Via Appia - Forum

Pełna wersja: Ja, Syzyf
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Wypracowanie na język polski. Aczkolwiek nie takie zwykłe.

Głaz z głuchym łoskotem toczy się w dół. Po raz kolejny. Powoli idę jego śladami. Ja, Syzyf, król Koryntu – teraz odrzucony. Ukarany.
Jakże dawno temu, byłem władcą; obraz Koryntu, wspaniałego pałacu, dworu, poddanych, coraz bardziej zaciera się w pamięci, wypierany przez tutejszy mrok i szarzyznę. Muszę powiedzieć, że w czasach moich rządów nikomu nie działa się krzywda. Moje miasto rozkwitało, coraz piękniejsze i coraz bogatsze. W tej materii nie mam sobie nic do zarzucenia. Mała to pociecha, ale… przynosi odrobinę światła w ciemności kary.
Uczty na Olimpie. Odległe tak bardzo, że przez to prawie nierealne. W sumie nieważne, czy bogowie mnie lubili, czy nie, co o mnie myśleli. Bardziej istotna była zabawa. Radość. Nie chciałem pamiętać o śmierci i smutnych rzeczach. Każdy powinien chwytać w locie te ulotne, złote godziny szczęścia, które nieustannie przemykają nam przed oczami, często niknąc w otchłani smutków. Żadnego „pamiętaj, że umrzesz”. Zawsze miałem świadomość skończoności życia. Miało ono, w mojej wyobraźni, kształt koła; kiedy kreśliłem takie koło na piasku, ręka nigdy mi nie zadrżała, gdy linia wracała do punktu, z którego wyszła. Dlaczego miałbym odmawiać sobie tego co dobre, przyjemne?
Przyczyn zmącenia mojego cudownego trybu życia nie warto wspominać. Ot, niefrasobliwość lekkoducha. Czy wstyd mi za brak rozsądku? Skąd. Rozsądek jest rzeczą tak powszednią, jak wino przy uczcie. Wolałbym przeżyć pięćdziesiąt lat radośnie niż choćby i sto z rozsądkiem.
Żadna kara nie jest na tyle sprawiedliwa, aby nie móc jej uniknąć. Zresztą, za co to wszystko? Dlaczego? Och nie, nie miałem zamiaru cierpieć bez winy. Dobre to dla męczenników, którzy spodziewają się jakiejś nagrody za potulne poddanie się wyrokowi. Nie chciałem porzucać życia, mojej radości, mojego ziemskiego Olimpu – bez walki. Postanowiłem użyć całego swojego sprytu i rozumu, by osiągnąć zamierzony cel. Wygrałem, całkiem uczciwie. W imię zasady, że nie wolno poddawać się wypadkom losu i czyimś kaprysom tylko dlatego, że ten ktoś stoi na wysokościach. Zresztą dostępnych dla mnie – za jego sprawą. Nie byłem winny temu, iż posiadałem więcej przytomności umysłu niż bożek śmierci. Cóż, mój miły Tanatosie. Takie rzeczy się zdarzają.
W ten oto sposób powróciłem do życia radosnego, wypełnionego przyjemnościami. Przeżywałem dni szczęśliwie i spokojnie. Niczego mi nie brakowało, może wieści ze świata bogów, ale bez tego można się śmiało obejść. Ach, zapomniałbym. Przy okazji przysłużyłem się nieco ludzkości, bowiem ludzie przestali umierać. Chwalebny czyn, w imię moich zasad; będąc pięknym, nie mógł być złym.
Nawet Zeus posiadał na tyle inteligencji, żeby w końcu dostrzec zamieszanie, jakie wywołało uwięzienie Tanatosa. Wydawało mu się, że ugnę się na widok srogiego Aresa. Jakże naiwny byłeś, o Gromowładny! Nie poddałem się także wtedy.
Sam namówiłem żonę, by nie dopełniła rytuałów pogrzebowych. Była to część wielkiego planu, planu zwycięstwa nad Nieśmiertelnymi. Po raz kolejny odniosłem sukces: skarżąc się na swój los Charonowi, trafiłem do władzy, czyli Hadesa. Ten zezwolił na powrót do świata żywych. Dokładnie o to chodziło!
Pusty śmiech mnie brał i bierze na wspomnienie tego, co działo się później. Oto ja wyprowadzam w pole bogów, nieomylnych, wspaniałych, bez których zgody nic na ziemi nie może mieć miejsca. Tymczasem ich pan, sam Zeus, jest przekonany, że doprowadził sprawę do końca i odniósł zwycięstwo. Doprawdy, śmieszne, jak to niektórzy potrafią być naiwni!
Nieczystą grę prowadził ze mną Gromowładny. Znienacka po raz kolejny zaskoczył mnie Tanatos. Tym razem na nic zdał się spryt; zabrano mnie do Hadesu. Wymierzono karę: wtoczyć ogromny głaz pod stromą górę.
Nie ma sytuacji bez wyjścia. Myślałem: „prędko uporam się z tym zadaniem, a potem wrócę!”. Niestety. Kiedy do końca pozostało naprawdę niewiele, głaz wyśliznął mi się z rąk i stoczył w dół. Tak za drugim, piątym, dziesiątym, setnym razem. Narzuconą mi pracę wypełnia metafizyczna pustka. Stanowi ona cel sam w sobie, nic poza tym. Nie mam zamiaru skarżyć się na swój los, a tym bardziej prosić o litość. Nie poddaję się. Pomimo ustawicznej klęski i poczucia absurdu, ciągle wierzę, że dam sobie radę.
Ja, Syzyf, jestem panem mego losu. Człowiekiem świadomym. W tym tkwi sekret mojego zwycięstwa – to ja kreuję swój los z pełną premedytacją. Mógłbym w tej chwili porzucić bezcelowe zajęcie, lecz nie chcę. Zawsze zrobię to, co uznam za słuszne i właściwe.
Wiesz, Mesi? Jestem bardzo ciekaw jak to zostało ocenione u Ciebie w szkole.
Dlaczego?
Ano sam, za szkolnych czasów, rozumiałem i pisałem podobnie, czyli nie do końca tak, jak profesorowie chcieli, bym rozumiał i pisał.
Dziś dostałam ocenę - piąteczkę z plusem i gigantyczną pochwałę jako bonus. Rosnę z dumy jak pączkujące drożdże, bo mój polonista dość wymagający jest
Czekałem z ocenką na Twoją odpowiedź, ale obstawiałem to samo: 5+ - 6 (według szkolnej skali ocen).
Bardzo chwalić należy Twojego polonistę, że pozwala ludziom myśleć, a nie wymaga tylko tego, co przewiduje program naucznia.
Chwalić należy i Ciebie, że myśleć potrafisz, a praca -choć krótka- jest świetna. U mnie masz 10/10.
Właśnie się bałam, bo nauczycielka z gimnazjum zawsze się złościła, że "ja to zawsze muszę po swojemu" i "na siłę inaczej niż wszyscy". I stawiała mi piątkę zawsze z taką pełną bólu miną
też w szkole szedłem pod prąd, jeśli chodzi o wypracowania. to dla mnie nieomal polonistka zawsze wstawiała trzeci temat do wyboru, tzw."Wolny". karą było czytanie tych wypowiedzi, które rzadko kończyły się na 20 stronach... a to opowiadanie o Syzyfie- technicznie bez zarzutu. a ja je odczytuję jako metaforyczną przypowieść o wszystkich, którzy pchają ten wózek codzienności- sam jestem takim szarym, codziennym Syzyfem. gratuluję tekstu, pozostaje mi tylko wrócić do kąta, skąd na chwilę wychynąłem by poczytać i zabrać swój głos. pozdrawiam Bart.
ps. acha! ocena 10/10
Jestem pod dużym wrażeniem. Dlaczego? Ponieważ motyw Syzyfa jest ograny na maksa Smile Ty napisałaś to w inny sposób - w pierwszej osobie, jako jego przemyślenia, czy też rodzaj pamiętnika. I - tak jak Bart - widzę w tym metaforę codziennego życia, gdzie - jak Twój Syzyf - wszyscy lubimy chwilę zabawy, ale wszyscy mamy też swój kamulec, który pod górkę trza wtoczyć. Ale - jak powiedział kiedyś ktoś - droga na szczyt zawsze prowadzi pod górę Smile

Mestari napisał(a):Nie poddaję się. Pomimo ustawicznej klęski i poczucia absurdu, ciągle wierzę, że dam sobie radę.
Ja, Syzyf, jestem panem mego losu. Człowiekiem świadomym. W tym tkwi sekret mojego zwycięstwa – to ja kreuję swój los z pełną premedytacją. Mógłbym w tej chwili porzucić bezcelowe zajęcie, lecz nie chcę. Zawsze zrobię to, co uznam za słuszne i właściwe
A tym to mnie powaliłaś na kolana. Dzięki Ci za to, bowiem jestem na rozdrożu życiowym, miałem bardzo intensywny emocjonalnie okres w swoim życiu przez ostatnie dwa, trzy miesiące. A te kilka zdań utwierdziło mnie w przekonaniu, że podjąłem właściwe decyzje w ciągu tego czasu.

Pozdrawiam spod korzeni Smile
Na początek malutki czep:
Cytat:Powoli idę jego śladami.
Nie lepiej byłoby "jego śladem"? Toczący się głaz, tak myślę, zasadniczo jest jednośladem. Big Grin

A teraz lukier:

Podobało mi się, nie ma to tamto. Ale jestem fanatyczką mitów, zwłaszcza tych greckich, zwłaszcza w jakimś oryginalnym ujęciu. Trochę Twój tekst skojarzył mi się z tekstami Herberta. A trochę - co chyba naturalne - z "Mitem Syzyfa" Camusa (też z "Ja, Klaudiusz", ale to już kwestia tytułu tylko Tongue ). Szczególnie z tym drugim tekstem. Nie znaczy to, że podoba mi się na równi, bez przesady. Big Grin Twój tekst podejmuje mit Syzyfa w sposób oryginalny, ale bez orgazmów. Wink Nie ma tu wyższej metafizyki. Myślę, że w czymś innym tkwi siła tego wypracowania: fajnie wczułaś się w "rolę" Syzyfa. Bądź co bądź, był królem. Miał zapewne królewską dumę. U Ciebie jej nie stracił - mam słabość do takich bohaterów. :d

