Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Wspomnienie pewnej miłości
#1
Zdaje sobie sprawę, że opowiadaniu daleko do ideału, ale mimo to, że napisane prawie rok temu to nie potrafię samodzielnie go poprawić, ani też nic z niego więcej wydobyć. Wygląda na to, że jest zbyt osobiste i w żaden sposób nie jestem w stanie podejść do niego obiektywnie. Także za wszelkie sugestie z góry dziękuje.

ODEBRANI PRZEZNACZENIU
(skrypt opowiadania)

Spojrzał w lustro.
- Boże co ona w tobie widzi? - spytał swojego odbicia, uśmiechając się. Wiedział, że jest szczęściarzem, przecież zwyczajnie mogła potraktować go obojętnością. Ale nie, ona wybrała akurat jego. To dla niego otworzyła swoje serce. Umył zęby i w zasadzie był już gotowy do wyjścia do szkoły.

***

- Tomek, ale wiesz nie nastawiaj się na ten wyjazd. Nie wiem czy uskładam tyle pieniędzy. - oznajmiła Agnieszka. Nie spoglądała mu w oczy, wstydziła się mówić o kwestiach finansowych. Zawsze miała z tym problemy. Zresztą tak jak i Tomek. W ich rodzinach nigdy się nie przelewało. Tylko smutne wyczekiwanie rodziców od jednej wypłaty do drugiej.
- Kochanie, nie martw się ja o wszystko zadbam – zapewniał, dłonią delikatnie głaszcząc ją po policzku. Teraz spojrzała na niego. Jego oczy pełne troski i zrozumienia zdawały się mieć moc ukojenia całego świata. - Za tydzień wakacje, już mam pracę. U ojca na budowie.
- Eh...Też masz lipę z kasą i mamy jechać za Twoje pieniądze?
- Oj tam. To tylko papierki.
- Chodź już bo się spóźnimy. - ponaglała Agnieszka słysząc w oddali szkolny dzwonek. Budynek szkoły średniej mieścił się w osiemnastowiecznym poniemieckim pałacu, który mimo remontu nosił na sobie liczne ślady upływającego czasu. - Gaś już to – ponagliła i chwytając go za dłoń pociągnęła za sobą.
- To co zgadzasz się? Ja pracuje. Ty mnie potem masujesz. A w sierpniu do Zakopanego?
- Tak zgadzam się, bo mnie zamarudzisz. Zresztą oddam w naturze. - Zaśmiała się. Tomek uwielbiał jej śmiech, ciężko było mu to wyjaśnić, ale było w nim coś takiego, że zapominał o tym co czeka go w domu po powrocie.
Jak co dzień tak i tym razem wrócił późno wieczorem. Od razu trafiając w sam środek awantury. Ojciec znowu pijany. A matka jak zwykle nie potrafiła sobie podarować. I tak odkąd pamięta. Dwoje uparciuchów drących się na siebie o wszystko i o nic. Ojciec bo był pijany, a matka bo wypominała mu wszystkie jego niepowodzenia. „Za to co przepiłeś zbudowałbyś niejeden dom”. Dzwoniło mu w uszach jeszcze na długo po tym jak zamknął się w swoim pokoju. Zresztą co tu się zagłębiać w szczegóły, Agnieszka miała podobną sytuację do Tomka. Mimo to oboje kiedyś sobie przyrzekli, że nie będą pić, że nie będą iść w ślady tych, którzy powinni być dla nich wzorem. I o dziwo wbrew naciskom rówieśników, z którymi często spędzali czas, oni dwoje pozostawali zawsze trzeźwi. Jak to mawiał jeden że znajomych Tomka: "Ktoś musi zachować trzeźwy osąd." - Co prawda słowa te bardziej brzmiały jak kpina z ich postanowienia, ale coś w nich było. Zawsze był ktoś kto w porę ich powstrzymał przed pijackimi zapędami do szukania rozrób. I wyładowywania młodzieńczej i buntowniczej natury na przypadkowych osobach, bądź przedmiotach.

***

Ostatni tydzień szkoły dobiegł końca. Rozpoczęły się wakacje. A Tomek podjął pracę jako pomocnik w firmie budowlanej, w której pracował jego ojciec. Nie była to może i najlepiej płatna praca, ale odłożone z niej pieniądze pozwolą parze wyjechać na kilka dni w tak wymarzone Zakopane. Do tej pory byli tylko dwa razy w górach i to na wycieczkach klasowych. Marzyli o wspólnym zdobywaniu dachów świata. Wiedzieli, że tylko tam na szczycie świata mogą zaznać prawdziwej wolności. Potrafili godzinami leżeć obok siebie i rozmawiać o górach, o ich pięknie i niezaspokojonej potrzebie zdobywania ich szczytów. Była to ich fascynacja, o której poza nimi nikt nie wiedział. Nie to, że się wstydzili. Tylko po prostu nie czuli potrzeby dzielenia się z innymi własnymi marzeniami. Wiedzieli, że te są kruche podatne na kpinę innych, więc woleli je trzymać tylko dla siebie.
- Jak tam po pracy? - zapytała Agnieszka, w puszczając Tomka do swojego pokoju.
- A wiesz, że nie najgorzej. Trochę pomachałem łopatą i tyle.
- Skończyłam czytać „Mój pionowy świat”. I tak myślę, że skoro oni w tamtych czasach musieli tyle walczyć o swoje to nam też się uda. - Chwyciła go za dłonie i pociągnęła w stronę łóżka. Podążył za jej gestem.
- Na pewno. Kochanie. Tak sobie myślę, że czeka nas ciężka praca. - Mówił. Leżała mu na ramieniu w tulona w niego, czuła się bezpieczna niemal wyzwolona od wszelkich trosk. - Ale najpierw Zakopane, Rysy i Orla Perć. - kontynuował głaszcząc ją opuszkami palców po włosach.
- Pocałuj mnie skarbie.

***

Jak to się wszystko zaczęło? To było chyba wtedy, 2 lata temu na lekcji geografii. Temat bodajże o najwyższych górach świata. Tak – geograficzne położenie himalajów. Był wtedy znudzony tym całym suchym bełkotem nauczyciela. Aż do momentu gdy głos zabrała Agnieszka. Kontekstu dokładnie już nie pamiętał. Ale utkwiło mu w pamięci to z jaką pasją mówiła. Może nie same konkretne słowa, ale ich brzmienie, smak i fascynacja która z nich płynęła. Coś w nim wtedy drgnęło. Nie potrafił tego jeszcze nazwać. Ale tak jak do tej pory znał tylko jej imię, nazwisko i kilka innych mniej istotnych danych tak teraz chciał wiedzieć o niej wszystko.
- Kocham góry – wypalił przystając przy Agnieszce rozmawiającej z dwiema koleżankami z innej klasy. Zapadła chwila niezręcznej ciszy przerwanej nagłym wybuchem rechotu dziewczyn. Tylko ona się wtedy nie śmiała. Patrzyła na niego w skupieniu. Uśmiechnęła się.
Tomek z peszony całą sytuacją odwrócił się na pięcie i ruszył wzdłuż szkolnego korytarza. „Kocham góry? Gorzej już chyba nie można było....” Wyrzucał sobie w myślach jakby nieco skulony w sobie.
- Ja też. Ja też je kocham. - Usłyszał zza pleców. Ale ciągły rechot koleżanek sprawił, że się nie wrócił, że poszedł dalej pod klasę.

***

- Padam z nóg. - Oznajmiła Agnieszka słaniając się na łóżko w pokoju znajdującym się w schronisku nad morskim okiem. - Jeszcze nigdy nie byłam tak zmęczona. Ale było warto.
- Łydki mnie tak bolą, że brak słów. Nie mam nawet sił iść pod prysznic. Zresztą i tak zimna woda tylko jest.
- No co ty? Mam cię wpuścić do łóżka takiego brudnego i spoconego.
- Tam jest drugie łóżko.
- No skoro wolisz spać sam i brudny niż obok mnie to twój wybór.
- No dobra, pójdę po herbatę dla nas. Wypijemy i pod prysznic. Bryyyy.... na samą myśl mi zimno.
- Jakoś temu kochanie potem zaradzimy.

***

Wakacje szybko minęły. Wyprawa w Tatry zakończyła się pełnym powodzeniem. Może dla innych to niewiele, ale dla nich to było jedno z najważniejszych wydarzeń w ich życiu. Pierwsza wspólna wyprawa do miejsc, które kochali, do miejsc, które do tej pory mogli tylko oglądać ze zdjęć. I czytać o nich w przewodnikach turystycznych. Czasem tylko żałowali, że nie mieli ze sobą aparatu fotograficznego, by uwiecznić te chwile pierwszego tańca z górami wyższymi niż Sudety. Ale wiedzieli, że jeszcze tu wrócą, że jeszcze będzie pora by uwiecznić pewne chwile nie tylko w ich pamięci. Póki co cieszyli się tym co mieli. Sobą, swoją pasją i co najważniejsze pierwszą udaną wyprawą w Tatry. I jak wierzyli nieostatnią.

***

- Nie mogę jechać na ten koncert.
- To ja też nie pojadę. Bez ciebie to nie to samo.
- Nie, kochanie. Jedź. Sama nie będziesz. A i to twój ulubiony zespół, nie wiadomo kiedy znowu będą grać tak blisko.
- Eh... Ale wiesz, nie będę się dobrze bawiła.
- Oj tam marudzisz. Mamy przed sobą masę wspólnych wypadów. Masz się dobrze bawić. Bo potem mi wszystko opowiesz.
- Dobrze, kochanie.

***

- Nie widzieliście Agnieszki? - Zapytał Tomek znajomych stojących przed wejściem do szkoły.
- Nie, może przyszła szybciej. - Odparł Grzesiek, wzruszając przy tym ramionami.
- A jak koncert? Udał się? Dzwoniłem do Agnieszki, ale nie odbierała uznałem, że śpi zmęczona.
- Tak, było w dechę. - Ponownie odezwał się Grzesiek – Nie martw się o nią, pewnie zaspała. Cały koncert pod sceną skakała jak dzikuska.
- Żałuje, że nie pojechałem z wami, ale naprawdę nie mogłem.
- Szczerze to nie ma czego, było tak sobie.
- Co ty gadasz? Nie dawno mówiłeś, że w życiu się tak świetnie nie bawiłeś. - w trącił się milczący do tej pory Marcin.
- Tak, tak. Było świetnie. Chciałem tylko by Tomek poczuł się lepiej.

***

Agnieszki nie było cały dzień w szkole. Tomek postanowił od razu po lekcjach udać się do niej i sprawdzić co się dzieje. Dziwne, żeby aż tak ją zmęczył dwugodzinny koncert. Może coś się stało, a może faktycznie było to tylko zmęczenie.
- Dzień dobry. - przywitał się zaraz po tym jak drzwi do mieszkania otworzyła mu matka Agnieszki.
- Dzień dobry. Ty mi powiedz gdzie wy wczoraj byliście? - była podenerwowana.
- Agnieszka na koncercie była, ja nie mogłem. - odparł zdziwiony i trochę zaniepokojony – A stało się coś?
- Na jakim koncercie? No przecież miała być u ciebie?
„Znowu okłamała rodziców” - pomyślał, zastanawiając się co też mogło się stać.
- Ja sobie poważnie porozmawiam z tą dziewczyną, jak tylko przestanie beczeć w swoim pokoju.
- Jak beczeć? Co się stało? Mogę iść do niej? - wyrywał się by wejść do środka, kobieta odstąpiła od drzwi.
- Nie wiem co się stało. Wróciła koło pierwszej. Brudna. Zapłakana. I od razu poszła do swojego pokoju. Siedzi tam odkąd wróciła. Chcesz to idź. Może tobie otworzy. Mi ani ojcu nie odpowiada.
Pociągnął za klamkę. Drzwi do pokoju były zamknięte. Zapukał.
- Agnieszka, jesteś? - zawołał. Po drugiej stronie pokoju panowała zupełna cisza. - Agnieszka, kochanie, proszę cię odezwij się.
- Tak myślałam, ze ciebie tez będzie miała w nosie. Rozwydrzone dziecko. - Oznajmiła matka młodej dziewczyny podbierając się niemalże bez troską o ścianę.
- Wynoście się....Oboje!!! nie chcę was ...słyszeć nikogo nie chcę słyszeć!! - Krzyczała Agnieszka przerywanym od płaczu głosem pełnym niewypowiedzianego bólu.
- Kochanie, ale...
- Wypier....dalaj.
- Ale....
- Nie chcę was znać. Odjebcie....się ode mnie – Była agresywna. Bardzo agresywna.
Matka Agnieszki, tylko wzruszyła ramionami i poszła do kuchni. Tomek stał tak jeszcze chwilę patrząc się na zamknięte drzwi, aż w końcu usiadł odwróciwszy się plecami do nich oparł się. Nie wiedział co ma robić. Nie wiedział co się stało. W ogóle teraz - w tej jednej chwili - nic nie wiedział. No może poza tym, że musi tu zostać. Zostać jak pies pod drzwiami i czekać aż pani go w puści do środka. I został. I czekał, wiernie na jakikolwiek znak. Znaku nie było. Panowała cisza, której zdawały się nawet nie mącić zmywane w kuchni naczynia przez panią Hele, bo tak miała na imię matka Agnieszki. Czas upływał, mozolnie ale jednak płynął swym wartkim nurtem. Minuta zdawała się być godziną, a godziną całym dniem. Każda myśl rozbijana na atomy, każdy oddech w oczekiwaniu na dźwięk głosu tej jednej.
- Tomek, nie możesz tak tu siedzieć. - Z zadumy wyrwał go głos pani Heli. Uniósł głowę. Stała nad nim w kuchennym fartuchu. Zdawało, mu się ze nawet się uśmiecha. Nie potrafił tego pojąć. Tej beztroski, w jej zachowaniu. Z jej córką działo się coś złego, a ona po prostu się uśmiechała.
- Późno już, rodzice się pewnie martwią o ciebie.
- Nie mogę jej tak zostawić...
- Tomeczku, nie martw się. Do jutra jej przejdzie. To nastolatka, a wy wszyscy tacy jesteście.

***

- Mów do kurwy, co się stało po koncercie! - Nalegał Tomek, ściskając dłonią gardło Bartka. Kolanem przyciskał go do ściany.
- O co ci chodzi człowieku? - wycedził Bartek
- Co się stało Agnieszce po koncercie? Mów kurwa. Bo nie ręczę za siebie.
- Puść, powiem ci co wiem.
Tomek odpuścił. Patrzył na Bartka z furią, która powoli mijała. W końcu zaraz miał poznać prawdę.
- Po koncercie mieliśmy od razu wracać wszyscy razem, ale Agnieszka kogoś poznała i postanowiła z nim wracać. Wiesz jakiś starszy koleś. Dziewczyny lubią takich.
- Kłamiesz....Kurwa...Kłamiesz.... - wycedził Tomek, wściekłość w nim kipiała. - Mów kurwa prawdę.
- A myślisz, że czemu ci od razu nie powiedziałem. Znam cie widziałem jak zareagujesz. Spójrz prawdzie w oczy. Kobiety już takie są. Dziś ty. Jutro kto inny.
Po tych ostatnich słowach Tomek nie wytrzymał. Głowa Bartka odbiła się od ściany pod ciosem zadanym w gniewie.
- Obyś się kurwa mylił. Miałeś jej pilnować. - Chciał uderzyć jeszcze raz. Powstrzymał się. Odszedł zostawiając Bartka, który dochodził do siebie po zadanym ciosie.

***

- Ale ja codziennie do niej chodzę. I nic. Pani Hela mówi, że dalej nie wiedzą co się stało, że myślą o pójściu na policję. Ale z drugiej strony, że to nic nie da. Eh... przejmują się nią mniej jak własnymi kłótniami. Ja muszę wiedzieć co się wtedy stało.
- Nie wiem jak Ci mogę pomóc. Kurwa ja nic nie wiem. Aż tak źle jest?
- Czemu ja nie pojechałem zwami....Bartek coś mówił, że poznała jakiegoś kolesia, z którym poszła....
- Bartek ci tak powiedział?
- A co? Wiesz coś więcej?
- Nie, nie....Tak tylko się zastanawiam. Agnieszka jest rozważna, z nikim obcym by nie poszła. Powinienem zostać do końca. Jebani rodzice. I te ich godziny powrotu...kurwa.

***

Już nie wchodził do bloku. Od kilku dni zatrzymywał się pod oknem jej pokoju. Stał tak zawsze jakiś czas. Nigdy nie wiedział dokładnie ile. Bo wszystko zlewało się w całość. W szkole myśleli, że Agnieszka jest poważnie chora, tak przynajmniej wychowawczynie ich klasy poinformowała pani Hela. On jednak wiedział, że w tym jest coś więcej, że z nią dzieje się coś złego. Tylko co? Nie dopuszczała go do siebie. Jak pukał w jej drzwi zawsze słyszał te same wykrzyknięte słowa: „Wypierdalaj nie chcę cię znać”. Dziś także przyszedł pod jej okno. Tylko dziś okno było otwarte, jak żadnego dnia wcześniej. Nie myślał długo. Rozejrzał się tylko oceniając rozkład okien i nie wielkich balkonów. I ruszył w stronę pionowej ściny.
- To tylko dwa piętra. - Burknął pod nosem chwytając się pierwszego dogodnego miejsca.
Po cichu, ostrożnie usiadł na parapecie. Nie chciał jej wystraszyć. Wyglądało na to, że śpi. Jednak nie spała. Usłyszała go. Obróciła głowę w jego stronę. Spojrzała na niego bez żadnego wyrazu. Tempo. Obojętnie. Zawahał się. Zupełnie nie wiedział co ma robić. Jej twarz była strasznie blada, cała napuchnięta od łez. Od płaczu, który trwał dłużej niż jedną noc. Była zmęczona. Wychudzona. Widział. Widział to wszystko i nie wiedział co ma robić.
- Boże jak....
- Czego chcesz. - przerwała mu. W jej głosie nie było już gniewu. Nie było nawet bólu. W zasadzie to nie było w nim niczego. Tylko jakaś głucha i nieopisana pustka. Agnieszka jakby niemożliwym wysiłkiem sił uniosła się tak, by oprzeć się plecami o ścianę.
- Martwię się o Ciebie. - zaczął nie pewnie – Twoi rodzice mówią, że jesteś chora, ale ja w to nie wierze.
- A co oni, kurwa mogą wiedzieć – W jej w głosie wyczuł jakieś emocje. Spojrzał jej w oczy. Była dość daleko od okna na którym siedział, ale dostrzegł, że płacze. Dostrzegł, że płacze pomimo braku łez. Ostrożnie z szedł z parapetu.
- Powiedz mi co się dzieje, proszę. - mówił idąc w jej stronę. W końcu usiadł na łóżku tuż przy niej. Odsunęła się od niego gwałtownie. Drgnął, ale nie rezygnował. Czuł, że nie może się poddać. - Kochanie, proszę....
- Nie mów do mnie kochanie. Jesteś taki sam jak cała reszta tego gówna. - mówiła to z jadem, z zawziętością. Wyczuł, że wierzy w to co mówi. Nie rezygnował. Chwycił ją za dłoń. To co się wydarzyło potem pamiętał jak we mgle.
Zerwała się. „Precz”. Biła rękoma. Wierzgała nogami. „Precz zostaw mnie” „Masz jego dłonie”. „Obślizgłe dłonie”. „Puść”. „No puść”. Nie puszczał. Trzymał mocno. Powoli wszystko do niego docierało. Bał się tych myśli. Bał się prawdy. Chciał krzyczeć. Robić to co ona robiła. Jednak nie. Musiał zachować spokój. On jeden musiał zachować spokój. Po jakimś czasie Agnieszka opadła z sił. I zasnęła na jego kolanach. Czuł, że piecze go twarz, że mocno go podrapała. Jednak musiał zostać. Kilka zadrapań jest niczym w obliczu tego co do niego dotarło, pomimo że nie zostało wypowiedziane. W tym pokoju czas stanął w miejscu, gdy na zewnątrz dzień ustępował z wolna miejsca nocy.
- Co ty tu robisz? - zapytała, otwierając oczy. Chciała wstać. Nie pozwolił jej. Mocno przytulił ja do siebie. Nic nie mówił. Nie było słów na nazwanie tego co działo się teraz w jego głowie. Oboje milczeli. Tomek ukradkiem wytarł łzę z policzka. „Bądź twardy” - karcił się w duchu. „Ty jeden bądź twardy”. Trzymał w ramionach swój skarb, tak bardzo zraniony. Jeszcze by tego brakowało, żeby i on się rozkleił.
- Zrobisz mi herbatę? - Agnieszka przerwała ciszę, odrywając głowę od jego piersi. - Wybacz zmoczyłam ci koszulkę.
- Już idę. A powiedz mi gdzie są twoi rodzice. Myślałem....
- Nie ma ich. Poszli na jakąś imprezę. Srał ich pies.
Agnieszka odsunęła się od Tomka na tyle by ten mógł wstać. Nogi się pod nim ugięły. Były całkowicie zesztywniałe.
- Tomek. Długo spałam na twoich kolanach? - zapytała widząc, jak ten próbuje przywrócić zdrętwiałym kończynom krążenie.
- Kilka godzin. - Rzucił mimochodem wychodząc z pokoju.

***

- Musimy iść z tym na policje. Powiedzieć twoim rodzicom.
- Nie. Oni nie zrozumieją. Nie chcę żeby ktokolwiek wiedział poza nami. Nigdy. Rozumiesz nigdy.
- Ale tak nie można.
- Musisz to zachować dla siebie. Rozumiesz? Poza tym jest coś czego ci nie mówiłam. Nie byłam gotowa by wszystko ci powiedzieć. Wtedy. W trakcie koncertu. W zasadzie to przed. Nie mogłam się bawić. Nie miałam ochoty. Bez Ciebie. Bartek mi dał coś na rozluźnienie. I dopiero potem mogłam nie myśleć o tobie. Ale z reszty nie wiele pamiętam. Może to i lepiej.
- To moja wina. Pozwoliłem ci tam jechać samej. Nigdy sobie nie daruje.
- Nie byłam sama.
- A mimo to....

***

To był pierwszy dzień Agnieszki w szkole od prawie dwóch miesięcy. Tomek wiedział, że się boi. Martwi tym jak to teraz będzie. Ale przecież był przy niej przez ten cały czas. Opowiadał o lekcjach, o wygłupach na przerwach. Robił z nią zadania i prace, żeby zaległości nie było za dużo. Nosił jej zeszyty nauczycielom do sprawdzenia. A dziś po tej przerwie, w czasie najgorszej z możliwych chorób. Znów ujrzy znajome twarze. Może nawet się uśmiechnie. A może potraktuje je obojętnie.
Ból był momentalny. Paznokcie Agnieszki mocno w biły się w dłoń Tomka. „Co jest pomyślał”. Po chwili wszystko stało się jasne.
- O cześć. W końcu wyzdrowiałaś. - Oznajmił Bartek, koło którego właśnie przechodzili. W jego głosie słychać było udawaną troskę. Tomek chciał się zatrzymać. Agnieszka nie pozwoliła mu na to.
- Tomek, ja chcę wrócić do domu. - powiedziała, a on o nic nie pytał. Skierowali się w stronę wyjścia. W sumie chciał zostać, wyjaśnić pewną sprawę. Ale to mogło poczekać. Agnieszka, już nie.
Nic więcej od niej się nie dowiedział. A przede wszystkim skąd ta reakcja na widok Bartka. Czyżby nie mówiła mu wszystkiego? A może faktycznie nie pamiętała, a jego widok zwrócił wspomnienia. Odprowadził ją do mieszkania. Chciała zostać sama. Usłuchał.

***

- Jest coś czego Ci wtedy nie powiedziałem.
- Ale co? O czym mówisz?
- Bo wtedy po koncercie, Agnieszka nie poszła z żadnym obcym. Eh.... kurwa. Sory Tomek. Naprawdę mi przykro. Tydzień po koncercie Bartek powiedział mi po pijaku, że zaliczył Agnieszkę.
- Kurwa!!
- Sory. Powinienem ci to powiedzieć od razu. Ale myślałem, że to jego pijacki bełkot. A dziś widziałem jak na niego zareagowała. Ona tego nie chciała, prawda?
- Nie, nie chciała....
- Tomek!....Kurwa!!!! Tomek, nie rób nic....
- Spierdalaj!!!!

***

- Słyszeliście?
- Co? - spytał Tomek. Spoglądając na Agnieszkę, zauważył pierwsze rumieńce od wielu wielu tygodni na jej twarzy.
- No o Bartku. - Oznajmiała niewysoka dziewczyna, stojąca między Tomkiem a Marcinem. Ten ostatni spojrzał na Tomka. Zaklął pod nosem.
- Nie nic nie słyszeliśmy – skłamał, obserwując grymas na twarzy Tomka.
- Leży w śpiączce. Ktoś go napadł dwa dni temu. Ma złamany kręgosłup. I nogi, żebra, nawet nos. Naprawdę jest z nim źle.
Marcin ponownie spojrzał na Tomka. Po czym powiedział – Ale wiadomo kto?
- Nie, policja nie ma żadnych śladów. Czekają póki Bartek nie odzyska przytomności.
- Jeśli ją w ogóle odzyska – rzucił Tomek ni to żartem, ni to serio.
- Nie mów tak. Dobra zbierajmy się dzwonek. Dziś idę go odwiedzić. Może pójdziecie ze mną?
- Niestety dziś odpada. Może innym razem.
- Ładni z was koledzy.
- Tak. Nie da się ukryć – Burknął Marcin pod nosem.
Wchodzili już do budynku gdy Agnieszka oznajmiła Tomkowi, że chce mu coś powiedzieć. Oboje zostali w tyle.
- Coś ty zrobił? - zapytała ze spokojem, ale i jakimś lękiem, chyba o Tomka i oto co go spotka jak się wyda, że to on.
- To co musiałem....
Nigdy więcej nie wrócili do sprawy Bartka.

***

- Chciałabym umrzeć spadając. Wiesz. Poczuć wiatr we włosach. Myślę, że to śmierć w poczuciu bycia wolnym.
- Nie mów tak. Żadna śmierć nie czyni nas wolnymi. Wolnymi będziemy, tam na szczycie. Patrząc na ten maluczki świat. Mrówek.
- Eh... Skarbie... To odległe marzenia.
- Ale nasze, kochanie. Nasze marzenia.

***

Siedziała na parapecie. Patrząc to w oczy tego, który zawsze był, to w bezchmurne nocne niebo. Oświetlone miasto sprawiało, że nie było widać gwiazd na niebie. Może gdzieś coś migotało, w oddali, ale czy to była gwiazda? Tego nie wiedziała. Równie dobrze mógł to być przelatujący samolot. Uśmiechała się. Kochał jej uśmiech, czuł się wtedy wybrańcem losu, bo wiedział, że ten uśmiech jest dla niego. Spojrzała mu w oczu. W tym spojrzeniu dostrzegł coś dziwnego, coś co myślał, że mają już za sobą. Szkliste błękitne oczy zdawały się świdrować jego spojrzenie. I ten uśmiech na twarzy. Zreflektował, że jest coś nie tak, ale za późno. Firanka za kołysała się w lekkim podmuchu wiatru w pustym już oknie.
- Aga... - wydusił, zrywając się nie mal szaleńczo w stronę okna. Serce łomotało w szaleńczym
tempie. Lęk i przerażenie spazmatycznie w strząsały jego ciałem i umysłem. Zawahał się. Tuż przed spojrzeniem w dół na chodnik – zawahał się. Drżał. Przytłaczające przeczucie nieuniknionego zawładnęło nim po cebulki włosów. Stał. Oczy patrzyły tempo przed siebie. Gdzieś w oddali widział to spojrzenie i ten uśmiech, a potem puste okno.
- Co jest? - do pokoju wleciał kuzyn Agnieszki. - Gdzie jest Aga? - dodał idąc w stronę Tomka.
Ten milczał, ze wzrokiem wbitym gdzieś poza horyzont ludzkiego pojmowania.
- Tomek, kurwa gdzie jest Aga... - chciał jeszcze przeklnąć, ale urwał przystając przy Tomku. Spojrzał w dół na chodnik.
Na chodniku leżało coś czarnego. Coś co mogło być każdym dowolną rzeczą. Dopiero po chwili owo coś zaczęło nabierać kształtów. Ciało leżało powykrzywiane i sztywne. Bez ruchu. Martwe.
- To....
- Ona tam...leży...prawda...Nie mogę...Spojrzeć....

***

Obudził się wcześnie rano. Miał wolne. Była niedziela. Ciepła majowa niedziela. Ile to już lat minęło? Ile to nocy nie przespanych. Urwanych szeleszczącą firanką w pustym oknie. Szkliste oczy wpatrzone w niego i ta uśmiechnięta twarz. Wiedział co musi zrobić. Wiedział, że już czas pogodzić się z koszmarami. Ukoić ich gniew. Zaparzył kawę. Usiadł przy biurku i włączył laptopa. O czymś sobie przypomniał. O czymś do czego nie zaglądał już od lat. Wstał i podszedł do szafy. Zaczął wertować w niej stare pudła. Po pewnym czasie znalazł to czego szukał. To był jej pamiętnik. Stary szkolny zeszyt w kratkę niosący ślady upływającego czasu. Nie mal od razu otworzył na konkretnej stronie. Jakby mimo lat, dokładnie wiedział gdzie ma zajrzeć. Jakie słowa z pamiętnika chodziły mu po głowie. Strona była z datą 10 maja 1999 roku. Zaczął czytać, na głos. Jednak bardziej była to recytacja czegoś z pamięci. Tyle czasu minęło a on wszystko co było na tej
stronie napisane dokładnie pamiętał – słowo po słowie:
- „Obiecaj mi kochanie, że mimo wszystko nigdy nie przestaniesz marzyć, że Ty jeden poradzisz sobie za nas dwoje. Cokolwiek by się nie działo, zawsze z uniesioną głową pozostaniesz wierny temu w co wierzyliśmy, że razem mamy cały świat u swych stóp. Obiecaj mi to.
Obiecaj mi kochanie, że Ty jeden nas nie zawiedziesz, że Ty jeden zawsze znajdziesz drogę do domu nawet pośród mroku i nienawiści ludzkich serc, że w końcu mnie odnajdziesz gdzieś tam w innym świecie, w innym życiu. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie pora. Masz zbyt wiele do zrobienia...za nas oboje.
Obiecaj mi kochanie, że kiedyś wybaczysz, krzywdę jaką ci wyrządzę. Ranę, którą rozdziobie Twoje wrażliwe serce. Wiem będzie bolało, ale wiem też ile przeze mnie musisz znosić.
Wiem, że nigdy już nie będzie tak samo, że ja nie zapomnę...To jest ponad moje siły. Zbyt wiele do udźwignięcia nawet z Tobą.
Obiecaj mi kochanie, że będziesz żył, że będziesz sobą takim jakim byłeś dla mnie. A kiedyś gdy nasze usta ponownie poczują swój smak spojrzymy sobie w oczy i będę mogła być dumna z Ciebie. Bo każda chwila rozłąki okaże się naszą chwilą. I nikt nam już nie powie, że jesteśmy smarkacze, że nic nie wiemy o życiu.
Walcz za nas dwoje. Kochaj za nas dwoje. Nienawidź za nas dwoje. Śmiej się za nas dwoje.
Płacz za nas dwoje. Marz za nas dwoje. Upadaj za nas dwoje i podnoś się tak jakbym była przy Tobie.
Teraz pozwól mi odejść. I pamiętaj to nie Twoja wina. To ja nie dałam rady. I pamiętaj zawsze będę ci wdzięczna za te ostatnie pół roku. Gdyby nie Ty już dawno byłoby po wszystkim. W każdej godzinie byłeś przy mnie. Wiem odpychałam Cię, krzyczałam – Precz!!! - ale nie Ty zawsze byłeś przy mnie. Mimo tych wszystkich świństw, które ci mówiłam Ty zawsze byłeś przy mnie. Trwałeś niewzruszony, kochany – niezrażony tym, że momentami Cię nienawidziłam. I za to ci dziękuje.
Pamiętasz...ten nasz pierwszy pocałunek był taki niezdarny, prędki, a mimo to cudowny.”

- Zapowiada się długi dzień – powiedział do siebie, spoglądając w okno. Niebo było czyste, błękitne i spokojne. Na jego twarzy malował się pełen spokoju uśmiech. - Już czas by opowiedzieć...
Twoją historie....
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Wspomnienie pewnej miłości - przez episteme29 - 19-04-2015, 12:14
RE: Wspomnienie pewnej miłości - przez BEL6 - 20-04-2015, 11:34
RE: Wspomnienie pewnej miłości - przez episteme29 - 20-04-2015, 16:12
RE: Wspomnienie pewnej miłości - przez BEL6 - 20-04-2015, 21:32
RE: Wspomnienie pewnej miłości - przez episteme29 - 21-04-2015, 16:16

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości