z nożem i pałką bejsbolową.
- Nie powinnaś tutaj wchodzić – przerwał na chwilę – teraz skończysz pewnie jak ta ruda. – miał na myśli dziewczynę przywiązaną do stołu.
Po jego słowach poczułam silny ból głowy i ostatnie co zobaczyłam nim zemdlałam to uśmiech chłopaka.
Otworzyłam oczy, powoli przyzwyczajając się do ciemności, która mnie otaczała. Nie było aż tak ciemno, póki przez okno wlatywało światło z dworu. Był wczesny ranek. Rozejrzałam się po pokoju, po czym moją uwagę przykuła siedząca w rogu po drugiej stronie pokoju postać, a następnie powiedziała cicho.
- W końcu się obudziłaś, ślicznotko.
Był to chłopak z wczoraj.
- Przepraszam ale nie zdążyłem ci się wczoraj przedstawić. Mój młodszy brat miał trochę inne plany co do ciebie niż ja – przerwał na chwilę tak jakby się zastanawiał co ze mną zrobić i czy przypadkiem nie zacznę uciekać z krzykiem – Jestem Aaron.
Usiadłam na brzegu łóżka.
Ciągle byłam w tych samych uraniach co wczoraj. Przynajmniej byłam pewna, że mnie nie zgwałcił.
Aaron wstał z fotela stojącego w rogu pokoju, po czym do mnie podszedł
- Powinnaś się umyć. – oznajmił pochylając się w moją stronę.
Załapał mnie za rękę i zaciągnął do łazienki.
Co on sobie wyobraża?! Kazał mi usiąść na krześle i podszedł do wanny aby odkręcić wodę.
Łazienka była nie wielka. Brązowe płytki pokrywały cała podłogę, a beżowe zakrywały trzy czwarte każdej ściany. Szafka z umywalką znajdowała się naprzeciwko wejścia, natomiast krzesło na którym siedziałam obok wanny. Wyjrzałam przez drzwi na pokój któremu się wcześniej nie przyjrzała.
Ogromne łóżko z baldachimem w kolorze granatu stało pod ścianą na środku pokoju. Po obu jego stronach znajdowały się małe szafki, na których stały świeczniki z krwisto czerwonymi świecami, a na jednej z nich zegarek i jakiś zeszyt. Naprzeciwko stała komoda, nad nią wisiało ogromne lustro. Ściany pokrywała czarna farba, a podłogę ciemno szare panele.
Zauważyłam że w pokoju jest tylko jedno okno, które jest również oknem balkonowym. Po bokach od sufitu aż do podłogi, wisiały granatowe zasłony. W rogu stał fotel i kanapa.
Cały pokuj wypełniały ciemne kolory.
- Rozbieraj się. – nakazał chłopak.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i przerażeniem.
Usiadł na brzegu wanny wpatrując się we mnie.
- Masz się rozebrać nie słyszał?! – powtórzył – A może mam ci pomóc? – uśmiechnął się do mnie łobuzersko. W jego oczach widziałam na to ogromną ochotę i podniecenie.
Wstałam i powoli zdjęłam koszulę. Czułam się jak pod wpływem jakiegoś uroku. Aaron wpatrywał się we mnie ciemnymi oczami. Miałam wrażenie że są czarne. Po chwili jednak wstał i wychodząc dotknął zimną dłonią mojego nadgarstka. To uczucie było przyjemne i jednocześnie dziwne. Przeszedł mnie dreszcz i coś w mojej głowie krzyczało uciekaj.
Zignorowałam to.
Zdjęłam pozostałe ubrania i weszłam do wanny. Gdy gorąca woda zetknęła się z moją skórą poczułam się jak w niebie.
Po jakimś czasie poczułam ból z tyłu głowy, dokładnie w tym samym miejscu gdzie wczoraj uderzył mnie ten mały chłopiec z zaszytymi ustami.
I nagle sobie przypomniałam co się stało ubiegłego wieczoru. Tą dziewczynę przywiązaną do stołu, na której przeprowadzano sekcję podczas gdy ona żyła. Czy mnie też to czeka? A może to był tylko sen? Jednak skoro oni myślą ze niczego nie pamiętam to powinnam być bezpieczna, a przynajmniej przez pewien czas, pomyślałam.
Kiedy wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem dostrzegłam czarne ubranie leżące na łóżku. Były to bojówki i luźna bluzka z długim rękawem, które podwinęłam do łokci. Koszulka zsuwała mi się z jednego ramienia i nic na to nie mogłam poradzić. Kiedy podeszłam do lustra zauważyłam, że jest trochę za szeroka, wiec przód włożyłam w spodnie. Tak wyglądałam o wiele lepiej.
Już miałam wychodzić z pokoju gdy poczułam jak chłodny wiatr dolatujący z balkonu styka się z moją nagą skórą.
Nie byłam pewna czy okno było wcześniej otwarte. Mimo to wyszłam na zewnątrz.
Oparłam się o zimną kamienną balustradę i zaczęłam się rozglądać. Gdzieś w oddali dostrzegłam budowle miasta, jednak zbyt daleko abym mogła do nich dobiec. I było zdecydowanie za wysoko żeby skakać.
Odwróciłam się tyłem i usiadłam opierając się plecami o kamień. Schowałam głowę miedzy kolana.
Po chwili ktoś wszedł do pokoju. Był to wysoki mężczyzna ubrany w czarny garnitur. Na rękach niósł srebrną tace z czymś połyskującym umieszczonym na purpurowej poduszce. Po jakimś czasie zza niego wyłonił się Aaron, uśmiechnięty od ucha do ucha. Zabrał błyskotkę z tacy i do mnie podszedł. Gdy tylko wyszedł na balkon wiatr rozwiał jego jasne włosy, a słodki zapach jego potu uderzył w moje nozdrza. Boże jak on bosko pachniał.
- To jest jeden z kamieni które moja rodzina uważa za święte, mimo iż nie mają one żadnych właściwości to jednak w pewien sposób chronią nas przed złymi duchami – powiedział zakładając mi na szyje biały kamień z tęczową poświatą na czarnym rzemyku – Masz go nigdy nie zdejmować, rozumiesz! – dodał podniesionym głosem.
Kiwnęłam tylko głową na znak że rozumiem, bo z jakiegoś powodu nie potrafiłam wydobyć z siebie ani jednego słowa.
Staliśmy na balkonie patrząc na siebie jeszcze jakieś kilkanaście minut, po czym Aaron oznajmił że musi gdzieś jechać i że zabiera mnie ze sobą.
Zeszliśmy na dół, a następnie udaliśmy się do garażu po samochód. Gdy tylko weszliśmy do środka zaniemówiłam. Stało tam siedem sportowych aut, które w ogóle nie pasowały do całokształtu rodzinny Aarona. Jeśli chłopiec z zaszytymi ustami i kobieta bez oczy to jego rodzina. Wsiedliśmy do niebieskiego Ferrari i pojechaliśmy do miasta.
W drodze mijaliśmy stare kamienice i kościoły, które z pewnością od setek lat nie były używane. W pewnym Momocie chciałam zapytać o to blondyna ale stwierdziłam, że nic to nie da.
Miasto było opustoszałe. Gdzie nie gdzie tylko jakieś nastolatki w trzyosobowych grupkach szybkim krokiem uciekały z pola widzenia. Jakby wiedziały, że przyjechaliśmy.
- Gdzie są wszyscy? – spytałam chłopaka, który w wielkim skupieniu prowadził swój samochód.
- Nie wiem. – burknął pod nosem nawet na mnie nie patrząc.
Nagle zatrzymaliśmy się pod jednym z opuszczonych kościołów. Był ogromny. Wielkie okna z kolorowymi witrażami i zdobieniami. Wejście do niego było strzeżone przez mosiężne dwuskrzydłowe drzwi. Gotyki styl budowli, zachmurzone niebo i unosząca się mgła przyprawiały mnie o dreszcze.
Aaron wysiadł z samochodu i podszedł z mojej stromy aby otworzyć mi drzwi.
- Co tu robimy? – byłam bardzo ciekawa po co mnie tu przywiózł.
- Nie martw się, długo tu nie zabawimy.
