Kropelka po kropelce
i wylana z pyszczka
kropla na białym palcu
kto pod kim dołki
kopie ten grabarz
no spróbuj
przecież wdychamy to samo
powietrze ten sam grunt
zapada się pod nami
choć tobie jakoś bliżej
różowy brzuszek ten
zapadnięty balonik z wystającą
nitką wznosi się z lekka
ku górze
opadł
główka jak jabłko
chwiejąca się definicja
grawitacji
życie to sztuka
opadania psia mać
kto wpada w dołek
ten wieńczy sztukę
karmimy
kropelka po kropelce
i wylana z pyszczka
kropla na białym palcu
nie da się ukryć
żadna z nas matka
Ten wiersz ma w sobie coś... co każe mi go czytać w kółko. Aczkolwiek chyba nie łapię do końca sensu tu zawartego, to jednak ma w sobie to COŚ.
Podoba mi się. Czasem nie trzeba rozumieć poezji, wystarczy ją poczuć.
Piękne...
Cieszy mnie temat.
Wzruszyłam się <będę płakać>
Chyba się zapętliłam na tym w wierszu w jakiś popapranie melancholijny sposób... Płakać chyba nie będę, ale jeszcze kilka kroków i będzie. Zawsze mi szkoda cierpiących, umierających zwierząt. Szczególnie takich, których ktoś nie potrafi uratować.
Lekce sobie ważę słabości pisarskie obnażone w tekście, bo dla równowagi znalazłem błyskotliwe fragmenty.
Za pomysł, za wrażliwość i intensywność projekcji biję brawo: chapeau bas!
Przy okazji pozdrawiam najserdeczniej JJ