05-07-2015, 22:18
Moja klatka piersiowa unosiła sie i opadała w szybkim tempie. Leżałam zmęczona na środku sali treningowej i słuchałam piosenki From Yesterday, która akurat leciała z głośników. Czułam jak mata na której się znajdowała jest mokra od mojego potu, tak jak całe moje ciało. Codzienne treningi mnie wykańczały nie tylko fizycznie ale i psychiczne. Nie był to jednak mój pomysł. To wszystko wina mojego ojca, który ubzdurał sobie ze powinnam umieć się sama obronić w tych niespokojnych czasach. I choć ciężko mi to było przyznać miał rację.
Jeszcze nie tak dawno wszystko było dobrze i wydawać by się mogło, że jestem zwyczajną licealistką. W rzeczywistości jednak było zupełnie inaczej.
Jakieś trzy lata temu kiedy odeszła mama razem z tatą przeprowadziliśmy sie do jakiejś zapadłej dziury o nazwie Willborow. Jakby tego było mało każdego dnia w szkole przezywałam koszmar. W zasadzie tylko Kol trzymał mnie przy zdrowych zmysłach. Wysoki brunet o fioletowych oczach który już prawie od dwóch lat był moim najlepszym przyjacielem. Na domiar złego w szkole jakiś czas temu pojawił się zielonooki szatyn, który doprowadzał dziewczyny do szaleństwa. Nie mogłam zrozumieć co takiego w nim było, że nawet ja zaczęłam się nim inwestować, mimo iż nie przepadłam za niegrzecznymi chłopcami.
Zamknęłam oczy aby uspokoić oddech. Muzyka przestała grać. W pewnym momencie po sali rozbiegł sie odgłos otwieranych drzwi, a zaraz po tym trzask alarmujący o ich zamknięciu. Nadal leżałam bez ruchu na macie. Usłyszałam jak ktoś podchodzi do stojaka z białą bronią i zdejmuje z niej łuk. Nagle jedna ze strzał przeleciała przez sale i wbiła się w mate zaledwie kilka centymetrów od mojej głowy.
- Co ty robisz do cholery?! - krzyknęłam wściekła zrywając się z maty i szybkim krokiem udając się w kierunku napastnika. To był on, zielonooki przystojniak.
Od kilku dni za mną chodził. A co gorsza uczył mnie samoobrony i spędzał przerażająco dużo czasu w moim domu.
Alex - bo tak miał na imię - stał z łukiem w lewej ręce, w samych spodniach od dresu opuszczonych nisko na biodrach, a na twarzy gościł ten jego arogancki uśmieszek. Moje wściekłe oczy powędrowało na jego mięśnie. Był spocony tak samo jak ja.
- Gapisz się, znowu. - powiedział odkładając łuk.
Szybko podniosłam wzrok i spojrzałam w jego szmaragdowe oczy.
- Co ty robisz?! - krzyknęłam ponownie.
- Nic.
- Jak to nic?!
- Powinnaś być bardziej czujna. Ktoś mógł by cie zaatakować, a co gorsza zabić. A tego byśmy nie chcieli.
Zachowywał się podle jak zawsze. Nie miałam pojęcia jakim cudem przekonał on mojego tatę na coś takiego. Dobrze wiedziałam jak zachowuje się mój ojciec kiedy kręcił się koło mnie jakiś chłopak. Wpadał w szał.
- Bardzo śmieszne. - oburzyłam się. Założyłam ręce na piersi i zaczęłam iść w kierunku drzwi. Alex mi na to jednak nie pozwolił. Z prędkością światła znalazł się miedzy mną, a drzwiami. Złapał mnie w pasie i przeniósł z powrotem na środek sali.
Czasem zapominałam jaki jest szybki i silny. W końcu nic dziwnego. Był wampirem.
Dowiedziałam się o tym kilka tygodni temu gdy wracałam późnym wieczorem do domu. Ojciec wyjechał z miasta wiec nie wiedział gdzie jestem i co robię.
Było już dawno po pół nocy. Kol poszedł już do domu, a ja zostałam jeszcze w parku na placu zabaw, chociaż nie powinnam. Nagle usłyszałam jak w zaroślach, że coś się rusza. Na początku to zignorowałam ale po chwili pod latarnią pojawił się wysoki dobrze zbudowany mężczyzna. Zeszłam więc z karuzeli i po woli zmierzałam ku wyjściu. Kiedy byłam na zakręcie przyśpieszyłam kroku. Człowiek idący za mną zrobił to samo. Serce biło mi jak szalone, a z czoła spływały zimny pot. Biegłam. Usłyszałam jak mężczyzna otwiera scyzoryk i błagałam aby ktoś mi pomógł. Po chwili wpadłam na coś twardego. Z początku myślałam, że to drzewo, był to jednak Alex. Popchnął mnie na trawę i rzucił się na mojego niedoszłego napastnika. Wszystko działo się tak szybko. Człowiek z nożem uciekł ale zdarzył zranić szatyna. Chłopak odsunął się na ziemię. Szybko do niego pobiegłam.
Uciekaj.
Usłyszałam jego głos w mojej głowie. Nie wiedziałam czy to tylko moja wyobraźnia czy naprawdę słyszałam myśli Alexa. Nie zważając na to pomogłam mu wstać i dość do samochodu. Gdy byliśmy już w domu zaprowadziłam go do mojej sypialni i przyniosła apteczkę z łazienki. Chłopak ciężko oddychał. Moje serce nadal biło bardzo szybko choć teraz nie ze strachu o moje życie tylko ze strachu o Alexa. Powoli pomogłam mu zdjąć zakrwawioną koszule. Starając nie wpatrywać się w jego dobrze zbudowane ciało. Gdy sięgałam po bandaż szatyn odsuną się na podłogę, złapał mnie w pasie i przysunął swoje ust do mojej szyi. Jego lodowaty oddech mnie łaskotał.
Nie ruszaj się.
Usłyszałam ponownie jego głos w mojej głowie. Cała zesztywniałam. Odgadną mi włosy z szyi po czym lekko odchylił moją głowę na bok. Jego uścisk stał się silniejszy. Nim zdążyłam się zorientować co się dzieje jego zimne kły przebiły moją skórę. Moje ciało ogarnęło dziwne uczucie. Było to coś na granicy bólu i rozkoszy. Czuła jak wysysa moja krew tym samym mnie osłabiając. Powieki zaczęły robić się ciężkie. Po chwili zemdlałam.
Obudziłam się dopiero na drugi dzień.
Alex spał na fotelu, który znajdował się na przeciwko mojego łóżka. Powoli podniosłam się i usiadłam opierając o zagłówek. Wszystko mnie bolało a w szczególności szyja. Powoli zaczęłam sobie przypominać co wydarzyło się ubiegłej nocy. Mężczyznę z nożem i Alexa pijącego moja krew. Podniosłam głowę i ujrzałam ciemno zielone oczy szatyna, który siedział na brzegu łóżka zaledwie kilka centymetrów ode mnie.
- Nie bój się. - oznajmił spokojnym głosem.
Jak miałam się go nie bać gdy wczoraj o mało co mnie nie zabił.
- Przepraszam, że prze ze mnie zemdlałaś ale naprawdę potrzebowałem twojej krwi.
- Że co?! - powiedziałam łamiącym się głosem. Brzmiałam trochę jak skrzypiące drzwi.
Chłopak zachichotał.
- Nie martw się do jutr twój głos powinien wrócić do normy.
- Ty… - sama nie wiedziałam co chciałam powiedzieć.
Alex przychylił głowę i patrzył teraz na mnie ze smutkiem w oczach.
- Wiem co chcesz powiedzieć. Nie przejmuj się. Słyszałem to już wiele razy. Mam tylko nadzieję ze wiesz kim jestem.
Kiwnęłam głową bo bałam się ponownie usłyszeć swój głos.
Alex ujął moją twarz w swoje dłonie. Wzdrygnęłam się.
- Przepraszam. Mój ręce muszą być lodowate.
Serce chciało wyskoczyć z mojej piersi gdy tylko szatyn przysnął się do mnie na tle blisko, że spokojnie mógł mnie pocałować. Jego oczy zmieniły kolor z szmaragdowego na czarne.
- Co robisz? – spytałam
- Zmieniam twoje wspomnienia dotyczące poprzedniej nocy. – wyjaśnił.
- Nie chce.
Chłopak odsunął się ode mnie zdziwiony. Moje serce nadal nie zwalniało. Jego oczy wróciły do normy. Jednak jego ręce nadal pozostawały na mojej twarzy.
- Ale jak to? – zapytał
- Jesteś…
- Potworem.
- Nie. Kimś niezwykłym, kto może zmienić moje życie.
I później dotarło do mnie, że wypowiedzenie tych ostatnich słów było błędem. Od tamtego czasu Alex nie odstępował mnie na krok. Przyjeżdżał po mnie do szkoły, a później odwoził. Twierdził, że skoro wiem kim jest to grozi mi niebezpieczeństwo. Byłam na niego skazana. Wszystkie dziewczyny w szkole mnie nienawidziły i miały ochotę zabić za to że Alex ugania się za kimś mojego pokroju. Fakt nie byłam wyjątkowa, ani nawet ładna. Miałam ciemne blond włosy sięgające do połowy pleców z czerwonym pasemkiem po prawej stronie. Śnieżno biała skóra jak u wampira. Kryształowo niebieskie oczy. Małe cycki i tyłek, a do tego wszystkiego byłam okropnie chuda. Nie to co inne dziewczyny które mogły na każdym kroku chwalić się swoimi krągłościami.
- Halo!? Ziemia do Lilly! – krzyknął Alex.
Stał przede mną z dwiema włóczniami.
- Zabawimy się trochę kotek. – oznajmił i podał mi srebrny pręt.
Odsunął się kilka kroków ode mnie i wycelował ostry koniec w moje serce. Zrobiłam to samo co on. Kiedy z głośników wydobyła się piosenka „Up In The Air” zaatakowałam. Alex natychmiast zniknął z mojego pola widzenia i znalazł się tuż za mną. Kiedy się odwróciłam stał z tym swoim aroganckim uśmieszkiem na twarzy.
- Ułatwię ci sprawę. – powiedziałam i rzucił włócznię wbijając ją w ścianę tuż za mną. Gdy został bez broni po raz kolejny rzuciłam się do ataku. Bez skutecznie. Gdy tylko się do niego zbliżyłam wytrącił mi włócznie z rąk.
- Po co mam z tobą walczyć skoro doskonale wiesz, że jestem za wolna i zbyt słaba. – spojrzałam na niego wkurzona.
- Zetkniesz się jeszcze z wieloma przeciwnikami i uwierz mi żaden z nich nie będzie czekał aż zrobisz swój ruch. Rozszarpią cię. – wziął głęboki wdech i potarł ręką czoło.
– Jeśli tak bardzo ci zależy to naucz mnie czegoś przydatnego, a nie tylko dostawania po nosie. Mam już dosyć pokazywania mi że do niczego się nie nadaje.
Przechylił głowę i spojrzał na mnie łobuzersko. Odruchowo zaczęłam się cofać do tyłu. Alex podążył za mną. Nagle uderzyłam plecami w ścianę.
- Skoro chcesz się nauczyć czegoś przydatnego to możemy wypróbować inną aktywność fizyczną. – uśmiechnął się tajemniczo.
Oparł ręce po obu stronach mojej głowy. Nie miałam dokąd uciec.
- Co ty na to? – szepnął mi do ucha. Nachylił się na nade mną. Jego chłodny oddech łaskotał mnie w policzki. Czułam jak chłód jego spoconego ciała przechodzi na mnie. Serce mi biło jak szalone. Położyłam obie ręce na jego klatce piersiowej aby go odepchnąć. Był zbyt silny. Złapał mnie za nadgarstki. Uniósł moje ręce nad moją głowę zbliżając się do mnie na tyle że między nami nie było nawet mini metra przerwy. Ciężarem swojego ciała przygniótł mnie do ściany. Nie miałam jak uciec.
- Denerwujesz się kotek?
- Chciałbyś. – powiedziałam drżącym głosem.
Oparł swoje czoło o moje. Nasze usta dzieliły centymetry. Złapał moje obie ręce jedną rękę natomiast druga powędrowała pod poją mokrą od potu koszulkę. Bez skutecznie starałam mu się wyrwać. Jego lodowata dłoń wędrowała wzdłuż kręgosłupa doprowadzając mnie do obłędu.
- Co by tu z tobą zrobić. – zaśmiał się.
Ciąg dalszy nastąpi.
Jeszcze nie tak dawno wszystko było dobrze i wydawać by się mogło, że jestem zwyczajną licealistką. W rzeczywistości jednak było zupełnie inaczej.
Jakieś trzy lata temu kiedy odeszła mama razem z tatą przeprowadziliśmy sie do jakiejś zapadłej dziury o nazwie Willborow. Jakby tego było mało każdego dnia w szkole przezywałam koszmar. W zasadzie tylko Kol trzymał mnie przy zdrowych zmysłach. Wysoki brunet o fioletowych oczach który już prawie od dwóch lat był moim najlepszym przyjacielem. Na domiar złego w szkole jakiś czas temu pojawił się zielonooki szatyn, który doprowadzał dziewczyny do szaleństwa. Nie mogłam zrozumieć co takiego w nim było, że nawet ja zaczęłam się nim inwestować, mimo iż nie przepadłam za niegrzecznymi chłopcami.
Zamknęłam oczy aby uspokoić oddech. Muzyka przestała grać. W pewnym momencie po sali rozbiegł sie odgłos otwieranych drzwi, a zaraz po tym trzask alarmujący o ich zamknięciu. Nadal leżałam bez ruchu na macie. Usłyszałam jak ktoś podchodzi do stojaka z białą bronią i zdejmuje z niej łuk. Nagle jedna ze strzał przeleciała przez sale i wbiła się w mate zaledwie kilka centymetrów od mojej głowy.
- Co ty robisz do cholery?! - krzyknęłam wściekła zrywając się z maty i szybkim krokiem udając się w kierunku napastnika. To był on, zielonooki przystojniak.
Od kilku dni za mną chodził. A co gorsza uczył mnie samoobrony i spędzał przerażająco dużo czasu w moim domu.
Alex - bo tak miał na imię - stał z łukiem w lewej ręce, w samych spodniach od dresu opuszczonych nisko na biodrach, a na twarzy gościł ten jego arogancki uśmieszek. Moje wściekłe oczy powędrowało na jego mięśnie. Był spocony tak samo jak ja.
- Gapisz się, znowu. - powiedział odkładając łuk.
Szybko podniosłam wzrok i spojrzałam w jego szmaragdowe oczy.
- Co ty robisz?! - krzyknęłam ponownie.
- Nic.
- Jak to nic?!
- Powinnaś być bardziej czujna. Ktoś mógł by cie zaatakować, a co gorsza zabić. A tego byśmy nie chcieli.
Zachowywał się podle jak zawsze. Nie miałam pojęcia jakim cudem przekonał on mojego tatę na coś takiego. Dobrze wiedziałam jak zachowuje się mój ojciec kiedy kręcił się koło mnie jakiś chłopak. Wpadał w szał.
- Bardzo śmieszne. - oburzyłam się. Założyłam ręce na piersi i zaczęłam iść w kierunku drzwi. Alex mi na to jednak nie pozwolił. Z prędkością światła znalazł się miedzy mną, a drzwiami. Złapał mnie w pasie i przeniósł z powrotem na środek sali.
Czasem zapominałam jaki jest szybki i silny. W końcu nic dziwnego. Był wampirem.
Dowiedziałam się o tym kilka tygodni temu gdy wracałam późnym wieczorem do domu. Ojciec wyjechał z miasta wiec nie wiedział gdzie jestem i co robię.
Było już dawno po pół nocy. Kol poszedł już do domu, a ja zostałam jeszcze w parku na placu zabaw, chociaż nie powinnam. Nagle usłyszałam jak w zaroślach, że coś się rusza. Na początku to zignorowałam ale po chwili pod latarnią pojawił się wysoki dobrze zbudowany mężczyzna. Zeszłam więc z karuzeli i po woli zmierzałam ku wyjściu. Kiedy byłam na zakręcie przyśpieszyłam kroku. Człowiek idący za mną zrobił to samo. Serce biło mi jak szalone, a z czoła spływały zimny pot. Biegłam. Usłyszałam jak mężczyzna otwiera scyzoryk i błagałam aby ktoś mi pomógł. Po chwili wpadłam na coś twardego. Z początku myślałam, że to drzewo, był to jednak Alex. Popchnął mnie na trawę i rzucił się na mojego niedoszłego napastnika. Wszystko działo się tak szybko. Człowiek z nożem uciekł ale zdarzył zranić szatyna. Chłopak odsunął się na ziemię. Szybko do niego pobiegłam.
Uciekaj.
Usłyszałam jego głos w mojej głowie. Nie wiedziałam czy to tylko moja wyobraźnia czy naprawdę słyszałam myśli Alexa. Nie zważając na to pomogłam mu wstać i dość do samochodu. Gdy byliśmy już w domu zaprowadziłam go do mojej sypialni i przyniosła apteczkę z łazienki. Chłopak ciężko oddychał. Moje serce nadal biło bardzo szybko choć teraz nie ze strachu o moje życie tylko ze strachu o Alexa. Powoli pomogłam mu zdjąć zakrwawioną koszule. Starając nie wpatrywać się w jego dobrze zbudowane ciało. Gdy sięgałam po bandaż szatyn odsuną się na podłogę, złapał mnie w pasie i przysunął swoje ust do mojej szyi. Jego lodowaty oddech mnie łaskotał.
Nie ruszaj się.
Usłyszałam ponownie jego głos w mojej głowie. Cała zesztywniałam. Odgadną mi włosy z szyi po czym lekko odchylił moją głowę na bok. Jego uścisk stał się silniejszy. Nim zdążyłam się zorientować co się dzieje jego zimne kły przebiły moją skórę. Moje ciało ogarnęło dziwne uczucie. Było to coś na granicy bólu i rozkoszy. Czuła jak wysysa moja krew tym samym mnie osłabiając. Powieki zaczęły robić się ciężkie. Po chwili zemdlałam.
Obudziłam się dopiero na drugi dzień.
Alex spał na fotelu, który znajdował się na przeciwko mojego łóżka. Powoli podniosłam się i usiadłam opierając o zagłówek. Wszystko mnie bolało a w szczególności szyja. Powoli zaczęłam sobie przypominać co wydarzyło się ubiegłej nocy. Mężczyznę z nożem i Alexa pijącego moja krew. Podniosłam głowę i ujrzałam ciemno zielone oczy szatyna, który siedział na brzegu łóżka zaledwie kilka centymetrów ode mnie.
- Nie bój się. - oznajmił spokojnym głosem.
Jak miałam się go nie bać gdy wczoraj o mało co mnie nie zabił.
- Przepraszam, że prze ze mnie zemdlałaś ale naprawdę potrzebowałem twojej krwi.
- Że co?! - powiedziałam łamiącym się głosem. Brzmiałam trochę jak skrzypiące drzwi.
Chłopak zachichotał.
- Nie martw się do jutr twój głos powinien wrócić do normy.
- Ty… - sama nie wiedziałam co chciałam powiedzieć.
Alex przychylił głowę i patrzył teraz na mnie ze smutkiem w oczach.
- Wiem co chcesz powiedzieć. Nie przejmuj się. Słyszałem to już wiele razy. Mam tylko nadzieję ze wiesz kim jestem.
Kiwnęłam głową bo bałam się ponownie usłyszeć swój głos.
Alex ujął moją twarz w swoje dłonie. Wzdrygnęłam się.
- Przepraszam. Mój ręce muszą być lodowate.
Serce chciało wyskoczyć z mojej piersi gdy tylko szatyn przysnął się do mnie na tle blisko, że spokojnie mógł mnie pocałować. Jego oczy zmieniły kolor z szmaragdowego na czarne.
- Co robisz? – spytałam
- Zmieniam twoje wspomnienia dotyczące poprzedniej nocy. – wyjaśnił.
- Nie chce.
Chłopak odsunął się ode mnie zdziwiony. Moje serce nadal nie zwalniało. Jego oczy wróciły do normy. Jednak jego ręce nadal pozostawały na mojej twarzy.
- Ale jak to? – zapytał
- Jesteś…
- Potworem.
- Nie. Kimś niezwykłym, kto może zmienić moje życie.
I później dotarło do mnie, że wypowiedzenie tych ostatnich słów było błędem. Od tamtego czasu Alex nie odstępował mnie na krok. Przyjeżdżał po mnie do szkoły, a później odwoził. Twierdził, że skoro wiem kim jest to grozi mi niebezpieczeństwo. Byłam na niego skazana. Wszystkie dziewczyny w szkole mnie nienawidziły i miały ochotę zabić za to że Alex ugania się za kimś mojego pokroju. Fakt nie byłam wyjątkowa, ani nawet ładna. Miałam ciemne blond włosy sięgające do połowy pleców z czerwonym pasemkiem po prawej stronie. Śnieżno biała skóra jak u wampira. Kryształowo niebieskie oczy. Małe cycki i tyłek, a do tego wszystkiego byłam okropnie chuda. Nie to co inne dziewczyny które mogły na każdym kroku chwalić się swoimi krągłościami.
- Halo!? Ziemia do Lilly! – krzyknął Alex.
Stał przede mną z dwiema włóczniami.
- Zabawimy się trochę kotek. – oznajmił i podał mi srebrny pręt.
Odsunął się kilka kroków ode mnie i wycelował ostry koniec w moje serce. Zrobiłam to samo co on. Kiedy z głośników wydobyła się piosenka „Up In The Air” zaatakowałam. Alex natychmiast zniknął z mojego pola widzenia i znalazł się tuż za mną. Kiedy się odwróciłam stał z tym swoim aroganckim uśmieszkiem na twarzy.
- Ułatwię ci sprawę. – powiedziałam i rzucił włócznię wbijając ją w ścianę tuż za mną. Gdy został bez broni po raz kolejny rzuciłam się do ataku. Bez skutecznie. Gdy tylko się do niego zbliżyłam wytrącił mi włócznie z rąk.
- Po co mam z tobą walczyć skoro doskonale wiesz, że jestem za wolna i zbyt słaba. – spojrzałam na niego wkurzona.
- Zetkniesz się jeszcze z wieloma przeciwnikami i uwierz mi żaden z nich nie będzie czekał aż zrobisz swój ruch. Rozszarpią cię. – wziął głęboki wdech i potarł ręką czoło.
– Jeśli tak bardzo ci zależy to naucz mnie czegoś przydatnego, a nie tylko dostawania po nosie. Mam już dosyć pokazywania mi że do niczego się nie nadaje.
Przechylił głowę i spojrzał na mnie łobuzersko. Odruchowo zaczęłam się cofać do tyłu. Alex podążył za mną. Nagle uderzyłam plecami w ścianę.
- Skoro chcesz się nauczyć czegoś przydatnego to możemy wypróbować inną aktywność fizyczną. – uśmiechnął się tajemniczo.
Oparł ręce po obu stronach mojej głowy. Nie miałam dokąd uciec.
- Co ty na to? – szepnął mi do ucha. Nachylił się na nade mną. Jego chłodny oddech łaskotał mnie w policzki. Czułam jak chłód jego spoconego ciała przechodzi na mnie. Serce mi biło jak szalone. Położyłam obie ręce na jego klatce piersiowej aby go odepchnąć. Był zbyt silny. Złapał mnie za nadgarstki. Uniósł moje ręce nad moją głowę zbliżając się do mnie na tyle że między nami nie było nawet mini metra przerwy. Ciężarem swojego ciała przygniótł mnie do ściany. Nie miałam jak uciec.
- Denerwujesz się kotek?
- Chciałbyś. – powiedziałam drżącym głosem.
Oparł swoje czoło o moje. Nasze usta dzieliły centymetry. Złapał moje obie ręce jedną rękę natomiast druga powędrowała pod poją mokrą od potu koszulkę. Bez skutecznie starałam mu się wyrwać. Jego lodowata dłoń wędrowała wzdłuż kręgosłupa doprowadzając mnie do obłędu.
- Co by tu z tobą zrobić. – zaśmiał się.
Ciąg dalszy nastąpi.