Duszne lato (+18) - Wersja do druku +- Via Appia - Forum (https://www.via-appia.pl/forum) +-- Dział: EPIKA (https://www.via-appia.pl/forum/Forum-EPIKA) +--- Dział: Miniatury Epickie (https://www.via-appia.pl/forum/Forum-Miniatury-Epickie) +---- Dział: Krótkie formy epickie (https://www.via-appia.pl/forum/Forum-Kr%C3%B3tkie-formy-epickie) +---- Wątek: Duszne lato (+18) (/Thread-Duszne-lato-18) |
Duszne lato (+18) - Bruno Schwarz - 20-04-2022 (fragment)
Nie wiem, czy to
będzie dla Państwa istotne, ale informuję (tak na wszelki wypadek), że ta książka została napisana przy użyciu telefonu komórkowego.
Autor
Głośno wciągnął gluty i przełknął. Tyle ostatnio się tego natykał, że zaczęło stawać mu w gardle. Ale co zrobić? Takie jest życie na tym popieprzonym świecie, Przecież nikt nie obiecywał, że będzie idealnie.
I gdy tak kontemplował otaczającą go rzeczywistość, poczuł na sobie czyjeś świdrujące spojrzenie. Stara, pomarszczona jak rodzynka zakonnica gapiła się na niego, jakby chciała prześwietlić wszystkie łajdactwa, które miał na sumieniu.
Wstał, zgrabnie ściągnął przez dresowe spodnie napletek, bo nie lubił jak mu się zsuwał i podszedł do świętojebliwej staruchy, z miną wkurwionego amstaffa.
Zakonnica wytrzymała jego spojrzenie, bo pewnie miała już doświadczenie w pracy duszpasterskiej z takimi jak on.
Stali tak przez chwilę, mierząc się wzrokiem, aż w końcu oboje parsknęli śmiechem.
W tym momencie skrzypnęły drzwi i weszła niebrzydka, ale strasznie zapuszczona dziewczyna z dużą, podróżną torbą na ramieniu i chyba z całą paczką gum balonowych w ustach.
A ten jeszcze na odchodnym puścił do zakonnicy oczko i skierował się do drzwi, w których stała - mocno ruszająca żuchwą - dziewczyna.
Dziewczyna widząc, że nic nie wskóra, wzruszyła ramionami i podreptała za nim.
Zakręciła się w miejscu zdezorientowana i złapała za klamkę od tylnych drzwi. Zaczęła się z nimi mocować, ale bezskutecznie.
Ujechali kawałek i dziewczyna zaczęła się krzywić.
Przez chwilę milczeli, ale chłopak widząc, że dziewczyna jest naprawdę wkurwiona zaistniałą sytuacją, uchylił swoje drzwi i zaczął nimi wachlować, żeby napędzić trochę świeżego powietrza do środka gruza.
Dziewczyna powoli rozsunęła zamek torby podróżnej, pochyliła się nad nią i zaczęła mówić do środka:
Jeszcze mówiła, kiedy odezwało się radio:
Chłopak odłożył mikrofon i gwałtownym ruchem obrócił kierownicą, zmieniając kierunek jazdy.
*** Kiedy dojechali pod wskazany przez oficera dyżurnego adres, zauważyli przed bramą sporą grupę ciekawskich. Z podwórka dochodził miarowy stukot, jakby ktoś rąbał polana.
Chłopak, chcąc się rozeznać w sytuacji, machnął zebranym gapiom przed oczami policyjną blachą i spokojnie zapytał:
Po tych słowach wyjął zza pazuchy Glocka, odbezpieczył i spojrzał pytająco na swoją towarzyszkę.
Ostrożnie weszli na podwórko. Naprzeciwko podwórzowych kibli stał w rozkroku goły facet i próbował siekierą porąbać drzwi do jednego z wychodków.
Mariolka spojrzała pytająco na Kloca, który wyszczerzył zęby i zachęcająco skinął głową. Podeszła niepewnie do golasa i wzięła od niego siekierę.
Mówiąc to, wsunęła ostrze w szparę przy futrynie i nacisnęła ciałem na trzonek. Trach i drzwi się otworzyły. W tym samym momencie chlopak wszedł między golasa i Mariolkę, żeby facetowi nie przyszło przypadkiem do głowy, aby jej wyrwać siekierę.
Golas zrobił krok w kierunku wyłaniającego się z kibla Wiesia, ale odbił się od stojącego mu na drodze, ogromnego Kloca.
*** Zastępca Komendanta - przez wszystkich nazywany „Dziadzia” – biegał od okna do okna i wypatrywał starego volviaka Kloca. Już od rana przygotowywał się na uroczyste powitanie Mariolki, jakby nie była policjantką ze złamaną karierą, ale jakąś angielską królową, Paluszki solone i z sezamem, podróbki delicji szampańskich o smaku malinowym, dwie butelki brzoskwiniowego Piccolo oraz piramida plastikowych kubeczków z logo Komendy Wojewódzkiej - full wypas.
Ksywa „Dziadzia” wzięła się trochę stąd, że inspektor wyglądał jak dziad spod budki z piwem, ale głównie dlatego, że miał on wyjątkową cechę – nigdy nikomu nie rozkazywał, a jego żulowaty wygląd był raczej kwestią wtórną. Nawet kiedy wydawał komuś polecenie służbowe, brzmiało to raczej jak luźno rzucony pomysł albo serdeczna prośba. Niektórzy mu zarzucali, że nie potrafi zarządzać zasobami ludzkimi, że niby chce w ten zawoalowany sposób zrzucić odpowiedzialność na innych, ale większość zarówno mundurowych, jak i pracowników cywilnych komendy wojewódzkiej uważała, że właśnie dzięki temu stworzył naprawdę zgrany zespół ludzi odpowiedzialnych i z inicjatywą. Prawdziwy samograj.
Dziadzia na chwilę przystanął i znieruchomiał, utkwiwszy wzrok w zasuszonej paprotce. W końcu to on namówił Mariolkę do wyjazdu. Wierzył, a wręcz był święcie przekonany, że bystra dziewczyna dużo się tam nauczy i kiedyś zrobi wielką karierę w strukturach Komendy Stołecznej. Kto by pomyślał, że wszystko się tak strasznie popierdoli, bo jakiś skurwiel będzie chciał ją zniszczyć?
Aby rozpędzić kłębiące się w głowie czarne myśli, nacisnął pożółkły przycisk interkomu i wrzasnął:
Kiedy ludzie zaczęli się schodzić i powoli zapełniać gabinet Zastępcy Komendanta, na salę operacyjną weszli Mariolka i Klocu. Dziadzia zauważył ich przez przeszkloną ścianę i zaczął przeciskać się między współpracownikami, żeby móc powitać lekko oszołomioną i zdezorientowaną Mariolkę.
Dziadzia najpierw dziewczynę serdecznie wyściskał, a potem objąwszy ją ramieniem wprowadził do swojego gabinetu.
W tym momencie musiał przerwać, ponieważ strasznie się wzruszył. Zawsze tak miał przy dłuższych przerwach od picia. Stawał się wtedy wyjątkowo nadwrażliwy i trzeba było obchodzić się z nim jak z gówienkiem. Zrobiło się trochę niezręcznie i ludzie jeden po drugim zaczęli wychodzić.
*** Wszyscy rozeszli się do swoich zadań i w gabinecie zostali tylko: Zastępca Komendanta, Klocu i Mariolka. W zasadzie Kloca to tak jakby nie było, bo skupił się na obgryzaniu brzeżków delicji, a następnie odrywaniu od biszkoptowej podstawy galaretkowych krążków, które trzymał na języku aż do całkowitego rozpuszczenia czekoladowej polewy, żeby pokazywać je Mariolce, ilekroć na niego spojrzała. Nawet Dziadzia, wykazujący się anielską cierpliwością względem podwładnych nie mógł już na to patrzeć i postanowił skierować myśli na inne tory.
- Mam dla was propozycję nie do odrzucenia! Stworzymy grupę operacyjną do zadań specjalnych, żeby w pełni wykorzystać wasz potencjał, umiejętność współpracy oraz wiedzę i doświadczenie zdobyte przez Mariolkę w Wydziale do walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw KSP. I co wy na to?! – wypalił jak z armaty Dziadzia.
- Ze mnie i z niej? – z trudem wybełkotał Klocu, ponieważ miał na języku galaretkowy krążek.
- Tak! – odpowiedział krótko Dziadzia.
- A kto będzie dowodził? – zainteresował się tym tematem Klocu.
- Mariolka – odparł Dziadzia z taką miną, jakby to była oczywista oczywistość.
- A niby czemu kurwa ona? – Obruszył się Klocu, głośno przełykając malinową galaretkę.
- Bo jestem wyższa szarżą! – przedrzeźniała go Mariolka udając, że też ma na języku delicjowy krążek.
- No i co z tego? – zdziwił się Klocu
- Gówno! – odparowała Mariolka i zwróciła się do Dziadzi. – Szefie, ale Klocu i ja to w sumie para, a nie grupa. Skoro ja mam dowodzić, to kto będzie robił całą papierologię? Przecież on nie umie pisać ani czytać…
Dziadzia zastanawiał się przez chwilę przeczesując palcami tłuste, siwe włosy.
- Nie wiem, kto z wami wytrzyma i nie zwariuje... Może dam wam do pomocy Mariusza? – zaproponował Dziadzia.
- Mariusza? A kto to jest? – Mariolka spojrzała pytająco na Kloca.
- Wczesny Pazura? Co ty pierdolisz? – zdziwiła się Mariolka.
Mariusz wyglądał raczej bardziej jak Pazura z pierwszej części Psów, ale Mariolka w końcu i tak skojarzyła o kogo chodzi.
- Aaaa, już wiem - dziewczyna wybuchła histerycznym śmiechem.
- Skoro już wszystko wiadomo, to zabieramy się do pracy. Na początek zajmiemy się sprawą seryjnego gwałciciela o kryptonimie „Safanduła”, bo stoimy z tym tematem w miejscu. Klocu, wprowadzisz Mariusza do zespołu? A ty Mariolka może weź sobie dzień, dwa wolnego, odpocznij i działamy Kochani, tak? No! – podsumował Dziadzia.
Po wyjściu od Dziadzi, Mariolka i Klocu strasznie się pokłócili o to, kto z nich będzie tak naprawdę dowodził. W końcu dziewczyna stwierdziła, że ma wszystko i wszystkich w dupie i że jedzie do matki.
*** W związku z tym, że nieobecność Mariolki w firmie zaczęła się niepokojąco przeciągać, Klocu pojechał do niej do domu, żeby sprawdzić czy jeszcze żyje. Wchodząc do przydomowego ogródka, natknął się na jej matkę, która z miną konspiratorki zaczęła mu się zwierzać.
Matka Mariolki spojrzała na Kloca, bo była ciekawa jego reakcji, ale on skupił się na rozdeptywaniu mrówek i był całkowicie pochłonięty tą czynnością, więc ciągnęła dalej:
Kobieta skinęła na chłopaka, żeby nadstawił ucha i kontynuowała swoją opowieść półszeptem.
Matka Mariolki otarła sobie oczy rąbkiem fartucha, ale Klocu wydawał się być niewzruszony.
Wtem kobieta wypatrzyła coś między kwiatkami, bo nagle podniosła głos:
*** Mariolka stała oparta o elewację kamienicy i paliła papierosa w taki sposób, jakby to jej nie sprawiało żadnej przyjemności i chciała czym prędzej skończyć. Kilka głębokich machów i po imprezie. Pamiętała, że nie raz dostała od matki po mordzie. Nie tylko za to, ale za palenie dostawała najmocniej i najczęściej. Nauczyła się palić szybko i całą przyjemność odczuwała chyba dopiero w momencie kiepowania. Tak było i tym razem. Pstryknęła kiepem przed siebie obserwując tor jego lotu i głęboko westchnęła. Natychmiast rozejrzała się z lekką paniką w oczach, czy przypadkiem nie nadchodzi skądś ta stara pinda, bo tak o niej teraz myślała.
Bez papierosa nie było już sensu sterczeć pod ścianą, jak dziwka. Rozejrzała się jeszcze raz zatrzymując wzrok na każdym oknie, czy przypadkiem nie obserwuje jej zza firanki jakaś menda i ruszyła w kierunku bramy, w której sterczało kilku łebków.
- Hej koleżanka, mógłbym z tobą do białego ranka! - Wyszczebiotał któryś, ale nie miała ochoty na interakcję, więc rzuciła tylko przez ramię krótkim:
- Spierdalaj szczylu!
I wtedy wpadła na Kloca, który właśnie wychodził z bramy. Miał on w sobie coś takiego, że zapominała o całym świecie.
- A co ty tu robisz? – zagaił, jak to miał w zwyczaju.
- Matka mi powiedziała, że u nas byłeś.
- No byłem.
*** Kto by pomyślał, że przez jakiś nieprawdopodobny wręcz splot dziwnych zdarzeń trzeba będzie zapomnieć o kolacji, bo ktoś postanowi koncertowo spierdolić ludziom wieczór, a zamiast kanapek, herbatki i komedii romantycznej będzie karuzela? Nawet nie jakiś tam super-zajebisty rollercoaster, tylko takie zwykłe, czteroramienne urządzenie obrotowe dla dzieci. Czy ktoś z nich był na to przygotowany? Policjanci, prokurator, lekarz, technicy?
Zastępca Komendanta - dla przyjaciół i znajomych „Dziadzia” - przez chwilę wpatrywał się w czarne jak atrament niebo, jakby szukał na nim odpowiedzi na najważniejsze pytania. Nagle wzdrygnął się na myśl o tym, dlaczego zamiast przy stole, siedzi ze współpracownikami na dziecięcej karuzeli i czeka, aż technicy zabezpieczą ślady i wykonają czynności. Chcąc trochę rozładować atmosferę, zaczął przebierać krótkim nóżkami, wprawiając urządzenie w ruch. Starszy aspirant Klocu i podkomisarz Mariolka, spojrzeli po sobie rozbawieni i unieśli do góry nogi.
W tym momencie nadjechał Uber, którego reflektory rozświetliły plac zabaw z kręcącymi się na karuzeli policjantami. Z samochodu wysiadła pani prokurator Agnieszka z Prokuratury Rejonowej. Chwilę stała zdezorientowana, nie wiedząc w którą stronę ma pójść. Młoda, ambitna, sprawiająca wrażenie zimnej i nieprzystępnej suki, ale przy bliższym poznaniu okazywało się, że to tylko taka poza, żeby ukryć swoje kompleksy. Policjantów z komendy znała i czuła się przy nich swobodnie. Już kilka razy mieli okazję razem pracować. Głównie były to wypadki komunikacyjne, utonięcia w pobliskim zbiorniku wodnym, śmiertelne potrącenia przez pociągi, ale jeszcze nigdy seryjniak.
- Pani Agnieszko, pani Agnieszko! – zawołał Dziadzia, który pierwszy ją rozpoznał. – Prosimy do nas!
Pani Prokurator z Prokuratury Rejonowej zjechała na kucaka w dół wąwozu, w którym znajdował się plac zabaw i podeszła do siedzących na karuzeli stróżów prawa.
Wymienili z nią uściski dłoni, a Zastępca Komendanta przedstawił jej podkomisarz Mariolkę, z którą jeszcze nie miała okazji pracować.
- Raczej cuchnąca ropa z rozdrapanego ropnia – zaśmiała się ironicznie Mariolka – Zastępca Komendanta mnie przygarnął po tym, jak zostałam wyjebana z Komendy Stołecznej.
- Technicy mówili, że już kończą - wtrącił się Dziadzia, żeby zmienić temat.- A tymczasem zapraszam panią, pani Agnieszko na karuzelę, bo to i tak jeszcze pewnie chwilkę potrwa – zaproponował. Prokurator zajęła miejsce na karuzeli i w tym samym momencie zadzwonił telefon Zastępcy Komendanta. Dziadzia odebrał i przez chwilę słuchał z zainteresowaniem. - Dobra, już idziemy! – krzyknął do telefonu i wszyscy z wyjątkiem pani prokurator poderwali się z miejsc i skierowali w stronę bloków, ale po chwili przystanęli zdezorientowani tym, że kobieta w dalszym ciągu siedzi na swoim krzesełku. - Skończyli, możemy iść! – zawołał Dziadzia. - Ja chyba niestety nie mogę! – odpowiedziała łamiącym się głosem prokurator. Policjanci wrócili pod karuzelę. - Ale jak to? Nie idzie pani z nami? - zdziwił się Zastępca Komendanta. - Bo… ja… chyba się zaklinowałam – odpowiedziała zawstydzona prokurator. - Ale, że…? O masz ci los! – wysapał Dziadzia – spokojnie, pani Agnieszko, zaraz coś poradzimy - i zaczął mocować się z jej oparciem. Po chwili przyłączyli się do niego Matriolka i Klocu. Razem spróbowali odgiąć oparcie siedzenia, ale metalowe rurki ani drgnęły. - Tutaj trzeba jakichś narzędzi – stwierdził Dziadzia, sapiąc z wysiłku. - Może technicy coś maja?
- Dobra to ja skoczę do domu, bo mam blisko i coś zorganizuję, a ty Klocu może idź do chłopaków i powiedz im, że niedługo dołączymy - zaproponowała Mariolka. - Tylko błagam, bez szczegółów! – poprosiła prokurator Agnieszka. - Oczywiście! – odpowiedział chłopak tłumiąc śmiech i pobiegł do techników, a podkomisarz udała się w stronę swojego domu po narzędzia. - Jezu, ale obciach - westchnęła prokurator do Zastępcy Komendanta. - Nie pani pierwsza i nie ostatnia - próbował ją pocieszyć, rozglądając się gorączkowo, jakby szukał na placu zabaw czegoś, co pomoże uwolnić panią prokurator z żelaznego uścisku starej, popeerelowskiej karuzeli. A tymczasem spomiędzy bloków wyłoniła się Mariolka, machając nad głową piłką do metalu. - Mogę spróbować?– zapytał Zastępca Komendanta I nie czekając na odpowiedź, wziął od dziewczyny piłkę i przyłożył ją do metalowego oparcia. - Przepraszam – westchnęła prokurator. - Ale za co pani przeprasza, pani Agnieszko?! Policja jest nie tylko od tego żeby zamykać, ale czasem też od tego, żeby uwalniać – zaśmiał się komendant. – Tylko proszę się nie ruszać, żebym przy okazji nie pociął pani ubrania. (20-04-2022, 09:48)Bruno Schwarz napisał(a): RE: Duszne lato (+18) - Bruno Schwarz - 03-05-2022 (22-04-2022, 13:31)PannaPoranna napisał(a): fajnie wyszło, można gdzieś przeczytać całość? Musi się najpierw urodzić |