Weszliśmy do środka. To co tam zobaczyło nie dało się opisać prostymi słowami. Podniosłam głowę i zobaczyłam dwa gargulce siedzące na wystających półkach. Z sufitu zwisały ogromne żyrandole. Ławki i ołtarz wykonane były z marmuru. Na ścianach wisiały obrazy z wizerunkami aniołów i demonów. W ciemnościach dostrzegłam parę osób, które stały pod ścianami i bacznie się nam przygadały. Nagle na ołtarzu pojawił się jakiś mężczyzna. Był ubrany w białą koszulę, czarną marynarkę i ciemne jeansy. Włosy były czarne jak noc a jego skóra chorobliwie biała. Jakby wytarzał się w mące.
- Myślałem że już nie przyjdziesz. – odezwał się mężczyzna schodząc z ołtarza i zmierzając w naszym kierunku.
- Przecież obiecałem, że będę. – odpowiedział blondyn.
Przez chwilę milczeli, gdy nagle poczułam na ramieniu czyjś oddech.
- Kim jest twoja towarzyszka? - odezwał się głos za mną. Nieznajomy nagle znalazł się z tyłu, nawet nie wiedziałam kiedy.
- Ma..mam na imię Olivia. – opowiedział jąkając się.
- Ładnie. Ja jestem Azazel, choć mam kilka imion to jest prawdziwe.
Zaczął bawić się moimi włosami przyglądając mi się uważnie. Aaron stał obok i był gotowy rzucić się na niego, gdy ten zrobił jakiś fałszywy ruch. Tak jakbym była tylko jego.
Z trudem przełknęłam ślinę, przypominając sobie rudą dziewczynę z piwnicy. I dopadała mnie myśl że mnie też to czeka.
- Jesteś strasznie blada jak na człowieka. – powiedział Azazel.
Nie wiedziałam jak na to odpowiedzieć.
- Ale ty takie lubisz. Prawda Aaronie. – przerwał na chwilę. – A co się stało z moją dziewczyną. O ile dobrze pamiętam ty jako ostatni ją widziałeś.
- Obecnie przebywa u mnie w domu. – opowiedział blondyn.
Zaczęłam się zastanawiać o kim on mówił. O ile dobrze pamiętam to w dworze nie było żadnej dziewczyny. A może była! Nagle dopadły mnie mdłości, zaczęło mi się kręcić w głowie, a serce waliło jak szalone. W głowie ponownie miałam obraz dziewczyny przywiązanej do stołu i podpiętej do szpitalnej aparatury, która znajdowała się w piwnicy. Musiałam wyjść jak najszybciej z kościoła i uciekać. Jeśli byłam następną dziewczyną dla Azazela to z pewnością czekał mnie taki sam los jak tą rudą.
Wybiegłam przed kościół.
Na zewnątrz nadal panował klimat jak z horroru. Usłyszałam zamykające się drzwi kościoła. Aaron stanął za mną i odgarnął mi mokre od potu włosy z twarzy. Spiął je w koński ogon i pocałował mnie w szyję. Jego usta były lodowane i gdy tylko zetknęły się z moją rozgrzaną skórą poczułam jakby ktoś wbijał mi lodową szpile. Pocałunek był dziwny ale jednocześnie mroczny i fascynujący. Nie rozumiałam go.
- Wiem o tym, że pamiętasz to co zobaczyłaś zeszłej nocy. Jednak nie rozumiem dlaczego nie uciekłaś. – szepnął mi do ucha.
- Ja…ja – nie wiedziałam jak mam na to odpowiedzieć. Pewnie dlatego, że sama nie do końca wiedziałam po co zostałam.
- Hmm… jesteś bardzo interesującą osobą. Czuję w kościach, że będzie niezła zabawa. – powiedział wsiadając do samochodu.
Nie mogłam go rozgryźć. Z jednej strony był tajemniczy i ponury, a z drugiej arogancki i śmiały. Wszystko mi mówiło, że to co on uważa za zabawę dla mnie będzie koszmarem.
Wróciliśmy do posiadłości i pierwsze co zrobiłam to udałam się do biblioteki w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji dotyczących Azazela.
Miałam wrażenie że to bez sensu, siedziałam tam wieczność i nic nie mogłam znaleźć. Jednak gdy już miałam się poddać dostrzegłam starą księgę oprawioną w skórę i mosiężne zdobienia. Od razu zaczęłam ją czytać. To co tam znalazłam było gorsze od tego co wiedziałam. Była tam mała wzmianka o Azazelu i co dziwnego o Aaronie.

W wierzeniach hebrajskich jest uznawany za kozła ofiarnego. Natomiast w Księdze Kapłańskiej (16, 8-10) jest demonem pustyni, któremu Aaron poświęcił jednego z kozłów ofiarnych. Od tamtej pory podczas Jom Kippur strącano ze skały na Pustyni Judzkiej kozła, który był ofiarowywany Azazelowi. W Zoharze dosiada węża i jest wodzem chóru anielskiego bene elim lub iszim, do którego należą niżsi aniołowie (duchy ludzi). Także w tej księdze jest opisane uwiedzenie Azazela wraz z Szemchazajem przez trzy żeńskie demony. W Apokalipsie Abrahama jest uznawany za władcę piekła, który zwodzi ludzkość i jest przedstawiany w prawdziwej postaci jako demon z siedmioma wężowymi głowami, z czternastoma obliczami i dwunastoma skrzydłami. Według jednej z legend żydowskich anioł Azazel nie chciał pokłonić się pierwszemu człowiekowi – Adamowi przez co został ogłoszony "przeklętym Szatanem" (w Koranie aniołem tym był Eblis albo Iblis). Według innych legendnauczył on mężczyzn wykuwać miecze i tarcze, a kobiety malowania powiek i noszenia ozdób. W etiopskiej Księdze Henocha uważany jest za władcę 200 upadłych aniołów. Występuje również w Księdze Barucha. Według legendy Bóg posłał przeciwko Azazelowi Rafaela, który pokonując demona uwięził go pod kamieniami w Jaskini Dudaela.
Czyli Azazel był kozłem ofiarnym albo bogiem, a Aaron składał mu ofiary. Dziewczyny, które przyprowadzał mu blondyn były zapewne ofiarami, a dziewczyna leżąca w piwnicy była jedną z nich. Zastanawiało mnie tylko dlaczego jest w posiadłości, a nie z Azazelem i czemu Aaron składa mu te ofiary. Co takiego zrobił, że musi skład mu pewnego rodzaju hołd.
Przez kolejne parę dni wałęsałam sie po dworze szukając jakiś wskazówek. Aaron gdzieś wyjechał razem z madam Bonegret, a mały chłopiec po prostu zniknął. Przez pierwsze noce bałam sie że mnie zaatakuje i zawlecze do piwnicy, jednak tak sie nie stało.
Leżałam na łóżku blondyna, gdy drzwi do pokoju sie otworzyły, a do środka wszedł wściekły chłopak. Zaczął kręcić sie po pokoju nie zdając sobie sprawy z tego, że ja też tak byłam. Kiedy mnie zauważył od razu sie uspokoił. Podszedł do mnie i usiadł na brzegu łóżka.
- Przepraszam że zawiozłem cie do Azazela ale nie miałem wyjścia. - powiedział błagalnym głosem.
- Powiedziałeś, że wiesz iż pamiętam tamtą noc. I za pewne wiesz co znalazłam w bibliotece na temat Azazela. - zaczęłam nie pewnie - Skąd?
Aaron spuścił głowę, wstał z łóżka i podszedł do komody. Otworzył szufladę i wyjął z niej coś metalowego, poczym do mnie wrócił.
- Co robisz? - zapytałam zdziwiona widokiem kajdanek.
Uśmiechnął sie tajemniczo i wskoczył na łóżko, unieruchamiając mi ręce nad głową. Zaczęłam sie szarpać ale na nic mi sie to zdało. Głos odmówił mi posłuszeństwa, a serce przyspieszyło.
- Chcesz wiedzieć skąd to wiem. Powiem ci wszystko ale dowiesz się o tym na moich warunkach. - spiął mi ręce kajdankami do ramy łóżka. - Wiem że nie uciekniesz jednak tak jest zabawniej i bezpieczniej.
Blondyn zszedł ze mnie i wyjął z pod łóżka srebrny nóż z jakimiś znakami. Otworzyłam szeroko oczy na widok ostrza. Po raz kolejny zaczęłam się szamotać w nadziei że ucieknę.
- Spokojnie ślicznotko, nic ci nie zrobię. – oznajmił, po czym obszedł łóżko dookoła aby usiąść obok mnie.
Zaczął opowiadać o tym kim był i jak doszło do spotkania z madam Bonegret i jej synem. Opowiedział mi o wojnie secesyjnej, w której zginą oraz o tym jak poznał Azazela. Nie wspomniał tylko ani słowem, dlaczego ma składać mu ofiary.
- Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. – powiedział smutnym tonem – Teraz wiesz kim jestem… wampirem. A madam Bonegret nekromantą. Jej syn tak naprawdę nie żyję – mówił o małym chłopcu z zaszytymi ustami – to tylko dzień tego kim kiedyś był. – tłumaczył.
Trudno mi było w to uwierzyć. Nadal nie rozumiałam z jakiego powodu nadal trzymał mnie przy życiu, skoro tą rudą doprowadził to takiego stanu już po dwóch dniach. Ja byłam tu już miesiąc.
Zerwał się gwałtownie z łóżka i usiadł koło mnie.
- Chce ci coś pokazać. Wtedy uwierzysz.
Wziął nóż, którym jak dotąd tylko się bawił obracając go w palcach, do prawej dłoni i podciął sobie żyły. Krew zaczęła kapać na podłogę, byłam przerażona, a on spokojny jak podczas mszy świętej. Po chwili starł ręką krew z nadgarstka i pokazał mi go. Rana zniknęła. Nie została nawet blizna.
- Wierzę ci. – oznajmiłam – Jednak nadal nie rozumiem dlaczego mnie związałeś i nie zabiłeś. Z jakiego powodu musisz składać ofiary Azazelowi?
Wziął głęboki oddech.
- Nie zabiłem ci bo uważam, że zostawiając cię przy życiu będzie więcej zabawy niż jak bym od razu się ciebie pozbył. Natomiast co do Azazela. Jestem mu coś winien. Można powiedzieć, że jakiś czas temu podpisałem pewnego rodzaju cyrograf, którego nie można anulować. I odpowiem już na twoje kolejne pytanie. Tak, miałaś być ofiarą. – odpowiedział Aaron.
Dosyć długo milczeliśmy, gdy nagle blondyn odpiło kajdanki i pozwolił mi wstać z łóżka. Nie wiedziałam co powinnam teraz zrobić.
Chłopak odwrócił się w kierunku drzwi.
- Po co mi to wszystko powiedziałeś? – zapytałam otwierającego drzwi blondyna.
Aaron nic nie powiedział, zamknął powrotem drzwi i obrócił się do mnie. Na twarzy gościł szarmancki i tajemniczy uśmiech. Zaczął powoli się do mnie zbliżać.
- Ty nadal nic nie rozumiesz. – powiedział podniesionym głosem z nutą goryczy i rozczarowania.
Był niebezpiecznie blisko mnie. Uniosłam ręce przed siebie aby go powstrzymać. On jednak złapał mnie za nadgarstki i oboje polecieliśmy na łóżko. Przygniatał mnie ciężarem swojego ciała. Jego lodowaty oddech łaskotał mnie w policzki. Uniósł mi ręce nad głowę i przytrzymał je jedną ręką. Natomiast druga powędrowała na moje biodro. Bez skutecznie starałam mu się wyrwać. Zaczął bawić się rąbkiem mojej bluzki.
- Co by tu z tobą zrobić. – zaśmiał się.
Cała drżałam ze strachu, a może z podniecenia. Jego zapach był przytłaczający. Przymknęłam oczy. Byłam bezsilna. Niech się dzieje co chce, nie mam już siły walczyć. Dziewczyna z piwnicy pewnie też próbowała się stąd wydostać i jak skończyła?
Aarona najwyraźniej zdziwiła moja reakcja. Przestał się bawić moją koszulką.
