25-12-2013, 21:33
"Św. Leibowitz i Dzikokonna" Walter M. Miller
Monumentalne jest to dzieło. Setki stron wydarzeń, wydawałoby się zupełnie nieistotnych z punktu widzenia głównego nurtu fabuły, jednak będąc uważnym czytelnikiem można wszystko poznać, poczuć się jak odkrywca tego świata, jak jego badacz. Ma to swoje dobre strony, lecz mnie osobiście przytłaczało. Mnogość nazw, imion, postaci był tak ogromny, że podejmowałem jedynie główny wątek, natomiast poboczne musiałem pozostawić, gdyż było to ponad moje siły. Książka miewała momenty fantastyczne (np początek i koniec) oraz tragicznie ciężkie w przetrawieniu (np wszelkie opisy stanu ducha Czarnozęba, niejednokrotnie wykraczające poza jedna stronę książki). Te wzloty i upadki sprawiły, że nie potępiam tej ksiązki, lecz polecić bym ją mógł jedynie zagorzałemu fanowi autora, gdyż być może tacy ludzie są w stanie zrozumieć i pokochać bardziej świat Świetego Leibowitza niż ja.
Monumentalne jest to dzieło. Setki stron wydarzeń, wydawałoby się zupełnie nieistotnych z punktu widzenia głównego nurtu fabuły, jednak będąc uważnym czytelnikiem można wszystko poznać, poczuć się jak odkrywca tego świata, jak jego badacz. Ma to swoje dobre strony, lecz mnie osobiście przytłaczało. Mnogość nazw, imion, postaci był tak ogromny, że podejmowałem jedynie główny wątek, natomiast poboczne musiałem pozostawić, gdyż było to ponad moje siły. Książka miewała momenty fantastyczne (np początek i koniec) oraz tragicznie ciężkie w przetrawieniu (np wszelkie opisy stanu ducha Czarnozęba, niejednokrotnie wykraczające poza jedna stronę książki). Te wzloty i upadki sprawiły, że nie potępiam tej ksiązki, lecz polecić bym ją mógł jedynie zagorzałemu fanowi autora, gdyż być może tacy ludzie są w stanie zrozumieć i pokochać bardziej świat Świetego Leibowitza niż ja.