Via Appia - Forum
Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2 i 2/2 - proza marzec 2019 - Wersja do druku

+- Via Appia - Forum (https://www.via-appia.pl/forum)
+-- Dział: EPIKA (https://www.via-appia.pl/forum/Forum-EPIKA)
+--- Dział: Opowiadania (https://www.via-appia.pl/forum/Forum-Opowiadania)
+---- Dział: Obyczajowe / Psychologiczne (https://www.via-appia.pl/forum/Forum-Obyczajowe-Psychologiczne)
+---- Wątek: Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2 i 2/2 - proza marzec 2019 (/Thread-Rozmowy-z-mam%C4%85-przy-szorowaniu-plec%C3%B3w-cz-1-2-i-2-2-proza-marzec-2019)

Strony: 1 2


Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2 i 2/2 - proza marzec 2019 - Zdzisław - 05-03-2019

Cz.1/2

(powrót z kolonii)

Kiedy tylko weszliśmy do mieszkania, mama natychmiast zagnała mnie do łazienki:
– Przed jedzeniem idź się wpierw wykąpać. Andrzej już ci zagrzał wodę.

Zagrzał? Dotknąłem ostrożnie blachy pieca kąpielowego. Auu! Jego pionowy, walcowaty korpus był tak rozpalony, że palec sam odskoczył. Mój jedyny brat chyba pomylił lato z zimą. Wanna już też była napełniona. Zagłębiłem dłoń w wodę. Ale gorąca! Na dworze gorąco i w łazience jak w ruskiej bani, o której tata wspominał ze swoich młodych lat przeżytych na Wileńszczyźnie. Tylko witek brzozowych brakuje do wytrzepania ciała… i dobrze. Podobno boleśnie nimi cięli po gołych plecach.

Rozebrałem się i zanurzyłem ostrożnie w wodzie. Oj, prawie parzy! Wpuściłem do wanny strumień zimnej wody i od razu poczułem się bardziej znośnie. Teraz tylko szybko się wykąpię, zjem i na podwórko.

Gdyby wszystkie zamierzenia od razu się spełniały, życie chłopca byłoby całkiem, całkiem. Może nie jak wylegiwanie się na płatkach róż, ale przyjemne. Niestety, w szybkiej realizacji tych marzeń przeważnie przeszkadzali starsi. I to „przeważnie” przybrało postać rodzicielki.

Usłyszałem głos mamy:
– Kąpiesz się już? Zaraz przyjdę i umyję ci plecy.
– Już prawie się wykąpałem, mamo! – odkrzyknąłem. Też coś! Ja nie „już się kąpię”, ale kończę. Muszę jak najszybciej na podwórko, świecę dymną uratować. Byle smarkacz może ją ukraść w czasie mojej nieobecności!

Otworzyły się drzwi łazienki i weszła mama:
– Już? Co to za kąpiel w minutę? Nachyl się, umyję ci te plecy.

Wzięła gąbkę i przez dłuższy czas porządnie mi je szorowała, aż do zaczerwienienia skóry. Na chwilę przerwała, otarła pot z czoła, spojrzała na wodę w wannie i z pretensją w głosie ni to zapytała, ni to stwierdziła:
– Czy wy się tam na kolonii nie myliście? Woda brudna, jakbyś z kopalni wyszedł! A co to za plaster masz na kolanie?
– A, to? Nic wielkiego. Wpadłem na drut kolczasty w lesie, już prawie zaleczone.
– Że też zawsze coś ciebie spotyka! Pokaż no… – oglądnęła uważnie i z ulgą dopowiedziała – na szczęście nie jest źle.
– Mamuś…
– Tak, teraz mamuś. Zawsze coś. Miałeś chyba dwa latka, jak zęby wszystkie wybiłeś, gdy spadłeś z drewnianego konika.
– Zęby?! Ale ja nie pamiętam.
– Jak możesz pamiętać? Płakałeś wniebogłosy. Włożyłam ci te mleczaki z powrotem, zawiązałam buzię chustką i do dentysty. Chciał je wyjąć, mówił, że nie wrosną, że trzeba czekać na stałe zęby. A czym byś gryzł? Nie dałam i dobrze. Ha! Wrosły i miałeś. – Mama przerwała szorowanie moich pleców, wyprostowała się i podparła pod boki. Na wspomnienie tego zdarzenia aż cmoknęła z zadowoleniem.
– Ale w Gdańsku już nie płakałem. To pamiętam. – Musiałem szybko zatrzeć tę skazę na życiorysie.
– Co w Gdańsku? – Mama nachyliła się nade mną z zainteresowaniem, ponownie zabrała się do mycia i niecierpliwie powtórzyła – co było w Gdańsku?

Ot, kobiety! Wystarczy nieopatrznie ledwie co napomknąć, a już nie popuszczą, dopóki wszystkiego się nie dowiedzą. Echh… ale co tam, dawno było i do tego nic strasznego, mogę powiedzieć.
– No, jak się bawiliśmy w wojnę u cioci Jani na Szerokiej. Co wpadłem do tej dziury po domu i nogę rozwaliłem.
– Nie płakałeś, bo zemdlałeś. – Mama przypomniała sobie i od razu jej zainteresowanie zmniejszyło się. Co znane, to już nie tak ekscytujące.
– Ale nie od razu zemdlałem! Dopiero jak mnie Andrzej przytachał do łazienki i nogę pod wodę włożył.
– Też pomysł, zamiast nas zawołać, to po cichu jeszcze weszliście. Wiesz, ile krwi straciłeś?! – Na wspomnienie aż za głowę się chwyciła, nie bacząc, że moczy własne włosy. – Cała wanna była we krwi!
– Tylko troszkę, mamo. A Andrzej się bał, że dostanie wciry, że mnie nie przypilnował.
– Swoje i tak dostał! Starszy brat, a taką ranę tylko zimną wodą chciał zatamować! Dobrze, że Tereska się przestraszyła i mnie zawołała, gdy zemdlałeś.
– Ale wpierw nie chciała dać sukienki ze swojej lalki, jak Andrzej z dołu wołał, aby dała. Bo chciał mi zawiązać – dopowiedziałem z pretensją w głosie.
– Przecież nie widziała, że się zraniłeś. Jak zobaczyła, to dała. Dziewczynki są zawsze bardziej odpowiedzialne. Co byście bez nas poczęli? Tylko bawicie się w wojnę. A potem ciągle was bandażujemy.
– Nie ciągle! Jak mieszkaliśmy jeszcze w Bydgoszczy, przy Sosnowej, to biliśmy się z tymi za szkołą i nic mi się nie stało…
– O czym znów mówisz? O tym nic nie wiem... Jaka bójka?!

Po co ja o tym wspomniałem? Próbowałem przemilczeć, mydląc sobie intensywnie głowę, ale mama nie popuściła:
– Spytałam się. Kiedy to było?
– Ee tam, takie tam… To było dawno.
– Nie wymiguj się. Mów, jak zacząłeś.
– Mamo, przecież mówię, że to było dawno, jeszcze w Bydgoszczy. Nic takiego.
– Więc tym bardziej to już żadna tajemnica. No więc?

Właściwie mama miała rację. Nie była to żadna tajemnica, gdyż zbyt wielu chłopaków w tym uczestniczyło. I poszło o nie byle co, tylko kto jest Polakiem, a kto…
– To było wtedy, jak „Krzyżaków” wyświetlali, jak poszedłem już do szkoły. Andrzeja na film już wpuścili i opowiedział mi wszystko. No i potem nasze bloki umówiły się z tymi za szkołą, że zrobimy bitwę pod Grunwaldem.
– To ilu was było?!
– Mnóstwo, mamo! Dwieście, trzysta, a może i więcej! Ale to było! – Na samo wspomnienie uśmiechnąłem się. Jaki wtedy byłem dumny, że mogłem wziąć udział w bitwie… – Wszyscy przygotowali miecze, tarcze i hełmy. No i jak się umówiliśmy, to ledwie się zmieściliśmy na tym placu z boku szkoły. No tam, co to plac był niczyj, ani nasz, ani ich. Aleśmy się z nimi bili! Tylko nikt nie chciał być Krzyżakami, to się kłóciliśmy. No więc my na nich krzyczeliśmy, że to oni są Krzyżakami, a my Polakami. A oni to samo na nas…
– Zaraz, zaraz, to Andrzej wziął ciebie ze sobą?! Jak mógł, przecież nie miałeś nawet siedmiu lat!

Oto cała mama! Nie rozumie takich prostych rzeczy. Co ma do tego wiek? Tata bez pytania by zrozumiał! Kiedy przeprowadziliśmy się do Grudziądza i na „dzień dobry” dostałem bokserską fangę w nos na podwórku, gdyż nie znałem słówka ”jo”, to nie mówił, że ukończone osiem lat jest jeszcze zbyt małym wiekiem na bójki! A skąd miałem to słowo znać? W Bydgoszczy tak się nie mówiło; zresztą tam na podwórku zamiast boksu królowały zapasy. A w nich byłem bardzo dobry, starszych kładłem! Tego od fangi też od razu położyłem na ziemi. Tylko że nie dotrzymał słowa. Jak go przewróciłem, to się poddał. I taki świnia, kiedy go puściłem, to mi znowu przyłożył! To mnie nauczyło przynajmniej ostrożności, że nie zawsze można wierzyć od razu w to, co drugi obiecuje. Dostał za swoje, dobrze go za drugim razem przycisnąłem. Odechciało mu się łamać dane słowo!

