Via Appia - Forum

Pełna wersja: Nałóg każdego odziewa w prostacki płaszcz
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
mały człowiek stoi na ulicy głodny
butelki dzwonią
płuca domagają się dymu
serce aż dudni
a w portfelu dwadzieścia trzy grosze

buddyści mówią duhkha

stoi w miejscu
zaszczuty przez rzeczywistość
powoli nabiera kształtu gnijącej masy
smród zewsząd małe zaszczute śmierdziele
odwracasz głowę
zamykasz okno

a mały człowiek
już wraca w odpływające granice
swojego innego świata
zamkniętego w znanych kształtach

wypełnione spienioną cieczą ciało
w ciągłym ruchu albo w bezwładzie
staje się nieregularne
gorączką słów niekontrolowanych
i własnym pocałunkiem
wciąż zapala sobie znicz
mały człowiek stoi na ulicy głodny
butelki dzwonią
płuca domagają się dymu
serce dudni
a w portfelu dwadzieścia trzy grosze

buddyści mówią duhkha

stoi w miejscu
zaszczuty przez rzeczywistość
powoli nabiera kształtu gnijącej masy
smród zewsząd małe zaszczute śmierdzi
odwracasz głowę
zamykasz okno


Jeżeli tu jest bobrze to poniżej, co widzisz.

a mały człowiek
wraca w swoje odpływające granice
innego świata
zamkniętego w znanych kształtach

wypełnione spienioną cieczą ciało
jest nieregularne
w ciągłym ruchu albo bezwładne

gorączką słów niekontrolowanych
i własnym pocałunkiem
wciąż zapala sobie znicz


Tu jest bardzo zagmatwane, czy czasami nie wdziałaś płaszcz.

Uważam że trzecia strofa w ogóle jest nie potrzebna. A reszta do storno.
Uporządkuj Lysso, może nie mam racji ale w tej formie ja tego jakoś nie widzę. Smile
Może masz rację ale jeszcze poczekam, może będzie więcej podpowiedzi, troszkę już zmieniłam.Dziękuję za komentarz.
Lysso, Bardzo dobry wiersz, idealnie oddaje nałóg. Choć wydaje mi się, że tak naprawdę jest jeszcze gorzej. Piekło ma tysiące twarzy zagrymaszonych, posiniaczonych, wrzeszczących - zabijcie.

Tytuł powalił mnie na kolana.
Przeogromne słowa uznania SmileSmile
Rzeczywiście tytuł jest genialny, ale jest też puentą dla całego utworu. Ja zrobiłabym to właśnie tak, że nim uwieńczyłabym utwór, a tytuł bym zmieniła, ale ja to ja.
Całkiem okej.
Lysso, nie należy w poruszaniu tego tematu, gdy niejako z boku obserwujemy, niczego zmieniać. Tu mi się nieźle płynie. Jakbym widział to odpływanie "bohatera" z boku, z brzegu. Ot, takie dosłowne widzenie, ale przekształconego Heraklita, że wszystko (w) płynie. Spoko, to akurat, przyznaję, moja NADinterpratacja.
Wiersz czytałem w pierwszej części pewnym znużeniem- tu: formą także, ale i powiedzmy faktem, że "deja vu", że "znam to", "widuję", aż prawie obojętnieję. I to znużenie uważam za atut.
Potem już wchodzi narracja w rodzaj empatii. Tak, nie trzeba się w butlę, w "ścieżkę", "w żyłę" ("kanał") nabijać tak rzeczywiście w praktyce, aby poczuć, także na sobie.
Człowiek ma w sobie naturalną cechę: współodczuwanie, czasem zwane empatią (choć jakoś nie lubię od jakiegoś czasu tego słowa, bo nazbyt w babo-tygodnikach nadużywane, NIERAZ ZUPEŁNIE BEZ ZROZUMIENIA PODSTAWY. A używane i powtarzane CHYBA TYLKO DLATEGO, ZE ŁADNIE BRZMI-???. Empatię tak często się używa jako pojęcia, że aż się... zdewaluowało IMHO).
To, że się z tym utworem identyfikuję, i jako trzeźwy alkoholik, i jako ten, który po latach abstynencji jest - niby!- tym, którego rzecz czynnego bycia na fazie- pozornie- "nie dotyczy"
(choć na zawsze zapamiętam to, że od opisywanego przez Ciebie "bohatera"- nie-lirycznego, ale liRYCZĄCEGO- DZIELI MNIE W SUMIE JENO JEDEN KIELONEK JAKIEJKOLWIEK POSTACI ETANOLU!- SIC! by popłynąć. Nawet, jeśli proces zapoczątkowany źródłem w naczyniu szklanym musi jeszcze się rozlać mocniej, ale to naprawdę trwa szybciej niż się wydaje. To jak wodospad, a tu: "wódo-spad')

Uładzanie w całości tego utworu doprowadzi do pewnego zakłamania zreczywistości. Tak, uładzi, uestetyzuje, ale też sprowadzi na manowce, bo owszem Czytelnikowi będziełatwiej pomyśleć, że Jego to nie dotyczy, nie musi się identyfikować z przedstawicielem tego samego gatunku, a ewentualnie będzie mu ("bohaterowi" utworu):
A) współczuć
B) czuć litość
C) życzyć "by jak najszybciej szczezł, bo skoro się upoił, niech wyschnie na amen i lament--- u nie będzie" (zasłyszane- przyp. ArS)

Ten bezład formy, gdy z pewnego jakby nie-do-formowania idziesz w klarowność, to fajny wybieg. Jakby z obserwacji, takiej z boku, w owo: współodczuwanie, w którym jednak nie stajesz się tylko obserwowanym osobnikiem (to chwilowe!), nadal czujesz ludzkie pokrewieństwo, tylko będąc sobą z krwi i ducha i ciała. Dlatego potem stopniowo idąc w lekkie dygresje, jakby stanowiące rodzaj przerwy między aktami tego spektaklu lirycznego, później już uładzasz opis, trzymając się współczującego ubocza. Może stylistyka poniekąd para-nad-wzniosła (???) momentami, ale ... podoba mi się umiejętne przejście z bezładu w rodzaj ładu. Takie jednak subtelne. Pewnie Budda pomógł?Big Grin


Hm, z oceną mam problem. Powiem więc tak, że będę się kierował prywatnym gustem. Miałaś kilka utworów bardzo dobrych, więc nie mogę tego powyżej postawić z nimi na równi, dlatego tylko 4/5 (choć z plusem, ale takim tylko w prywatnym odniesieniu! oficjalnie go nie ma.)

Pozdrawiam. Arek