Via Appia - Forum

Pełna wersja: Moment
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Słowem wstępu:

Nie jestem pewny, czy to właściwy dział. Mottem przewodnim opowiadania jest słynne "memento mori". Podczas drugich przemyśleń bohatera (tuż przed opuszczeniem domu) jest kilka powtórzeń, to zabieg celowy. Zapraszam do lektury tej historii z morałem. Proszę o bezlitosną krytykę, trzeba doskonalić warsztat .


__________________________________________________________________________


Moment



Cichy, ciemny pokój wypełniły nagle głośne dźwięki budzika. Paweł wyrwał się ze snu. Powoli zmienił postawę z leżącej na siedzącą. Przez chwilę wpatrywał się w ciemność pokoju. Widział nic. Ale ta czerń pustki miała więcej kształtów i barw niż cokolwiek innego. Patrzył w mrok, widząc w nim własną wyobraźnię. Tam było wszystko. Istniejące i nieistniejące. To była dusza. Nie materialny umysł, przykuty do ziemi, to było coś więcej, co ulatywało w nieograniczoną racjonalizmem nieskończoność niematerialności. Dusza wszystkiego...

Ponowny dźwięk budzika przywrócił wyobraźnię Pawła do ciała, do materii. Mężczyzna przetarł oczy, które nie zdołały odpocząć po zaledwie siedmiu godzinach snu. Wstał z łóżka, założył pantofle i zaczął szukać w ciemności łańcuszka od rolety. Gdy po chwili wymacał go dłonią, szybko podniósł tę szarą zasłonę pomiędzy światłem poranka a mrokami pokoju. Słaby blask słoneczny, z trudem przebijający się przez bariery chmur i mgły, wypełnił cały pokój. Paweł zerknął na zegarek, leżący na niewielkim biurku przy drzwiach. Było dwadzieścia po szóstej. Miał niecałą godzinę przed wyjazdem do pracy. Westchnął głośno i zaczął się ubierać.

Niewielki zegar wahadłowy w jadalni wybił godzinę siódmą. Paweł siedział w fotelu i popijał mocno posłodzoną herbatę. Był zadowolony, bowiem po powrocie do domu mógł odpocząć - w sobotę miał nastąpić Dzień Wszystkich Świętych, a za dwie doby – wolna niedziela. Dwudniowa przerwa w pracy... To zatarte wspomnienie z dzieciństwa wracało teraz po wielokroć przyjemniejsze. Paweł rozsiadł się wygodniej na fotelu, wciąż zatopiony we własnych myślach. Zastanawiał się, jaki to wszystko ma sens. Niemal każda doba zawiera ten sam zestaw: pobudka, praca, powrót, odpoczynek, sen... Gdyby nie rozmaite wolne dni, straciłby wolę życia w toczącym się kole monotonii. Gdyby nie ta chwila nabrania oddechu przed ponownym nurkowaniem w codzienność, chwila pełna refleksji, wspomnień i marzeń, byłby robotem. Ale ona była. Właśnie trwała. Była jednocześnie za długa i za krótka. Nie chciał ruszać się z ostatniego bastionu swego człowieczeństwa, ale nie chciał także, aby jego myśli zaszły zbyt daleko i odebrały mu chęć całego istnienia...

Nagle otworzył oczy. Spojrzał na zegar – wskazywał już wpół do ósmej. Paweł błyskawicznie zerwał się z fotela, odłożył opróżniony kubek na stół i skierował się do przedpokoju. Tam w mgnieniu oka założył buty, ubrał płaszcz, a następnie opuścił dom.

Był mglisty jesienny poranek. Paweł swoją chudą, zmarzniętą dłonią zamknął drzwi wejściowe. Szybko włożył klucze do kieszeni spodni i wyciągnął z niej chusteczkę do nosa. Zasłonił usta i nos na chwilę przed kichnięciem, idąc tymczasem do zielonego samochodu, zaparkowanego przed garażem. Tak, to, o czym myślał w jadalni nie mijało się z prawdą. Ten piątek był kolejnym dniem, właściwie niczym nie różniącym się od innych – znów chłód, znów mgła, znów ta sama droga do pracy... Gdyby nie nadchodzący czas „przerwy na myśli”; straciłby resztki szczęścia, które wciąż siedziało gdzieś w jego duszy.

Tak myśląc, Paweł doszedł do pojazdu. Otworzył go pilotem i wsiadł do niego. Odruchowo uruchomił silnik, zapiął pasy i ruszył. Wkrótce koła jego samochodu niosły go do biura. Wyjął ze schowka radio i włożył je na właściwe miejsce. Po chwili wnętrze pojazdu wypełniły ciche dźwięki symfonii „paryskiej” Mozarta. Paweł prowadził, zasłuchany w muzykę napełniającą go jakąś dziwną radością...

Niestety, sielanka jego serca nie trwała długo, albowiem uświadomił sobie, że jeszcze nie kupił zniczy, aby zapalić je jutro na grobach zmarłych krewnych. „Trudno – stwierdził, gdy pierwsza fala przerażenia minęła – z pewnością zdołam je nabyć przed cmentarzem, zawsze tam stoi kilku sprzedawców...”. Jednak nie zdołał zatopić się w morzu dźwięków właśnie zaczynającej rozbrzmiewać symfonii trzydziestej drugiej Mozarta – postanowił ustalić, jakie obowiązki go czekają przed jutrzejszym odpoczynkiem. Okazało się, że lista nie jest taka krótka – zrobić małe zakupy, wyrzucić śmieci, sprawdzić, czy ktokolwiek kupił kilka produktów, które Paweł chciał sprzedać za pomocą internetu, pojechać do brata po prezent na urodziny matki, które akurat zbiegają się z Dniem Wszystkich Świętych...

Nagle przypomniał sobie o pracy. Zerknął na zegarek – Miał już tylko pięć minut, a od biura dzieliło go kilkanaście przecznic. Nacisnął pedał gazu. Teraz myślał tylko o tym, aby zdążyć. Wtem usłyszał dźwięki trąbki, za pomocą których jakiś grajek chciał zarobić na chleb. Ta chwila dekoncentracji drogo Pawła kosztowała – nie zauważył czerwonego światła przed najbliższym skrzyżowaniem. Gdy uświadomił sobie, co się stało, było już za późno. Usłyszał tylko paniczny krzyk i pisk opon, a potem wszystko gwałtownie ucichło. To był moment. Przed nim było prywatne życie, zawiłe i niepowtarzalne, które przerwała ta jedna, krótka chwila. Chwila największej zmiany, lecz nie końca, a cierpień... Bądź spokoju.
Nieźle.
Wyłapałam kilka bardzo trafnych metafor, co bardzo Ci się chwali:
"(...)chwila nabrania oddechu przed ponownym nurkowaniem w codzienność(...)"
Nie chciał ruszać się z ostatniego bastionu swego człowieczeństwa(...)"


Jeśli chodzi o błędy:
Widział nic. - Nie widział nic
Był mglisty jesienny poranek. - Był mglisty, jesienny poranek.
szybko podniósł tę szarą zasłonę pomiędzy światłem poranka a mrokami pokoju - w zamyśle miało wyjść ładnie i metaforycznie; moim zdaniem brzmi absurdalnie i patetycznie, kiedy mowa o zwykłej żaluzji Wink

Ponadto początek jest bardzo ładnie napisany Wink

Jeśli chodzi o treść: Krótkie i dosadne, może trochę za bardzo dosadne, ale jest w porządku. Dobrze ukazuje tę fatalną ironię losu - ktoś traci życie (?) z tak błahego powodu jak spieszenie się do pracy, jak myślenie o zniczach na święto zmarłych... cóż, wzbudza w czytelniku refleksje.
Cytat:
Paweł wyrwał się ze snu.


Nie bardzo rozumiem jak można wyrwać się ze snu. Chyba, że innymi słowy chciałeś powiedzieć, że się obudził, co mało gramatycznie wyszło. "To wyrwało Pawła ze snu" chyba brzmi lepiej.
Cytat:
Widział nic.


Jak można widzieć nic? Jeśli nic nie ma to się tego nie widzi - proste. Chyba, żepojęcie "nic" zostało tutaj celowo zpersonifikowane. Wtedy zwracam honor.

Bardzo mi się podobało. Morał bardzo dosadny, ale jakże prawdziwy.
"Widział nic" jest bardzo logiczne Mnie się to akurat podoba. Nigdy nie mogłem sobie racjonalnie wytłumaczyć dlaczego akurat używamy w naszym języku formy z podwójnym zaprzeczeniem, czyli "Nie widział nic".
Nie użyłem podwójnego przeczenia, albowiem nie chodziło mi o napisanie, że on nic nie widział (czyli wnętrza pokoju); ale, że wpatrywał się w nic. Jego oczy nic nie widziały, ale pojawiały się przed nimi wytwory wyobraźni. Sam tak czasem robię, więc o po prostu widział to nic, a nie nie widział wnętrza pokoju.

Zagmatwałem chyba troszeczkę, ale liczę, iż zostałem zrozumiany .
A może lepiej by było "Widział nicość" ?