- Wolę jak dziewczyna krzyczy. Nawet ze strachu. Jej krzyk zawsze mnie podnieca. – oznajmił i wbił swoje ostre i lodowate kły w moją szyję.
Krzyknęłam z bólu. Miałam ważeniek że trwa to wieczność. W końcu Aaron przestał pić. Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Z jego ust kapała szkarłatna ciecz. Moja krew, której kropelki spadały na moje usta i dekolt.
- Jednak potrafisz krzyczeć, ślicznotko. – powiedział.
Moje serce waliło jakbym przebiegła maraton.
Oblizał swoje usta i jego wzrok powędrował najpierw na moje piersi, a następnie na usta. Zaczęłam się szamotać. Aaron jeszcze mocniej przygniótł mnie do materaca. Pocałował mnie. Jego usta były przyjemnie zimne i delikatne, aż błagały o reakcję. Moje kończyny rozluźniły się, moje ciało pragnęło jego, ale podeszłam do ognia już wystarczająco blisko. Powinnam była uciec kiedy miałam ku temu okazję – w kościele. Tego było za dużo. Ugryzłam go w wargę smakując tym samym jego krwi, po czym zacisnęłam usta i odwróciłam głowę.
- Zadziorna. Lubię takie. – szepnął arogancko – Nie ruszaj się.
Jego ręka wędrowała po moim udzie i biodrze, coraz wyżej i wyżej. Palcami uniósł lekko moją głowę do góry. Nagle jego język wślizgnął się między moje wargi i zaczął pieścić mój. Po plecach przebiegł mi przyjemny dreszcz. W uszach mi szumiało, a serce galopowało. Nie mogłam sobie pomóc. Poddałam się temu. To było silniejsze ode mnie. Pozwoliłam mu się całować. Jego usta powędrowały na moje piersi. Zlizywał już prawię zaschniętą krew, doprowadzając mnie do szaleństwa. Przeniósł się na moją szyję. Wygięłam się kiedy koniuszkiem języka polizał mnie za uchem. W pewnym momencie chwycił nóż z nocnej szafki i przyłożył mi go do gardła.
- Jesteś tak słodka i naiwna, ślicznotko. – szepnął mi do ucha, przyprawiając mnie o kolejny dreszcz. Tym razem nie mogłam zdecydować czy był on przyjemny, czy może wręcz przeciwnie. Uniósł nóż do mojego nadgarstka i wykonał szybki i zdecydowany ruch. Poczułam pieczenia, a następnie jak moja krew wypływa z moich żył. Aaron uśmiechał się arogancko, kiedy po raz kolejny smakował mojej krwi. Zebrałam w sobie ostanie siły i kiedy poczułam że jego mięśnie i uścisk się rozluźniają, zrzuciłam go z siebie i ruszyłam do wyjścia. Gdy biegłam korytarzem słyszałam śmiech Aarona i jego ostatnie słowa.
- To jeszcze nie koniec ślicznotko.
Nagle jak z pod ziemi wyrósł mały chłopiec z zaszytymi ustami i madam Bonegret. Skręciłam w prawo w stronę schodów. Nie zastanawiając się długo zaczęłam biec w kierunku drzwi.
Na zewnątrz panowała burza a mgła była tak gęsta, że można ją było kroić nożem.
Wsiadałam do samochodu i odjechałam.
Byłam już po za miastem, mgła zrobiła się rzadsza, gdy na drodze zauważyłam samochód z włączonymi światłami i otwartymi drzwiami od strony kierowcy. Zatrzymałam się na poboczu, kilkanaście metrów od pojazdu.
Ktoś krzyczał.
Po chwili zrobiło się przerażająco cicho. Zacisnęłam mocniej ręce na kierownicy. Serce waliło jak szalone. Strasznie się bałam. Zauważyłam postać leżącą na ziemi koło samochodu. Dookoła nadal panowała cisza. Nie było nawet słychać ptaków. Wysiadałam z samochodu i bez zastanowienia podeszłam bliżej. Wiedziałam, że coś jest nie w porządku. Wszędzie była krew, a postać zniknęła. Nie mogłam nic zrobić, byłam jak sparaliżowana. Coś zaczęło sie ruszać w zaroślach. Było coraz bliżej. Chciałam krzyczeć jednak glos odmówił mi posłuszeństwa. Boże niech to będzie sen. Tak bardzo sie teraz bałam. Po policzkach spłynęły słone i gorące łzy. Wszystko sie rozmazało. I nim zemdlałam usłyszałam czyjś głos.
