Względem zapisu:
1. Dlaczego każdy wers zaczynasz dużą literą (poza drugim wersem trzeciej strofy)? W zasadzie nie czepiałabym się, gdyby nie
2. interpunkcja - zbłąkany przecinek i dwie kropki na końcach dwóch strof.
W pierwszej chwili pomyślałam, że te samotne kropki mają dać swoiste zamknięcie rozdziału pod postacią strofy. Że jest obraz, wersy, a potem kropa - koniec obrazu, rozpatrujemy coś innego. Może gdyby nie ten przecinek, dałabym się z miejsca przekonać, że tak miało być, zwłaszcza że tak właściwie to brak kropek w ostatnich strofkach mi pasuje - mam na myśli, że dwie pierwsze to dwa zamknięte rozdziały, a dwie ostatnie są nieprzerwanym ciągiem poetyckim.
Ten wół mi się trochę nie z tej bajki wydał, bo jak już pierwszy frazeologizm mnie kupił, tak następny wydał się wtrącony na siłę. Mimo że merytorycznie pasuje.
Plus powtórzenie, może i zamierzone, ale jakoś mi się gryzie:
Cytat:Śpiew mi czasem jak słowika
Spędzi z powiek sen miałkości.
Orlim okiem widzę czasem
i jeszcze tu:
Cytat:okazje co mijają bokiem
W ciszy mojej egzystencji
Mija sobie rok za rokiem
A tak już bez przesadnej, czepialskiej wręcz analizy:
Bez patrzenia na przeszkadzające mi niedociągnięcia - strasznie mi się podoba poetycki obraz Ciszy podmiotu lirycznego. W pierwszej chwili próbowałam się odnaleźć i szukałam punktu zaczepienia, którym okazało się:
Cytat:Orlim okiem widzę czasem
okazje co mijają bokiem
W ciszy mojej egzystencji
Mija sobie rok za rokiem
Wczułam się, bo też wydało mi się, że pojmuję ten stan. Dzięki temu trzepot, ćwierkanie serca, tyranie w samotności, śpiew słowika, krzyk serca w mroku; wszystko to stało mi się bliższe i też zupełnie zrozumiałe.
Wszystko, poza tą, cholera, dziewczyną.
Muszę przyznać, że przez dwa ostatnie wersy zastanawiam się, czy to jest romantyczny wiersz, czy jednak dramat, jako że dziewczyna krzyczy, ale nie chce (czy może właśnie po prostu nie potrafi?) przerwać ciszy.
Jeden z lepszych wierszy, które ostatnio czytałam. Pierwszy w ostatnim czasie, w którym poczułam się "jak u siebie" - w sensie że choć przez chwilę mogłam uosobić się z podmiotem lirycznym. I nawet nie było mi z tym wcale źle. Nieco melancholijnie, ale w porządku.
Przez ten osobliwy zapis (który podciągnęłabym pod meine lieben awangardę, gdyby nie niekonsekwencja, której nie załapałam mimo chęci najszczerszych), widzi mi się takie bardzo dobre 4 z małym plusem.