15-04-2012, 09:46
Na przylądku głupiej nadziei
pijane ołówki toczą się w amoku.
Mój próbuje dziś rozdzielić
to, co naprawdę, od tego, co w oku.
I krąży, stąpa po kartce niemrawo,
stuka grafitem o punkt zaczepienia,
lecz echo odbija się wyłącznie zgagą
- zgagą smętnego urojenia.
Tak się ołówek rozgrzewał i gasł,
tworząc swój melodramat,
że w końcu dopadł go wściekły spazm
i biedak się połamał.
pijane ołówki toczą się w amoku.
Mój próbuje dziś rozdzielić
to, co naprawdę, od tego, co w oku.
I krąży, stąpa po kartce niemrawo,
stuka grafitem o punkt zaczepienia,
lecz echo odbija się wyłącznie zgagą
- zgagą smętnego urojenia.
Tak się ołówek rozgrzewał i gasł,
tworząc swój melodramat,
że w końcu dopadł go wściekły spazm
i biedak się połamał.