Wiek, nie wiek, pewne rzeczy chłopak musi robić i już! Tylko jak to mamie wytłumaczyć?
– Oj, mamo, prawie już miałem! Jak by mnie nie wziął, to sam bym poszedł. Miał mnie na oku. Zresztą chłopacy się umówili, że my młodsi między sobą się bijemy, a starsi ze sobą. No i jak tak stanęliśmy, to zaczęliśmy krzyczeć, że to oni mają być Krzyżakami, a oni tak na nas. Nikt nie chciał ustąpić. Mieliśmy być Krzyżakami?! To się wreszcie rzuciliśmy, krzycząc, że na Krzyżaków, a oni to samo. Aleśmy się bili! Ale lekko, mamo, tak na niby, przecież miecze były drewniane i tarcze mieliśmy.

To ostatnie dopowiedziałem, widząc, jak mama zmienia się na twarzy. Dodałem dla uspokojenia:
– I prawie nic nikomu się nie stało.

Że też mnie podkusiło! A tata zawsze powtarzał, że mowa jest srebrem, ale milczenie złotem! Mama aż przerwała szorowanie moich pleców:
– Prawie?! Przecież mogliście się pozabijać! Drewnianym mieczem też można krzywdę zrobić!
– Ee tam, tylko kilka siniaków było. Ale jaka zabawa!
– Zaraz, czy to było wtedy, kiedy pełno milicji ganiało po całym osiedlu?
– Chyba tak, mamo. Bo jak walczyliśmy, to szybko przyjechała. Może przez ten hałas, albo ktoś z dorosłych wezwał. Więc wszyscy rzucili się w nogi, a milicja nas goniła. Ja z Andrzejem i jeszcze kilku chłopaków od nas wbiegliśmy do naszego domu. Schowaliśmy się na klatce na trzecim piętrze i myśleliśmy, że pobiegną dalej, ale usłyszeliśmy, że wbiegają. To przez ten właz u góry weszliśmy na strych i wdrapaliśmy się do góry na te belki od dachu. Tam się na nich położyliśmy, a milicja też weszła na strych, ale nie patrzyli do góry. – O strachu przed złapaniem przez milicję, jaki mnie wtedy ogarnął, wolałem nie wspominać. – Przeszukali strych i któryś krzyknął, że pewnie drugą klatką uciekliśmy i tam też zeszli. No to jeszcze poleżeliśmy i już. Ale zabawa była!
– Zabawa? Mogliście sobie krzywdę zrobić i jeszcze bym chodziła po was na milicję!
– Ale przecież nas nie złapali… – odpowiedziałem z urazą w głosie.
– Ale mogli! Zawsze coś musieliście wywinąć! I Andrzej, starszy, a jeszcze ciebie wciągał.
– Wcale nie, mamo. Sam chciałem.
– Ale on starszy i miał ciebie pilnować, a nie wciągać do bijatyk.
– Mamo! To nie była bijatyka, tylko biliśmy się jak pod Grunwaldem! A Andrzej mnie pilnuje, jak wtedy co mnie odkopał.
– O Jezu! O czym znowu mówisz?!
cd. w komentarzu poniżej


RE: Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców - D.M. - 07-03-2019

Jestem ciekaw, w jakim roku dzieje się rzecz oraz ile lat ma wtedy narrator. Smile


RE: Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców - Zdzisław - 07-03-2019

(07-03-2019, 12:42)D.M. napisał(a): Jestem ciekaw, w jakim roku dzieje się rzecz oraz ile lat ma wtedy narrator. Smile

Ot, zagadka Wink Z treści można wydedukować jedno i drugie, ew. z małą tolerancją Wink


RE: Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców - D.M. - 07-03-2019

Chyba w Krzyżaków bawili się w roku 1960? Ale na razie nie znalazłem informacji, z której można byłoby się dowiedzieć, ile lat minęło od tamtego czasu do opisywanego opowiadania. Smile


RE: Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców - Zdzisław - 07-03-2019

(07-03-2019, 22:28)D.M. napisał(a): Chyba w Krzyżaków bawili się w roku 1960? Ale na razie nie znalazłem informacji, z której można byłoby się dowiedzieć, ile lat minęło od tamtego czasu do opisywanego opowiadania. Smile

Dwa. W każdym razie tak mi podpowiedział narrator konkretny Wink


RE: Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców - D.M. - 07-03-2019

No, to chyba narrator miał około 9 lat i się urodził chyba w roku 1953. Smile


RE: Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców - kubutek28 - 08-03-2019

Cytat:Zagłębiłem dłoń w wodzie.
Trochę się będę czepiałTongue
Cytat:Muszę jak najszybciej na podwórko, świecę dymną uratować. Byle smarkacz może ją ukraść w czasie mojej nieobecności!
Mógłbyś wprowadzić w kontekst?Big Grin
O różnych zabawach słyszałem (ba, wymyślaliśmy własne!), ale tego nie znam...
Cytat:Włożyłam ci te mleczaki z powrotem, zawiązałam buzię chustką i do dentysty.
U nas było inaczej (no, przy nieinwazyjnym wypadaniu mleczaków, jak same zaczynały się ruszać). Mnie i najstarszego brata bardzo nie trzeba było prosić... Dzierżyliśmy wyrywanie przez mamę, może z paroma łzami z bólu. Za to mój średni brat tanio zęba nie sprzedawał... I teraz, w ramach małej dygresji, proszę, wyobraźcie sobie taką scenkę: okołoośmiolatek z zakrwawioną mordą ucieka przed mamą, która goni go z równie zakrwawionymi dłońmi i chusteczką Big Grin.
Cytat:Wiesz, ile krwi straciłeś?!
Często zastanawiam się nad swoim dzieciństwem, nad moimi braćmi, kolegami... Chyba organizmy dziecięce produkowały kiedyś więcej krwi. Cóż, musiały, by przeżyć...
Piękne czasySmile
Cytat:Ale lekko, mamo, tak na niby, przecież miecze były drewniane i tarcze mieliśmy.
My robiliśmy łuki z wierzby, albo co tam było długie i w miarę prosteSmile
Cytat:Przeszukali strych i któryś krzyknął, że pewnie drugą klatką uciekliśmy i tam też zeszli.
O taak, najpiękniejsze w tych dużych blokach (mieszkałem w byłym Pegeerze) były piwnice, łączące wszystkie klatkiSmile. No, cudowne miejsce do zabawy w jakieś Lochy i SmokiSmile

Przyznam, że miałem zapędy popisać swoje wspomnienia o tych latach, gdy było się małym łepkiem i jedynym chyba zmartwieniem w ciągu całego dnia było to, żeby zdążyć na Dragon Balla (lata '90te Wink). Cóż, w Krzyżaków się nie bawiliśmy, nie znam też wspomnianej świecy dymnej, ale widzę pewne analogie, wiele z nich budzi fajne wspomnienia. Były guzy, była krew, była mama co myła plecy, teżTongue

Ogólnie, miły tekst, aż sobie wyobrażam te momenty grozy, w których mamie mroziło krew, gdzie dowiadywała się kolejnych niuansów... A indagowany wyrzucał sobie, że "to" miało przecież zostać w niewielkim gronie, nieujawnione nikomu, no ale jakoś tak wyszło...


RE: Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców - Zdzisław - 08-03-2019

(07-03-2019, 22:42)D.M. napisał(a): No, to chyba narrator miał około 9 lat i się urodził chyba w roku 1953. Smile

Myślisz logicznie i wyciągasz właściwe wnioski z dostępnych danych Smile

(08-03-2019, 00:33)kubutek28 napisał(a):
Cytat:Zagłębiłem dłoń w wodzie.
Trochę się będę czepiałTongue
Cytat:Muszę jak najszybciej na podwórko, świecę dymną uratować. Byle smarkacz może ją ukraść w czasie mojej nieobecności!
Mógłbyś wprowadzić w kontekst?Big Grin
O różnych zabawach słyszałem (ba, wymyślaliśmy własne!), ale tego nie znam...
Cytat:Włożyłam ci te mleczaki z powrotem, zawiązałam buzię chustką i do dentysty.
U nas było inaczej (no, przy nieinwazyjnym wypadaniu mleczaków, jak same zaczynały się ruszać). Mnie i najstarszego brata bardzo nie trzeba było prosić... Dzierżyliśmy wyrywanie przez mamę, może z paroma łzami z bólu. Za to mój średni brat tanio zęba nie sprzedawał... I teraz, w ramach małej dygresji, proszę, wyobraźcie sobie taką scenkę: okołoośmiolatek z zakrwawioną mordą ucieka przed mamą, która goni go z równie zakrwawionymi dłońmi i chusteczką Big Grin.
Cytat:Wiesz, ile krwi straciłeś?!
Często zastanawiam się nad swoim dzieciństwem, nad moimi braćmi, kolegami... Chyba organizmy dziecięce produkowały kiedyś więcej krwi. Cóż, musiały, by przeżyć...
Piękne czasySmile
Cytat:Ale lekko, mamo, tak na niby, przecież miecze były drewniane i tarcze mieliśmy.
My robiliśmy łuki z wierzby, albo co tam było długie i w miarę prosteSmile
Cytat:Przeszukali strych i któryś krzyknął, że pewnie drugą klatką uciekliśmy i tam też zeszli.
O taak, najpiękniejsze w tych dużych blokach (mieszkałem w byłym Pegeerze) były piwnice, łączące wszystkie klatkiSmile. No, cudowne miejsce do zabawy w jakieś Lochy i SmokiSmile

Przyznam, że miałem zapędy popisać swoje wspomnienia o tych latach, gdy było się małym łepkiem i jedynym chyba zmartwieniem w ciągu całego dnia było to, żeby zdążyć na Dragon Balla (lata '90te Wink). Cóż, w Krzyżaków się nie bawiliśmy, nie znam też wspomnianej świecy dymnej, ale widzę pewne analogie, wiele z nich budzi fajne wspomnienia. Były guzy, była krew, była mama co myła plecy, teżTongue

Ogólnie, miły tekst, aż sobie wyobrażam te momenty grozy, w których mamie mroziło krew, gdzie dowiadywała się kolejnych niuansów... A indagowany wyrzucał sobie, że "to" miało przecież zostać w niewielkim gronie, nieujawnione nikomu, no ale jakoś tak wyszło...

1/ Słusznie się czepiasz. Powinno być "w wodę".

2/ To fragment dużo większego opowiadania z całego cyklu. Narrator przyjechał z kolonii, skąd przywiózł wojskowe świece dymne (kolonia była przez płot z niebieskimi beretami). Większość świec okrutni wychowawcy i kierownik kolonii zarekwirowali przed powrotem, ale część sprytni koloniści uratowali. Tyle że rodzice już o aferze wiedzieli i przed wejściem do domu trzeba je było ukryć na podwórku... Świece przydały się później aż za dobrze. Wiesz, co się dzieje w bloku mieszkalnym, kiedy w nocy ktoś wrzuci taką świecę na klatkę schodową? Wink

3/ Wyobrażam sobie tę krwawą scenkę. Matka-wampirzyca goni dziecko-ofiarę Smile W moim opowiadaniu to było dwuletnie dziecko, więc narrator nie mógł tego pamiętać.

4/ Też myślę, że dziecięce organizmy musiały intensywnie produkować nową krew na uzupełnianie nagłych ubytków. W tamtych czasach nikt nie roztkliwiał się nad małymi rankami.

5/ Oczywiście, że były też łuki i zabawy w Indian. Ale opowiadanie jest umiejscowione - to był krótki okres, kiedy zapanowała mania zabaw w walki z okrutnymi Krzyżakami.

6/ Całkowita zgoda. Połączenia między klatkami przez strych lub piwnice były świetnymi miejscami do zabaw i... ucieczek przed nic nierozumiejącymi dorosłymi.

7/ Czasy się zmieniają, nawet zabawy dzieciaków, ale zabawy, jako takie, chyba zostaną... mam taką nadzieję. Kiedyś ciągłe siedzenie przed laptopem lub  wpatrywanie się w smartfona powinno się "wypośrodkować", jak każda zrecz, która traci posmak nowości. A zabawy zostaną.

8? Moja rada - nie musisz od razu pisać prozy wspomnieniowej, ale spisuj chociaż ciekawsze wspomnienia z dzieciństwa, nawet w formie punktów. Za ileś lat przekonasz się, jaki to był dobry pomysł... Ja musiałem sam sobie przypominać... na szczęście nie choruję jeszcze na Alzheimera.

Mamusie w tamtych czasach co chwila przeżywały "momenty grozy". Dzieciaków mnóstwo i nikt z nich nie siedział w domu, tylko na podwórku. A tam tyle atrakcji, a tam tyle niesamowitych pomysłów i dziwnych zabaw, od których dorosłym włosy stawały dęba... Wink


RE: Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców - Zdzisław - 09-03-2019

cz.2/2

Znowu się zagalopowałem! A Andrzej mi mówił, żeby ani mru mru mamie…
– Mamo, to było bardzo dawno, też jeszcze w Bydgoszczy. Już jestem wykąpany i głodny. Zjadłbym coś.
– Zaraz zjesz. Co to było?!
– A tam, kiedyś na podwórku zamek z piasku budowaliśmy i wykopaliśmy taki mały rów. No i mnie w nim trochę zasypało, ale zaraz Andrzej z chłopakami mnie odkopali. Andrzej mnie zawsze pilnuje. Jak wtedy co się topiłem.

Ups! Czy ja jestem dziewczyna, żeby wciąż paplać? Co mnie dzisiaj podkusiło?! Co jest, że nie potrafię utrzymać języka za zębami. Spokojniej jest, kiedy dorośli za dużo nie wiedzą! A teraz mama aż siadła!
– Coo?! Topiłeś się?! O matko! I ja nic nie wiem! Kiedy to było?!

Wolałem zanurzyć się cały w wannie, tak, że woda przykryła mi głowę. Przecież muszę się wypłukać. Głodny jestem, starczy tego szorowania pleców! Przy okazji może mamie minie…

Nie minęło. Poczułem silny ucisk na ramieniu i jak trzepocząca się ryba zostałem wyciągnięty na powierzchnię.
– Mów natychmiast!
– Przecież już mówiłem. Trochę mnie zasypało, ale Andrzej z chłopakami zaraz mnie odkopali.
– Nie o to pytam!
– A o co, mamusiu?
– Dobrze wiesz. Gdzie i kiedy się topiłeś? I dlaczego nic o tym nie wiem?!
– Przecież żyję. Andrzej mnie upilnował. I też było dawno.
– Już ja mu dam! Nic nie mówił! Więc?
– Mamuś, ale naprawdę nic się nie stało. I Andrzeja nie było winy, tylko właśnie mnie pilnował. To było kiedyś w Ornecie, u cioci Reni, jak poszliśmy na ryby pod most. No na tej rzeczce. Staliśmy na takich kamieniach i się poślizgnąłem i wpadłem. No i tam było za głęboko, ale było twarde na dnie i się odbiłem i wypłynąłem. Andrzej podał mi wędkę, ale nie sięgnąłem. Ale jak znów się odbiłem, to już byłem bliżej, chwyciłem i Andrzej mnie wyciągnął.

Ukochana mamusia znowu z wrażenia aż klapnęła na taboret przy wannie.
– Ja chyba przez was osiwieję!
– Mamuś, ale już przecież umiem pływać. A tamto było dawno!
– Czego ja jeszcze nie wiem?! Jak nie bójka z innymi, to milicja was gania. Teraz jeszcze to! Albo z tym psem, kiedy mi się wyrwałeś…

Odetchnąłem. Mama chyba uspokajała się. I słusznie! Przecież wszystko jest w porządku, co było, to było, ale dawno się zmyło. Teraz zaś mamusię samą wzięło na wspominki, a to już było dla mnie bezpieczniejsze. Kobiety lubią gadać, jeżeli o czymś wiedzą. Lepiej więc rozmawiać o wilczurze, niż być ciągniętym za język o innych zdarzeniach...
– Bo mama mnie słabo trzymała. Przecież lubię psy, to do niego podbiegłem.
– Musiałeś chwytać tego wilczura za szyję?
– Bo chciałem go ukochać… ale mnie tylko przewrócił. Psy wyczuwają, kto je lubi. Przecież nie ugryzł mnie.
– Ale stanął łapami na tobie. Boże, aż mi serce wtedy prawie stanęło!
– Ale pies tylko stanął i nie ugryzł. Zresztą ta pani zaraz go odciągnęła.

Byłem zadowolony, że rozmowa zeszła na bezpieczny temat, ale moja skóra na plecach stawała się coraz bardziej czuła. Gąbka w dłoni rodzicielki nie próżnowała, nie licząc krótkich przerw na zanurzenie jej w wodzie. Czy mama nie skończy? Każdy coś przecież przeżył, nie byłem wyjątkiem wśród chłopaków. Lepiej nie będę się już odzywał, aby nie przedłużać, albo co gorsze, jeszcze znowu coś wygadam...

– Albo jak na Dworcowej w Domu Towarowym wyrwałeś mi się w tłumie. Przecież nie miałeś wtedy chyba pięciu lat. Taki kawał drogi od domu, biegałam po wszystkich szpitalach i milicji.
A jednak! Jeszcze mama się nie wygadała. Może jak nie będę się odzywał, to skończy się to maglowanie?
– Czemu nagle zamilkłeś? – Przerwała szorowanie i spojrzała podejrzliwie. – Coś jeszcze ukrywasz?
Oj, niebezpiecznie! To już wolę rozmawiać o psie czy też o tym zgubieniu się...
– Mamusiu, przecież pamiętałem, że jechaliśmy tam tramwajem. Nie mogłem ciebie odnaleźć, to wróciłem jak tory prowadziły. A przy lasku to już wiedziałem gdzie dom.
– Jak ja się wtedy zdenerwowałam!
– … i za to, że nic mi się nie stało, to jeszcze mama na mnie nakrzyczała, jak wróciła – skrzywiłem się na dawne wspomnienie. – Gdybym się odnalazł dopiero na drugi dzień, to by mama mnie wyściskała… – Skorzystałem z okazji, aby mamie dogadać. Czy nie możemy już skończyć tych wspominek?!
– Miałam z tobą skaranie boskie, jak byłeś malutki, oj miałam. Na chwilę nie można było ciebie spuścić z oczu. – I tak, nie przestając mówić, mama doszorowała wreszcie moje plecy, aż skóra piekła. Skończyła i, wychodząc z łazienki, dorzuciła:
– No dobrze, opłukaj się i ubieraj. I zaraz do obiadu siadaj. Musisz opowiedzieć, jak na koloniach było.
– Mamusiu, już przecież mówiłem, że...
– Mówiłeś, ale opowiesz dokładniej. Wytrzyj się, a ja już stawiam obiad. Jeszcze pogadamy.

O czym mama jeszcze chce rozmawiać?! Ileż można wspominać zamierzchłe czasy? Że też kobiety nigdy nie mają dosyć. Jak już je weźmie na wspominki, to mogą tak godzinami ciągnąć. Zagadają biednego człowieka na śmierć. A tam, pewnie tak tylko mama powiedziała... (-)


RE: Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2 i 2/2 - D.M. - 09-03-2019

Przeczytałem. O ile rozumiem, to jest opowiadanie autobiograficzne. Ciekawie byłoby się dowiedzieć, na ile istotne są elementy zmyślone. Smile

Co do wspomnień z dzieciństwa, to od czasu do czasu przemyśliwuję taki pomysł, by kiedyś zacząć dość systematycznie opisywać te wspomnienia na jakimś forum internetowym. Ale ja nie przedstawiałbym tego jako utworów literackich, a po prostu opisywałbym. Smile

Moje wspomnienia byłyby innego rodzaju. Nie byłem w dzieciństwie skłonny do zbyt ryzykownych zachowań. Ponadto, w moich kontaktach z kolegami (no, i w samodzielnych grach też), prawdopodobnie, było nieco więcej oryginalnego fantazjowania oraz omawiania jakichś informacji naukowych, niż przeciętnie wśród dzieci. W tym wymyślaliśmy utwory literackie; na tym forum na razie przedstawiono jeden z takich utworów - "Legenda o stonce ziemniaczanej":
https://www.via-appia.pl/forum/Thread-Legenda-o-stonce-ziemniaczanej

PS. Zwykle decyduję się na czytanie utworów Zdzisława, bo w nich nie ma literówek (przynajmniej, o ile pamiętam, dotychczas nie zauważyłem). Na czytanie utworów z literówkami potrzebuję znacznie więcej czasu, bo przecież muszę o wszystkich literówkach poinformować; nie mogę inaczej. Big Grin


RE: Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2 i 2/2 - Zdzisław - 10-03-2019

(09-03-2019, 15:50)D.M. napisał(a): Przeczytałem. O ile rozumiem, to jest opowiadanie autobiograficzne. Ciekawie byłoby się dowiedzieć, na ile istotne są elementy zmyślone. Smile

Co do wspomnień z dzieciństwa, to od czasu do czasu przemyśliwuję taki pomysł, by kiedyś zacząć dość systematycznie opisywać te wspomnienia na jakimś forum internetowym. Ale ja nie przedstawiałbym tego jako utworów literackich, a po prostu opisywałbym. Smile

Moje wspomnienia byłyby innego rodzaju. Nie byłem w dzieciństwie skłonny do zbyt ryzykownych zachowań. Ponadto, w moich kontaktach z kolegami (no, i w samodzielnych grach też), prawdopodobnie, było nieco więcej oryginalnego fantazjowania oraz omawiania jakichś informacji naukowych, niż przeciętnie wśród dzieci. W tym wymyślaliśmy utwory literackie; na tym forum na razie przedstawiono jeden z takich utworów - "Legenda o stonce ziemniaczanej":
https://www.via-appia.pl/forum/Thread-Legenda-o-stonce-ziemniaczanej

PS. Zwykle decyduję się na czytanie utworów Zdzisława, bo w nich nie ma literówek (przynajmniej, o ile pamiętam, dotychczas nie zauważyłem). Na czytanie utworów z literówkami potrzebuję znacznie więcej czasu, bo przecież muszę o wszystkich literówkach poinformować; nie mogę inaczej. Big Grin

Dima, "czy to autobiografia?" - odpowiem dyplomatycznie: nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Natomiast co do zmyśleń - znowu odpowiem nie wprost: "życie przynosi takie zdarzenia i niespodzianki, że czytelnik nie wierzy i myśli `ale autor miał bujną wyobraźnię` ". Jeden przykład - uwierzyłbyś, że dwadzieścia lat po ostatniej wojnie chłopcy odkopują skrzynię z kilkoma szmajserami oraz pełnymi magazynkami, wszystko naoliwione, zabezpieczone, sprawne? Że oczyszczą i urządzą sobie strzelanie seriami pocisków w lasku? Albo że w pogoni po zarośniętym parku, za młodocianym złodziejem z osiedlowej bandy, bierze udział (oprócz milicji z psami na smyczy) ponad setka dzieciaków jako okazjonalna nagonka, traktujących to jako zabawę? Że przywódca tej bandy dojrzeje, pójdzie "na zawodowego" do wojska i będzie świetnym podoficerem? Albo... nie, wystarczy. Dzisiaj mało kto w to uwierzy Wink

Już Kubutkowi odpisywałem, powtórzę i Tobie - spisuj. Do pewnych opowiadań, zwłaszcza "tego typu", musi upłynąć trochę wody w rzece. Ale chodzi o króciutkie zapisanie zdarzeń, aby nie zapomnieć, kiedy przyjdzie pora na literackie opracowanie.

Też byłem z tych spokojniejszych, ale w kaszę nie dawałem sobie dmuchać. Co do wiedzy naukowej - pasjonowała mnie, jako dzieciaka, historia i sf.

PS. Mam większy problem, niż tylko literówki, przy czytaniu dłuższej prozy - od razu analizuję zapis, powtórzenia, układ zdania, atrakcyjność przekazu itd. I komentarz zabiera wtedy wiele czasu. Dlatego mam zawsze obawy przed ich czytaniem. Trudno mi tylko przeczytać i skomentować "fajne - niefajne". Muszę się jednak tego nauczyć... mój czas nie jest z gumy Smile
Brak literówek u mnie wynika z szacunku dla czytelnika i samego siebie - ponowne, spokojne przeczytanie tekstu przed publikacją pozwala wychwycić większość miejsc do naniesienia poprawek.


RE: Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2 i 2/2 - Miranda Calle - 10-03-2019

Bardzo fajny, pozytywny klimat, trochę jak z powieści Adama Bahdaja. Gawędziarski styl, żywe dialogi - znak firmowy dobrego prozaika. Bo pisze się po to, żeby być czytanym Smile


RE: Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2 i 2/2 - Zdzisław - 10-03-2019

(10-03-2019, 11:45)Miranda Calle napisał(a): Bardzo fajny, pozytywny klimat, trochę jak z powieści Adama Bahdaja. Gawędziarski styl, żywe dialogi - znak firmowy dobrego prozaika. Bo pisze się po to, żeby być czytanym Smile
Dzięki za pozytywny komentarz. Tak lubię pisać... i nie wnoszę zdania odrębnego do podsumowania Smile


RE: Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2 i 2/2 - D.M. - 10-03-2019

Cytat:Jeden przykład - uwierzyłbyś, że dwadzieścia lat po ostatniej wojnie chłopcy odkopują skrzynię z kilkoma szmajserami oraz pełnymi magazynkami, wszystko naoliwione, zabezpieczone, sprawne? Że oczyszczą i urządzą sobie strzelanie seriami pocisków w lasku? Albo że w pogoni po zarośniętym parku, za młodocianym złodziejem z osiedlowej bandy, bierze udział (oprócz milicji z psami na smyczy) ponad setka dzieciaków jako okazjonalna nagonka, traktujących to jako zabawę? Że przywódca tej bandy dojrzeje, pójdzie "na zawodowego" do wojska i będzie świetnym podoficerem?

Akurat takie rzeczy, jak tu przytoczyłeś, nie wydają mi się aż tak dziwne, by nie uwierzyć. Smile

Cytat:Już Kubutkowi odpisywałem, powtórzę i Tobie - spisuj. Do pewnych opowiadań, zwłaszcza "tego typu", musi upłynąć trochę wody w rzece. Ale chodzi o króciutkie zapisanie zdarzeń, aby nie zapomnieć, kiedy przyjdzie pora na literackie opracowanie.

Wolę korzystać z pamięci. Rzeczy zapomniane nie muszą być opisywane. Co prawda, bywa też tak, że o niektórych wspomnieniach z dzieciństwa wolę się dowiedzieć, w jakim roku to było; niektóre źródła pisemne pomogły mi odpowiedzieć na niektóre z takich pytań. Ale nie przesadzam ze spisywaniem zdarzeń. Kiedyś przesadzałem, bo w latach 1988 - 1999 prowadziłem dziennik; i w roku 2016 większą jego część zniszczyłem...

Cytat:Brak literówek u mnie wynika z szacunku dla czytelnika i samego siebie - ponowne, spokojne przeczytanie tekstu przed publikacją pozwala wychwycić większość miejsc do naniesienia poprawek.

Nie wszystkim to wychodzi tak dobrze, jak Tobie. Zależy od zdolności wyłapywania literówek. Smile


RE: Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców, cz.1/2 i 2/2 - Zdzisław - 11-03-2019

D.M.:
Wolę korzystać z pamięci. Rzeczy zapomniane nie muszą być opisywane. Co prawda, bywa też tak, że o niektórych wspomnieniach z dzieciństwa wolę się dowiedzieć, w jakim roku to było; niektóre źródła pisemne pomogły mi odpowiedzieć na niektóre z takich pytań. Ale nie przesadzam ze spisywaniem zdarzeń. Kiedyś przesadzałem, bo w latach 1988 - 1999 prowadziłem dziennik; i w roku 2016 większą jego część zniszczyłem...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zniszczyłeś, to zniszczyłeś. Ja pluję sobie w brodę, że zniszczyłem kalendarze osobiste z lat pracy z "lepszą młodzieżą". Teraz powoli odtwarzam w pamięci ciekawsze kawałki... za pewien czas się przydadzą.
Chociaż - kiedy zacząłem "odtwarzać z pamięci" przeszłe lata, to zaczęło działać jak nitka wyciągana z kłębka. Co chwila jakiś nowy supełek (zdarzenie) się pojawiało i przypominało.
Pozdrawiam Smile