Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kosmiczny sen
#1
Oto jest. Pierwsze moje krótkie opowiadanie w ogóle. Pierwsza świeżość w prozie od dłuższego czasu, a jak wyszło - to już do Waszej oceny pozostawiam.

____________


KOSMICZNY SEN


- Dzisiejsze wydanie wiadomości rozpoczynamy od serii niewyjaśnionych medycznie przypadków. – Wyczuwam ich. – Dokładnie dziewięć aosób zapadło w dziwnego rodzaju śpiączkę. – Zbliżają się. – Są wśród nich osoby wyłącznie młode, z kilku krajów na świecie… - Są tuż za rogiem. – … i Chin. Co dziwne, głos każdej z tych osób rozbrzmiewa w pomieszczeniu, jak gdyby zza ściany… - Widzą nas. - …nie otwierają ust. A teraz zbliżające się wybory… - Załatwią nas
***
Tom wszedł do skrzydła szpitalnego i skierował się do swojego gabinetu.
- Co tym razem? – spytał nadchodzącego z bocznego korytarza siwego staruszka w kitlu. Pomimo że nie znał jeszcze przypadku, który zaraz miał badać, gnał korytarzem i zdejmował płaszcz, słuchając.
- Dziesiąty przypadek. Ta sama śpiączka. Póki co mamrocze, brak czynności życiowych, gorączka. Najgorsze, że medycyna…
- Wiem, że medycyna póki co nic na to nie poradzi – przerwał mężczyźnie i obrzucił go gniewnym spojrzeniem osoby, którą właśnie przed chwilą ktoś potraktował jak idiotę. Tom chwycił za dokumentację, którą podał mu staruszek i przejrzał ją pobieżnie, zupełnie jakby szukał czegoś, co wyróżni dziesiątą osobę spośród pozostałych. Skręcili w prawo. Szli potem tylko kawałek, zatrzymując się przed drzwiami jednej z sal. – Terry, wiem, że martwisz się o żonę, ale na litość boską, daj mi pracować. Jesteś lekarzem, pamiętaj o tym.
W sali przed łóżkiem pacjenta stały trzy osoby. Młody chłopak i jeszcze młodsza dziewczyna notowali szybko każde słowo doktora, 40-latka, który sprawiał wrażenie jakby w ogóle ich nie zauważał. Mówił do siebie, głośno myślał, co jakiś czas drapiąc się w tył głowy, oddając się chwilowemu natłokowi myśli, po czym na nowo analizował sytuację. Właśnie pochwycił pewną myśl, a jego twarz sprawiała wrażenie uradowanej nagłym olśnieniem, jak również zmęczoną długimi rozważaniami. Odwrócił się w kierunku drzwi, kiedy Tom wraz z Terrym wchodzili do sali.
- Dzień dobry, doktorze Green. – praktykanci ocknęli się z transu, przestali notować, wyraźnie zadowoleni, a nawet wdzięczni Tomowi, że się pojawił. Doktor Green odsunął się, próbując chwycić się jakiegoś sensownego argumentu, który nadałby tym dziesięciu przypadkom jakiegokolwiek sensu.
Pacjentka leżąca na łóżku miała dwadzieścia sześć lat. Jej ciało leżało nieruchomo, twarz miała tak neutralną, że można by pomyśleć, że nigdy nie pojawiły się na niej żadne emocje. Dało się słyszeć ciche mamrotanie, które jednak w żaden sposób nie wydobywało się z ust kobiety, ani z żadnej innej części jej ciała. Było zawieszone w przestrzeni i przytłumione. Dało się je słyszeć jeszcze chwilę, momentami głośniej, aż w końcu całkowicie ucichło.
- Cześć wszystkim! – krzyknął ten sam głos. Cała piątka poderwała się, przypatrując się ustom kobiety. Doktor Green spoważniał, zamyślenie na jego twarzy rozpłynęło się – zamiast tego wtargnęła pewnego rodzaju surowość czy też niezadowolenie.
- Niee, spokojnie, to nie jej sprawka. Ona śpi, nic jej do tego, nawet nie wie, co się z nią teraz dzieje. – Głos odezwał się ponownie. Był radosny, momentami nawet sarkastyczny.
I znowu ucichł.
- Hahaha, głuptasy, nie wiecie, skąd dochodzi ten głos, ale to nic nie szkodzi. W tej chwili to nieważne. Ważniejsze kłębi się teraz w waszych głowach, prawda? Co tu się w ogóle dzieje, co to za śpiączki, jak wybudzić tych ludzi, prawda, doktorze Green? – mężczyzna podniósł głowę zaskoczony, spoglądając na towarzyszy. Szukał w ich reakcji jakiejkolwiek pomocy, ale oni sami jej potrzebowali, więc kolejna chwila ciszy rozlała się po sali.
- Dobra, koniec tej ciszy, bo mnie to krępuje! Dziwny moment teraz nadchodzi, wiecie? Kiedy zacznę mówić dalej, poczujecie się jakbyście rozmawiali z terrorystą, żądającym okupu… - przerwał -… ale to tylko chwilowe wrażenie, po prostu nie będę się powtarzał tysiąc razy.
Po ostatniej już chwili ciszy na przyswojenie całej sytuacji, głos zażądał transmisji telewizyjnej. Kąciki ust Toma podniosły się leniwie, jakby nie dowierzając chwili, w której zostały przywołane, jednak mina mu zrzedła, gdy pół godziny później telewizja naprawdę pojawiła się w sali i rozpoczęła nagrywanie.
- Panie kamerzysto, jesteś pan gotowy? – spytał głos. Kamerzysta uniósł głowę z nad wizjera, nie dowierzając. Spojrzał na pozostałe osoby w sali, chcąc upewnić się czy tylko on to słyszał. – Świetnie! Zaczynajmy więc… Kto zgadnie, kim jestem? No, śmiało, na pewno wiecie.
- Przybyszem z kosmosu? – zażartował Tom.
- Braawo! Doskonale! Naprawdę nie sądziłem, że tak szybko wam pójdzie. – W momencie, gdy mężczyzna usłyszał te słowa, tak zbladł, że prawie zlał się ze ścianą za nim. – Cała nasza dziesiątka to kosmici, zgadza się, ale wy, ludzie, takie głupiutkie istoty, widzicie nas tylko jako zielone ufoludki. No, ewentualnie białe – naprawdę sądzicie, że mocz oddajemy palcem wskazującym? To, co teraz powiem na pewno was zszokuje, więc może lepiej usiądźcie… - głos ucichł, ale nikt w sali się nie poruszył. – Prawda jest taka, że żyjemy razem na tym świecie odkąd tylko powstał. Nie widzicie nas, ale my was tak. I szczerze mówiąc, tak jest po stokroć zabawniej! – zmarszczki niedowierzania na czołach zebranych przetoczyły się i zniknęły. Ogólne zdezorientowanie pozostało jednak, razem z napięciem, co dalej. Dotychczas lekko żartobliwy i przyjazny głos zamienił się w całkiem poważny:
- Chcę, żeby wszystkie dziesięć ciał zebrano w jednym miejscu. – A potem dodał wesoło:
- Miłego dnia!
***
O dziwo, tylko tydzień zajęła cała organizacja przetransportowania pacjentów. Oczywiście, pojawił się problem, gdzie wszyscy pacjenci mają zostać przewiezieni. Przecież gdyby następne wydarzenia doprowadziły do czegoś przełomowego, to będzie to zasługa tego kraju – nie wiedzieć, czemu wszyscy tak myśleli. Dlatego też wszystkie ciała sprowadzono do Sydney, jako że w Australii nie pojawił się żaden tego typu przypadek.
Do wielkiej sali na oddziale dziecięcy wprowadzono dziesięć łóżek z ciałami. Zgodnie z zaleceniami Głosu, ustawiono je w kręgu, martwymi twarzami do siebie. Zaraz potem do pomieszczenia weszło dziesięciu lekarzy, ośmiu – każdy z innego kraju, a na samym końcu Tom wraz z Terrym. Ten ostatni minę miał jak na pogrzebie (a jak na ironię, ten się jeszcze nie odbył), wyglądał jakby łzy zaraz miały wypłynąć nie tylko z oczu, ale także z uszu i nosa. Usta mu drżały, a gdy zobaczył w kręgu swoją żonę, przystanął na chwilę. Sparaliżowała go ta myśl, że ona jednak jest martwa, że już nie ma. Najgorsze jednak było to, że jej głos niejako trzymał ją przy życiu, nie pozwalając mężczyźnie do końca uwierzyć w to, co się stało
Ostatni dziennikarze wraz z kamerzystami wchodzili do sali. Zgromadzili się pod ścianą. Drzwi zamknięto. Nastała cisza, przerażająca i przeraźliwie długa, bo nikt nie wiedział, czego się spodziewać.
- Ekhm… czy można? – odezwał się głos dziesiątej ofiary – kobiety ze Stanów Zjednoczonych. – Niestety… - przeciągając, rozpoczął – miła część naszych pogaduszek właśnie się skończyła. Wierzcie mi, że jest to okropnie przykre, bo wy, ludzie, im mniej wiecie, tym więcej mam z was ubawu. – Każde słowo wypowiadał dokładnie. – Czas na ultimatum! – wrzasnął.
Ludzie, którzy do tej pory stali z opuszczonymi głowami, tak jak dzieci, które pobrudziły ściany kredkami, czekające na karę od rozzłoszczonej mamy, ożywili się. Spojrzeli po sobie, próbując odgadnąć o co w tym wszystkim chodzi. Ku zdziwieniu Toma, Terry odezwał się cicho:
- C-co mm-masz… na my-śli-i?
- Sprawa jest prosta – odparł od niechcenia. – Znudziło mi się patrzenie na wasze wyczyny naukowe i postanowiłem, że czas najwyższy, by pokazać wam, jak się tworzy prawdziwe technologie – dodał ożywionym głosem, akcentując ostatnie dwa wyrazy. – W związku z tym stawiam wam ultimatum… - tu zrobił przerwę i pewnie, gdyby można było dojrzeć jego twarz, dałoby się zauważyć ironiczny uśmiech. W zamian – dało się słyszeć ciche chichoty pozostałej dziewiątki, która do tej pory nawet nie mamrotała. – Już? Mogę?
Głos znów odczekał chwilę i ciągnął dalej:
- Tak więc albo dacie się nam skolonizować, jak wy to tam nazywacie… - powiedział to w taki sposób, jakby tłumaczył, jak nalać wodę do szklanki. - …albo zabierzemy sobie tę dziesiątkę na własny użytek. Nadmienię, że są żywi. Chociaż nie dla Waszej medycyny.
- Nie! – Terry jęknął rozpaczliwie. Tony zastanawiał się, co to w ogóle za ultimatum. Przecież jasne jest, że nikt nie poświęci dziesięciu osób dla całej ludzkości. Domyślił się, że stąd jego kolega tak przeraźliwie krzyknął i zaczął nerwowo się kręcić.
***
Minął kolejny tydzień zanim cały świat ustalił wspólną wersję, każdy kraj z osobna zgodził się na wydanie kosmitom dziesiątki ziemskich obywateli. Nikt nawet nie zaproponował, by tego nie zrobić, bo faktycznie, byłoby to idiotyczne.
Po raz kolejny powrócono do sali na oddziale dziecięcym, po raz drugi weszli ci sami lekarze i ci same pielęgniarki. Tylko dziennikarze się zmienili. Nastała cisza. Toma wyznaczono na przedstawiciela ludzkiej rasy. Chociaż jego rola ograniczała się tylko do powiedzenia:
- Zgadzamy się. Weźcie ich. – wskazał głową na ciała na łóżkach. Ułamek sekundy później poczuł szarpnięcie za rękaw i głośny płacz. To Terry, nie mógł pogodzić się ze stratą żony, później z wręcz mikro nadzieją na odzyskanie jej i ponowną stratą. Przez niecałą minutę, głęboką ciszę przecinał jedynie jego zimny smutek i rozpacz, której nie sposób opisać. Wylewało się z niej morze cierpienia, które wróciło z powrotem w czarną już teraz odchłań duszy Terry’ego w chwili, gdy zaczęło pojawiać się światło nad głowami zmarłych. Po kolei, głowa każdego z osób leżących na łóżkach, zaczęła rozświetlać salę. Światło było oślepiające – tak jasne, że Tom nie potrafił dostrzec nawet czubka własnego nosa. Usłyszał tylko głośny śmiech męskiego głosu, przeraźliwy i jednocześnie zadowolony.
A światło wypłynęło ze szpitala i rozlało się po całej ziemi i niebie, otoczyło planetę, a potem stopniowo zaczęło unosić się ku górze i znikać. Jedynie nad głowami ludzi odrywało się jak wata cukrowa i znikało wewnątrz.
Gdzie są teraz kosmici? Czy nadal są w śród nas?
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Kosmiczny sen - przez i_am - 12-03-2014, 20:46
RE: Kosmiczny sen - przez miriad - 12-03-2014, 22:31
RE: Kosmiczny sen - przez i_am - 13-03-2014, 13:45
RE: Kosmiczny sen - przez miriad - 13-03-2014, 18:56
RE: Kosmiczny sen - przez i_am - 17-03-2014, 10:23
RE: Kosmiczny sen - przez Plusce - 17-03-2014, 17:28
RE: Kosmiczny sen - przez miriad - 17-03-2014, 18:04
RE: Kosmiczny sen - przez i_am - 17-03-2014, 21:03
RE: Kosmiczny sen - przez Magiczny - 17-03-2014, 19:26
RE: Kosmiczny sen - przez Kruk - 22-03-2014, 21:35

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości