28-05-2016, 20:50
biegnę upadam wstaję
i znów biegnę boli
uciekam od nie zawsze
do nie wiadomo dokąd
wrzawa pogoni
narasta za mną
i się rozprzestrzenia
serce mam w gardle a duszę
niczym ciężki plecak
dźwigam na ramieniu
uciekam przed obławą
przed głosem sumienia
dniało
w zalewie żółci na wschodzie
powoli wypłynęło
zza horyzontu który
został objawiony
słoneczne oko
krwią podbiegłe kaprawe
wściekle łypie wokół
ono także by chciało
mieć udział w pogoni
natychmiast wytrysnęło
strugą żółtej ropy
w przestrzeń wypluło macki
w parodii promieni
wskazując moją kryjówkę
bestii co mnie tropi
czym prędzej więc wylazłem
z dziury spod kamienia
przeganiając stonogi
rozpierzchłe w popłochu
nagle obraz się zmienia
z brzemiennych obłoków
lunął na wszystko wokół
strumień łez gorzko słonych
spływają w potoku
przede mną rzeka wzbiera
a z przeciwnej strony
nadciągają myśliwi
znów biegnę jak szalony
uciekam przed postaciami
bez kształtu i bez twarzy
nie przecież mają oblicza
bliskich pokrzywdzonych
przede mną rzeka wzbiera
znalazłem przeprawę
na każdym kroku pułapki
zatrzaskują się niemal
w pamięci całe życie
przewija się w scenach
niedobrze je przeżyłem
nie potrafiłem sprostać
teraz bestie z koszmaru
gnają mnie prosto w potrzask
biegnę bez tchu a w bezczasie
kukułka szyderczym głosem
czas odmierzać zda się
raptem ściana przeszkodą
dalej ani kroku
zbliżają się senne bestie
nie podnoszę wzroku
ręce przed siebie wyciągną
dłonie zagięte w szpony
skierują w przód wymachują
lecz nie w moją stronę
wskazują na coś poza mną
rzucam się więc na ścianę
ustąpiła zamigotało
w stroboskopowym błysku
to czerni to bieli obraz zniknął
zrywam się mokry spocony
w pomiętej pościeli
budzę się a w bezczasie
kukułka szyderczym głosem
czas odmierzać zda się
zamiera ulga w chwili
gdy nagła myśl mnie omiata
przecież pułapka jest tutaj
po tej stronie świata
J.E.S.
i znów biegnę boli
uciekam od nie zawsze
do nie wiadomo dokąd
wrzawa pogoni
narasta za mną
i się rozprzestrzenia
serce mam w gardle a duszę
niczym ciężki plecak
dźwigam na ramieniu
uciekam przed obławą
przed głosem sumienia
dniało
w zalewie żółci na wschodzie
powoli wypłynęło
zza horyzontu który
został objawiony
słoneczne oko
krwią podbiegłe kaprawe
wściekle łypie wokół
ono także by chciało
mieć udział w pogoni
natychmiast wytrysnęło
strugą żółtej ropy
w przestrzeń wypluło macki
w parodii promieni
wskazując moją kryjówkę
bestii co mnie tropi
czym prędzej więc wylazłem
z dziury spod kamienia
przeganiając stonogi
rozpierzchłe w popłochu
nagle obraz się zmienia
z brzemiennych obłoków
lunął na wszystko wokół
strumień łez gorzko słonych
spływają w potoku
przede mną rzeka wzbiera
a z przeciwnej strony
nadciągają myśliwi
znów biegnę jak szalony
uciekam przed postaciami
bez kształtu i bez twarzy
nie przecież mają oblicza
bliskich pokrzywdzonych
przede mną rzeka wzbiera
znalazłem przeprawę
na każdym kroku pułapki
zatrzaskują się niemal
w pamięci całe życie
przewija się w scenach
niedobrze je przeżyłem
nie potrafiłem sprostać
teraz bestie z koszmaru
gnają mnie prosto w potrzask
biegnę bez tchu a w bezczasie
kukułka szyderczym głosem
czas odmierzać zda się
raptem ściana przeszkodą
dalej ani kroku
zbliżają się senne bestie
nie podnoszę wzroku
ręce przed siebie wyciągną
dłonie zagięte w szpony
skierują w przód wymachują
lecz nie w moją stronę
wskazują na coś poza mną
rzucam się więc na ścianę
ustąpiła zamigotało
w stroboskopowym błysku
to czerni to bieli obraz zniknął
zrywam się mokry spocony
w pomiętej pościeli
budzę się a w bezczasie
kukułka szyderczym głosem
czas odmierzać zda się
zamiera ulga w chwili
gdy nagła myśl mnie omiata
przecież pułapka jest tutaj
po tej stronie świata
J.E.S.