Plus podobał mi się język - godny, literacki, gładki. Nieco archaiczny, ale jestem przeciwniczką uwspółcześniania starożytnych bohaterów. ;]

Słowem - jestem na TAK. Smile
Tekst czyta się płynnie, w zasadzie bez chwili przerwy na domysły czy własną wersje tego czy innego zdania. Każde słowo jest na swoim miejscu, czyli tam gdzie być powinno aby nie wprowadzać, tak zwanych "zgrzytów". Od strony formy nie ma do czego się przyczepić, kawał bardzo dobrej roboty.

Tak jak przedmówczyni, nie jestem zwolennikiem wprowadzania "świeżości" do mitów. Wolę gdy leżą zatęchłe na półce, i zbierając kurz, czekają na kogoś kto przyjmie je takimi jakimi są.

Jeśli zaś chodzi o sposób narracji, treść oraz samego Syzyfa, to jestem na ciebie troszkę obrażonySmile Tak. Dobrze przeczytałaś, obrażony. Mianowicie dla tego, iż w trakcie lektury twojego tekstu, tak bardzo wczułem się w sytuację, dumę oraz nieugiętą postawę Syzyfa, że dopiero pod sam koniec przypomniałem sobie, iż ten bydlak przecież podał na uczcie ciało swego własnego syna,(!) za co powinien wszak zgnić na samym dnie Hadesu, przekonany o własnej "nicniewartości". Jako przyszły prokurator, mało czego tak nie znoszę, jak hardości i braku skruchy u przestępcy. Nie mniej, fakt iż tak podstępnie podeszłaś moja prokuratorska naturę, świadczy tylko na korzyść twojego tekstSmile Ze tak powiem "prawie mu uwierzyłem"...

Trzymam kciuki za ocenęSmile
Witaj,

Ładnie i płynnie napisane. Wykreowałaś Syzyfa na dumnego i sprytnego człowieka, który mimo bezsensu swojej pracy, dalej uważa, że to on o wszystkim decyduje. Ciekawe. Generalnie nie lubię średników w opowiadaniach/tekstach, więc wypisałam Ci miejsca, gdzie zmieniłabym je na coś innego, bo można je spokojnie zastąpić kropką/przecinkiem. Tym bardziej, że tekst jest krótki, a średnik pojawiał się wg mnie dość często.

MOJE SUGESTIE:

Powoli idę jego śladami. - <Powoli idę jego śladem>?
byłem władcą; obraz Koryntu, - zamiast średnika kropka
wyobraźni, kształt koła; kiedy kreśliłem takie - zamiast średnika kropka
spodziewają się jakiejś nagrody za potulne poddanie się - powtórzenie: się/się
Wydawało mu się, że ugnę się - powtórzenie: się/się
zgody nic na ziemi nie może mieć - <Ziemi>
zdał się spryt; zabrano mnie do - zamiast średnika kropka lub przecinek
Tak za drugim, piątym, dziesiątym, setnym razem. - <Podobnie było z drugim, piątym, dziesiątym, setnym razem>?

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Dzięki za komentarz, Lilith. W wolnej chwili na pewno z niektórych sugestii skorzystam. Tym zwróceniem uwagi na "powoli idę jego śladami" zabiłyście mi klina. Mam wątpliwości, bo choć głaz jest jednośladem, w powiedzeniu, że idzie się czyimiś śladami nie ma rozgraniczenia na liczbę pojedynczą i mnogą (albo to mi się coś myli...).
A średniki to moja mania - muszę je faktycznie ograniczyć.
(30-01-2011, 19:31)Mestari napisał(a): [ -> ]Tym zwróceniem uwagi na "powoli idę jego śladami" zabiłyście mi klina. Mam wątpliwości, bo choć głaz jest jednośladem, w powiedzeniu, że idzie się czyimiś śladami nie ma rozgraniczenia na liczbę pojedynczą i mnogą (albo to mi się coś myli...).
Nie dam sobie urwać kończyn w obronie mojej tezy, ale wydaje mi się, że powiedzenie "podążać czyimś śladem" jest również całkowicie poprawne. Ale, jak mówiłam, na 100% pewna nie jestem - trzeba by to gdzieś sprawdzić, a najlepiej po prostu popytać wśród osób kompetentnych (koniecznie tak z trzech, bo jedna - to żadna kompetencja Wink ).
Zapytałam Bardzo Kompetentnego Osobnika. Orzekł, że błędu nie popełniłam, bo głaz mógł różnie spadać. Big Grin
Jeśli to Wypracowanie - miejsce z tematami tak sztywnymi, że o świeżość trudno - kłaniam się. Sam, chodząc po internecie w poszukiwaniu gotowca, nie natrafiłem na coś, choć w połowie tak dobrego. Patrząc oczywiście przez pryzmat wypracowania: inaczej były to po prostu kolejny tekst o mitologii z narracją normalną. A wtedy w połowie bym zasnął.