Ocena wątku:
  • 5 głosów - średnia: 4.4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Natchnienie
#1
Cytat:Do napisania tekstu natchnęła mnie praca kolegi Hanzo pt. "WILGOTNA, UPRAGNIONA CISZA" link: http://www.via-appia.pl/forum/showthread.php?tid=9929 . W moim opowiadaniu znajduje się także bezpośrednie nawiązanie do w.w tekstu. Bardzo dziękuje koledze za pozwolenie i pomoc przy pracy nad moim tekstem. Dziękuję także BlackPepper i Kapadocji za wyrażenie wstępnych opinii.

Natchnienie

Światem nie rządzą Bogowie. Nie ma zbawcy, do którego po śmierci uciekną wasze przestraszone duszyczki. Wszystko, na co możecie liczyć, to paląca umysły nicość. Ciemność, której lękają się nawet demony i anioły. [...] Świat jaki znacie nawet nie istnieje. Ludzie rodzą się w biegu, przygotowywani do pogoni po życiowy sukces. Wielu w drodze do swego spełnienia zatraca się bezpowrotnie. Zaślepieni złudnym migotaniem oddalającego się celu popadają w szaleństwo.[...]Wyższe istoty, dla których jesteśmy tylko zabawkami, porzuconymi gdzieś daleko w wielkim wszechświecie, potrafią spełniać błahe ludzkie zachcianki. Jednak każda przysługa niesie ze sobą okrutną cenę.
[...]Byłem pustą skorupą, nieustannie poszukującą natchnienia. Obecnie, ku mojej wielkiej uciesze, posiadłem moc dawno zapomnianą.[...] Otacza mnie błoga, niemal przerażająca cisza. Jest mi tak dobrze – piszę.
[…] Słyszałem własną ciszę, widziałem ją, dotykałem, niesiony prawdziwym, niczym nieskalanym pożądaniem...

Wstęp do „Ciszy” – autor nieznany.

Mijające w pośpiechu dni zamieniały się w tygodnie. Czas nieubłaganie gnał do przodu, bezlitośnie popędzając tych wiecznie spóźnionych. Wraz z nim pędziła Lisica czyli Magdalena Nowicka, jak to jej wypisano w dowodzie. Szaleńczy bieg po sławę i bogactwo rozpoczął się zaledwie kilka miesięcy temu. Choć, jak sama zwykła mówić: artystą to się trzeba urodzić. Jedyny problem polegał na tym, że jej dar (rzekomo pochodzący od Boga) nie miał jeszcze szans, by się narodzić, nie mówiąc już o zaistnieniu w tym szarym społeczeństwie.
Lisica jeszcze nim wyjechała do wielkiego miasta – a minęło już kilkanaście miesięcy – obiecała sobie, że zostanie wielką malarką. Wytrwale trzymała się obranej przez siebie drogi, spędzała całe dnie wewnątrz ciasnego pokoju, starając się stworzyć dzieło życia. Płynący czas oraz efekty pracy coraz bardziej utwierdzały ją w przekonaniu o beztalenciu. Nie mogąc doczekać się pomocnej dłoni od Boga, postanowiła, że sama zadba o swoją przyszłość i talent. Przecież na świecie musi być więcej bóstw, bożków i całego tego tałatajstwa skłonnego do pomocy.

Raz, raz, dwa, trzy, słychać mnie? Chyba tak, oby. Nazywam się Lisica, tak, tak to mój pseudonim artystyczny. Otóż, jestem początkującą malarką, ale już niedługo się to zmieni. Nie tak dawno natrafiłam na książkę, czy raczej dziennik, tragicznie zmarłego pisarza. Mógł być wielki, jednak głupiec rozdrapał sobie uszy łyżką do cukru. Wyobrażacie to sobie?! Podobno „głuchy” własną krwią opisał swe kontakty z osobami, które nazywał „odwiecznymi” - szaleniec. Twierdzi także, że Bóg nie istnieje, czy też jest tylko zabawką. Niewiele zrozumiałam, nie wszystkie fragmenty były czytelne. Zamierzam jednak sama spróbować kontaktów z tymi „odwiecznymi” osobami. Zaszkodzić nie zaszkodzi, wróżki także miały polec a przepowiedziały mą sławę! Mam także zdecydowanie dość ciągłych prób, starań i negatywnych ocen krytyków. Pokażę im jeszcze, że nie powinni ze mną zadzierać. Zamierzam także nagrać wszystkie ważne elementy na drodze do sławy. Nie chcę, by po latach jakiś baran piszący mą olśniewającą biografię coś przegapił. Może nawet te przygotowania pomogą innym na ich drodze do sławy... kto to wie.
Przygotowania idą szybko i bez większych przeszkód... no może poza jednym, małym incydentem. Dziś, nie dalej jak kilka godzin temu, odwiedzili mnie tajemniczy panowie podający się za jakieś tam służby. Mieli te swoje plakietki i gwiazdki, jednak nie budzili mojego zaufania. Źle patrzyło im z oczu. Wydawali się tacy zimni, niewrażliwi, aż mi ciarki po kręgosłupie przeszły. Szukali niejakiego „nekrominomigonu” lub czegoś o zbliżonej nazwie. Zdecydowanie powinni popracować nad wymową - oprychy. Spławiłam ich szybko. Chciałam jednak zaznaczyć, że pozostałości po zmarłym pisarzu zdobyłam drogą uczciwą i pozbawioną wszelkich niemoralnych czynów. Moich źródeł co prawda nie mogę wyjawić, więc uznajmy to za tajemnicę artystyczną! Każdy szanujący się twórca powinien taką mieć.


Mijały tygodnie, Lisica uporczywie gromadziła wszelkie potrzebne przedmioty do odprawienia rytuału. Nocami malowała wzory i symbole na podłodze swojego obskurnego mieszkanka. Podczas dnia niestrudzona, raz za razem, studiowała kartki pamiętnika. Starała się zapamiętać każde słowo. Traktowała je z niezwykła czułością, chowając głęboko w czeluściach pamięci. Nagrywanie spadło na dalszy plan. Kobieta zdawała się zatracać w swym szaleństwie. Odwróciła się od rodziny i znajomych, stając odludkiem. Wszystkie okna swojego mieszkania szczelnie pozasłaniała starymi szmatami. Jedyne źródło światła stanowiła stara, brudna żarówka leniwie zwisająca z wystającego z sufitu przewodu. Starzy przyjaciele, a obecnie tylko obcy ludzie wchodząc do środka stwierdziliby raczej, że trafili do meliny brudnych ćpunów, a nie pracowni młodej malarki. Świat Liska stawał się ponury, choć ona tego nie dostrzegała, inni niestety już tak.

Zatroskana sąsiadka, niejaka pani Roztocka, zaniepokojona dziwnymi hałasami oraz krzykami Magdaleny postanowiła przedzwonić i wezwać mundurowych, co by w końcu zadbali o dobrą niewiastę. Przestępując z nogi na nogę, niecierpliwie podglądała przez lekko uchylone drzwi. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego Lisica się tak bardzo zmieniła. Pamiętała ją jako zawsze uśmiechniętą, pomocną dziewuszkę, zmagającą się z trudnościami tego świata. Kiedyś mogła poprosić ją o cokolwiek, obecnie bała się zbliżać do jej mieszkania. Pani Roztocka czasami traktowała Magdalenę jak swą własną córkę, były tak do siebie podobne. Zapraszała ją na herbatkę lub też sama odwiedzała z małym zawiniątkiem pełnym łakoci. Razem rozmawiały o sztuce, nowych obrazach oraz planach na przyszłość. Dziewczyna była jedyną przyjaciółką starszej sąsiadki. Pani Roztocka naprawdę się obawiała, przecież to jeszcze takie niewinne dziecko.

Tomasz, młody policjant, zaledwie kilka dni temu cieszył się z awansu. Nareszcie mógł pożegnać drogówkę i parkometry. Obecnie wraz z swym nowym partnerem, dużo bardziej doświadczonym Michałem przemierzali miasto w srebrnym radiowozie. Tomasz opowiadał koledze o swej żonie Julii oraz Robercie, zaledwie dwu i półrocznym synku. Tłumaczył także swoje powody dla których wstąpił do akademii. Michał szybko zauważył młodzieńczą naiwność nowego. Wróciły wspomnienia. Dwanaście lat temu, kiedy przydzielili mu pierwszego partnera, zachowywał się dokładnie tak samo. Życie jednak szybko udowodniło, że praca policjanta to nie przelewki. Uśmiechnął się do Tomasza, klepiąc go czule po ramieniu. Ufał że uda im się szybko zaprzyjaźnić, wierzył także, że wyprowadzi Tomka na dobrą drogę. Wyszkoli go na wspaniałego detektywa.
Dzień wydawał się spokojny. Minęła już większa połowa ich dzisiejszej służby, postanowili więc udać się do kawiarenki na obrzeżach miasta, na ciepłą kawę oraz małą przekąskę. Kiedy byli już blisko celu odezwało się radio, prosząc o interwencję nieopodal ich obecnej pozycji. Michał zmierzwił swe siwe włosy, pozwalając nowemu odpowiedzieć na wezwanie. Sam nieco zasmucony utraconą kawą, skierował pojazd na dobrze znaną mu ulicę. Tomka rozpierały pozytywne emocje. Jego pierwsza prawdziwa interwencja w terenie. Raz ostatni sięgnął do kieszonki na piersi, w której trzymał rodziną fotografię. Ucałował ją dziękując Bogu za dzisiejszy dzień. Jego marzenia właśnie się spełniały...

Po niespełna godzinie od wezwania, dwóch wysokich mężczyzn dumnie noszących odznaki stanęło pod drzwiami do pokoju Lisicy. Roztocka zdecydowała się opuścić kryjówkę. Po krótkiej wymianie zdań, oraz wielu uderzeniach w odrzwia, funkcjonariusze zdecydowali się wejść siłą. Wnętrze spowijała dziwna, gęsta mgła oraz nieznośny zapach siarki. Policjanci złapali latarki, rozpraszając silnymi promieniami światła spowijający ich mrok. Chwilę później mieszkanie wypełnił przeraźliwy krzyk zdający się pochodzić z najdalszych czeluści samego piekła.

Silny wiatr unosił wysoko resztki popiołu. Smród spalenizny mieszający się z cuchnącym odorem palonego ludzkiego mięsa zmusił Lisice do zasłonięcia twarzy. Upłynęła długa chwila niepokojącej ciszy nim Magdalena ponownie mogła ruszyć przed siebie. Idąc, lękliwie rozglądała się dookoła podziewając wszechobecne zniszczenie. Widziała posągi torturowanych ludzi - doskonale uwiecznionych w chwili największej katuszy. Ich krzyczące, jednak wciąż nieme twarze, zdawały się błagać o pomoc. Połamane, surrealistyczne ciała wyrzucały swe powyginane ręce daleko przed siebie, modląc się o gest miłosierdzia. Lisica mijała kolejne rzeźby, krocząc po kamienistej drodze, która coraz bardziej pokrywała się bursztynową posoką, wyciekającą z zakamarków zrujnowanego miasta. Daleko jeszcze poza jej wzrokiem malował się obraz niekończącej się bitwy.
Magdalena przystanęła, płacząc ze wzruszenia, bowiem oto odnalazła natchnienie doskonałe: Forum Romanum, centrum świata umarłych, najpiękniejszy z widoków kiedykolwiek oglądanych przez ludzi.
Wielki plac równo wyłożony kostką plamiły litry krwi. Resztki gnijącego mięsa porozrzucano dookoła, jakby karmiono nim wygłodniałe bestie. Natomiast na obrzeżach targu wznosiły się wielkie kolczaste twory uformowane na podobieństwo chrześcijańskich krzyży, na które bestialsko ponabijano ciała aniołów. Ich niegdyś śnieżnobiałe skrzydła, teraz splamione krwią przerażająco opadały ku dołowi obdzierając z nadziei spoglądających. Niebiańscy strażnicy byli jednak tylko dekoracją. Pole bitwy wkrótce miało przebudzić się na nowo.
Krzyki umierających wypełniły najdalsze zakamarki Forum Romanum. Przestraszona Magdalena pospiesznie przeszukała kieszenie w poszukiwaniu swojego dyktafonu. Bała się. Bała się strachu przed nieznanym.

Boże proszę dopomóż. Rytuał opisany w zapiskach tego szalonego pisarza powiódł się. Teraz jestem uwięziona w jakimś nieznanym mi świecie. Nie jestem pewna czy to jawa czy też sen. Wszystko zdaje się takie surrealistyczne. […] Krzyki, po raz kolejny krzyki. Coraz głośniejsze, coraz bliższe, zdają się niemal ocierać o mą duszę. Rozglądam się jednak nikogo nie widzę. Proszę, proszę zostawcie mnie w spokoju.

Lisica upadła na kolana, tuląc głowę w ramionach. Starała się uciec w bezpieczny azyl wspomnień z dzieciństwa. Tymczasem przeklęte armie ponownie zwarły się ze sobą, odtwarzając uporczywie swój los. Dzielni mężowie Rzymscy bronili żon, dzieci przed brudnymi łapskami najeźdźców. Najeźdźców wyplutych wprost z najmroczniejszych zakamarków wszechświata. Plugawe istoty, które swym wyglądem przypominały wielkie goryle z drewnianymi maskami miast głów. Ich skóra cała w bruzdach i oparzeniach zdawała się wtapiać w kojącą czerń nocy. Przemierzali pole bitwy, kryjąc się w cieniu. Atakowali z zaskoczenia. Ich wielkie łapska służyły im za broń. Ostre jak brzytwy pazury, rozrywały mięso, łamały kości. Śmiertelnie przestraszeni Rzymianie starali się uciekać, wrzeszcząc z bólu. Najeźdźcy jednak napawali się ich strachem, krzyki umierających wywoływały u nich szał. Niesieni prawdziwym pożądaniem ściągając swe maski, ujawniali najgorsze z obrazów jakie mógł zobaczyć człowiek. Ich twarze były przesiąknięte złem. Magdalena nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów by opisać okrutne uśmiechy, towarzyszące uczcie jaką urządzali. Zaciskali wielkie zębiska, rozrywając swe ofiary na strzępy. Rzymianie jednak nie umierali. Najeźdźcy bowiem swymi ukąszeniami zatruwali ich ciała, zmieniając w przerażające posągi.
Lisica leżąc, skomlała pośrodku tej masakry, zdawała się przeżywać nieludzkie katusze. Jej oczy płonęły z bólu, uszy zdawały się głuche, jednak wciąż wypełnione tym przeraźliwym krzykiem. Magdalena starała się uciec, opuścić to przeklęte miejsce, jednak nieważne jak daleko i jak szybko biegła zawsze lądowała w centru Forum.

Nie ma już dla mnie ucieczki. Mamo, tato przepraszam was ale ja... ja już nie mogę dłużej tego znieść. Przenikający przeze mnie wojownicy zdają się pozostawiać część swego cierpienia. Cierpienia które wypełnia i rozrywa moje ciało. Trzęsą mi się ręce. Oczy krwawią... jednak już niedługo. Wiem co zrobić, by nastała upragniona cisza, ukojenie dla mego serca, duszy. Przepraszam was... Boże, Boże drogi miej mnie w swej opiece...

Dyktafon łapczywie pożarł ostatnie tchnienie Liska. Ona natomiast w akcie skrajnej furii palcami starała się wyrwać, wyłupić własne gałki oczne. Szkarłatna posoka leniwie spływała po nadgarstkach. Usta wypełniał łamiący serce krzyk. Gdy wreszcie nastała kojąca ciemność, przyszedł czas na ten przeklęty hałas. Po raz ostatni wstała, zbierając resztki sił. Śmiała się, lecz dźwięki, które wydawała były dalekie od wesołego rechotu. Miała na swych rękach ludzką krew...

W mieszkaniu pani Magdaleny Nowickiej odnaleziono dwóch martwych policjantów. Oprawca przez długi czas torturował swoje ofiary nacinając, przypalając oraz miażdżąc ich ciała. Zgony jednak nie nastąpiły w wyniku odniesionych obrażeń. Pewnym jest, że tuż przed śmiercią oprawca spuścił całą krew z ofiar co było bezpośrednią przyczyną zgonu. Wyłupiono im także gałki oczne, które wraz z dwoma parami innych (przypuszczalnie pani Roztockiej oraz pani Nowickiej) zwinięto razem kawałkiem jelita w sposób przypominający wisior z kuleczkami. Pozostawiono je zawieszone na przewodzie wystającym z sufitu.
Na wszystkich ścianach mieszkania pani Nowickiej wymalowano bestialskie, godzące w uczucia każdego prawego chrześcijanina akty. Każdy z „obrazów” był dokładnie opisany w równie zdeprawowany sposób. Jak wykazuje ekspertyza to właśnie krew funkcjonariuszy posłużyła jako farba. Ciał pani Roztockiej oraz pani Nowickiej nie odnaleziono.

Mariusz szaraczek żyjący na obrzeżach Krakowa. Pomimo że posiada dobrze płatną pracę oraz kochającą rodzinę, czuję się nieszczęśliwy. Depresja zalewająca go każdego poranka, kiedy to udaje się do swego biura, liczyć te nędzne cyferki powiększa się z dnia na dzień. Myśli samobójcze odpędza jego jedyna, prawdziwa pasja – gra na fortepianie. Od młodzieńczych lat marzy o karierze sławnego maestro. Chcę dawać koncerty na całym świecie, być uwielbianym. Jednak jak to w życiu bywa, nie zawsze dostajemy to czego oczekujemy. Kilka lat zbierał na swój pierwszy instrument. Gdy wreszcie jego upragniony, lśniąco czarny fortepian stanął w domu, okazało się że Mariusz jest już za stary. Każdy z instruktorów, których przez wiele miesięcy wyszukiwał i odwiedzał stwierdzał to samo: w pana wieku wielka sława nieosiągalna. Mariusz jednak się nie poddawał. Wykupił lekcje, co dnia uporczywie trenował. Jednak efekty były marne, prawie znikome. Wszystko miało się zmienić, kiedy znalazł pewien stary podniszczony przez czas dyktafon. Dyktafon niegdyś splamiony krwią niewinnych...
Don't get too close
It's dark inside
It's where my demons hide...


"The Edge... there is no honest way to explain it because the only people who really know where it is are the ones who have gone over."
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Natchnienie - przez Magiczny - 14-12-2012, 15:02
RE: Natchnienie - przez księżniczka - 14-12-2012, 15:35
RE: Natchnienie - przez shinobi - 14-12-2012, 15:42
RE: Natchnienie - przez Magiczny - 14-12-2012, 16:54
RE: Natchnienie - przez anarchist - 14-12-2012, 19:38
RE: Natchnienie - przez Magiczny - 14-12-2012, 20:02
RE: Natchnienie - przez Hillwalker - 15-12-2012, 05:39
RE: Natchnienie - przez blackpepper - 15-12-2012, 15:47
RE: Natchnienie - przez Piramida88 - 21-12-2012, 20:18
RE: Natchnienie - przez Hanzo - 21-12-2012, 21:08
RE: Natchnienie - przez Magiczny - 23-12-2012, 20:15
RE: Natchnienie - przez haniel - 27-01-2013, 15:04
RE: Natchnienie - przez Magiczny - 27-01-2013, 15:14
RE: Natchnienie - przez Szaden - 28-01-2013, 19:04
RE: Natchnienie - przez Predator - 22-02-2013, 19:17
RE: Natchnienie - przez Magiczny - 23-02-2013, 13:59

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości