Rammstein - Liebe Ist Fur Alle Da
Rammstein to jeden z tych zespołów, które dają słuchaczom tylko dwie opcje – albo kochasz, albo nienawidzisz. Przeciętny telewidz Vivy, czy MTV powie, że Liebe ist fur alle da to kolejny twór obłąkanych dewiantów z Niemiec. Jest jednak w nich coś wyjątkowego. Coś, co dało im światową sławę mimo, że nie szli na żadne kompromisy z popkulturą i jej standardami. Coś, co sprawiło, że boi się ich nawet Metallica. Wystarczy ten zespół dobrze poznać, zwrócić uwagę na teksty i ich przekaz, a Rammstein nas oczaruje. Ostatni album jest...czymś nowym, ale jednak dobrze znanym. Jego zawartość to harmonijne połączenie surowości z początku kariery i bogactwa melodii z dwóch ostatnich płyt. Utwory na nowej płycie nie są tak motoryczne, jak np. na Sehnsucht, ani nie zachwycają różnorodnością aranżacji jak Rosenrot, są jednak w pewnym sensie wypadkową twórczości tych dwóch bardzo różnych okresów istnienia Rammsteina. W odstawkę poszło dawne zamiłowanie zespołu do elektronicznych dźwięków – przeważa organiczne granie na tradycyjnych instrumentach. Teksty jak zwykle zmuszają do myślenia za pomocą terapii szokowej. Jak to zwykle bywa – czego boją się dotknąć „przyzwoici” artyści – o tym Rammstein gra bez skrupułów. Muzycy nie powstrzymali się kiedyś od skomentowania w piosence Mein Teil słynnej sprawy kanibala szukającego ofiar w Internecie, a więc na nowym albumie nie przepuścili też Josefowi Fritzlowi. Historia ta zresztą dobrze komponuje się z całością materiału. Opowiada on bowiem o ekstemalnych formach miłości. Formach, które dla zdrowego człowieka są zwyrodnieniem uczuć, a nie zdrową miłością. Próbkę takiej twórczości zespół zaserwował już na poprzednich albumach. Jest to szokujące, ale niestety poparte przykładami wziętymi z życia. Kto inny odważyłby się głośno piętnować te patologie, jeśli nie Rammstein? Najlepszymi wg mnie utworami są Waidmanns Heil oraz tytułowy Liebe ist fur alle da. Ciekawie prezentuje się też Fruhling in Paris, którego początek stylizowany jest na fransuską piosenkę z lat ’60. Słabych punktów w moim odczuciu jest niewiele.Osobiście przeszkadza mi wykrzykiwany charczącym głosem refren w B********(Bückstabü). Wiem, czepiam się, ale rytm perkusji w zwrotce Fruhling in Paris mógłby być nieco wolniejszy. Co do piosenki pt. Pussy i promującego ją teledysku, który zobaczyć można chyba tylko na „czerwonych stronach www”, powstrzymam się od wnikliwych komentarzy, bo to temat na długi i burzliwy wywód o środkach, po jakie desperacko sięga się w celu zdobycia rozgłosu w mediach.
Rammstein to jeden z tych zespołów, które dają słuchaczom tylko dwie opcje – albo kochasz, albo nienawidzisz. Przeciętny telewidz Vivy, czy MTV powie, że Liebe ist fur alle da to kolejny twór obłąkanych dewiantów z Niemiec. Jest jednak w nich coś wyjątkowego. Coś, co dało im światową sławę mimo, że nie szli na żadne kompromisy z popkulturą i jej standardami. Coś, co sprawiło, że boi się ich nawet Metallica. Wystarczy ten zespół dobrze poznać, zwrócić uwagę na teksty i ich przekaz, a Rammstein nas oczaruje. Ostatni album jest...czymś nowym, ale jednak dobrze znanym. Jego zawartość to harmonijne połączenie surowości z początku kariery i bogactwa melodii z dwóch ostatnich płyt. Utwory na nowej płycie nie są tak motoryczne, jak np. na Sehnsucht, ani nie zachwycają różnorodnością aranżacji jak Rosenrot, są jednak w pewnym sensie wypadkową twórczości tych dwóch bardzo różnych okresów istnienia Rammsteina. W odstawkę poszło dawne zamiłowanie zespołu do elektronicznych dźwięków – przeważa organiczne granie na tradycyjnych instrumentach. Teksty jak zwykle zmuszają do myślenia za pomocą terapii szokowej. Jak to zwykle bywa – czego boją się dotknąć „przyzwoici” artyści – o tym Rammstein gra bez skrupułów. Muzycy nie powstrzymali się kiedyś od skomentowania w piosence Mein Teil słynnej sprawy kanibala szukającego ofiar w Internecie, a więc na nowym albumie nie przepuścili też Josefowi Fritzlowi. Historia ta zresztą dobrze komponuje się z całością materiału. Opowiada on bowiem o ekstemalnych formach miłości. Formach, które dla zdrowego człowieka są zwyrodnieniem uczuć, a nie zdrową miłością. Próbkę takiej twórczości zespół zaserwował już na poprzednich albumach. Jest to szokujące, ale niestety poparte przykładami wziętymi z życia. Kto inny odważyłby się głośno piętnować te patologie, jeśli nie Rammstein? Najlepszymi wg mnie utworami są Waidmanns Heil oraz tytułowy Liebe ist fur alle da. Ciekawie prezentuje się też Fruhling in Paris, którego początek stylizowany jest na fransuską piosenkę z lat ’60. Słabych punktów w moim odczuciu jest niewiele.Osobiście przeszkadza mi wykrzykiwany charczącym głosem refren w B********(Bückstabü). Wiem, czepiam się, ale rytm perkusji w zwrotce Fruhling in Paris mógłby być nieco wolniejszy. Co do piosenki pt. Pussy i promującego ją teledysku, który zobaczyć można chyba tylko na „czerwonych stronach www”, powstrzymam się od wnikliwych komentarzy, bo to temat na długi i burzliwy wywód o środkach, po jakie desperacko sięga się w celu zdobycia rozgłosu w mediach.