Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 3.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Jak Gimbusówna przygotowywała się do Halloween
#1
Jesienne wieczory wprawiają człowieka w melancholię. Spływające po szybie niczym łzy po licu dziewicy krople deszczu kończyły swoją wędrówkę głośnym stukotem w czerwony metalowy parapet. Jedyny żywy i barwny akcent tego szarego dnia. Zasłuchałam się w ów stukot. Miarowy niczym rytm wybijany pałeczkami na werblu.
I całkiem dobrze tak mi się siedziało, popijając pachnącą imbirem herbatę i przeglądając internet. Myśli krążyły swobodnie, zadowolone z niczym nieskrępowanej wolności.
Młody Grizzli tkwił niestrudzenie w swojej jaskini i tylko z rzadka dobiegały stamtąd wrzaski w stylu: Bij go! Bij potwora! Znaczy, że młodzież wybrała się pokonywać bossy i zdobywać lepszy ekwipunek.
Gimbusówna wyszła ze znajomymi. Najpewniej znowu będą po kryjomu podpalać fajki, a może i piw kosztować. Nie chciało mi się już wygłaszać kolejnych kazań na ten temat. Powinnam chyba spisać je wszystkie, albo założyć kartotekę i w odpowiedniej chwili mówić tylko – Dzisiaj kazanie numer 132. Przeczytaj sobie sama.
Odpuściłam. Czasami dopada człowieka lenistwo.
I tak sobie siedząc rozleniwiona, pijąc herbatę, oddawałam się marzeniom.
Dopiero dobiegające z przedpokoju głośne – Jestem! – wyrwało mnie z błogiego stanu nic nierobienia.
Odruchowo zerknęłam na zegarek.
Gimbusówna rzadko wraca przed ustaloną godziną. Śmiem twierdzić, że wydarzenie takie jest cudem i należałoby je odnotować na kartach historii.
A skoro wróciła...
Westchnęłam ciężko.
To mogło oznaczać wyłącznie jedno. Nadciągają kłopoty w postaci dziecięcia, które będzie czegoś chciało. I na pewno nie będzie to chęć pogłębienia wiedzy zawartej w podręcznikach dla gimbazy czy rzetelnego odrobienia lekcji.
- Jestem już! – wrzasnęło owo dziecię.
Łup! Łup! Odgłos walnięcia w ścianę.
Aha. Dzisiaj nawet buty zdjęte zostały bez przypominania...
Czyli, że kłopoty zaczynały nadciągać coraz ciemniejszą chmurą.
A gdy jeszcze z przedpokoju dobiegło szuranie, świadczące o tym, że Gimbusówna ustawia buty na półce, zrozumiałam, że tego wieczoru mam przechlapane. I diabli wzięli spokojny, melancholijny wieczór.
- Wyprowadzić psa? – głosik dziecięcia wprawił mnie w osłupienie.
Nie to, żebym go nie słyszała wcześniej.
Nietypowe było same pytanie.
W myślach zaczęłam przeliczać ile kasy mam w portfelu. Chęć do wyprowadzenia psa mogła oznaczać, że na dziesięciu złotych się nie skończy.
- Gimbusówna, te fajki palone w krzakach ci zaszkodziły? – zainteresowałam się.
- I ty myślisz, że ja tam palę? No fajne masz zdanie o mnie. – Gimbusówna stanęła na progu mojej samotni i wlepiła we mnie wymalowane ślepia.
Nie dziecino... nie sądzę, że tam palisz... Ja to po prostu wiem...
- Dobra, o co chodzi?
- Bo idziemy zbierać cukierki. I muszę mieć przebranie. I idziemy na domki, bo tam dają. I koleżanki były w zeszłym roku. I uzbierały dużo. Całe dwie reklamówki – wyrzuciło z siebie nieskładnie dziecię.
O dziwo w miarę spokojnym tonem. Chmura nadciągających kłopotów pociemniała, strasząc błyskami piorunów.
- Jakie przebranie i na kiedy?
- No bo Halloween będzie. No co ty tego nie wiesz? I chodzi się i zbiera cukierki. Cukierek albo psikus – zaczęło mi wyjaśniać dziecię.
Tja... Wiem, że będzie... Nie znoszę tego dnia.
I jeśli jakiekolwiek dziecko zastuka mi do drzwi z tekstem „cukierek albo psikus” to w najłagodniejszym przypadku potraktuję je prądem, w najgorszym pokażę się bez makijażu i uczesania. Chcą wieczoru zombie, wiedźm, czarownic, potworów, to będą go miały.
- Jaki to ma być strój? – zlustrowałam Gimbusównę, zastanawiając się czy w jej przypadku będzie ów strój w ogóle potrzebny.
Nie to, aby była brzydka. Absolutnie. Po prostu sama oszpeca się. A to makijażem rodem z piekła, a to kolczykami w wardze, a to fryzurą, jakby na dworze nieustannie szalała wichura.
- I ja będę czarownicą – oznajmiła radośnie dziecina.
- A to chyba nie musisz się przebierać – wyrwało mi się mało grzecznie.
Gimbusówna zmierzyła mnie lodowatym spojrzeniem. Tak mroźnym, że poczułam jak ciarki zaczynają przebiegać mi po kręgosłupie. W duchu zaklęłam, ganiąc się za nadmierną szczerość.
- Bo ty to wredna jesteś! – urażona Gimbusówna trzasnęła drzwiami mojej ostoi i pomknęła do swojego pokoju.
Gradowa, czarna chmura, błyskająca piorunami wisiała już nad moją głową, a jeden z nich właśnie zygzakował wprost we mnie.
Nie zdążyłam wstać i otworzyć drzwi, kiedy te otworzyły się z impetem i wpadło przez nie rozwścieczone nieopatrznie dziecię.
- To puść mnie do kina! – z gardziołka Gimbusówny wydobyły się znajome tony, świadczące o tym, że przystąpiła do ataku. – Bo oni idą, to ja też! I jest cała noc filmów za pięćdziesiąt złotych! I jak ktoś przyjdzie w przebraniu, to płaci tylko dwadzieścia pięć! I ja idę! I daj mi! Bo promocja jest, to zapłacisz mniej! – w oczkach dzieciny mignęła chęć mordu.
- Oni idą... Sprecyzuj słowo „oni” – poprosiłam grzecznie, starając się uniknąć lecącego piorunu.
Gimbusówna popatrzyła jakby pierwszy raz mnie widziała. No tak, użyłam słowa, którego mogła nie zrozumieć.
- Kto idzie do tego kina? – spytałam w bardziej przystępny sposób.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy dziecię zrozumiało o co pytam i zaczęło wyliczać osoby pragnące wziąć udział w promocji filmowej. Ku rozpaczy Gimbusówny osoby owe zajmują wysokie miejsca na mojej prywatnej czarnej liście.
- Dobra, młoda... – zastanowiłam się – To już może lepiej idźcie te cukierki zbierać – zaproponowałam, wybierając mniejsze zło. – Przebranie wypożyczymy, albo zdążę coś uszyć – zaliczą mi to w niebie jako dobry uczynek?
- I ja nie chcę iść po te cukierki! Chcę iść z nimi do kina! Bo wszyscy idą! I tylko ja nie pójdę! I muszę mieć strój! I daj mi te dwadzieścia pięć złotych! Co to jest dla ciebie! Znowu mi żałujesz! – dziecię zaatakowało wrzaskliwym głosem, a piorun zamigotał mi przed oczami.
Nie zdążyłam wymyślić odpowiedzi, kiedy drzwi mojego pokoju, zamknęły się z hukiem, kalendarz wiszący na ścianie spadł, a dziecina oddaliła się w swoją strefę radioaktywną.
Westchnęłam ciężko i zapaliłam papierosa.
Znając życie zapewne za chwilę przycwałuje z kolejnym pomysłem. Wiele się nie pomyliłam.
Wypaliłam papierosa, powiesiłam z powrotem kalendarz, przy okazji zerkając z przyjemnością na ciało październikowego modela, gdy drzwi otworzyły się, pchnięte łapką dzieciny.
- A znasz jakiś horror? – spytało spokojnie, jakby puszczając w niepamięć niedawne starcie. – Tylko straszny – podkreśliło.
- Znam. Ciebie – przezornie zachowałam tę myśl dla siebie.
Pokręciłam przecząco głową.
Temat Halloween pozostał nierozstrzygnięty.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Jak Gimbusówna przygotowywała się do Halloween - przez Thori - 31-10-2013, 16:14

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości