Ballada o Kadłubku - Wersja do druku +- Via Appia - Forum (https://www.via-appia.pl/forum) +-- Dział: LIRYKA (https://www.via-appia.pl/forum/Forum-LIRYKA) +--- Dział: Poezja (https://www.via-appia.pl/forum/Forum-Poezja) +---- Dział: Poezja 2011 (https://www.via-appia.pl/forum/Forum-Poezja-2011) +---- Wątek: Ballada o Kadłubku (/Thread-Ballada-o-Kad%C5%82ubku) |
Ballada o Kadłubku - Greeley - 27-06-2011 Hen, gdzie fal spienionych toczą się odmęty, gdzie tańcują w krąg łososie i delfiny, na mieliźnie, co podobna do łysiny, żył człowieczek raz, bezuchy i bezpięty. Żył beztrosko, choć był mały niczym kubek, tak szczęśliwie, jakby już był wniebowzięty, na kolację jadał zupę z psich podróbek, a nazywał się Kadłubek Jan Wincenty. Raz go delfin młody spytał nieopatrznie: „Mój Kadłubku, jakie skrywasz w sercu winy, że swój żywot pędzisz cicho i nieznacznie na mieliźnie wciąż podobnej do łysiny. Możeś ty jest jaki zbrodniarz albo ubek a nie żaden Jan Wincenty tyś Kadłubek?” Lecz mu nie rzekł ani słowa ów człowieczek, bo akurat się zachwycał tłustym śledziem, co go, razem z konfiturą z dwóch porzeczek, miał zjeść zamiar, jako deser po obiedzie. „Och, Kadłubku, no a może tyś wyklęty w swoim kraju, czarna owca i „non grata”? - rzekła foka, łbem pluskając, gdzie okręty zawijają tylko raz na cztery lata. Ale znowu nasz bohater ani słowa nie powiedział, no bo właśnie jadł był kaszę, którą w dziobie mu przyniosła stara sowa, a do tego wypił rumu dziesięć flaszek. „Ty, Wicenty, musisz bracie być wygnańcem, za swój wygląd, tudzież pewnie za poglądy, - wybulgotał mors siwawy, niegdyś blondyn, popisując się przed foką swoim tańcem. - „Albo może tyś hodowcą leśnych hubek, a nie zwykły Jan Wincenty tyś Kadłubek?” Jednak słowa po Kadłubku jak po kaczce popłynęły, nie czepiając się go wcale, gdyż zajęty był chowaniem w wyżymaczce tłustej szynki, którą wędził przy powale. „Nie – odezwał stary się wieloryb - on na pewno okradł w nocy własną matkę, zapakował jej dobytek w zgrzebne wory i przypłynął wynajętym, tutaj, statkiem.” Jan Wincenty nie wymówił ani słowa, tylko cisnął garść pietruchy wprost do gara, w którym wrzała właśnie zupa ogonowa, przyrządzona z lwich ogonów i kalmara. Chociaż bowiem całkiem mały był to gzubek, to apetyt miał wprost straszny Jan Kadłubek. Wszystkie ryby żarła cięgiem ta ciekawość: Skąd i po co tu zabłądził ów człeczyna? Czym przyjechał w owe strony i co za gość? A Wincenty milczkiem spijał stare wina, po czym legał, dając spocząć swym oczętom, z miną całkiem niesłychanie wniebowziętą. I tak trwała ta idylla bezustannie, aż któregoś dnia, niechcący, po obiedzie, nieopatrznie zasnął Jan Wincenty w wannie i utopił się, gdzie w krąg pływały śledzie - na mieliźnie, co podobna do łysiny, gdzie tańcują też łososie i delfiny. Tam nagrobek tkwi (skromniutki miał pochówek), na nim napis: „Stań przechodniu zaganiany - tutaj leży pewien Dablju Dżej Kadłubek, człowiek znikąd mianowicie nam nieznany. Miał tu u nas opierunek no i wikt, lecz kim był – do dzisiaj nie wie nikt." RE: Ballada o Kadłubku - księżniczka - 02-07-2011 Lekko się czyta, w miarę zachowany rytm. W życiu nie słyszałam takiego słowa, jak "gzubek", ale słowotwórstwo nie jest zakazane, o ile się orientuję (a może to jakaś gwara?). Ok. |