-Teraz będziesz krzyczeć dla mnie.
Powoli otworzyłam oczy. Wszystko było zamazane. Do moich uszy dobiegł odgłos szpitalnej aparatury kontrolującej prace serca. Próbowałam poruszać rękoma ale na nic się to zdało, ponieważ byłam przyzwana do łóżka. Zaczęłam się szamotać i krzyczeć. Do pokoju wpadło kilka pielęgniarek, lekarz i moja siostra. Kiedy zobaczyłam jej zmartwioną i przerażoną twarz zaczęłam się uspokajać. Dzięki Bogu nie byłam w piwnicy dworu.
Siostra i lekarz wyjaśnili mi, że parę dni temu zostałam znaleziona przez współlokatorkę, nieprzytomna w korytarzu. Przywieziono mnie do szpitala Św. Heleny i zapadłam w śpiączkę. Lekarze nie wiedzieli co mi dolega. Co jakiś czas wpadałam w szał, krzyczałam i próbowałam uciec będąc cały czas nieprzytomna. Dlatego przywiązano mnie pasami do łóżka.
Minęło już kilka tygodni od mojego wyjścia ze szpitala. Siostra zamieszkał u mnie martwiąc się, że może się to stać kolejny raz.
Jechałyśmy właśnie do galerii na zakupy. Głowę miałam opartą o zimną szybę samochodu. Obserwowałam to co działo się na zewnątrz. Ludzie zmierzali nie wiadomo dokąd. Byli jak marionetki sterowane przez lalkarza na przedstawieniu dla dzieci. Pogoda robiła się coraz bardziej ponura. Zbliżał się jesień. Bardzo lubiłam tą porę roku. Kolorowe liście spadające z drzew, mgliste poranki i gorącą czekoladę w kawiarni za rogiem. Już prawie zapomniałam o tym co się zdarzyło, albo nie zdarzyło. O Aaronie, Azazelu, madam Bonegret i małym chłopcu. Tak bardzo byłam szczęśliwa, że był to tylko sen.
Potarłam lewy nadgarstek. Poczułam coś dziwnego. Podniosłam rękaw kurtki i zobaczyłam bliznę, która idealnie pasowała do tej z mojego snu. Właśnie na tej ręce Aaron podciął mi żyły nożem.
- Co to jest?! – spytałam przerażona siostrę, która prowadziła samochód.
Kat spojrzała na moją rękę.
- Kiedy byłaś w śpiączce próbowałaś się zabić. Podobno krzyczałaś, że nie masz już siły walczyć. Lekarze uważali to za bardzo dziwne zjawisko. Nigdy nie spotami się z czymś takim. Ludzie w śpiączce nie powinni krzyczeć i robić sobie krzywdy. Zachowywałaś się jak opętana. – wyjaśniła.
Nagle zaczęła mnie boleć głowa. Zatrzymałyśmy się na światłach. Spojrzałam w prawą stronę. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Skoro to był tylko sen, o ile w ogóle tak było, to skąd ta blizna i co do cholery się ze mną działo? Kat mówiła, że zachowywałam się jak opętana.
Nagle w tłumie ujrzałam jasnowłosego chłopaka o rubinowych oczach. Od stup do głów był ubrany na czarno. Ręce miał krzyżowane na piersi, a na jego twarzy gościł arogancji uśmiech.
Mówiłem ci że to jeszcze nie koniec.
Nagle w mojej głowie zabrzmiał jego głos.
Jedyne co później słyszałam to mój krzyk.
corp by Gorzki.

[Obrazek: Piecz1.jpg]


Wiadomości w tym wątku
RE: Konkurs prozatorski Litera Scripta mini. - przez gorzkiblotnica - 08-07-2015, 00:18

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości