Via Appia - Forum
Gnijak - Wersja do druku

+- Via Appia - Forum (https://www.via-appia.pl/forum)
+-- Dział: EPIKA (https://www.via-appia.pl/forum/Forum-EPIKA)
+--- Dział: Opowiadania (https://www.via-appia.pl/forum/Forum-Opowiadania)
+---- Dział: High Fantasy (https://www.via-appia.pl/forum/Forum-High-Fantasy)
+---- Wątek: Gnijak (/Thread-Gnijak)

Strony: 1 2


Gnijak - anarchist - 08-06-2011

Rok po śmierci babci Leokadii wybrałem się na wieś. Dom do niej należący początkowo miał być sprzedany, został jednak przejęty przez wujostwo, które wcześniej mieszkało w niewielkim miasteczku. Na miejsce dotarłem autobusem, tłukąc się przez pięć godzin po dziurawych, mazurskich drogach.
Na przystanku PKS mieszczącym się około dwóch kilometrów od celu podróży, przywitał mnie wuj Henryk. Wsiadłem do jego dziesięcioletniego passata i ruszyliśmy.
- Wszystko w porządku, wujku? - zapytałem.
- Nie bardzo - odpowiedział. - Wiesz, owoce i warzywa w sadzie zupełnie nie obrodziły, a przecież już koniec lipca. Mam nadzieję, że te, które mają się pojawić później będą dorodniejsze. Poza tym, kury nam co kilka nocy giną.
- Ktoś je kradnie?
- Przypuszczam, że lis. Brak mi pewności, ale nie podejrzewam żadnego z sąsiadów. Hodują dostatecznie dużo własnego drobiu.
Dojechaliśmy na miejsce. Z domu wyszła uśmiechnięta ciocia Emilia, ucałowała mnie i powiedziała:
- Wejdź do środka. Pewnie jesteś głodny?
- Oj, tak - odparłem i uśmiechnąłem się na myśl o smacznym, wiejskim jedzeniu.
- Właśnie smażę wieprzowinę. Tydzień temu było u nas świniobicie, więc głodny nie wyjedziesz – powiedziała, kierując się w stronę drzwi wejściowych. - Babciny domek w środku trochę zmieniliśmy. Mam nadzieje, że ci się spodoba.
Zapach potrawy zaprowadził mnie prosto do kuchni. Czułem, jak ślina wypełnia mi jamę ustną, kiedy zauważyłem górę mięsa skwierczącego na ogromnej patelni. Zahipnotyzowany tym widokiem usiadłem przy stole, czekając na talerz z posiłkiem. Kiedy ugryzłem pierwszy kęs, poczułem błogostan. „ Życie jest piękne” - pomyślałem. Stan duchowego uniesienia trwał dopóty, dopóki nie przełknąłem ostatniego kawałka.
- Chcesz dokładkę? - zapytała Emilka.
Dobre wychowanie nakazywało odmówić, lecz:
- Tak, poproszę.
Po następnej porcji i kolejnej propozycji ze strony cioci odpowiedziałem grzecznie: „Nie, dziękuję”. Bynajmniej, nie z powodu savoir vivre, po prostu więcej nie byłem w stanie zjeść. Potem nadszedł czas na rozmowę. Wujostwo zadało serię pytań o moje życie osobiste, wyniki w szkole i plany na przyszłość. Starałem się rzetelnie udzielić odpowiedzi.
- Kiedy rodzice mają zamiar przyjechać? - Henio nie mógł się doczekać przede wszystkim wizyty mojego ojca, z którym upijał się przy każdej nadarzającej się okazji.
- Na pewno będą tutaj pierwszego listopada - odrzekłem. - Trudno powiedzieć czy pojawią się wcześniej, są zajęci pracą.
- Może wypijemy po „maluchu”? Chyba tata i mama nie mieliby nic przeciwko? - zapytał wuj.
- Jasne, że nie - ucieszyłem się. - Za dwa miesiące skończę osiemnaście lat.
Błyskawicznie półlitrowa flaszka znalazła się na stole.
- Tak troszkę, dla zdrowotności - Henryk poinformował Emilię, jednocześnie napełniając kieliszki.
- Za twoje zdrowie - wzniósł toast.
- Dziękuję - odpowiedziałem i wypiłem alkohol.
Kilka lub kilkanaście „maluchów” później wujek Henryk zaniósł mnie na piętro i położył na łóżku, przykrywając kocem.


W nocy obudził mnie gigantyczny kac. Postanowiłem zejść na dół i znaleźć w kuchni coś do picia. Nie chciałem włączać światła, żeby nie obudzić mieszkańców. Na stole zlokalizowałem kompot wiśniowy, który natychmiast pochłonąłem bezpośrednio ze słoika, nieomal dławiąc się płynem. Spojrzałem za okno. Zawieszony nad chlewikiem księżyc lśnił w pełni, otoczony dookoła skupiskami gwiazd. Światło rzucane przez ciała niebieskie powodowało, że obejście było dość dobrze widoczne. Dzięki temu byłem w stanie dojrzeć pewną postać.
Był włochatym stworem, o ciemnobrązowej, skołtunionej sierści. Wyglądało na to, że miał jakieś półtora metra wzrostu. Na głowie, oprócz kilku powstałych najwyraźniej samoistnie dreadów, widoczne były dwa rogi. Wiedziałem, że w niewielkiej odległości ode mnie przechadzał się... diabeł. Nie wyglądał groźnie, ani też jak przystojny, biblijny Niosący Światło. Raczej wzbudzał współczucie. Rozejrzał się na boki przerażonymi oczami, po czym wszedł do środka budynku gospodarczego.
Kiedy go dostrzegłem, zastygłem w bezruchu,, a krople zimnego potu pojawiły się na czole. Po jakimś czasie oszołomienie minęło. „W ten sposób giną wujkowe kury” - wydedukowałem. Postanowiłem wyjść na zewnątrz i zbadać sprawę. Nie bałem się. Od dwunastego roku życia trenowałem taekwondo, byłem wicemistrzem Polski we wspomnianym sporcie walki. Pozostawiłem na ringach dziesiątki złamanych nosów i kończyn rywali. Pokurcz, którego przed chwilą widziałem, nie był w moim mniemaniu żadnym przeciwnikiem. „Chyba, że posiada magiczne moce - rozważałem. - Z drugiej strony, będąc czarodziejem nie musiałby kraść drobiu rolnikom”. To mnie umocniło w przekonaniu, że nie ma się czego bać.
Zajrzałem przez uchylone drzwi do pomieszczenia, w którym przebywała kudłata postać. W środku biegał czart próbując nieporadnie złapać jedną z kur.
- Cip, cip! Chodź tu do mnie, wredne ptaszysko - nawoływał.
Wszedłem do środka. Diabeł spojrzał w moim kierunku robiąc dziwną minę. Nadymał policzki, aż mu oczy wyszły na wierzch i wydał dźwięk podobny do świńskiego kwiku.
- Kwii! Kwii! Buee! Elee! - artykułował. Wyglądało na to, że chce mnie przestraszyć.
- Zamknij się, bo wuja obudzisz. On może być mniej towarzyski ode mnie - zareagowałem.
Umilkł. Po chwili zaczął machać rękami i mamrotać coś pod nosem.
- Ty, rogaty. Co kombinujesz? - zapytałem.
- Kom... ujesz? - patrzył na mnie zdziwiony.
- Chcę wiedzieć, co robisz? - wyjaśniłem.
- Czaruję, w szczura chcę cię zmienić.
- Dlaczego akurat w szczura!?
Podrapał dready znajdujące się na czuprynie, pytanie go zaskoczyło.
- Pamiętam tylko jedno zaklęcie. W sumie już nie, bo... zapomniałem - spojrzał na mnie przestraszony, po czym skręcił dłonie w pięści i ruszył w moim kierunku.
„Waleczny malec” - pomyślałem, kiedy moje dwa niegroźne kopnięcia odrzuciły go na ścianę kurnika. Podszedłem bliżej.
- Nie bić! Aj! Nie można! - skulił się zasłaniając głowę owłosionymi rękami. Zrobiło mi się go żal.
- Nie chcę cię uderzyć - odpowiedziałem. - Chciałbym pogadać.
- Pogadać? - zapytał z niedowierzaniem w głosie.
- Tak.
Czart usiadł na grzędzie - wyglądał jak wielki, rogaty kogut. Patrzył na mnie dużymi, czarnymi oczami. Jego strach mijał, powoli zacząłem wzbudzać w nim zaufanie.
- Powiedz, dlaczego kradniesz kury mojemu wujostwu?
- Jestem głodny, przestali mnie karmić rok temu - odpowiedział. - Tak się nie czyni. Jak kłobuka poczęstujesz to dobry plon i szczęście przyniesie. Nie dajesz żreć to klątwę rzuci, a całe zbiory na
zatracenie pójdą.
- Wcześniej dostawałeś jedzenie? - zapytałem.
- A, jakże - skinął głową i wskazał palcem kierunek - Na polu, pod płotem zawsze leżało. Dodatkowo słowem mi przeznaczone.
- Zaczekaj, coś sobie przypominam - uciszyłem rozmówcę stanowczym gestem ręki.
Pamiętałem, że będąc małym chłopcem spotkałem babcię stojącą za chlewikiem. Wyrzucała jedzenie prawą ręką przez lewe ramię, powtarzając słowa:

Dam jedzenia kłobukowi,
A on szczęście mojemu domowi.

- Babciu, co robisz? - zapytałem.
- Nic takiego wnusiu, podtrzymuję wiarę w stare zabobony - odpowiedziała i uśmiechnęła się szeroko.


Popatrzyłem na czarta i rzekłem:
- To babcia cię karmiła. Nie żyje od roku, niestety.
- Umarła? - Diabeł wyglądał na szczerze przejętego. - Co teraz? Przecież muszę coś jeść.
- Ja będę tutaj przez cztery dni, potem muszę wracać. Jeśli opowiem o tobie wujkowi, to cię zatłucze. Potem zrobi z twojej skóry chodnik i umieści w przedpokoju.
- Co? Już ja mu dam! - Kłobuk zeskoczył z grzędy i zaczął wymachiwać kończynami improwizując walkę. - Lewą łapą w czerep, z kopyta w brzuch!
Spojrzałem na niego z politowaniem. Zauważył to, usiadł ponownie na miejscu zajmowanym przed chwilą i powiedział:
- Pewnie wujek jest silny, jak ty. Mogę nie podołać wyzwaniu.
Myślałem intensywnie jak pomóc włochatemu, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Wiedziałem, że nie mogę wtajemniczyć nikogo w mój sekret. Mogło to pogorszyć sytuację czarta.
- Czy jest jakieś miejsce, gdzie mógłbyś zamieszkać? - zapytałem.
- Mam szałas na bagnach.
Westchnąłem ciężko.
- Myślałem o miejscu, w którym nie musiałbyś martwić się o jedzenie - wyjaśniłem.
- Jest takie! - odpowiedział uradowany. - To piekło!
- Powinieneś się tam wybrać, moim zdaniem.
- Nie mogę, choć już dawno powinienem - zmarkotniał. - Aby powrócić potrzebuję miotły. Gdzieś ją zgubiłem.
- Takiej do zamiatania? - zdziwiłem się.
- Nie - machnął ręką z irytacją, po czym wyjaśnił. - Magicznej, do latania. Dzięki niej, nabierając odpowiedniej prędkości mogę otworzyć bramę i wrócić do Tartaru. Jestem trochę roztrzepany - przyznał. - Kilka lat temu zostawiłem miotłę koło domu twojej babci. Kiedy po chwili wróciłem, miotły już tam nie było.
- Zaraz - przerwałem jego wypowiedź. - Z tego co wiem, to wiedźmy przemieszczają się na miotłach?
- Tak. Płacimy w ten sposób za usługi, pożyczając im miotły na jakiś czas.
- Nie łapię. - Rzeczywiście nic nie rozumiałem.
- No, wiesz - oblizał się lubieżnie. - One dają nam odrobinę przyjemności, a my w zamian pozwalamy polatać. Ta ostatnia takie bimbały miała - nakreślił rękami kształt wielkości arbuza - Do tego zrobiła mi...
- Domyślam się - przerwałem. - Oszczędź mi szczegółów. Powiedz lepiej,
jak wygląda ten twój fruwający przyrząd?
- Zupełnie zwyczajnie - odparł i dodał szeptem, rozglądając się na boki. - To element kamuflażu.
„To mi teraz pomogłeś” - pomyślałem i
rzekłem:
- W dzień przeszukam dom, może znajdę miotłę. Spotkamy się tutaj jutro o tej samej porze, dobrze?
Skinął głową.
- Mam do ciebie prośbę - dodałem. - Zostaw kury w spokoju, za chwilę przyniosę ci coś do zjedzenia. Aha, jeszcze jedno. Czy można cofnąć urok i spowodować, żeby owoce i warzywa przestały gnić?
- Jeśli zostawisz jedzenie, zaznaczając, że jest mi przeznaczone to czar zostanie cofnięty - odrzekł.
- Przepraszam, właściwie to od tego powinienem zacząć. Mam na imię, Marcin - przedstawiłem się i podałem mu rękę - Jak się nazywasz?
- Mówią na mnie, Gnijak. To dlatego, że moje uroki powodują gnicie plonów - wyjaśnił.
- Do zobaczenia jutro - pożegnałem się.
- Bywaj - odpowiedział.
Kilka minut później wróciłem, niosąc garnek wypełniony jedzeniem. Pokarm nie był najwyższych lotów. Składał się z karmy przygotowanej dla świń oraz z kilku drobiazgów znalezionych w spiżarni. „Jeśli ktoś zżera kury wraz z pierzem, to powinien być zadowolony z posiłku mojego pomysłu” - wykoncypowałem.
Za płotem, obok chlewika powtórzyłem czynność, którą wykonywała babcia. Wracając do domu przystanąłem na chwilę. Usłyszałem mlaskanie oraz pomruki zadowolenia. „Smakuje mu. To dobrze” - odetchnąłem z ulgą.


*******


Po śniadaniu zabrałem się ochoczo do przeszukania domu. Ciotce powiedziałem, że chcę odnaleźć koszulkę, którą rzekomo zostawiłem podczas ostatniej wizyty. Była zaskoczona, kiedy zastała mnie eksplorującego strych, lecz o nic nie zapytała. Zlokalizowałem cztery miotły i trzy szczotki oraz dwa mopy. Doszedłem do wniosku, że te ostatnie przedmioty należy wykluczyć. Pozostałe siedem znalezionych rzeczy przeniosłem wieczorem do kurnika. Nastawiłem budzik na odpowiednią godzinę i położyłem się spać - nieco wcześniej niż zwykle.
Po przebudzeniu udałem się do miejsca, gdzie wczoraj spotkałem kłobuka. Chwilę później pojawiła się włochata postać.
- Niech będzie pochwalony - zagaiłem żartobliwie.
Zatrzymał się zaskoczony, potem uśmiechnął się i powiedział:
- Figlarz z ciebie, Marcinie. Przez chwilę miałem obawy, że oblejesz mnie święconą wodą i zaczniesz bawić się w egzorcystę.
- Nie należę do ludzi, którzy niszczą to, czego nie rozumieją. Lubię nieść pomoc potrzebującym, dzięki temu bliżej mi do Nieba - odpowiedziałem.
Spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony tym, co usłyszał.
- Królestwo Niebieskie znam tylko z opowieści - rzekł. - Jestem demonem niskiego szczebla, natomiast poznałem kilku upadłych, którzy kiedyś tam przebywali. Nie lubią o tym mówić, ale wydaje mi się, że niektórzy z nich tęsknią za wspomnianym miejscem.
- Czy znalazłeś moją miotłę? - zmienił temat.
Wskazałem dłonią szereg przedmiotów opartych o ścianę. Podszedł bliżej i zaczął wnikliwie przyglądać się zgromadzonym sprzętom. Stał tak przez dłuższą chwilę, drapiąc się po kudłatej głowie i mrucząc coś po nosem.
- W czym problem? - zapytałem.
- Dolna część mojej miotły jest tutaj - pokazał palcem przedmiot po prawej - natomiast kij znajduje się w szczotce.
Podszedłem bliżej, wyjąłem drewnianą część ze szczotki. Po kilku minutach dopasowywania połączyłem kij z miotłą.
Diabeł zagwizdał z podziwem.
- O tym nie pomyślałem - skwitował.
Podbiegł zadowolony, chwytając oburącz miotłę. Usiadł na niej, rozbiegł się i... uderzył głową w ścianę kurnika. Podniósł się lekko zamroczony, miotając przy tym przekleństwa.
- Zapomniałem wymówić zaklęcie - wyjaśnił.
- Przede wszystkim - wtrąciłem - to powinieneś startować na zewnątrz. Zamierzasz latać w kurniku?
- Rzeczywiście, nie pomyślałem o tym - zgodził się.
Wyszliśmy na placyk znajdujący się naprzeciw budynku gospodarczego. Czart spojrzał w moim kierunku.
- Chcesz wznieść się ze mną? - zapytał.
Długo się nie zastanawiałem, usiadłem za nim. Miejsca nie było dużo, ale dla dwóch osób wystarczało. Kłobuk wypowiedział zaklęcie:

Miotło piekielna, demonów pojeździe,
Unieś mnie teraz ku Zarannej Gwieździe.

Wystartowaliśmy. Lekko, bez żadnych szarpnięć czy hałasu w oka mgnieniu znalazłem się wysoko nad wsią. Na dole widziałem kilka świateł, od których oddalaliśmy się w szybkim tempie, wkrótce nurkując w chmurach. Potem obniżyliśmy lot, dzięki czemu mogłem obserwować pobliskie jezioro oświetlone srebrnym blaskiem księżyca. Widok był wspaniały. Zdziwiło mnie, że mimo iż siedziałem na cienkim kiju, było mi bardzo wygodnie - jakbym unosił się w stanie nieważkości.
- Coś ci pokażę! - krzyknął diabeł i wykonał kilka ewolucji powietrznych. Czułem, jak żołądek podchodzi mi do gardła.
- Zrób tak jeszcze raz, a po wylądowaniu rzucę cię kilka razy o ścianę chlewika - zagroziłem. Dla podkreślenia powagi moich słów zdzieliłem go otwartą dłonią w kudłaty łeb.
- Ałaj! - zaskomlał i począł masować miejsce na głowie, w które przed chwilą uderzyłem.
Chwilę później znaleźliśmy się na ziemi, w pobliżu miejsca, z którego rozpoczęliśmy lot.
- Dziękuję ci, Gnijaku. Ta noc pozostanie w mojej pamięci do końca życia - oznajmiłem.
- Ja również jestem ci wdzięczny, Marcinie. Twoja pomoc umożliwi mi powrót do piekła, a po tak długiej służbie przysługuje mi urlop.
- Co będziesz robić? - zapytałem.
- Cóż, w piekle mamy sporo diablic. Znajdę sobie jakąś z dużymi cycami i zamierzam się dobrze bawić.
Tutaj nastąpił opis tego, co kłobuk może robić z sukkubem. Po zakończeniu wykładu „o współżyciu płciowym istot piekielnych” nadszedł czas pożegnania. Uścisnąłem diabła serdecznie. Potem wzbił się w powietrze. Kiedy znalazł się na tle księżyca zauważyłem, jak macha kudłatą łapą. A może mi się tylko zdawało?


******

Dzień przed moim powrotem do miasta, ciotka oznajmiła:
- Marcinku, jestem taka szczęśliwa. Czy wiesz, że moje owoce i warzywa znowu pięknie wschodzą? To jakiś cud.
- Henryk też jest zadowolony, bo kury przestały ginąć - kontynuowała. - Przypuszczamy, że lis musiał się gdzieś wynieść. Może w głąb lasu?
„Znacznie dalej, kochana ciociu.” - pomyślałem.



RE: Gnijak - haniel - 08-06-2011

Hmm, tekst jest napisany bardzo poprawnie, wg mnie, ale zdania są dość prosto budowane, bez żadnego polotu. Znalazłem kilka błędów interpunkcyjnych, ale nie byłem ich pewny, toteż zostawię wypisanie ich komuś, kto się bardziej zna. Tekst jest też strasznie przewidywalny, niestety. No i reakcja chłopaka trochę naciągana jak dla mnie, nie wydaje mi się, żeby na widok diabła czuł się tak pewnie, ale to tylko moja opinia Smile Zapomniałbym, tam w jednym dialogu, gdzie diabeł pyta o miotłę, oddzielasz jego wypowiedzi dwoma myślnikami, niepotrzebnie, wprowadzasz tak zamęt, a przecież możesz tą zmianę tematu wklepać do linijki wcześniej.

Pozdrawiam





RE: Gnijak - Morydz - 08-06-2011

Cytat:Dom do niej należący początkowo miał być sprzedany, został jednak przejęty przez wujostwo, które wcześniej mieszkało w niewielkim miasteczku.
Czy nie lepszy byłby taki szyk: Należący do niej dom początkowo... ?

Cytat:Dojechaliśmy na miejsce. Z domu wyszła uśmiechnięta ciocia Emilia, ucałowała mnie i powiedziała:
- Wejdź do środka. Pewnie jesteś głodny?
Niezbyt dobrze wygląda to „i powiedziała”. Przychodzi mi do głowy natomiast inny sposób zredagowania tego fragmentu:

Dojechaliśmy na miejsce. Z domu wyszła uśmiechnięta ciocia.
- Wejdź do środka – powiedziała, po czym pocałowała mnie. - Pewnie jesteś głodny?

Cytat:Na głowie, oprócz kilku powstałych najwyraźniej samoistnie dreadów, widoczne były dwa rogi.
Dready nie robią się samoistnie. To jednak nie to samo, co powstałe z brudu kołtuny Tongue

Cytat:„Chyba, że posiada magiczne moce - rozważałem. - Z drugiej strony, będąc czarodziejem nie musiałby kraść drobiu rolnikom”.
[quote]
Cudzysłów nie jest potrzebny.

[quote]
- Babciu, co robisz? - zapytałem.
- Nic takiego wnusiu, podtrzymuję wiarę w stare zabobony - odpowiedziała i uśmiechnęła się szeroko.
Dodaj coś, co sugerowałoby, że ten dialog to wspomnienie z przeszłości. Na przykład „zapytałem wtedy”.

Cytat:- Co? Już ja mu dam! - Kłobuk zeskoczył z grzędy i zaczął wymachiwać kończynami improwizując walkę.
„Improwizując” to złe słowo, znaczy trochę co innego.

Cytat:„Jeśli ktoś zżera kury wraz z pierzem, to powinien być zadowolony z posiłku mojego pomysłu” - wykoncypowałem.
Znów niepotrzebny cudzysłów. Narrator jest pierwszoosobowy a kwestię w cudzysłowiu wypowiada on sam, nie cytuje nikogo.

Pamiętam Twoje wcześniejsze opowiadanie, muszę przyznać, że w tym widać znaczny postęp Wink Ale przyznać muszę też rację hanielowi, że jest napisany zbyt prosto. Przydałoby mu się trochę charakteru, czegoś, co nadawałoby mu urok. Historyjkę niby wymyśliłeś ciekawą, jednak mnie osobiście kojarzy się z jednym z opowiadań o Wiedźminie. Występował tam bardzo podobny motyw - diabeł siedział w krzakach i niszczył plony. A może właśnie tym opowiadaniem się inspirowałeś? Wink
Podoba mi się lekkość tego tekstu. Nie przytłacza, momentami jest zabawny. Chociaż nie musiałeś z tego diabła robić aż takiego kretyna.. Tongue Naszła mnie jeszcze taka myśl, że fabuła Twojego opka to dobry materiał na bajkę. Może brak mu charakterystycznego dla bajek morału, ale za to ma odpowiedni klimat.
Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na chyba największą wadę tekstu - dialogi. Okropnie sztuczne, niewiarygodne niestety. Jednak to również jakoś skłania mnie do myślenia o tym opku jak o materiale na bajkę. W tym gatunku bowiem dialogi na ogół bywają nieco sztywne.
To chyba wszystko, co miałem do powiedzenia. Sukcesów życzę Wink


RE: Gnijak - sithisdagoth - 08-06-2011

Cytat:Na przystanku PKS, mieszczącym się około dwóch kilometrów od celu podróży,
- Chyba.
Cytat:Od dwunastego roku życia trenowałem taekwondo, byłem wicemistrzem Polski we wspomnianym sporcie walki.
- Zaznaczone wywaliłbym. Czytelnicy i bez tego będą wiedzieli o co chodzi.
Cytat:„Chyba, że posiada magiczne moce - rozważałem". - "Z drugiej strony, będąc czarodziejem, nie musiałby kraść drobiu rolnikom”
- Pierwszy przecinek zbędny. Co do ostatniego nie jestem pewien..
Cytat:Diabeł spojrzał w moim kierunku, robiąc dziwną minę.
Cytat:Podrapał dready, znajdujące się na czuprynie, pytanie go zaskoczyło.

Po pierwsze zrób coś z dialogami - są bardzo sztywne i nienaturalne. Zastanów się czy ludzie ze wsi mówią takim stylem jakiego użyłeś. Jak zostało wspomniane - akcja jest przewidywalna, zero zaskoczenia. Humor dość prosty, ale to nie koniecznie musi być wadą. Moim zdaniem sporo należy tu jeszcze poprawić. Dialogi i narrację przede wszystkim.

Dziękuję za uwagę. Pozdrawiam.



RE: Gnijak - InFlames - 08-06-2011

Cytat:Czułem, jak ślina wypełnia mi jamę ustną, kiedy zauważyłem górę mięsa skwierczącego na ogromnej patelni. Zahipnotyzowany tym widokiem usiadłem przy stole, czekając na talerz z posiłkiem. Kiedy ugryzłem pierwszy kęs, poczułem błogostan.
Powtórzenie.

Cytat:Światło rzucane przez ciała niebieskie powodowało, że obejście było dość dobrze widoczne. Dzięki temu byłem w stanie dojrzeć pewną postać.
Był włochatym stworem, o ciemnobrązowej, skołtunionej sierści.
Znowu.

Cytat:W środku biegał czart(,) próbując nieporadnie złapać jedną z kur.
Przecinek stawiamy zawsze przed czasownikami zakończonymi na -ąc, -wszy, -łszy

Cytat:- Nie bić! Aj! Nie można! - skulił się (,)zasłaniając głowę owłosionymi rękami.
j.w

Cytat:- Tak się nie czyni. Jak kłobuka poczęstujesz to dobry plon i szczęście przyniesie. Nie dajesz żreć to klątwę rzuci, a całe zbiory na
zatracenie pójdą.
Niepotrzebny enter.

Cytat:Pamiętałem, że będąc małym chłopcem(,) spotkałem babcię stojącą za chlewikiem.

Cytat:- Domyślam się - przerwałem. - Oszczędź mi szczegółów. Powiedz lepiej,
jak wygląda ten twój fruwający przyrząd?
Znowu niepotrzebny enter.


Podsumowanie

Na początku powiem, że mogło być gorzej. Opowiadanie nie jest napisane najgorzej, ale nie jest też jakimś mistrzostwem. Jest po prostu średnie, chociaż momentami potrafi znudzić i nieco pomęczyć. Dla mnie, największą wadą tego tekstu - jak to zaznaczyli moi przedmówcy - są bardzo sztuczne dialogi. Wieje nienaturalnością na kilometr. Natknąłem się na jeden porządny opis, a reszta to akcja. Pamiętaj, akcją nie zbudujesz całego opowiadania! Potrzebne są opisy, musisz mi powiedzieć, jak mam wyobrażać sobie miejsca, bohaterów, ale bez przesadyzmu. Potrenuj sobie kilka scenek, powinno Ci pomóc. Pokrytykuj także innych. I dużo czytaj.

Pozdrawiam
InFlames


RE: Gnijak - Borek - 11-06-2011

Cholera, a mi się podobało Smile Klimatem podobne do twórczości p. Pilipiuka.
Fajnie opisana polska wieś i wierzenia ludowe, naprawdę wciąga Smile
Pozdrawiam.


RE: Gnijak - anarchist - 11-06-2011

Witam,

Bardzo dziękuję za przeczytanie opowiadania i konstruktywną krytykę. Pozwolę odnieść się do kilku spraw:

Inflames - trudno uznać za powtórzenie wyraz, który znajduje się dwa zdania dalej (kiedy). Co do enterów, to wrzuciłem historię zapisaną w wordzie i za czarta, nie mogłem nic w tej materii zmienić, choć próbowałem.

Disaster - co do szyku zdań, to zapis zastosowany przeze mnie nie jest błędem, można zapisać tak jak zaproponowałeś, ale nie jest to koniecznością. Podobnie sprawa ma się z cudzysłowem.
Można "improwizować walkę". Jest to znane określenie, używane przez piszących.
Co do inspiracji, to nie diabeł Sapkowskiego mnie zainspirował, a raczej (o ile w ogóle) "Przyjaciel wesołego diabła" Makuszyńskiego.

Jeśli chodzi o resztę błędów i pomyłek, to zgadzam się z Wami i serdecznie dziękuję za wyszczególnienie, zaraz poprawię "rękopis".

Pozdrawiam

P.S. Borek - bardzo dziękuję za Pilipiuka, to zaszczyt.



RE: Gnijak - gorzkiblotnica - 17-06-2011

Ano właśnie Smile Przyjaciel wesołego Diabła. Poczułem to od samego pierwszego opisu Twojego Czarta.
Na takim mistrzu jak Makuszyński wzorować się warto, niewielu już dziś tak pisze.
Co zaś do układu zdań wspomnianego przez Disa, to przyznam Ci rację. Taki styl jaki ty zastosowałeś stosował i Makuszyński i Lem.
Masz rację, nie jest musem stosowanie notacji dialogu z myślnikami. Można to zrobić w Twoim stylu:
.... kucnął i zaśpiewał:
- Jestem sobie diabeł młody, nie mam wąsów ani brody... Smile

Klimat Twojego opowiadania jest bliski baśni, ale nie jest to bynajmniej uchybienie, granica bowiem pomiędzy fantasy a baśnią jest bardzo mglista.

Reasumując: Krótkie i lekkie opowiadanie, które przyjemnie przeczytać. Nie wzdymasz się tu na nie wiadomo jakie zabiegi, tylko zwyczajnie opowiadasz. Powiem Ci że cenna to cecha. Informacji dajesz akurat tyle żeby można sobie było całość akcji wyobrazić, nie przynudzając nadmiarem szczegółów.
Warto by jednak odrobinę ubarwić dialog, tak żeby stał się bardziej zabawny, a może i bliższy rzeczywistej rozmowie.
Tak czy inaczej, jest nieźle, przeczytałem z przyjemnością.
pozdrawiam.


RE: Gnijak - anarchist - 18-06-2011

Kolego o piekielnie trudnym nicku. Mam nadzieję, że jak Ci podziękuję za opinię, to nie zostanie to odebrane jako offtopTongue. Bardzo mnie cieszy, że odpowiada Ci taki styl pisania, jednocześnie informuję o poprawieniu tekstu podług rad zamieszczonych wcześniej. "Gnijak" prezentuje się teraz bardziej okazale, jeśli to właściwe słowoBig Grin Serdecznie pozdrawiam


RE: Gnijak - gorzkiblotnica - 18-06-2011

Gdzie tam mam trudny nick Gorzki to ksywka a Błotnica to miejsce gdzie mieszkam. Stara ksywka jeszcze z CB radio.
A mówić do mnie można zwyczajnie Gorzki Smile
Pozdrawiam.



RE: Gnijak - Lena - 30-06-2011

"- Zrób tak jeszcze raz, a po wylądowaniu rzucę cię kilka razy o ścianę chlewika - zagroziłem. Dla podkreślenia powagi moich słów zdzieliłem go otwartą dłonią w kudłaty łeb."
Bicie pilota bywa ryzykowne :)

Fajna, klimatyczna historyjka w sam raz na sezon wakacyjny. Czytało się nieźle, zwłaszcza że mogłam sobie to wszystko wyobrazić w konkretnej scenerii (tyle że nad Bugiem). Nawet jeśli postacie mówią zbyt okrągłymi zdaniami, a wieś wypada raczej pocztówkowo, Gnijak - daleki, ale rozpoznawalny kuzyn Wesołego - nadrabia kosmatością.


RE: Gnijak - anarchist - 30-06-2011

Dziękuję za dobre słowo, Leno. Opowiadanie wygląda obecnie trochę inaczej (lepiej). Jest to zresztą fragment, a w zasadzie jeden rozdział czegoś dłuższego. Byłem kiedyś nad Bugiem, w miejscowości Kania i bardzo mi się podobało.

Pozdrawiam


RE: Gnijak - siloe - 07-07-2011

Fajny tekst. Masz oryginalne podejście. Nareszcie jakiś inny pomysł. Aż miło poczytać Big Grin

Ocena:

7/10


RE: Gnijak - anarchist - 07-07-2011

Wielkie dzięki, siloe. Miło to jest przeczytać Twoja opinięSmile. Pozdrawiam


RE: Gnijak - Fiteł - 07-07-2011

Fajne, lekkie i przyjemne w odbiorze opowiadanie. Czyta się bardzo łatwo, może na prawdę napisane trochę zbyt prostym językiem, ale mi to zupełnie nie przeszkadza. Historyjka jest ciekawa, wydaje się przemyślana, uniknąłeś błędów logicznych. Może trochę zachowanie bohatera w obliczu czarta jest lekko irracjonalne (bo w sumie to czart, pal licho, że głupi ili trzewik), ale w sumie te jego "kowbojstwo" fajnie wychodzi w połączeniu z "ułomstwem" diablika. Ja osobiście położyłbym większy nacisk na fakt, że bohater jest na kacu, ew. że nadal go trzyma. Fajna była by scena rozmowy pijanego małolata z ułomnym czortemTongue.
Co do zarzutów, to tak jak napisał Mości Xiondz - dialogi. Sztuczne i nierealne, koleś rozmawia ze swoją rodziną jak bohaterowie seriali Łebkowskiej. Do wymiany.
Ogólnie bardzo na plus. Pozdrawiam.