Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bractwo Żywiołów
#1
Smile 
Rozdział I
[/font]
Oto siedział w cieniu gruszy, na skąpanej w złotych promieniach łące, szesnastoletni chłopak. Ręce miał splecione na kolanach, a oczy czarne, smutne, puste, dawno pozbawione miłości. Westchnął cicho, słysząc wesołe okrzyki dzieci, bawiących się gdzieś w oddali, w zupełnie innym świecie. Świecie miłości, spokoju i radości, przepełnionych śmiechem i gwarem rozmów. Chociaż chłopak milczał, jego dusza płakała, krzyczała z rozpaczy, rozrywała mu serce. Jednak Arthur nie uronił ani jednej łzy. Nigdy. Pozornie nie okazywał żadnych emocji, nawet gdy jego własna matka, wyrzuciła go na całą noc z domu. Był głodny, zmarznięty, wyczerpany, a jednak nie pozwolił sobie na choćby jęk. Czuł nienawiść do swoich rodziców. A oni? Oni nic do niego nie czuli. Jakby był powietrzem. Czy był w domu, czy nie, im to było zupełnie obojętne. Jedyne miejsce, w którym Arthur czuł się bezpiecznie była łąka: cień gruszy, strumyk płynący koło niewielkiego lasu, śpiew ptaków, złote kłosy zboża, ciepłe promyki słońca, pieszczące twarz. Chłopiec był samotny. Po części wynikało to z postawy innych dzieci, które za każdym razem gdy go zobaczyły, uciekały z piskiem. Dlaczego tak było? Ponieważ we wiosce Daughton, wiecznie plotkowano o jego rodzinie. Jedni sądzili, że w jego domu straszy, drudzy byli przekonani, że jego rodzice to sataniści. Kiedyś nawet była pogłoska, że oni wszyscy to czarnoksiężnicy, którzy zamieniają ludzi w szczury. Chłopiec, na wspomnienie tego, uśmiechnął się cynicznie, jednak natychmiast zasępił się, gdy słońce zniknęło za horyzontem. To oznaczało powrót do znienawidzonego domu, do zła, zimna i obojętności. Arthur rzucił tęskne spojrzenie w miejsce, w którym przed chwilą świeciło słońce, i powoli wstał. Przytulił gruszę na pożegnanie, i ruszył w przeciwną stronę, powłóczając nogami. Na szczęście w okolicy nie było wścibskich sąsiadów, więc mógł spokojnie przejść. Bardzo często zdarzało się, że gdy ktoś go zobaczył, patrzył na niego z politowaniem i mruczał coś pod nosem. Może dlatego, że chłopiec był bardzo dziwnie ubrany. Nosił płaszcz, w którym mógłby chodzić dorosły mężczyzna, znoszone dżinsy, pełne dziur i przetarć, i znoszone lakierki. W efekcie wyglądało to dość komicznie, tym bardziej, że w tych okolicach, mieszkańcy dbali o porządek we własnych domach, i schludnie się ubierali. Nietrudno jest więc się domyślić, że w tamtych stronach było nie do pomyślenia, żeby chłopiec ubierał się jak żebrak. Dlatego sąsiedzi woleli się izolować od tej rodziny, nie chcieli mieć z nią nic wspólnego. Arthurowi było bardzo przykro z tego powodu, ale sprawiał wrażenie, jakby go to w ogóle nie obchodziło. Arthur dotarł wreszcie do bramy prowadzącej do domu. Dom faktycznie mógł przestraszyć. Był zbudowany w stylu gotyckim, z dachu ziały dziury, a ogród był zarośnięty, jakby od lat nikt nic w nim nie robił. Efektu dopełniały witraże w oknach i wielka, staroświecka, mahoniowa brama ze srebrną klamką. Chłopiec pociągnął za nią i wszedł do zimnego korytarza. Jego rodzice siedzieli w salonie, w świetle bijącym z kominka. Jego matka nie raczyła nawet obrócić głowy, a ojciec poruszył się nieznacznie w fotelu, lecz też na niego nie spojrzał. Jak zwykle czytali jakieś grube księgi. Arthur nie miał pojęcia co ich tak w nich ciekawi, lecz bardzo chciał się dowiedzieć. Kilka razy próbował wśliznąć się do salonu i ukraść jedną księgę, jednak zawsze któreś z rodziców go przyłapywało. Właśnie za to matka wyrzuciła go z domu tamtej zimy. Od tego czasu nie śmiał przekroczyć progu salonu. Szesnastolatek wszedł cicho po drewnianych schodach i wszedł do swojego pokoju. Jeśli można tak nazwać to pomieszczenie. W rogu stała prycza z dziurawym materacem, stary koc leżał w nieładzie na podłodze. W drugim kącie stała ogromna szafa, w której nie miał żadnych ubrań, za to trzymał tam jedyna, cenną dla siebie rzecz - kolekcję drewnianych żołnierzyków. Jednak dawno już nie miał okazji się nimi pobawić, wolał przebywać na łące, pośród piękna przyrody. A poza tym, był już na to za stary - szesnastolatek bawiący się kukiełkami? Tuż obok stał kulawy stolik, na którym stał wazonik z zaschniętymi kwiatami. Cały pokój był pogrążony w ciemności, całkowicie pusty, pozbawiony życia. Arthur jednak nie dbał o to. Od razu poszedł do łóżka, był zmęczony. Szepnął tylko "dobranoc" do gwiazd i od razu zapadł w głęboki sen.
Rozdział II
Arthur obudził się z samego rana, i przez długi czas wpatrywał się w sufit, głęboko rozmyślając. Miał piękny sen: o złocistej łące, na której siedział z przyjaciółmi. Rozmawiali, zaśmiewali się, i leżeli pośród wysokich traw. Nie pamiętał ich twarzy, ale wiedział na pewno, że była wśród nich dziewczyna o szmaragdowo-zielonych oczach, tak piękna, że aż nierealna. Chłopiec od zawsze marzył by mieć przyjaciół, śmiać się z nimi i płakać, powierzać im sekrety, bawić się i choć na chwilę zapomnieć o smutnej rzeczywistości. Lecz czy to w ogóle możliwe, by ktokolwiek go polubił? Arthur już dawno porzucił wszelkie nadzieje na znalezienie bratniej duszy, a tak jej potrzebował.
Chłopak powoli wstał z łóżka i zrzucił zjedzony przez mole koc, na podłogę. Ociągając się, podszedł do staroświeckiego, niegdyś, bardzo pięknego lustra ze złotą ramą. Spojrzał w swoje odbicie i skrzywił się nieznacznie. Jego hebanowe, długie do ramion włosy, były nieułożone, potargane i tłuste. Miał bardzo ciemne, prawie czarne oczy, smutne i przepełnione lękiem. Mały, zgrabny nosek z kilkoma bladymi piegami, trochę odstające uszy i dosyć wąskie usta. Był całkiem ładnym chłopcem, ale bardzo zaniedbanym, u fryzjera nie był od kilku lat, a ubrania były brudne i połatane. Arthur znosił to dzielnie, z czasem nawet przestało go to obchodzić. Po prostu szedł dumny i wyprostowany, nie zważając na obelgi wścibskich sąsiadów i zgryźliwe uwagi dziewczyn z jego wioski. Jednak dzisiaj coś w nim pękło, z rozgoryczeniem patrzył na swoje żałosne odbicie, miał wrażenie, że za chwilę lustro rozsypie się w drobny mak, bo nie zniesie więcej widoku takiego brzydactwa. Z westchnieniem odwrócił wzrok, chwycił płaszcz i zarzucił go sobie na ramiona. Otworzył drzwi i wyszedł, obrzucił krytycznym spojrzeniem ciemny korytarz i szedł bezszelestnie po schodach, nie chciał obudzić rodziców. Szedł przez mroczny przedpokój, a jego kroki odbijały się echem od zimnych, grubych ścian. Po raz pierwszy zaczął się przyglądać obrazom zawieszonych na mosiężnych hakach. Jeden z nich przedstawiał brodatego staruszka, dzierżącego w dłoni miecz i tarczę z dziwnym symbolem, drugi kobietę z gęstymi blond włosami, z przesłodzonym uśmiechem, trzymającą w dłoni berło. Arthur nie mógł odczytać napisów pod obrazami, ponieważ były one napisane w innym języku. Chłopiec jeszcze przez chwilę wlepiał wzrok w tabliczki pod portretami, próbując rozszyfrować ich znaczenie, lecz po chwili wzruszył ramionami i wyszedł z cichym skrzypieniem drzwi.
Przeszedł przez bramę domostwa i ruszył opustoszałą ścieżką, prowadzącą na ukochaną łąkę. Włożył ręce do kieszeni i maszerował wśród świergotania słowików i piania kogutów. Przykrył się szczelniej płaszczem i spojrzał w niebo. Słońce dopiero wstawało, a blade promyki oświetliły wioskę. W końcu po kilku minutach dotarł do upragnionej łąki. Uśmiechnął się widząc staw, po którym pływały kaczki, zająca kicającego beztrosko wśród traw, ulubioną starą gruszę, pod którą tak kochał siedzieć. Ten widok przepełnił go szczęściem i wzruszeniem. Podszedł powoli do drzewa, popatrzył na nie z czułością i usiadł na jednym z wystających konarów. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w turkusowe niebo, zachwycając się nad jego pięknem: białymi chmurkami, układającymi się w różne kształty, ptaki, które raz po raz przelatywały z wesołym świergotem, ciepły wiaterek, który przyjemnie owiewał twarz.Chwilę później obrócił głowę w stronę jeziora i poczuł przemożną ochotę wskoczenia do niego, mimo, że nigdy nie uczył się pływać. Dzisiaj, woda migotała w blasku słońca, piękna, spokojna, taka przyjazna. Podniósł się z ciepłej ziemi, podparł się o mokry od rosy pień drzewa i bardzo powoli przeszedł przez łąkę i stanął nad brzegiem stawu. Ważka przeleciała nisko nad pofalowaną taflą wody, zniekształcając odbicie Arthura. Chłopiec długi czas patrzył w błękitne odmęty jeziora, zachwycając się najmniejszymi ich drganiami. Woda jest taka piękna, czemu nigdy tego nie zauważał? Kochał łąkę, i znał ją jak własną kieszeń, jednak aż do dziś, nie zwracał uwagi na jezioro. Po chwili jego ręka sama powędrowała w stronę wody, jednak zamiast się w niej zanurzyć, to woda dotknęła ją. Arthur natychmiast odskoczył od stawu, a jego serce waliło jak szalone. „To tylko moja wyobraźnia" - powiedział w duchu. Usiadł na trawie i próbował się uspokoić, i mimo, że był przestraszony, postanowił znów zbliżyć się do jeziora. Przyciągało go, aż dziwne, że wcześniej tego nie wyczuł. Wyciągnął drżącą dłoń nad lśniącą taflę wody i powoli zaczął poruszać ręką. Chłopiec przestraszył się nie na żarty, nad powierzchnią pojawiła się mała kula wody, migocąca wszystkimi kolorami tęczy, która natychmiast z powrotem wlała się do stawu. Arthur uciekł i znowu usiadł w cieniu gruszy. " Co to było?" - spytał się sam siebie. Długo zastanawiał się o co w tym wszystkim chodzi. Nagle naszła go dziwna myśl: „Magia? Nie... przecież nie istnieje" - skarcił się w duchu - W takim razie co to było?" Na to pytanie jednak nie umiał sobie odpowiedzieć. Arthur oparł głowę o pień drzewa i zamknął oczy. Tak przyjemnie było siedzieć na łące, gdy ciepłe promyki słońca pieściły delikatnie twarz, a źdźbła traw muskały dłonie. Słysząc kwakanie kaczek i śpiew ptaków...
Arthur siedział starą gruszą, razem z dziewczyną o szmaragdowozielonych oczach. Zaśmiała się głosem anioła i obróciła głowę, machając długimi, rudymi włosami. Druga dziewczyna, o brązowych włosach, zbierała stokrotki rosnące przy stawie. Chłopiec z dziwnym błyskiem w oczach, obserwował z zaciekawieniem sikorkę wijącą gniazdo na jednej z gałęzi. Nagle scena zmieniła się... Arthur stał w zimnym, ciemnym pomieszczeniu, oświetlonym tylko jedną pochodnią, a gdzieś w oddali słyszał czyjś głos:
- Arthur... - wyszeptała dziewczyna - Jestem tutaj!
- Gdzie? - spytał zrozpaczony - Nie widzę cię!
- Arthur, ratunku! Pomóż mi! - krzyknęła dziewczyna.
Bez zastanowienia pobiegł wgłąb korytarza, wszędzie panowała ciemność, nie widział nic. Skręcił w prawo i natrafił na ślepą uliczkę, więc szybko zawrócił i popędził ile sił w nogach.
- Hej! Gdzie jesteś? - krzyknął przerażony chłopak.
Ale Arthur usłyszał tylko przeraźliwy krzyk...
- Nie! - krzyknął chłopiec, i zdał sobie sprawę, że wciąż leży pod gruszą. Arthur przez kilka minut próbował otrząsnać się z tego snu. „Dlaczego znowu ta dziewczyna? Może skądś ją znam? Może ją kiedyś widziałem?" Takie pytania krążyły po biednej głowie chłopca, ale nie znalazł na nie odpowiedzi. Wzrok Arthura znów zwrócił się w stronę jeziora. Po chwili zawahania, znów podszedł do jeziora i wykonał ten sam ruch ręką. Tak jak się spodziewał, ze stawu wyłoniła się kula wody, migocąca wszystkimi kolorami tęczy. Arthur zaczął nią poruszać tak, że zaczęła pływać w powietrzu. Całkowicie pozbył się strachu, jaki budziła w nim woda. Po raz pierwszy tak naprawdę się uśmiechnął patrząc, jak kula delikatnie porusza się w blasku słońca.
- Hej, Jessika! - Arthur, słysząc głos jakiejś dziewczyny, upuścił kulę wody, która rozprysła się zachlapując mu płaszcz. Chłopiec szybko uciekł i skrył się za grubym pniem gruszy, obserwując co się dzieje. Jakieś nieznane mu dziewczyny szły ścieżką prowadzącą od niewielkiego gospodarstwa. Jedna brązowowłosa, druga ruda, jednak były zbyt daleko, by zobaczyć ich twarze. Gawędziły wesoło i z czegoś się śmiały. W końcu podeszły tak blisko, że Arthur mógł się im przyjrzeć, i serce w nim zamarło. Ruda zaśmiała się głosem anioła i machnęła długimi, gęstymi włosami. „To niemożliwe" - powiedział w myślach chłopiec, jednak gdy zobaczył jej oczy; p[/align]iękne, szmaragdowozielone, błyszczące jak najdroższe klejnoty, zrozumiał. To Ona.
- Lily? After all this time?
- Always.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Bractwo Żywiołów - przez Charsi13 - 28-12-2012, 17:28
RE: Bractwo Żywiołów - przez Lexis - 28-12-2012, 18:17
RE: Bractwo Żywiołów - przez Hanzo - 28-12-2012, 18:40
RE: Bractwo Żywiołów - przez Charsi13 - 28-12-2012, 23:16
RE: Bractwo Żywiołów - przez Lexis - 29-12-2012, 14:46
RE: Bractwo Żywiołów - przez InFlames - 30-12-2012, 21:48
RE: Bractwo Żywiołów - przez Hanzo - 22-01-2013, 20:53
RE: Bractwo Żywiołów - przez Ahab - 17-10-2013, 11:53
RE: Bractwo Żywiołów - przez Companier - 20-10-2013, 18:54

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości