Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Piwnica Teodora
#1
- Czy to z góry, czy pod górę, furman patrzy w końską dziurę – tymi słowami powitał mnie Teodor, kiedy stanąłem w drzwiach jego domu. Doznałem szoku. I to nie tylko dlatego, że zaskoczyła mnie ta głęboka myśl. Facet naprawdę wyglądał koszmarnie. Rozbiegane oczy, potargane i przetłuszczone włosy, kilkudniowy zarost i paskudny, śmierdzący szlafrok w granatowo-zielone pasy. Zupełnie nie przypominał Teodora jakiego znałem od podstawówki, czyli od niemal trzydziestu lat. Zawsze był nudny jak flaki z olejem i przewidywalny jak scenariusz filmów erotycznych.
Wzorowy mąż i ojciec. Z pewnością tak by go określano, gdyby miał żonę i dzieci. Ale nie miał.
Przemiana jaka się dokonała, odkąd ostatni raz go widziałem, była tak ogromna, że przez kilka minut nie umiałem wydusić ani słowa. Dyskretnie rozejrzałem się po mieszkaniu, obawiając się, że być może odwiedził go komornik i zajął majątek. 40-calowy telewizor stał jednak na swoim miejscu. Podobnie jak zabytkowy stół, kino domowe, sprzęt grający i cała masa innych kosztownych drobiazgów.
- Co się stało? – spytałem w miarę kulturalnie, zważywszy na to, że Teodor usiłował oprzeć głowę na moim ramieniu i płakać. Odsunąłem go delikatnie z nieodpartym przekonaniem, że mój przyjaciel zamienił się w chodzącą ruinę.
- Zaraz zobaczysz – wybełkotał drżącym głosem. – Wszystko ci pokażę.
Sprawiał wrażenie szaleńca. Momentalnie zrobiło mi się go żal.
- Chodź za mną – rzekł i pociągnął mnie za rękaw.
Poszliśmy w kierunku kuchni, a potem otworzył kolejne drzwi. Ewidentnie zmierzaliśmy w kierunku piwnicy. Coraz mniej mi się to podobało. A jeśli Teodorowi poprzestawiało się w głowie w związku z kryzysem wieku średniego i postanowił zarąbać mnie w piwnicy siekierą?
Do tego mógłbym przysiąc, że nawet moją, bo kiedyś sam mu ją pożyczałem i chyba mi jej nie oddał. Już widziałem oczami wyobraźni jak z obłędem w oczach wbija mi to narzędzie w czaszkę, krzycząc przy tym, że oddaje to, co pożyczył.
Szybko otrząsnąłem się z tych ponurych myśli i postanowiłem nie zwracać mu uwagi, że mi jej nie oddał. Kupię sobie nową. To będzie pierwsza rzecz jaką zrobię po wyjściu z piwnicy.
Zeszliśmy po kamiennych schodach na dół, gdzie znajdowały się jeszcze dwa pomieszczenia za drewnianymi drzwiami.
- Znalazłeś szczura? – zapytałem, żeby rozładować napięcie.
- Chciałbym – prychnął, na chwilę przypominając mi starego dobrego Teodora. Bardzo za nim zatęskniłem.
- Co tam jest? – zapytałem, gdy zbliżyliśmy się do drzwi na końcu korytarza.
- Sedno sprawy – odparł tajemniczo.
Przełknąłem głośno ślinę. Spodziewałem się absolutnie samych najgorszych rzeczy, a mój mózg, który w takich chwilach okazuje się niezwykle zdolnym organem, zaczął podsuwać mi projekcję złożoną ze strzępków najbardziej krwawych horrorów jakie widziałem w życiu.
Teodor sięgnął do kieszeni, by po chwili wyjąć z niej drżącymi rękami kluczyk do drzwi.
Nabrałem głęboko powietrza. Nie wiem po co. Zupełnie odruchowo. Może po to, by mieć siłę krzyczeć wniebogłosy. Przy okazji poczułem charakterystyczny zapach piwnicy, czyli mieszankę wilgoci ze stęchlizną. Chyba każda piwnica, niezależnie od wieku, pachnie podobnie.
Zgrzyt przekręcanego kluczyka w zamku przerwał moje rozmyślania zmierzające donikąd.
Otworzył drzwi.
Na początku była ciemność. Teodor wyręczył Boga i zapalił światło.
Odskoczyłem przerażony, gdy ujrzałem co znajduje się w kącie pomieszczenia tylko trochę większego niż schowek na miotły.
Skulona i przestraszona kuliła się tam kobieta. Najwidoczniej żywa. Niezwykle blada i drżąca (bardziej chyba ze strachu niż z zimna). Najdziwniejszy był jednak jej strój. Koronkowa koszula pod samą brodę, elegancka garsonka, spódnica po kostki i staroświeckie buty. Fryzura pewnie początkowo była starannie upięta, ale kilka kosmyków włosów wydostało się spod dyktatury licznych spinek. Wyglądała jak najbardziej konserwatywna katechetka ze szkoły żeńskiej z internatem. Gdzieś w okolicach czterdziestki.
- Dzień dobry – powiedziałem trochę bez sensu, a kobieta skinęła uprzejmie, choć niepewnie głową. Oboje musieliśmy czuć się niezwykle głupio.
- Kto to jest, do cholery? – spytałem Teodora.
- Nie poznajesz?
Jeszcze raz przyjrzałem się tej kobiecie. Twarz może i gdzieś widziałem, ale żadne nazwisko za tym nie stało.
- Gra w jakimś serialu? – spytałem. Nie oglądam seriali, ale może brała udział w „Tańcu z Gwiazdami” i mignęła mi parę razy przed oczami. Chociaż „Tańca z Gwiazdami” też nie oglądam. Czasem tylko, jak skaczę na kanałach, to się napatoczy i tak jakoś…
- Przyjrzyj się dokładniej – zachęcił Teodor, próbując drżącymi rękami odpalić papierosa, ale nie mógł wykrzesać płomienia z zapalniczki.
Przyjrzałem się dokładniej, ale niewiele mi to pomogło.
- To Maria Konopnicka – stwierdził Teodor, zarzucając ostatecznie próbę zastartowania zapalniczki. Z ust smutno zwisał mu papieros. Teodor nigdy wcześniej nie palił.
- Nigdy wcześniej nie paliłeś – zauważyłem przytomnie.
- Ani nie piłem – mruknął Teodor, sięgając do drugiej kieszeni po piersiówkę, z której upił łyk. Chwilę później zaproponował i mi, ale kategorycznie odmówiłem. – A pani?
- Nie, dziękuję – powiedziała Maria Konopnicka.
Cholera, rzeczywiście wyglądała jak Maria Konopnicka.
- Poważnie? Masz Konopnicką w piwnicy? – zagadnąłem do Teodora, a on tylko skinął głową. - Wow, jestem pani wielkim fanem – zwróciłem się do kobiety. – Czytałem wszystkie pani książki. Głównie z przymusu, bo to były lektury. Ale i tak bardzo mi się podobały – uścisnąłem jej dłoń, a z każdym moim słowem jej przygaszony wzrok się wyostrzał i nabierał blasku.
Nie mam pojęcia jak traktował ją Teodor, ale odniosłem wrażenie, że pani Konopnicka, pod wpływem moich słów, niemal dosłownie rosła w oczach. Wyprostowała się i nasłuchiwała. Jakby czuła się doceniona po latach. A Bóg mi świadkiem, że ja potrafiłem docenić dobrze wykonaną robotę.
- Chociaż czytałem pani twórczość kilkanaście lat temu, to doskonale ją pamiętam – rzekłem z pełnym przekonaniem. – Jak nikt inny umiała pani wyrazić emocje. Miłość małżonków, którzy po kryjomu obcinali pasek w kamizelce, żeby nie martwić drugiej strony.
- To napisał Prus – ucięła mój wywód Konopnicka.
Nie ukrywam, że zrobiło mi się łyso.
- Albo jak biedną Rozalkę wkładali do pieca! – prawie pisnąłem. – Cierpiałem razem z nią.
- To też Prus.
- Kurde – zwróciłem się do Teodora. – Nie masz gdzieś w tej piwnicy jeszcze Prusa? Gość był naprawdę dobry!
Teodor nawet nie mrugnął, więc znów mówiłem do Konopnickiej, pragnąc pokazać jej, że naprawdę pamiętam jej twórczość.
- To w takim razie pasjonująca historia biednego chłopca, który chciał mieć skrzypce i...
- „Janko Muzykant”. Sienkiewicz – odparła Konopnicka. Wyglądała na niemniej zakłopotaną niż ja. Ewidentnie sprawiłem kobiecie przykrość. Więc czas na rehabilitację. Tym razem byłem już pewny swego.
- Nie był pani obojętny los pojedynczego człowieka! Patriotyzm i samotność, którą opisała pani w „Latarniku” zainspirowała mnie tak głęboko, że napisałem o tym wypracowanie, z którego…
- Sienkiewicz – mruknęła Konopnicka.
- Słucham?
- „Latarnika” napisał Sienkiewicz.
- Sienkiewicz jest przereklamowany! – krzyknąłem z oburzeniem godnym rewolucjonisty, mając nadzieję, że uda mi się udobruchać naszą polską pisarkę. – Może udały mu się dwie nowelki. Ale ta historyjka z koniem w kopalni wiała nudą od początku do końca. Mimo tego, że miała tylko osiem stron. To było najnudniejsze osiem stron w moim życiu.
- Jeśli chodzi panu o „Naszą szkapę”, to ja jestem autorką – Konopnicka usiadła na podłodze. Cisza jaka później nastąpiła była niemal namacalna, fizyczna.
- „Nad Niemnem” to nie jej? - spytałem Teodora teatralnym szeptem.
- Orzeszkowa.
- To dobrze, bo to straszny chłam – ulżyło mi.
Teodor spojrzał mi w oczy i złapał za ramię. Odciągnął mnie od drzwi i już miał zatrzasnąć pogrążoną w bólu, żalu i rozpaczy Marię Konopnicką, gdy nagle poczułem jak zamknięte wrota w moim mózgu rozwarły się, ukazując całe bogactwo wiedzy. Wydawało mi się, że oto po staniu w męczącym, kilkugodzinnym korku, mój umysł wjechał na przestronną, pustą autostradę bez ograniczenia prędkości.
- Wąską ścieżyną, co wije się wstęgą, między pólkami jęczmienia i żyta, szedł blady, nędzną odzianą siermięga...
- ... Wolny najmita! – Konopnicka złapała drzwi, nie dając się zamknąć Teodorowi i spojrzała na mnie z patriotyczną pasją. Tak, to musiała być Maria Konopnicka.
- Nie rzucim ziemi skąd nasz ród! Nie damy pogrześć mowy! Polski my naród, Polski ród! Królewski szczep piastowy! – krzyczała coraz głośniej.
- I co najlepszego zrobiłeś? – zaperzył się Teodor, patrząc na mnie z wyrzutem. – Nawet nie masz pojęcia jak trudno zamknąć jej jadaczkę, kiedy wpadnie w taki trans. Myślisz, że dlaczego trzymam ją w piwnicy?
Tak, to miało sens.
- Baba co i rusz jak tylko się trochę podnieci, to zaczyna recytować te swoje patriotyczne dyrdymały – głos Teodora przemienił się niemal w syk. – Aż mi uszy puchną. Przecież jej nie puszczę na ulicę! Tylko patrzeć jak postawi kosę na sztorc, weźmie w drugą rękę pochodnie i ruszy na sejm.
- Nie pomyślałem o tym – przyznałem skruszony. - Co masz zamiar z nią zrobić? – spytałem, cały czas kątem oka kontrolując poczynania pani Konopnickiej, która miotała się po swoim pomieszczeniu, deklamując kolejne zwrotki "Roty".
- Nie mam pojęcia - przyznał Teodor. – Urząd skarbowy siedzi mi na głowie. Boję się, że będę musiał odprowadzić za nią podatek jako za dobro kulturowe.
- Żartujesz - jęknąłem na tą okrutną niesprawiedliwość. – Ile procent?
- Trzydzieści trzy – powiedział na wydechu. – Wziąłbym ją na miasto, pokazał to i tamto, opowiedziałaby mi jak się żyło na przełomie wieków, może jakiś odczyt bym zorganizował... Ale wtedy zaraz zlecą się sępy i tylko patrzeć jak mi ją odbiorą. Same nerwy mam przez nią.
Na potwierdzenie tych słów zaciągnął się głęboko papierosem, jakby za jednym razem chciał wchłonąć od razu cały dym. Ale się nie zakrztusił. Profesjonalista. Daleko mu natomiast było do oazy spokoju.
- Ja ją wezmę – powiedziałem chyba szybciej niż pomyślałem.
Na te słowa Teodor spojrzał na mnie zszokowany, a Konopnicka zastygła w bezruchu ze słowami „Odzyska ziemię dziadów wnuk”.
Ujrzałem oczyma wyobraźni jak, trzymając za rękę Konopnicką, biegniemy razem przez piaszczystą plażę, śmiejemy się, żartujemy ze Słowackiego i recytujemy „Wolnego Najmitę”. Na razie umiałem tylko pierwszą zwrotkę, ale dla Konopnickiej mógłbym się nauczyć całości. Chyba, że ona będzie mówić zwrotki, a ja na zakończenie każdej powiem „wolny najmita”. Moglibyśmy też razem chodzić na lody i do kina. Na pewno będzie zszokowana, że robią teraz filmy dźwiękowe. I kolorowe. I w trójwymiarze! Zabiorę ją od razu na X-Mena i będę patrzył jak przerażona ściska mnie za ramię. A potem dla rozluźnienia zagramy w badmintona. Pewnie wygram bez trudu. Babka w końcu co najmniej ze sto lat w to nie grała, a poza tym będzie się wolniej ruszała przez te zwały sukni i halek, które ma na sobie. Ale nie kupię jej nowych ciuchów. Tak wygląda genialnie.
- Naprawdę? - spytał Teodor. – Mógłbyś to zrobić?
- No dobra, dałbym jej na początku fory... Powiedzmy 6:0, ale potem bym się już nie ulitował.
- Co?
Zdałem sobie sprawę, że mój tok myślowy nie wyszedł poza moją głowę, a Teodor odnosi się do samego zabrania Konopnickiej do siebie.
- A któż nie chciałby mieć w domu Konopnickiej? – spytałem retorycznie.
- Mój były mąż – stwierdziła pani Maria.
Nie miałem pojęcia czy to miał być dowcip, więc na wszelki wypadek sprawdziłem po minie Teodora. Też się nie śmiał. Również mierzył mnie wzrokiem. Widocznie obaj nie byliśmy na bieżąco z biografiami najznamienitszych przedstawicieli polskiego romantyzmu i pozytywizmu. Całe szczęście Konopnicka też się nie śmiała.
- Czy zechciałaby pani... ze mną? – zagaiłem w nieśmiałości wielkiej i wyciągnąłem dłoń, jakbyśmy mieli zaraz tańczyć poloneza.
Pani Konopnicka podjęła moją dłoń z gracją godną wytwornej damy i ruszyliśmy piwnicznym korytarzem, a później schodami, krokiem i w takt poloneza, który brzmiał tylko w naszych głowach.
Chyba się dogadamy.

* * *

Staliśmy na przystanku autobusowym, co już samo w sobie było dość dużym przeżyciem. Liczyłem na to, że ludzie będą z niedowierzaniem wodzić za nami wzrokiem, gremialnie recytować jej wiersze, chwalić nowelki… A potem już tylko prosta droga do kanałów telewizyjnych, telewizji śniadaniowej, seriali i „Tańców z Gwiazdami”. Konopnicka prezentowałaby się genialnie w tej swojej sukni z epoki. I z tą umęczoną miną wielkiej patriotki. Należałoby jej chyba kupić jakieś porządne okulary przeciwsłoneczne, jak będzie się przechadzała pomiędzy zwykłymi ludźmi w butikach.
Rzeczywistość trochę mnie rozczarowała. Rzeczywiście wszystkie sześć osób, które z nami stały, zaszczyciły Konopnicką spojrzeniem, ale nie poszło za tym nic więcej. Zupełnie jakby nikt jej nie poznał. Nasze społeczeństwo stało się zwykłą bandą literackich ignorantów.
Nie zdążyłem tego skomentować, bowiem pojawił się nasz autobus. Linia nr 148.
- Port Lotniczy Okęcie im. F. Chopina – odczytała z tablicy na przedniej szyby Konopnicka. – To nazwali lotnisko imieniem Frycka? – spytała.
- Taaak… - starałem się grać na czas, bo już wiedziałem jakie będzie następne pytanie.
- A nazwali coś moim imieniem?
- Och, wiele rzeczy – powiedziałem, wsiadając do autobusu.
- Na przykład? – ciągnęła mnie za język?
- No… chociażby…
- Teatr Wielki?
- Nie… Ale…
- Centralny Dworzec Kolejowy?
- Nie, ale jest ulica – wybrnąłem sprytnie. – I dom kultury – kontynuowałem.
- Dom kultury… - mruknęła Konopnicka. Wyglądała na rozczarowaną. Nigdy nie zadowolisz kobiety, powiadam wam. Moje myśli odpłynęły gdzieś dalej. Na piaszczystą plażę w Bułgarii, gdzie trzymając się za ręce pokonujemy falę przy samym brzegu i śmiejemy się do rozpuku.
- Dzień dobry, kontrola biletów – odezwał się gburowaty głos i momentalnie sprowadził mnie na ziemię. Ja miałem bilet. Ale Konopnicka… Sami wiecie. Kontroler też szybko to zauważył.
- Będzie mandacik…
- Panie kolego – wziąłem go na bok. – Ta pani to Maria Konopnicka.
- Poważnie? – zdziwił się kontroler. – Ta od „Nad Niemnem”? Nie przeczytałem wprawdzie do końca, ale…
- To Orzeszkowej – powiedzieliśmy wspólnie z Konopnicką.
- Aha… - kontroler się ewidentnie zmieszał. – Może pani jechać.
Chciałem coś powiedzieć, ale Maria Konopnicka patrzyła smutno w dal, niczym Anna Maria z piosenki Czerwonych Gitar.

* * *

Tak jak obiecałem, zabrałem panią Konopnicką do domu. Ale byłem pełen obaw. Zawsze tak było, kiedy zapraszałem gości.
- Kochanie, jestem w domu – zawołałem od progu.
- Masz żonę?
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bowiem w progu ukazała się moja małżonka w fartuchu. Widocznie wyrwałem ją z kuchni w samym środku przygotowań. W ręku miała tasak uwalony krwią. Mam gorącą nadzieję, że nie rżnęła w kuchni listonosza.
- Co to za jedna? – warknęła moja luba.
- Konopnicka – przedstawiłem ją pobieżnie.
- Aaa… Czwórkami do nieba szli, żołnierze Westerplatte?
- Niekoniecznie – podrapałem się po głowie. Konopnicka westchnęła głośno i poszła, chyba z przyzwyczajenia, do piwnicy. Chciałem ją powstrzymać, ale było już za późno.
Po chwili wróciła i wyglądała na wściekłą.
- Kto tam jest? – syknęła.
- Gdzie? – udawałem głupiego.
- W piwnicy, do cholery! – wydarła się tak głośno, że aż listonosz wypadł z szafy przedpokoju i uciekł z domu.
- W piwnicy jest… Miron Białoszewski – przyznałem się bez bicia.
- Zwariowałeś? – fuknęła Konopnicka. – Od czasu Powstania Warszawskiego siedzenie w piwnicy bardzo źle na niego wpływa. Zresztą w tym domu nie ma miejsca dla dwóch wybitnych poetów.
Gdy tylko to powiedziała, odwróciła się na pięcie i odeszła. Patrzyłem jak jej sylwetka niknie w oddali. Było mi bardzo ciężko. Czułem się, jakbym ważył co najmniej tonę.
- Kto to był? – spytał Białoszewski, kiedy wyszedł z piwnicy. – Bum! Trach! Rynnowo! – Dodał w swoim stylu.
- Konopnicka.
- Serio? Traatatatatatattaa!!! ŁUBUDU! Brzdęk. Ta od „Nad Niemnem”?
- Wracaj do piwnicy.
I wrócił. Tam jego miejsce.

W telewizji powiedzieli potem, że Konopnicką pojmano w czasie zamieszek z okazji Święta Niepodległości. Szła z pochodnią i kosą postawioną na sztorc, prowadząc za sobą kilka tysięcy ludzi. Podobno siedzi teraz w ciepłej celi i coś pisze. Mam nadzieję, że nie dalszą część „Reduty Ordona”.
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Piwnica Teodora - przez Laj - 27-06-2013, 19:01
RE: Piwnica Teodora - przez Bogus - 27-06-2013, 22:04
RE: Piwnica Teodora - przez Laj - 29-06-2013, 16:51
RE: Piwnica Teodora - przez miriad - 29-06-2013, 20:15
RE: Piwnica Teodora - przez Kruk - 30-06-2013, 11:55
RE: Piwnica Teodora - przez Laj - 02-07-2013, 08:20
RE: Piwnica Teodora - przez Hanzo - 04-07-2013, 19:20
RE: Piwnica Teodora - przez Laj - 06-07-2013, 12:33

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości