Ocena wątku:
  • 3 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kamień Chanów
#1
Cytat:Prawdę mówiąc nie wiem czy to do końca fantasy, bo uniwersum nie jest średniowieczne, ale pojawia się trochę magii, więc postanowiłem wstawić tutaj.

Odgłos strzałów przeszył panującą ciszę niczym kula powietrze. Zaraz po nim rozległ się dziki wrzask rabusiów. Napadnięci wędrowcy nie mieli żadnych szans. Było ich zaledwie ośmiu. W tak małej liczbie w podróż mogli się wybrać tylko wyjątkowo niemądrzy obcokrajowcy. Cudzoziemcy zaś zawsze ściągają uwagę zbójców. Szczególnie na Stepie, gdzie w porze suchej nawet woda była na wagę złota. W tym przypadku nie było inaczej. Odziana w końskie skóry horda rzuciła się na nieszczęśników. W niebo wzleciały strzały. Obrońcy odpowiedzieli ogniem z pistoletów. Następnie desperacko dobyli szabel.
Zmiotłaby ich już pierwsza szarża. Zupełnie niespodziewanie przybyła jednak pomoc. Jakby spod ziemi wyłonili się ubrani po szlachecku jeźdźcy. Zaczęli szyć do rabusi z łuków. Zaskoczeni atakiem od tyłu zbójcy zawrócili konie. Powitała ich salwa z pistoletów. Zawyli głośno i rzucili się jak szaleńcy na wrogów. Rozbłysły dobywane szable. Rozległ się dźwięk stali uderzającej o stal. Konie kwikały przerażone. Kilka upadło wraz ze swymi jeźdźcami po zderzeniu. Rabusie, słabo uzbrojeni i przyzwyczajeni do walki z bezbronnymi ofiarami, zaczęli ustępować pola. W końcu ich linia się załamała. Zwycięzcy otoczyli zbójców. Rozpoczęła się rzeź. Większość pokonanych, by ocalić życie, złożyła broń.
Jeźdźcy zajęli się pętaniem jeńców. W tym czasie dowódca zwycięskiego oddziału podjechał do ocalałych napadniętych. Z ośmiu pozostała jedynie piątka. Przed nich wysunął się przywódca, podtrzymywany przez towarzysza. Doszedł już sędziwego wieku. Na pierś spływała mu długa siwa broda. Jego ubiór wyglądał na strój kapłana.
- Witajże, nasz zbawco – powiedział głosem nawykłym do przemienianie każdej rozmowy w kazanie. – Oby błogosławieństwo Jedynego Pana Pustyni zeszło na ciebie i twych towarzyszy.
- Dziękuję ci Wasza Wielebność – odpowiedział z szacunkiem żołnierz. – Nie czujcie się jednak zobowiązani. Wykonywałem tylko swoją pracę. Moim obowiązkiem jest oczyszczanie tych okolic z, za przeproszeniem, takiego łajna jak to. – Zrobił wymowny gest w stronę pojmanych rabusi.
- Cieszy mnie wieść, że istnieje ktoś wymierzający sprawiedliwość w tej zdziczałej krainie.
- Och, zdziwilibyście się, gdybym Wam powiedział jak wielu kieruje się tutaj sprawiedliwością. Sęk w tym, że każdy z nich posiada inne poczucie sprawiedliwości i wymierza ją podług własnych praw.
Starzec uśmiechnął się lekko.
- Widzę, żeś człek mądry – powiedział. – Jako twój dłużnik i w dodatku przybysz, powinienem się przedstawić jako pierwszy. Jestem Baasz – ah – uusz, kapłan Jedynego Pana Pustyni. Moi towarzysze to dawni żołnierze, których wykupiłem z niewoli. Stanowią moją obstawę, ale jak teraz widzę, wziąłem ich trochę za mało.
- Z pewnością. Step nie jest miejscem bezpiecznym, a szczególnie tu, na szlaku. Nie martwcie się. Odwieziemy Was bezpiecznie do stanicy. Znajduje się niecałe dwie wielkie mile stąd. Jest tam wielu dzielnych wojaków nie mających obecnie żadnego zajęcia. Łatwo znajdziecie ludzi gotowych wyruszyć razem z Wami. – Już chciał zawrócić konia by przekazać rozkazy swoim ludziom, gdy nagle pacnął się ze śmiechem w głowę. – Byłbym zapomniał się przedstawić. Mikołaj Przeraski, rotmistrz, do usług. – Skłonił się. Potem odjechał do swego oddziału.
Starzec zwrócił się do podtrzymującego go mężczyzny.
- Drogi Sariuszu, przekaż mnie memu wnukowi, a sam przejmij dowodzenie. Trzeba pogrzebać tych towarzyszy, których zabrał Pan Pustyni.
Tamten tylko skinął głową. Był człowiekiem młodym, lecz długoletnie przebywanie w niewoli odcisnęło na nim straszne piętno. Choć zachował mięśnie, wyglądał jak wychudzony pies. Włosy, kiedyś zapewne ciemne, niemal całkowicie osiwiały. Twarz miał pożłobioną wieloma bliznami. Tylko oczy wyglądały inaczej. Baasz – ah – uusz nazywał oczy Sariusza „prawdziwym zwierciadłem duszy”. Widać w nich było hart ducha i siłę.
- Z koni – krzyknął Sariusz na dwóch żołnierzy, pozostałych z podległej mu obstawy kapłana. – Musimy oddać naszym kompanom ostatnią przysługę.
W porze suchej ziemia na Stepie była zbyt twarda by w niej kopać. Zebrali ciała w jedno miejsce. Z rozrzuconych po całej okolicy kamieni usypali prowizoryczny kurhan. Nie zrobili na grobie żadnego znaku. Ich towarzysze byli różnych wyznań.
- Co teraz robimy? – zapytał Witz, wysoki, szczupły młodzieniec.
- Jedziemy razem z nimi. – Sariusz wskazał na ludzi Połeckiego.
- Gdzie?
- Nie zadawaj teraz tylu pytań. Powiem ci po drodze.
Niespodziewanie Witz złapał konia Sariusza za uzdę.
- Czy oni na pewno są godni zaufania? Pamiętaj o naszym zadaniu. Na to co przewozimy połasi się praktycznie każdy – wyszeptał.
- Baasz – ah – uusz ufa tym ludziom, więc ty też powinieneś.

***

Przebywali powoli Step. Nigdzie im się nie śpieszyło, gdyż chyba tylko Tumzenowie odważyliby się zaatakować chorągiew Przeraskiego. Dodatkowo Baasza – ah – uusza zamroczyło Słońce i musieli zwolnić. Nieprzytomnego kapłana podtrzymywał jego wnuk, Karchin. Obok nich jechali rozmawiając Sariusz i Witz. Ten ostatni był cudzoziemcem z dalekiego zachodu, więc Step wydawał mu się czymś niewiarygodnym.
- Popatrz tylko – mówił. – Przecież to niemożliwe, żeby coś ciągnęło się tak niewiarygodną ilość mil i w ogóle się nie zmieniało. Przecież tu nie ma żadnego krajobrazu! To chyba jedyna kraina, z której obrazu mistrz Boewsch nie zdołałby zrobić arcydzieła.
- Nie znam się na waszym malarstwie. – Uśmiechnął się Sariusz. – Muszę jednak przyznać, że na pierwszy rzut oka Step rzeczywiście nie jest przyjaznym miejscem. Zresztą na drugi rzut też. – Roześmiał się.
- Ty stąd pochodzisz, może dla ciebie jest piękny. Ja na szczęście urodziłem się i wychowywałem w bardziej cywilizowanym kraju. Tam mamy zieloną trawę, a nie to coś. – Machnął ręką w stronę pożółkłych źdźbeł.
- O tej porze o zieleń i wodę trudno jak o diamenty.
- O tej porze? Czy wy macie tu jakieś pory? Może pora mniej i bardziej prażącego Słońca?
- Oczywiście, że mamy pory roku. – Znów się uśmiechnął. – Za góra dwa miesiące północny wiatr przywieje tutaj chmury. Cały Step zamieni się w jedno wielkie bagno.
- Straszny kraj. – Skrzywił się. – Słońce, które zmienia w bagno ziemię twardą jak kamień. Deszcz, który z kamienia robi bagno. Strach myśleć co potrafią tutejsi ludzie.
- Potrafią przeżyć. Zresztą ty jak widzę także nieźle znosisz skwar.
Witz prychnął.
- Przecież wiesz, że jestem kotołakiem. – odparł.
Była to prawda. W jego ludzkiej postaci niewiele na to wskazywało. Starał się ukrywać przypominające kły zęby. Dziwne wąsy zgolił. Zdolność bezszelestnego poruszania oraz niewiarygodnie wyczulone zmysły pozwoliły mu zostać zabójcą doskonałym. Sariusz jednak dobrze wiedział kim Witz był naprawdę. Byli starymi przyjaciółmi i nie mieli między sobą żadnych tajemnic.

***

Na stwardniałej ziemi ślady były prawie niewidoczne. Tumzenowie nie mieli jednak na Stepie równych sobie tropicieli. Torhakiem złożonym z setki ordyńców dowodził Hadża – bej. Był to wysoki, barczysty mężczyzna. Miał śniadą, prawie żółtą skórę. Podbródek pokrywała mu czarna szczecina. Oczy niczym się nie różniły od tych jakie mieli inni mieszkańcy wschodniego Stepu, mianowicie były skośne i piwne. Nosił żelazny bechter oraz karwasz, choć ciężkie i nieporęczne, to wspaniale się prezentujące. Otaczający go ordyńcy mieli mniej imponujący ubiór, ale godny gwardii beja. Ochraniały ich lekkie kolczugi, a także kaftany tekstylne. Na głowach nosili misiurki. Każdy z nich przewiesił przez ramię długi łuk, a do pasa przytroczył lekko zakrzywioną szablę. Niektórzy trzymali dzidy lub dziryty.
- Są półtorej dnia drogi stąd! – krzyknął, podjeżdżając do Hadży, aga. – Wyraźnie kierują się do najbliższej stanicy.
- Nakaż ludziom by poderwali konie.
- Wielki beju! - Skłonił się lekko. – Jest południe, musimy przeczekać skwar pod namiotami.
- A ja ci udowodnię, że nie musimy. Jazda! Kamień Chanów wart jest kilku zdechłych koni.
Kto ma oczy niechaj czyta
Kto ma ręce niechaj pisze
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Kamień Chanów - przez Tajga - 21-02-2015, 13:43
RE: Kamień Chanów - przez Hanzo - 21-02-2015, 14:23
RE: Kamień Chanów - przez Tajga - 21-02-2015, 14:56
RE: Kamień Chanów - przez BEL6 - 21-02-2015, 22:06
RE: Kamień Chanów - przez Katniss - 21-02-2015, 22:41
RE: Kamień Chanów - przez Tajga - 22-02-2015, 12:29
RE: Kamień Chanów - przez miriad - 22-02-2015, 14:10
RE: Kamień Chanów - przez Tajga - 22-02-2015, 14:32
RE: Kamień Chanów - przez gieferg - 23-02-2015, 10:47
RE: Kamień Chanów - przez BEL6 - 24-02-2015, 07:40

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości