07-03-2010, 11:57
Skakał z obłoku na obłok. Uskakiwał delikatnie nie raniąc nikogo. Jak gdyby chciał raz na zawsze zakończyć tą całą tragedie. Ruszył przed siebie, delikatnie i z gracją, ku wielkiej bramie.
Na drodze zalśniła polerowana mizerykordia. Jednak już kilka chwil wcześniej uchylił się tak by być pewnym, iż na pewno nie zrobi mu krzywdy. Brama była tuż tuż.
Uskoczył prędko w bok, zmieniając chmurkę, by zdobyć jeszcze chwilkę dla siebie. Teraz już widział wyraźnie. Chwilka w zapasie. I kilka chwil, które sobie odłożył, tak kiedyś na wszelki wypadek. Ruszył do przodu.
Zalśniło, raniąc go w oczy.
Gdy wrócił mu wzrok, widział ją bardzo wyraźnie. Chytra Falladynka. Niszczycielka i Strażniczka w jednym. Blask jej zbroi wypełnił Niebiańską Krainę. A tytani pochylili się wdzięcznie. Aż całe niebiosa zadrżały.
Teraz go miała. Cofnął się... Kroczek w tył i uskok w bok. Postanowił spróbować raz jeszcze.
Dwa szybkie kroki i kilka sekund w zapasie. Tym razem starczyło.
Została sama wieki za tą chwilą. Uśmiechnął się. Biała szata rozwiała się na wietrze. Stał tuż pod monstrualną bramą. Wyglądał tak młodo.
A wielkie echo huczało.
Zza kolumny wyłoniła się jednak stara Falladynka, o pomarszczonej twarzy i rdzawej zbroi. Wyciągnęła złamaną Mizerykordie i obdarzyła go bezzębnym uśmiechem.
Uśmiechnął się równie gorzko.
Falladynka przekręciła mizerykordię. Ponownie, bezlitośnie błysnęło mu w oczy. Gdy tylko się rozejrzał, stała już za nim, ponownie młoda niczym wiatr. A on leżał na kolanach. Łapiąc się za oczy. Nie mogąc złapać oddechu.
Chytra! - Już się nie śmiał. - A więc nie puścisz po dobroci?
Poważny uśmiech wkradł się na twarze obu oddanych sobie wojowników. Zapatrzyli się w siebie z pokorą. Spojrzeli śmierci w oczy i teraz już nikt z nich się nie bał. Sam spokój pozostał.
Spuścił delikatnie głowę, kilka chwil stał niczym posąg. Falladynka poważnie nastroszyła pióra, cisnąc usilnie stalową mizerykordie.
Młody rycerz w lnianej lśniącej zbroi szepnął delikatnie: Wychodzę!! I nic mnie nie powstrzyma. Popatrz uważniej. Przyjrzyj się. Nie widzisz? Władam czasem, nie stalą. Przez ten czas zdążyłem nazbierać wiele chwil, dość dużo byś nigdy nie zaistniała.
Pieczęć złamała się. Błysk zdziwienia. Szerokie oczy skurczyły się. Falladynka zamieniła się w rozpływającą falę zieleni. Niknąc zmieszała się już tylko z szarym błękitem i rozpłynęła pokornie na zielonkawym wietrze.
Zrobił poważną minę i krok w przód. Brama zalśniła i światło rozlało się dokoła. Zapraszając do środka.
Nadchodzę, szepnął. A Za nim powtórzyło jeszcze cichnące echo Falladynki: "Nie rób tego! Apocalypse."
Na drodze zalśniła polerowana mizerykordia. Jednak już kilka chwil wcześniej uchylił się tak by być pewnym, iż na pewno nie zrobi mu krzywdy. Brama była tuż tuż.
Uskoczył prędko w bok, zmieniając chmurkę, by zdobyć jeszcze chwilkę dla siebie. Teraz już widział wyraźnie. Chwilka w zapasie. I kilka chwil, które sobie odłożył, tak kiedyś na wszelki wypadek. Ruszył do przodu.
Zalśniło, raniąc go w oczy.
Gdy wrócił mu wzrok, widział ją bardzo wyraźnie. Chytra Falladynka. Niszczycielka i Strażniczka w jednym. Blask jej zbroi wypełnił Niebiańską Krainę. A tytani pochylili się wdzięcznie. Aż całe niebiosa zadrżały.
Teraz go miała. Cofnął się... Kroczek w tył i uskok w bok. Postanowił spróbować raz jeszcze.
Dwa szybkie kroki i kilka sekund w zapasie. Tym razem starczyło.
Została sama wieki za tą chwilą. Uśmiechnął się. Biała szata rozwiała się na wietrze. Stał tuż pod monstrualną bramą. Wyglądał tak młodo.
A wielkie echo huczało.
Zza kolumny wyłoniła się jednak stara Falladynka, o pomarszczonej twarzy i rdzawej zbroi. Wyciągnęła złamaną Mizerykordie i obdarzyła go bezzębnym uśmiechem.
Uśmiechnął się równie gorzko.
Falladynka przekręciła mizerykordię. Ponownie, bezlitośnie błysnęło mu w oczy. Gdy tylko się rozejrzał, stała już za nim, ponownie młoda niczym wiatr. A on leżał na kolanach. Łapiąc się za oczy. Nie mogąc złapać oddechu.
Chytra! - Już się nie śmiał. - A więc nie puścisz po dobroci?
Poważny uśmiech wkradł się na twarze obu oddanych sobie wojowników. Zapatrzyli się w siebie z pokorą. Spojrzeli śmierci w oczy i teraz już nikt z nich się nie bał. Sam spokój pozostał.
Spuścił delikatnie głowę, kilka chwil stał niczym posąg. Falladynka poważnie nastroszyła pióra, cisnąc usilnie stalową mizerykordie.
Młody rycerz w lnianej lśniącej zbroi szepnął delikatnie: Wychodzę!! I nic mnie nie powstrzyma. Popatrz uważniej. Przyjrzyj się. Nie widzisz? Władam czasem, nie stalą. Przez ten czas zdążyłem nazbierać wiele chwil, dość dużo byś nigdy nie zaistniała.
Pieczęć złamała się. Błysk zdziwienia. Szerokie oczy skurczyły się. Falladynka zamieniła się w rozpływającą falę zieleni. Niknąc zmieszała się już tylko z szarym błękitem i rozpłynęła pokornie na zielonkawym wietrze.
Zrobił poważną minę i krok w przód. Brama zalśniła i światło rozlało się dokoła. Zapraszając do środka.
Nadchodzę, szepnął. A Za nim powtórzyło jeszcze cichnące echo Falladynki: "Nie rób tego! Apocalypse."