Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Radioactive sunset
#1
Wspólna praca moja i mojego kumpla - w sumie nasze pierwsze kroki (a przynajmniej moje) w opowiadaniach postnucleo, ale w Fallouta za dawnych lat się zagrywałem i uwielbiam Mad Maxa, więc mam nadzieję, że jakoś nam to pójdzie. Początek, jak teraz czytam nie jest tym czym chciałem żeby był, ale rozwijamy się i rozkręcamy powoli

Generalnie rzecz dzieje się w Krakowie po wojnie atomowej. Dwóch kumpli szlaja się po mieście i.. czytajcie, a się dowiecie xD



RADIOACTIVE SUNSET

Biegli szybko, co sił pędząc w kierunku schodów na końcu korytarza. Odgłosy kilkunastoosobowej grupy były tuż za nimi. Stacja Krakowskiego Szybkiego Tramwaju pod Galerią Krakowską była zupełnie zniszczona. Przeskoczyli nad sporą kupą gruzu i pognali w górę schodów. Ziemia pod nimi zatrzęsła się, gdy dobiegli na górę. Wstrząs przeszedł po ścianie aż do stropu, na którym pojawiło się kilka pęknięć. Ostry kopniak prosto w szczelinę w ścianie sprawił, że sufit nie wytrzymał i zawalił się na nadbiegającą bandę.
- No, to mamy tych dresiarzy z głowy. – stwierdził Piotrek ciężko opadając na podłogę.
- Przynajmniej póki nie wymyślą, że można obejść Galerię i wejść z drugiej strony. – stwierdził Damian.
- Hej, hej, spokojnie – zapomniałeś, czemu weszliśmy przez tunel KST? Wszystkie wejścia do Galerii są zawalone.
- Cholera... No to jesteśmy w dupie.
- Jakoś się stąd wydostaniemy. Galeria jest duża, jest tu wiele rzeczy – coś się wymyśli.
- Hmm...w sumie masz rację. – Damian uśmiechnął się lekko.
- Co to za uśmiech, hę? Co Ci stary za pomysł chodzi po głowie?
Damian podszedł do drzwi Galerii i otworzył je. Piotrek podążył za nim.
- Powiedz mi, brachu, co dostaniesz, łącząc dwie liny, materac i nasze szczęście?
- Nieźle kombinujesz. Dobra, ruszmy się i przeszukajmy to miejsce. Możemy się tu nieźle zaopatrzyć.
Damian skinął głową.
- Trzeba jednak uważać. Nie wiemy kogo tu możemy spotkać.
- Ha – co może być gorsze od tych dresów na dole?
W tym samym momencie nóż z dużą prędkością mignął obok twarzy Piotrka, pozostawiając lekkie przecięcie.
- Kurwa, musiałem to powiedzieć.

Niemal w tym samym momencie zrozumieli, że nie byli sami w opuszczonym korytarzu. Oświetlenie nie działało, gdyż elektrownia została zbombardowana w pierwszych godzinach wojny i nie dostarczała już prądu do miasta. W mroku trudno było dostrzec jakikolwiek ruch. Mimo to zdążyli zareagować w porę, gdy napastnik szykował się do kolejnego ciosu. Damian złapał go za przegub i wykręcił rękę do tyłu. W tym samym momencie ogarnięty furią Piotrek podciął przeciwnikowi nogi i przyparł go do podłogi.
- Czekaj! - zastopował go kolega, wyciągnął małą latareczkę z kieszeni i poświecił. W żelaznym uścisku Piotrka tkwiła przerażona dziewczyna kwiląc jak dziecko. Zaskoczenie było ogromne zważając na niebezpieczne miejsce, w którym przebywała oraz fakt, iż była sama. A może nie? Damian rozejrzał się po obszernym holu będącym w przeszłości najniższym piętrem galerii handlowej. Nikogo jednak nie dostrzegł. Wrócił więc do schwytanej dziewczyny i rzekł:
- Co tu robisz?
Dziewczyna próbowała się odezwać, lecz z trudem łapała oddech.
- Daj jej mówić, wydaje się być nieszkodliwa. - dopiero po tym zapewnieniu Piotrek zwolnił uścisk na szyi więźnia.
- Jeszcze raz, co tu robisz i czemu nas zaatakowałaś?

Dziewczyna złapała oddech. Piotrek puścił ją, a ona odsunęła się od chłopaków na kilka metrów.
- Co wy tu w ogóle robicie? Nie ma stąd wyjścia, więc nie ma wejścia. Jak się tu dostaliście? Kim wy do cholery jesteście?
Damian popatrzył na Piotrka, a potem wypalił:
- Hej spokojnie. Nie zrobiliśmy Ci krzywdy i nie mamy takiego zamiaru.
- Nie ufam Wam! Zaraz pewnie mnie zgwałcicie, chrzanieni zboczeńcy! Co wy tu w ogóle robicie, co? Spadajcie stąd i to już, nie obchodzi mnie jak!
- Cholera – wycedził Piotrek. – Tyle ładnych i fajnych panien na tym świecie, a my musieliśmy utknąć w zrujnowanym centrum handlowym z pieprzoną socjopatką. Murphy, przeklinam Cię!
- Nie jestem socjopatką! Jak ty byś się zachował, co?
Dziewczynie załamał się głos, upadła na podłogę i zakryła twarz dłońmi. Damian podszedł do niej i kucnął obok.
- Spokojnie, nie jesteśmy wrogo nastawieni. Możemy sobie nawzajem pomóc. Ale skończ ryczeć. Nie jesteś jedyną ofiarą tej cholernej wojny.
- Jestem sama! Moja rodzina zginęła! Co ja mam teraz... – znów zamilkła.
Damian próbował ją uspokoić z dość miernym skutkiem. Nie wychodziło mu to dobrze. Gdyby to był mężczyzna, pewnie walnął by go dwa razy w szczękę i po krzyku, ale raczej nie widziało mu się bicie kobiety. Piotrek natomiast walnął się dłonią w czoło.
- Może zamiast rozczulać się nad naszą beznadziejną zgoła sytuacją, znajdziemy szybko jakąś aptekę. Dzięki Twojemu jakże celnemu rzutowi posoka tryska ze mnie jak z kranu.
Dziewczyna jeszcze bardziej zaniosła się płaczem i przez łzy próbowała przeprosić Piotrka i Damiana za całe zajście.
- Dobra, uspokój się już. Ruszmy do tej apteki, a potem pomyślmy co robić dalej. A tak przy okazji – jestem Damian, a ten cyniczny sukinsyn to Piotrek. A Ty – jak się nazywasz?
- Jestem Ania.

- No dobra, to powitanie mamy za sobą. Na nas czas. Żegnam... - Piotrek nie skończył zdania, gdy zaczął iść w bliżej nieokreślonym kierunku. Damian złapał go za krawędź kurtki i zatrzymał w miejscu. - Ej! Wara od skóry. - pogroził palcem.
- Zabierzcie mnie ze sobą! - Ania niemalże krzyknęła - Nie zostawiajcie mnie w tym miejscu samej.
- Trochę dziwne prośby do nas kierujesz po tym, jak chciałaś nas pociąć na plasterki. - zauważył Damian - Czemu mielibyśmy to robić?
- Tu jest strasznie. W każdym zakamarku czai się niebezpieczeństwo. Beze mnie nie przejdziecie przez galerię.
- Chyba żartujesz! - Piotrek nie krył rozbawienia - Znam tę galerię na wylot. Przed wojną bywałem tu aż nazbyt często, żeby orientować się w planie budynku. Sorry, ale to był marny argument.
- Nie rozumiesz. Po bombardowaniu część ścian uległa zawaleniu, utworzyły się korytarze w głównym pasażu. Dla kogoś, kto jest tu pierwszy raz to pewna śmierć.
- Coś sugerujesz? – wtrącił się Damian
- Znam przejścia, potrafię was przeprowadzić na drugą stronę galerii, jeśli tam zmierzacie.
- Dobrze - odparł Damian po namyśle - Tak zrobimy, możesz iść z nami. Ale najpierw idziemy załatać temu gościowi dziurę w czole.
- Apteka jest na wyższym piętrze. Nie ma możliwości się tam dostać bezpośrednio. Musielibyśmy nadłożyć sporo drogi idąc przez środek galerii.
- Do'h. Wykrwawię się do tego momentu! - wrzasnął na nią Piotrek wyraźnie zniecierpliwiony - Chodźmy sami, na pewno tam jakoś wejdziemy po swojemu.
- Czekaj, może ona ma rację, po co jakiś kawałek stropu ma na nas spaść? Co proponujesz? - zwrócił się do dziewczyny.
- Rana nie wygląda na głęboką. W Carrefourze przy każdej kasie były podstawowe środki higieniczne. Może coś jeszcze zostało.
- Idziemy.
Cofnęli się parę kroków i weszli do supermarketu. Walające się po podłodze produkty, przewrócone regały. Obraz jak po katastrofie, czyli adekwatny do tego, co się stało. Rozdzielili się i zaczęli szukać potrzebnych rzeczy. Piotrek szybko znalazł wodę utlenioną i plastry, którymi skleił ranę w policzku. „Będzie blizna” – pomyślał, macając rozcięcie. Damian poszedł rozejrzeć się za czymś do jedzenia, natomiast Anka nie wiedzieć czemu trzymała się Piotrka. Ten ostatni sukcesywnie olewał jej obecność, poszukując tego, co było mu teraz najbardziej potrzebne. W końcu wszyscy spotkali się w jednym miejscu. Damian przywiózł cały koszyk.
- Patrzcie, co znalazłem! Konserwy, napoje, warzywa, trochę mięsa – słowem, mamy obiad.
- Ja znalazłam kilka sztućców i talerze, więc będzie też na czym to zjeść. Ba, mam nawet stolik dwa regały dalej.
Damian spojrzał na wyraźnie z czegoś uradowanego kumpla i spytał:
- A Ty co tam masz, stary, że się tak cieszysz?
Piotrek powoli wysunął zza poła kurtki trzy butelki taniego wina.
- Śliczna pani i szanowny panie – oto przed Wami prawdziwy cud wśród tanich trunków – prosto z gruzów niegdyś dumnej cywilizacji radioaktywne wino marki Wino!
Wszyscy troje zaśmiali się. Piotrek odstawił wina na ziemię i zamyślił się. Damian wiedział, o czym myśli jego kumpel.
- Zastanawiasz się pewnie, gdzie przyrządzimy to całe jedzenie.
- Dokładnie to mi chodziło po głowie, stary. Myślałem nad tym zaułkiem fastfoodów, o ile nasza droga pani przewodnik wie jak tam dojść.
Anka obruszyła się i z pretensją w głosie odparła:
- Ba, oczywiście, że wiem. Jeżeli chcecie, możemy tam iść nawet teraz.
- Świetnie, więc na co czekamy? Ruszajmy!

Ania wstała, po czym wykonała parę kroków w stronę olbrzymiej sterty gruzu pośrodku głównego holu i zniknęła w mroku. Koledzy spojrzeli po sobie, Damian wzruszył ramionami. Po chwili wstali i pomaszerowali w ślad za swoją przewodniczką. Dziewczyna szła pewnie omijając przeszkody. Wyglądało na to, iż wpadła w rutynę bez przerwy wędrując tymi ścieżkami. Co ją tu trzymało? Nie chciała zdradzić. Pewnym za to było, iż spędziła tu ładnych parę tygodni, w samotności, mroku i jak zauważył Piotrek - ciągłym strachu. Nie próbowali jej już zmuszać do mówienia o tym, zrezygnowali. Damian poprosił o butelkę taniego winka i pociągnął solidny łyk na rozluźnienie mięśni.
- Nie ma to jak siara o poranku. - rzekł po chwili krzywiąc w niesmaku usta. - Samo zdrowie.
- Tak to prawda, dlatego to piję. - jego rozmówca uśmiechnął się i również wychylił butelkę. - Na trzeźwo z tą kobietą wędrował nie będę.
- Co racja, to racja. – i oboje wypili.
Cały poziom podziemny zawalony był gruzem. Ze stropu wisiały powyginane druty zbrojeniowe, sypał się tynk. Szli jakby zygzakiem co rusz omijając kawałki betonu oderwane z pobliskich ścian i zwały gruzu, prawdopodobnie radioaktywnego. Przydałby się w tej chwili licznik Geigera...
Po kilkunastu minutach przeprawy dotarli wreszcie na środek galerii, a stamtąd wdrapali się po zrujnowanych schodach na parter. Widok nie był bardzo odmienny od tego jaki zastali piętro niżej, jednak było tu nieco jaśniej i Damian mógł wyłączyć latarkę. Odkąd „zamknęli” Saturna baterie stały się towarem deficytowym, co więcej, bardzo pożądanym. Droga na trzecie piętro była niestety nieczynna. Oznaczało to, iż czekała ich niezła przeprawa, gdyż ruchome schody zawaliły się w środkowej części. Jednakże czego to nie wymyśli studencka wyobraźnia. Po chwili przy pomocy towarzyszy i kawałka pręta zbrojeniowego
Damian wdrapał się na górę. Pomógł następnie wejść reszcie, a gdy wszyscy byli już na piętrze rozejrzał się po holu. Niczego sobie, pomyślał. Gdyby nie ten wielki kawał sufitu, który spadł na jadalnię przygniatając dziesiątki krzeseł i stolików i ta wyrwa w dachu, to kto wie..
- Patrzcie, widać gwiazdy!
- Też mi wielka atrakcja, poświeć lepiej latarką, bo nic nie widać. – Damian zrezygnowany spełnił prośbę i rozjaśnił gruzowisko przed nimi. Po chwili do jego nosa doleciał specyficzny zapach zgnilizny.
- Nie ma co, miejscówka pierwsza klasa. Nic tylko się zaciągnąć i… - przerwał, gdy cała trójka usłyszała odgłosy szamotaniny. Przyparli do gruzu wyłączając światło. Nasłuchiwali.
Dochodziły do nich odgłosy nerwowej rozmowy. Ktoś się z kimś spierał gdzieś przy ladach z fastfoodami. Usłyszeli krzyk. Po nim wszystko zamarło.

Nikt z nich nie mógł poruszyć nawet mięśniem. Stali przyparci do muru. Kątem oka Piotrek zobaczył sylwetkę w cieniu. Przyjrzał się też temu, co trzymała w ręce. To bez wątpienia była spluwa. „Musieli ją ukraść z komisariatu policji.” – pomyślał. – „Cholera, i co teraz?”. Anka wyglądała na przerażoną, Damian zachował zimną krew. Czegokolwiek by nie zrobili, i tak zostaną zauważeni. Nie mogło być mowy, żeby nie było słychać ich kroków w martwej ciszy jaka zapadła. A w nieskończoność nie mogli tu przecież stać. W tym momencie Piotrek wykonał ruch – nie zamierzał stać bezczynnie, trzęsąc się jak osika. Wziął od Damiana butelkę wina i z trzema flachami wyszedł udając, że się zatacza wprost w stronę tajemniczego mężczyzny. Damian i Anka stali jak wryci, patrząc na to, jak ich towarzysz zmierza na pewną śmierć. Jedyne, co mogli teraz zrobić to patrzeć. Mężczyzna natomiast wycelował w Piotrka i podążał za jego chwiejnymi ruchami. Chłopak podszedł na odległość około trzech metrów i stanął, wciąż udając pijanego. Teraz już widział, że na ziemi w kałuży krwi, leży inny mężczyzna. Jego szalony pomysł wydawał mu się coraz bardziej chybiony, ale było już za późno.
- Shheeemmaaa shtarryyy, szzooo tam? – pijackim językiem Piotrek posługiwał się na trzeźwo tak dobrze jak po pijaku.
- A Ty coś za jeden, dzieciaku? Chcesz zarobić kulkę?
- Nooo szooo Ty, chszeeesz łyszka? Zajebiste wiiinko tu mam i jestem zupełnie niesszzzkodliwy, gdyż zapity w tszzyy dupy.
Mężczyzna spuścił pistolet i zaśmiał się gromko widząc, Bóg jeden raczy wiedzieć, co mógłby zrobić z pijanym nastolatkiem. Piotrek nie miał zamiaru być kolejną nomen omen Anią, co też ma 15 lat i jednym celnym rzutem rozbił butelkę wina na głowie zbira. Zanim tamten zdążył się otrząsnąć, Damian był już przy nim i wybił mu broń z ręki, a potem sprzedał potężnego kopniaka pod żebra. Mężczyzna zatoczył się w tył, by po chwili upaść po ciosie pięścią, jaki zadał mu Piotrek. W tym czasie Damian celował już w niego z pistoletu, jednak nie wydawało się, by ofiara szybko podniosła się na nogi. Obaj kumple wzięli to, co mieli przy sobie mężczyźni, a były to naboje i dwa pistolety półautomatyczne, z czego jeden z pustym magazynkiem. Ten, z którego celowano do Piotrka miał w magazynku dwie kule.
- Szlag, jeszcze chwila i byłoby po tobie.
- Spokojnie, miałem wszystko pod kontrolą. A teraz pozwól, że zaciągnę się tabaką. – Piotrek wciągnął sporą garść w nozdrza. – Mało nie zdechłem ze strachu.
- Wyobrażam sobie.
Anka podbiegła do kolegów i nie wiedzieć czemu rzuciła się obu na szyje.
- Byliście niesamowici! Tak się bałam, a wy, ty... tak spokojnie, z opanowaniem załatwiliście go!
- Hej, hej, to nic wielkiego, dość już.
- Nic wielkiego? Podszedłeś do gościa, który celował do ciebie z pistoletu! – Damian uniósł ze zdziwienia brwi.
- Zachwyty na później – dodał.
- Racja – przytaknął Piotrek. – Muśmy się stąd zmyć jak najszybciej. Wydostać z tej chrzanionej Galerii, póki oni są jeszcze nieprzytomni. Pani przewodnik, jeżeli przestaniesz już skakać wokół nas jak wokół bohaterów to z łaski swojej prowadź do wyjścia.

- Wyjścia? – zapytała zaskoczona – Jedyne wyjście jakie było z tego miejsca zostało zniszczone przez dwóch gości, którzy nie potrafili najpierw pomyśleć…
- Zaraz, moment. Co to za bezpodstawne oskarżenia? Nawet mnie nie denerwuj! – Piotrek bronił się najsilniejszymi argumentami jakie posiadał – Gdzie dowody?
- Jakiej wody? Gdzie jest woda? – zapytał Damian z głębi holu.
- Aaaa idź ty. – Piotrek machnął ręką – Wychodzę.
- Powodzenia. – dodała na pożegnania Ania.
Piotrek skrzywił się na nią, po czym podszedł szybko do Damiana.
- Ej stary, zauważysz jak wystrzelę jedną kulę z twojego colta? – powiedział cicho.
- Jedną? Jedną na dwie jakie mamy? - jego rozmówca uniósł brwi ze zdziwienia
- No dobra, zabije ją kawałkiem BigMaca. – odparł zrezygnowany.
- Raczej ją napromieniujesz. Jeden kawałek tego żarcia i będziesz świecił jak choinka na święta. Lepiej nie podchodzić. – Piotrek uśmiechnął się, gdy szatański pomysł zaświtał mu w głowie.
- Dobra dobra, bez takich numerów… przynajmniej na razie.
Nastała chwila konsternacji przerywana piskiem jakiegoś natrętnego szczura oglądającego całe widowisko ze sterty gruzu. Jakby mógł to by pewnie zaklaskał dla Piotrka za niecodzienny pomysł. Ale nie mógł. Zresztą długo nie pożył bo dostał kamieniem od Damiana, który obserwował następnie jak jego cielsko opada po stoku na sam dół.
- Dobra, to jak się stąd wydostaniemy? Jak sądzę, podkop nie wchodzi w grę? – Piotrek coraz bardziej się niecierpliwił.
- Mówiłam już, że zniszczyliście jedyne wyjście. Teraz nie potrafię was stąd wydostać. – tłumaczyła się Anka.
- Obejdzie się. – zapewnił Damian.
- Co tam kombinujesz? – zaciekawił się jego kolega.
- Mam pewien pomysł. – pokazał foliowy woreczek z jakąś szarą substancją, który wygrzebał spod ciała pierwszego faceta. – Powinno tego wystarczyć, ale potrzebuję dostać się na poziom zerowy.

Dniało już, gdy potężna eksplozja wyrwała sporej wielkości dziurę w ścianie budynku galerii. Potężny tuman kurzu wzbił się w powietrze zasłaniając na jakiś czas słońce. Z wnętrza wyskoczył Damian sprawdzając okolicę, po nim wyszedł Piotrek z kwaśną miną. Anka trzymała się z tyłu.
- Skąd w ogóle wiedziałeś jak się tym posłużyć? – Piotrek nie krył zdziwienia – Skonstruować bombę…
- Aaa tam! – Damian machnął ręką – Co prawda istniało pewne ryzyko, bo robiłem to pierwszy raz… - urwał, lecz widząc twarz kolegi i jego strach w oczach dodał szybko – Ale wiele razy widziałem jak kumple z wydziału chemii nieorganicznej robili swoje bombki. Raz to nawet się dywan w pokoju zapalił.
- Skonstruowaliście napalm?!
- Nie no, miała wyjść grzybowa, ale sam wiesz jak to bywa w akademikach.
- Dobra skończmy tę rozmowę, bo czuje, że mogę dowiedzieć się czegoś, o czym nie powinienem wiedzieć.
- Spoko, idę się odlać, poczekajcie moment.
Piotrek bezradnie rozłożył ręce. Ania podeszła do niego bliżej i zapytała:
- Gdzie teraz zamierzacie iść?
- Rynek. Trzeba uzupełnić zapasy amunicji. – Piotrek udawał, że jest zamyślony, w rzeczywistości nigdy nie dawał po sobie poznać, o czym tak naprawdę myśli - Jesteś już wolna. Możesz sobie iść. Spadaj.
- Ale ja chcę iść z wami. Nie zostawiajcie mnie samej.
- Znów ta sama gadka, zaczynasz mi działać na nerwy.
- Ale czym…
- Damian! – wrzasnął z całych sił - Dawaj no rewolwer, bo nie wytrzymam.

Po chwili marszu byli już pod głównym wejściem galerii i widzieli po swojej lewej zniszczony budynek Dworca Głównego, a po prawej w oddali majaczyły poszarpane wieże Kościoła Mariackiego i Ratusza Miejskiego. Piotrek niewiele myśląc, skierował swe kroki w stronę zejścia do tego, co zostało z ulicy Lubicz. Damian krzyknął za nim.
- Hej, Piotrek, a Ty gdzie?
- No jak to gdzie? Przecież ustaliliśmy, że ruszymy najpierw do Białego Domku po cokolwiek, co tam zostało.
- Ale co z nią? Idzie z nami?
- Bah – niech robi co chce. Ja jej nie trzymam.
- W sumie racja. No, to dzięki za wyprowadzenie nas z Galerii. Miło było Cię poznać. Może nasze drogi się skrzyżują, może nie. W każdym razie...
- Damian – rozumiem, że Twoje IQ jest wyższe niż moje ze względu na lata spędzone na chlaniu taniego wina, ale wywód filozoficzny? Tutaj? Teraz? Proszę Cię...
- Dobra, dobra – chciałem być raz grzeczny i kulturalny, to nie pozwolą, no. Kurestwo i tyle! – zaśmiał się chłopak i, zostawiając Ankę, dogonił Piotrka. Wyglądało na to że dziewczyna chciała coś jeszcze dodać, ale powstrzymała się pod spojrzeniem Piotrka. Damian bynajmniej nie zaprosił jej, by poszła z nimi. Wiedział, że w tym świecie dwoje to szansa na przeżycie, troje to kolejna gęba do wyżywienia. A na to nie mogli sobie pozwolić.
Po kilku minutach znaleźli się pod dawną komendą policji zwaną „Białym Domkiem”. Powyrywane kraty, resztki zbrojenia wystające z urwanej części budynku i niegdyś dumny napis nad progiem, teraz leżący w stercie gruzu. Widok nie napawał optymizmem. Piotrek spoglądał przez moment na tę ruinę i przesuwał po niej wzrokiem. Po chwili obrócił się do Damiana, który jakby na coś wyczekiwał.
- Na co tak czekasz? – spytał.
- Jak to na co? Na jakąś broń, może kamizelkę, sprzęt, naboje. Jak już tam będziesz to weź mi też czapkę i koniecznie okulary przeciwsłoneczne.
- Co?! Sam mam tam włazić? A ty co niby masz zamiar zrobić?
- Ja? Ja sobie siądę wygodnie i popodziwiam widok Nowej Huty – jasno świeci, to trzeba przyznać. To chyba ranek. Ach... nie ma to jak radioaktywne słońce wschodzące na nieboskłon.
- Nie odwracaj kota ogonem! Czemu niby ja mam się tam pchać?!
- Przecież już raz tam byłeś, pamiętasz? Jeszcze w gimnazjum, po tej aferze z...
- Dobra, dobra, idę! Będzie mi to wypominał chyba nawet na tamtym świecie, damn it!
Piotrek ruszył po gruzach do środka, a Damian tymczasem rozsiadł się co najmniej niewygodnie i delektował się świtem na horyzoncie. Po kwadransie z budynku wyłonił się jego przyjaciel niosąc worek, który okazał się być zwykłą koszulką. W worku znajdowało się sporo magazynków i dwa pistolety – Colt i Berenta. Damian przeglądając zawartość znalazł także dwa noże wojskowe i obiecaną czapkę i okulary. Niestety czapka była dziurawa. Ponadto wciąż trzymała dłoń jednego z nieszczęśników zamkniętych w budynku. Damian odrzucił czapkę na odległość kilku metrów. Sama dłoń wystrzeliła pionowo w powietrze spadła na okulary tłukąc je. Spoglądając spode łba na zwijającego się ze śmiechu kompana, przyłożył mu prawym sierpowym w ramię.
Po kilku minutach marszu stanęli przed ruinami Bramy Floriańskiej. Wzięli głęboki oddech i weszli na ulicę. Floriańska nie była już tym samym miejscem, które zapamiętali. Wręcz przeciwnie, bardzo się zmieniła. Ogromne części kamienic walały się po obu stronach ulicy, witryny nielicznych sklepów, które się zachowały, świeciły pustkami i resztkami szyb. Przed wojną wiele osób rzuciło się do sklepów i kradło, co popadnie. To był ciężki czas. Zamieszki zapanowały na kilka dni w całym mieście. A potem spadły bomby. I na tą jedną chwilę zatrzymał się czas. Potem był wielki huk, szum. A potem głucha cisza. Ale ani Damian, ani Piotrek, ani Ci, którzy przeżyli, nie chcieli o tym pamiętać.
Ruszyli wzdłuż ulicy, ostrożnie stawiając kroki. Idąc dalej wcale nie było tak źle,. Poza tym, że przy jednej z kamienic od pierwszego piętra w dół gruz sformował pokaźnych rozmiarów zbocze, poszczególne przecznice były nawet przejezdne. Na jednej z nich stało nawet kilka motocykli. Przyjaciele podeszli do maszyn, by przyjrzeć się im z bliska. „Może wciąż da się nimi jeździć” - pomyśleli. Niestety mieli rację. Jeździły. I to bardzo niedawno – silniki wciąż były ciepłe. I wtedy usłyszeli z góry krzyk. Znajomy krzyk.
- Czemu mam dziwne przeczucie, że będziemy się z nią jeszcze często widywać?
- Spokojnie, Damian, to przypadek. A może... W każdym razie przeładuj.
Obydwaj ruszyli w górę, trzymając pistolety w pogotowiu. Doszli na pierwsze piętro. Z drzwi po lewej dało się słyszeć uderzenie otwartą dłonią, darcie materiału i krzyki. Po chwili usłyszeli niski głos krzyczący: „Chodź tu, szmato! Zaraz będziesz kwiczeć!”
- To dresy. Jak ja nie cierpię dresów. Masz pomysł, jak się z nimi nie spotkać?
- Żywa przynęta.
- Genialne... zaraz!
- Zrób coś Piotrek, musisz odwrócić ich uwagę.
- Co mam niby zrobić? Wykonać taniec hula?
- Czekaj, już to chyba gdzieś widziałem...
Drzwi do mieszkania otworzyły się z hukiem, a do środka wpadł Piotrek. Na biodrach miał koszulę, którą zabrał z komisariatu. Pokój był dosyć długi, pod oknem po drugiej stronie Piotrek zauważył usypaną z gruzu rampę. Nie miał jednak czasu zastanawiać się nad jej przeznaczeniem, gdyż, w pomieszczeniu znajdowało się teraz, poza nim, czterech dresów i kuląca się w kącie Anka. Miała oberwaną sukienkę i koszulkę.
- Luau!
Okrzyk nieco zdezorientował napastników, co dało Piotrkowi szansę na pierwszy ruch. Nóż poszybował w powietrzu i wbił się jednemu z opryszków w nogę. Inny rzucił się na chłopaka, ale ten zgrabnym ruchem odskoczył i kopnął go pod żebra, po czym wyciągnął pistolet i wycelował do pozostałych. Do pokoju wpadł też Damian, kopiąc z całej siły leżącego na ziemi kibola, tak, że tamten stracił przytomność. Pozostali dwaj chcieli dopaść dwóch motocykli, które nie wiedzieć czemu wynieśli tutaj. Dwa strzały pod nogi skutecznie ostudziły ich zapał. Piotrek i Damian mając dresów na muszce podeszli do Anki.
- Widzę, że masz wrodzony talent do ładowania się w kłopoty.
Dziewczyna nie była w stanie nic wykrztusić. Damian celował do wrogów, a Piotrek pomógł Ance wstać.
- Wszystko w porządku?
Anka pokiwała głową. Nagle zza okna usłyszeli trzask. Obydwaj obrócili się w tamtą stronę. To był błąd. Dresiarze wykorzystali moment ich nieuwagi i uciekli na dół, potykając się na schodach. Usłyszeli dźwięk silników i szydercze śmiechy. Zaraz potem usłyszeli coś, czego nie chcieli słyszeć. Charakterystyczne skwierczenie. I zapach siarki. Pożar.
- Holy crap! Cały parter płonie! – usłyszeli od Piotrka, który wpadł na spojrzał w dół na schody.
- Co teraz?! Zginiemy! Spłoniemy żywcem! – Anka zakryła twarz dłońmi i rozpłakała się.
- Pięknie, tego nam brakowało – histeryczki – skwitował Damian. Wiedział jednak dobrze, że sprawa nie była wesoła.
Piotrek próbował myśleć trzeźwo. Damian też.
- Zanim płomienie dotrą tutaj, może uda się nam wyjść wyżej, przeskoczyć na inny budynek, cokolwiek.
Pomysł ten został jednak szybko zgaszony przez eksplozję, jaką usłyszeli na dole. Gaz. Większość kuchenek w centrum była tym zasilana. Damian rozejrzał się po pokoju i w oko wpadły mu dwa motocykle, które wciąż stały pod ścianą. Spojrzał na swojego kumpla.
- Hehe, myślisz o tym samym co ja?
- Dokładnie tak, brachu!
- Zaraz, co wy dwaj chcecie zrobić?
- Wsiadaj z tyłu, przekonasz się! Haha! – powiedział Piotrek, po czym odpalił maszynę.
Podjechali pod ścianę, teraz mając naprzeciwko siebie okno i rampę. Zamknięte okno, należałoby dodać. Ale nie było to, jak by się mogło wydawać, żadną przeszkodą. Piotrek ruszył pierwszy, plując w twarz niebezpieczeństwu i własnemu zdrowemu rozsądkowi. W trakcie jazdy wyciągnął Berettę i strzelił w okno, którego resztki posypały się na ziemię. Dodał gazu i już po chwili lecieli w powietrzu, Anka, wrzeszcząc ze strachu, a Piotrek krzycząc coś niewyraźnie. Damian był pewien, że brzmiało to jak „Geronimo!”, ale mógł się mylić. W każdym razie, niewiele myśląc wyskoczył za nim z okrzykiem „Zaczekajcie na mnie!”. Po krótkim locie opadli na stromą skarpę i zjechali w dół Piotrek zahamował z piskiem na dole. Damian dojechał chwilę potem o mały włos unikając zderzenia ze swoim kompanem. Po chwili pokój, w którym przed momentem byli ogarnęły płomienie. Usłyszeli wybuch, a języki ognia wypłynęły przez okna. Budynek palił się jeszcze chwilę, po czym powoli dogasł, między innymi dzięki ulewie która pojawiła się nad nimi nie wiadomo skąd i która równie szybko zniknęła. Patrzyli jeszcze przez moment na zgliszcza kamienicy.
- Co teraz? – spytał Damian.
- Teraz? Myślę, że możemy ruszać dalej.
- A co z nią? – wskazał na Ankę.
- Ona ma imię! – obruszyła się dziewczyna.
- Cóż, jeżeli nie masz zamiaru znów jej ratować, czym zapewne skończyłoby się ponowne rozdzielenie, to myślę, że na chwilę obecną możemy spróbować przetrwać w trio.
- Ech, oby tylko jedynymi żywymi istotami w tym mieście nie były zmutowane kundle i dresiarze.
- Przekonamy się.
Piotrek dodał gazu i ruszył w stronę Rynku. Damian przypalił gumę i ruszył za nim.


************************

Silnik wydawał z siebie kojącą muzykę, gdy gnali osiemdziesiątką po ulicy opolskiej w kierunku Nowej Huty. Damian przypatrzył się swojemu motorowi, lecz pomijając wszechobecne zarysowania i zdarty lakier, nie znalazł żadnego znaczka z marką. A chrzanić, powiedział do siebie. Ważne, że jedzie.
Jakby na zawołanie przy liczniku zapaliła się czerwona kontrolka. Popukał w szybkę aż dioda zgasła, po czym podjechał do jadącego z przodu Piotrka.
- Ej! – starał się przekrzyczeć warkot motocykla – Co ci odbiło z tym IQ pod Galerią?
- Co? – zdziwił się Piotrek – Ale masz zapłon stary.
- Przynajmniej nie muszę jechać z tą histeryczką. – mruknął Damian
- Że jak? – Piotrek nie dosłyszał ostatniego zdania.
- A nic. Tak w ogóle to dokąd zmierzamy? – szybka zmiana tematu uratowała sytuację.
- Jedziemy do mnie. Tam się zamelinujemy na jakiś czas.
- Do ciebie? Znaczy się do głębokiej Huty?
- Nie inaczej. Mam tam mieszkanie w bloku. To znaczy…
- O ile jeszcze stoi. – dokończył kumpel.
- No właśnie. Ale trzeba to sprawdzić.
- Zgadzam się.
- Po drodze mamy stację benzynową. Wypadałoby zatankować.
Na stację wjechali ostrożnie, trzymając broń w pogotowiu. Drzwi od budki były rozwarte, przy dystrybutorach leżały rzucone od tak węże do tankowania.
- Ciekawe czy coś jeszcze jest w zbiornikach? – zastanawiał się Damian
- Ja zatankuję, ty idź zobacz czy nie ma czegoś w budce. – zakomenderował Piotrek.
Anka również poszła na zwiad. Okolica zdawała się być wyludniona. Słychać było jedynie szelest liści unoszonych przez wiatr. Silny podmuch zatrzasnął drzwi stróżówki przed ich nosem. Damian chwycił za klamkę, lecz drzwi ani chybi nie chciały puścić. Postanowił nie tracić zimnej krwi i się nie poddawać. Znalazł odpowiednio duży kawałek metalu i przydzwonił z całych sił w klamkę, która odpadła wyrywając dziurę w zamku. Odchylił delikatnie wrota, po czym cofnął się z obrzydzeniem. Po wewnętrznej stronie drzwi namalowany był jakiś znak czerwoną farbą. Przez przypadek dotknął się krawędzi malunku i pobrudził dłoń. Powąchał. Zapach jakby znany… To nie była farba. To była krew. Anka aż wrzasnęła.
- Co jest? – zapytał Piotrek.
- Sam przyjdź i zobacz. – podszedł, zobaczył.
- Czego się tak boicie? To pentagram. Ale zaraz, narysowany…
- Krwią! – podpowiedziała Anka.
- No to pięknie. Jakby dresów było mało, to pojawili się jeszcze sataniści.
- Poprawka, sataniści narodzili się wcześniej aniżeli dresy – sprostował Piotrek
- Jeden czort… znaczy się, jeden pieron. – poprawił się Damian – Ja stąd spadam. Jedziemy na twoją metę, tam się zastanowimy co dalej. – Piotrek zajrzał do środka. W nos uderzył go niesamowity smród. W ciasnym pomieszczaniu nie było wiele rzeczy, większość została skradziona już dawno. Pod niewielkim stolikiem leżała postać grubego mężczyzny… z otwartym brzuchem. Rana była zadana czymś odpowiednio tępym, bo brzegi były niesamowicie postrzępione.
- Zaczekajcie na mnie! – wrzasnął Piotrek
Po kwadransie zbliżyli się trochę do ścisłego centrum huty. Taktyczna głowica nuklearna uderzyła w kombinat metalurgiczny zrównując go z ziemią. Jednak większa część zabudowań mieszkalnych ocalała od fali uderzeniowej. Tam właśnie zmierzali.
Zajechali na podwórko, zaparkowali przed wejściem do klatki. Blok wyglądał niczego sobie, widoczne tu i ówdzie pęknięcia sprawiały wrażenie nieszkodliwych. Na trzecim piętrze włamali się do jednego z mieszkań, po czym zabarykadowali w środku. W lodówce było trochę pasztetu i puszka śledzi. Damian wzdrygnął się na ten widok, lecz sięgnął ręką po surowy pasztet. W tym czasie Piotrek znalazł w szafkach trochę chipsów i pieczywo chrupkie Wasa.
- Zbawco… - Damian nie krył radości nad tym znaleziskiem.
Zabrali się do posiłku. Coś jednak nie dało im spokoju, bo cały budynek zatrząsł się w posadach. Wyglądało to na solidne trzęsienie ziemi. Talerze powylatywały z szafek, porcelana zaczęła „fruwać” po mieszkaniu, z sufitu odpadał tynk. Coś rozbłysło na horyzoncie.
- Co jest kur… - wrzasnął Piotrek tracąc równowagę i padając na podłogę.
Wstrząsy zakończyły się niemalże po kilku sekundach. Dla nich chwile grozy zdawały się jakby dłużyć w nieskończoność. Po chwili byli już na dole, lecz przed wyjściem powstrzymał ich dźwięk rozmowy dobywający się od strony klatki schodowej. Ukryli się w korytarzu. Na zewnątrz stało dwóch typków ubranych w skórzane kurtki. Na szyjach sterczały im naszyjniki z ludzkich (sic!) kości. Przyglądali się motorom opartym o ścianę dopóki nie zauważyli przyczajonych w korytarzu. Jakby na komendę ściągnęli zawieszone na paskach karabiny i z okrzykiem „AVE!” zaczęli strzelać.
- Chodu! – krzyknął Damian, gdy pierwsze kule wbiły się w przeciwległą ścianę tworząc ciemne dołki.
Pobiegli w stronę drugiego wyjścia. Jak na złość było zamknięte. Dwa strzały z Colta otworzyły im przejście. Przed nimi malowała się potężna skarpa, a na jej dnie mały placyk zabaw. Tu nie było drogi ucieczki. Piotrek przymierzył się do strzału i puścił kilka pocisków w stronę nadbiegających satanistów. Tamci schowali się na moment, lecz po chwili znów kontynuowali ostrzał.
Ominęli blok dookoła, po czym dopadli motorów. Piotrek zapalił od kopa. Damian nie miał tyle szczęścia.
- Co jest!? Zapalaj! – ponaglał go kolega
- Nie mogę! Elektryczny starter się zjebał, a jakiś inteligent urwał rączkę do zapłonu nożnego. Ot technika, o dupę rozbić. – Damian próbował cały czas, jednak motor nie miał zamiaru już odpalić. - Jedźcie, spotkajmy się tam, gdzie…
- W dupie się spotkamy! – Piotrek nerwowo rzucił motocykl o ścianę wpychając dwójkę zdezorientowanych z powrotem do klatki schodowej.
Sataniści wypadli z karabinami zza rogu budynku. Zobaczyli zapalony motocykl, w mig zrozumieli, że uciekinierzy wbiegli drugi raz do bloku.
- Bawią się w berka dranie! – powiedział ten z naszyjnikiem.
- Tym razem was mamy, ścierwa! – dodał ten drugi.
Po kilku chwilach poszukiwań i okrążeniu dookoła bloku, sataniści nie znaleźli swojej zdobyczy. Wściekli rzucili motocykl Piotrka ze skarpy obserwując jak leci i rozbija się o plac zabaw dla dzieci.
- A już miałem nadzieję na nowa ofiarę, psia mać!
Tymczasem gdzieś w podziemiach bloku.
- Cicho! – szepnął Piotrek – Chyba sobie poszli. – Anka i Damian odetchnęli z ulgą. - Widać, że ćwoki bez matury.
- Musimy stąd się później wydostać, tu nie jest bezpiecznie. – zaproponował Damian - Trzęsienia ziemi, mroczne rytuały i… - zamilkł widząc w przyćmionym świetle słońca jakiś niewyraźny kształt na podłodze. Wyglądało to jak skrzyżowanie małego psa z jakimś płazem. W każdym razie widok dwóch macek sterczących nad głową i pyska z małymi, ostrymi zębiskami nie napawał optymizmem. Damian poczuł falę strachu jaka go opanowała. Pozostali również byli śmiertelnie przerażeni. Anka czuła jak serce podchodzi jej do gardła. To było gorsze niż spotkanie z bandą dresiarzy na mieście, którzy chcieli zrobić jej „dobrze”. Damian powoli wyciągnął broń i wycelował w mutanta. Zwierze najwidoczniej nie zauważyło trójki zbiegów w bocznym korytarzu, bo szło sobie dalej w głąb piwnicy pochlipując cicho.
- Nie strzelaj! – szepnął Piotrek – Nie słyszy nas. Może jest ślepe?
- Pieron wie. Musimy stąd uciekać i to jak najszybciej.
Anka stała z boku, gdzie wątłe światło z powierzchni już nie docierało. Spojrzała na moment za siebie próbując dostrzec cokolwiek w gęstym mroku. Widok dwóch wściekle zielonych ślepi kilkadziesiąt centymetrów od głowy przyprawił ją o mdłości. W pierwszej chwili nie wiedziała z czym ma do czynienia, lecz gdy zrozumiała wrzasnęła tak potężnie, że niejednemu uszy by spuchły. Potwór wydał z siebie obrzydliwy jazgot próbując zatopić kły w ręce dziewczyny. Damian przywarł do przeciwległej ściany, po czym strzelił dwukrotnie w cielsko mutanta. Ten zaskamlał złowieszczo, po czym odczepił się od ściany i runął na podłogę. Będąc jeszcze w agonii pisnął tak przeraźliwie, że wszystkich obecnym zadzwoniło w uszach. Jak na zawołanie z ciemności wyłoniły się kolejne ślepia należące prawdopodobnie do pobratymców zastrzelonego.
- W nogi!
Nie trzeba było im tego dwukrotnie powtarzać. Piotrek szarpnął Ankę za ramię ciągnąc ją za sobą. Wydobył broń i strzelił do lecącego w jego kierunku mutanta. Ten odbił się od ściany i runął w dół nieżywy. Damian biegł pierwszy, strzelając do wyłażących zewsząd zwierząt. Na ich drodze stanął jeszcze jeden z nich. Damian miał go już na muszce, pociągnął za spust, lecz zadźwięczał tylko zamek. „Kurwa mać” - przemknęło mu przez myśl. Teraz nie mogli się zatrzymać. Potężny kopniak, którego by się nawet Krzynówek nie powstydził nadał mutantowi pierwszą prędkość kosmiczną.
- W prawo, do wyjścia! – wrzasnął Piotrek osłaniając tyły.
Biegiem mijali kolejne drzwi będące małymi pomieszczeniami gospodarczymi każdego z mieszkańców. Większość była zamknięta z obawy przed złodziejami. W prawo, później w lewo. Nie spostrzegli, gdy za zakrętem czaiło się małe stadko „płazochodów”. Po prawej majaczyła niewyraźna linia. Drzwi, otwarte! Nie czekając na zaproszenia wskoczyli w niewielką szczelinę barykadując drzwi od wewnątrz. Byli przerażeni, serca biły im jak oszalałe. Damian ledwo zdołał przeładować broń. Piotrek miał jeszcze połowę magazynka. Spojrzeli po sobie ze strachem. Nie zdołali odezwać się nawet słowem.. Byli zbyt wstrząśnięci. W końcu ciszę przerwał Damian:
- Nie wiem, co to… Nic wam nie jest? – pokiwali przecząco głowami.
W tym momencie dobiegł ich cichy stukot dobiegający z wnętrza pomieszczenia oraz przerażający pisk.
Take what you want and give nothing back.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Radioactive sunset - przez Czajnik - 18-11-2009, 16:51
RE: Radioactive sunset - przez Mirrond - 18-11-2009, 16:52
RE: Radioactive sunset - przez Czajnik - 18-11-2009, 16:52
RE: Radioactive sunset - przez Kot - 18-11-2009, 16:53
RE: Radioactive sunset - przez Czajnik - 18-11-2009, 16:54
RE: Radioactive sunset - przez Mirrond - 18-11-2009, 16:55
RE: Radioactive sunset - przez Czajnik - 18-11-2009, 16:56
RE: Radioactive sunset - przez Mirrond - 09-12-2009, 19:25
RE: Radioactive sunset - przez Met - 17-12-2009, 02:37
RE: Radioactive sunset - przez RootsRat - 05-02-2010, 13:06
RE: Radioactive sunset - przez Czajnik - 06-02-2010, 12:47
RE: Radioactive sunset - przez gorzkiblotnica - 09-02-2010, 14:39
RE: Radioactive sunset - przez RootsRat - 10-02-2010, 14:35
RE: Radioactive sunset - przez Czajnik - 10-02-2010, 14:44
RE: Radioactive sunset - przez gorzkiblotnica - 10-02-2010, 16:01
RE: Radioactive sunset - przez Czajnik - 10-02-2010, 16:19

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości