Via Appia - Forum

Pełna wersja: Valerie mind.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Witam.
Z moją głową niechybnie jest nie w porządku, skoro wstawiam tu coś swojego autorstwa, ale może dzięki temu dowiem się w końcu jakie błędy popełniam i uda mi się ich uniknąć w dalszych tekstach Wink
_____________________

Biel. Jaśniejąca niczym bezkresne morze diamentów, tak idealnych, że zdawać się mogą nierzeczywiste, boleśnie piękne. Nieograniczona niczym równina, zachwycająca swą strukturą. Każdy jej atom zdaje się płonąć, wszelki ruch roznieca wokoło tumany srebrzystego pyłu, wirującego magicznie w tej dziwacznej atmosferze. Jest tak delikatny, że boję się go dotknąć, by nie zakłócić owej harmonijnej jedności, jaką tworzą między sobą aksamitne refleksy pyłu i miękkiego światła. Miliony jarzących się punktów spada, jak w ukropie anielskim, znacząc świetlisty horyzont błogim pięknem, ułudnym ideałem. Jest tak cudnie, tak słodko. Nieujarzmiona lawina szczęścia nawiedza moje serce, otacza swą wdzięczną, złotawą pajęczyną. Mogłaby upajać mnie swą światłością już zawsze. Chciałabym wiecznie topić się w owej, naiwnej pogodzie ducha, która sprawia, iż mam nieodpartą ochotę wyrażać swą radość, tańczyć, skakać. Cokolwiek, byleby dać upust tej euforii, odbierającej mi trzeźwość myślenia, jednak karty życia i śmierci, wszechwiedzące medium naszego parszywego żywota przewidziały dla mnie inny los, odmienne zakończenie owej historii.
Nagłe cięcie. Panika. Dezorientacja. czerwień oblewa złocisty krajobraz. Szkarłat leje się potokami, zabierając wraz z porywistym nurtem całą ówczesną błogość tej otchłani, czyniąc z radosnej pustki przemijania piekło. Następuje nagłe spalanie, doszczętne wyniszczenie materiału. Drugi cios. Czerwieni przybywa, zamiast radosnych promyków, z nieboskłonu wyłaniają się żarzące iskry. Boli. Ogień jest wszędzie. Wypala moje ciało, zostawiając tylko bezładną kupkę popiołu. Przeraźliwa czerwień pochłania moją duszę dławiącymi salwami cierpienia, rdzawym podmuchem piekielnym, wbija ciernie niepokoju. Płacz. Karminowe łzy wytapiają głębokie bruzdy na policzkach. Parzą jadem tysiąca krwawych motyli, które zginęły tej nocy,by uczynić gehennę na świecie. Pojedyncza kropla upada na ziemię z niewidzących, nieistniejących już oczu. Nadmiar szkarłatu. Tonę w nim. Krztuszę się przy każdym, słabnącym oddechu, zaczerpując w płuca burgundowy pył. Skażenie. Dławię się. Nie mogę oddychać. Panika narasta we mnie, niczym spiętrzona fala. Krzyk ostatnią muzyką mego żywota. Niemy, ogłuszający wrzask. Strach w czystej postaci. Czerwień wciąga mnie w nieokiełznaną otchłań. Protestuję. Chwytam się kurczowo ostrych brzytew skał. Znów szkarłat. Histeryczna próba ucieczki, cały bezkres oblany jest lawą rubinu, płonącą niczym ogień piekielny. Wtem z niebios poczyna padać krwawy deszcz. Przymykam oczy. Czuję, jak atomy mego ciała – bezładna kupka jego szczątków przeradza się w nicość. Rozpadam się doszczętnie pod wpływem czerwieni, sączącej się posoką z wyżyn świata. Wydaję ostatnie, charczące tchnienie i czerwień wypływa ze mnie łącząc się z inną czerwienią, tworząc jedność. Spływam wraz ze szkarłatem w bezkres.
Ciemność. Czerń i pustka. Dezorientacja i zakłamanie. Antypatyczne lśnienie przesycone egoizmem. Rozpacz. Nie istnienie. To chyba świat nawiedziła apokalipsa. Piekielna machina, której częścią się stałam. Czerń w moich oczach, czerń wokoło. Pustka. Zimna bezcielesność i brak czegoś, jakiejś małej drobinki. To dusza umarła. Zabrał ją smutek – królowa bólu. Nicość tak oszałamia. Pragnę na powrót znaleźć się wśród ognistej czerwieni, byleby coś poczuć. Nic nie następuje. Trwam w zawieszeniu, na próżno wyczekując uderzenia serca. Mój umysł zapomniał już, jak ono brzmi. Nie mam nic. Straciłam wszystko, co ceniłam, lecz nie czuję żalu, jedynie niedosyt. Drażniące uczucie nie pozwalające się nazwać, uosobić. Jest jak cień – widoczne, ale nieuchwytne. Pragnę poczuć choć skurcz strachu, cokolwiek. Nic. Zasypiam otulona lodowatymi szponami mroku.
Srebrzysty powiew budzi mnie z letargu. Na moment zapadam w bezkresną przyjemność, prozaicznego rozkoszowania się światłem, ulgą, lecz w kolejnej chwili pojmuję jego realną istotę. Jasność zdejmuje maskę i pokazuje się w całej, okrutnej postaci. Kolejny cichy zawód. Jestem nikim wśród tegoż majestatycznego, srebrzystego chłodu. Odpadem nie należącym już do ludzkiej rasy. Wykorzystana i zbesztana za swoją naiwność, pozbawiona wszelkiej ochrony, naga wewnętrznie, skruszona, złamana, poddana doszczętnie. Moje wnętrze bezdusznie rozszarpane strugami chłodu, sączącymi się w żyłach, zatruwającymi krwiobieg, zakażającymi kolejne wyimaginowane organy, pulsujące chłodnym błękitem, sprawiające tępy ból swą nicością. Srebrne igiełki upokorzenia rozrywają mnie od środka, haratając przeźroczystą, ledwie tląca się duszę. Gasnący glej. Chłód. Cierpienie. Nie istnienie. Wszelkie ludzkie odruchy ulegają zatrzymaniu. Bez empatii, bez uczuć, bez serca, bez duszy, cogito Nikt. Wtem mary jakieś poczynają przejmować nade mną kontrolę. Szczerzą spróchniałe zębiska w ironicznym uśmieszku i wbijają ostateczny cios w resztkę tego, co pozostało po mnie. Błękitny płomień, przeszywający grozą. Śmierć kliniczna, bezustanny dźwięk pikawki. Nacisk tysiąca ton boleści na klatkę piersiową, bezproduktywne próby przywrócenia tchnienia, żebra zamienione w proch i to skażone powietrze, które we mnie wtłaczają. Jedynie histeryczny bełkot w mym umyśle – śmierć. Ostateczna diagnoza kostuchy.
_________

Poza tym nie miałam jeszcze okazji się przywitać.
Łoł... Czekaj, daj mi chwilę, aby się otrząsnąć.
Cytat:Z moją głową niechybnie jest nie w porządku, skoro wstawiam tu coś swojego autorstwa
Niech z Twoją głową nadal będzie coś nie tak. Ten tekst jest świetny! Czytając go straciłam poczucie czasu, miejsca...
To, to jest po prostu cudowne.
Dziękuję za miłe słowa Lexis, a teraz czekam na wytknięcie błędów ;D
Nie widziałam błędów Blush