07-08-2012, 13:29
Rozczarowanie ma smak szminki w płynie.
Czas upływa z dramatyczną szybkością, niczym krople wody z niedokręconego kranu, wtłaczane do plastikowej misy.
Myślę o tym, kiedy siedzę zamknięta w czterokołowej klatce i rozbieram współtowarzyszy więzenia na czynniki pierwsze.
Dziewczyna z foliową reklamówką truskawek. Zastanawiam się co z nich powstanie?
Truskawki z cukrem? Biszkopt? Knedle?
Kulinarna pasja bierze górę i zaczynam żałować, że nie kupiłam kilograma. Po powrocie do domu zmiksowałabym je z marscapone i zaniosła do naszego łóżka. Moglibyśmy oglądać durne programy rozrywkowe i pałaszować pełne pucharki.
Zgoła inna istota, naburmuszona, jest dla mnie potencjalnym upierdliwym klientem, więc odpuszczam i nie koncentruje się na niej.
Chociaż może to smutek, artysta doskonały, wyrzeźbił jej już na zawsze, taki wyraz twarzy.
Ochroniarz, pracujemy w jednym miejscu, udając że nic nie wiemy o sobie nawzajem. Jego opuściła żona, a mnie ojciec.
Ale codziennie wymieniamy uśmiechy, tak jakby każdy dzień miał być naszym ostatnim.
Wyciągam błyszczyk z torebki i pociągam nim wargi. Chcę pokryć nim zmęczenie, otępienie, brak siły i ochoty na cokolwiek.
Wydobyć z siebie odrobinę zmysłowości.
Gdy wysiadam, a moje oczy nie mogą odnaleźć Twojego samochodu pośród innych na parkingu, wkurzam się.
A jednocześnie bolesny zawód przygniata mnie do ziemi.
Ze złością wyszarpuję z torebki chusteczkę higieniczną i jednym, zamaszystym ruchem wycieram szminkę.
Nie ma Cię.
Powoli idę do domu, a każdy krok sprawia mi trudność. Do czasu, aż na horyzoncie widzę Twoje auto.
Z uśmiechem i zadowoleniem zajmuję miejsce dla pasażera i całuję Cię.
Bez odrobiny błyszczyka na ustach.
Czas upływa z dramatyczną szybkością, niczym krople wody z niedokręconego kranu, wtłaczane do plastikowej misy.
Myślę o tym, kiedy siedzę zamknięta w czterokołowej klatce i rozbieram współtowarzyszy więzenia na czynniki pierwsze.
Dziewczyna z foliową reklamówką truskawek. Zastanawiam się co z nich powstanie?
Truskawki z cukrem? Biszkopt? Knedle?
Kulinarna pasja bierze górę i zaczynam żałować, że nie kupiłam kilograma. Po powrocie do domu zmiksowałabym je z marscapone i zaniosła do naszego łóżka. Moglibyśmy oglądać durne programy rozrywkowe i pałaszować pełne pucharki.
Zgoła inna istota, naburmuszona, jest dla mnie potencjalnym upierdliwym klientem, więc odpuszczam i nie koncentruje się na niej.
Chociaż może to smutek, artysta doskonały, wyrzeźbił jej już na zawsze, taki wyraz twarzy.
Ochroniarz, pracujemy w jednym miejscu, udając że nic nie wiemy o sobie nawzajem. Jego opuściła żona, a mnie ojciec.
Ale codziennie wymieniamy uśmiechy, tak jakby każdy dzień miał być naszym ostatnim.
Wyciągam błyszczyk z torebki i pociągam nim wargi. Chcę pokryć nim zmęczenie, otępienie, brak siły i ochoty na cokolwiek.
Wydobyć z siebie odrobinę zmysłowości.
Gdy wysiadam, a moje oczy nie mogą odnaleźć Twojego samochodu pośród innych na parkingu, wkurzam się.
A jednocześnie bolesny zawód przygniata mnie do ziemi.
Ze złością wyszarpuję z torebki chusteczkę higieniczną i jednym, zamaszystym ruchem wycieram szminkę.
Nie ma Cię.
Powoli idę do domu, a każdy krok sprawia mi trudność. Do czasu, aż na horyzoncie widzę Twoje auto.
Z uśmiechem i zadowoleniem zajmuję miejsce dla pasażera i całuję Cię.
Bez odrobiny błyszczyka na ustach.