01-04-2012, 17:20
Pierwsze opowiadanie oparte o universum zmontowane razem z Ascexem... w sensie że budowaliśmy swoje universa razem, pomagając sobie wzajemnie. Tak więc, spodziewajcie się że w światach z Wolf 342 i Nieznanym znajdziecie sporo podobieństw
Zwracam uwagę, że to jest TYLKO rozdział pierwszy ... żeby mi nikt nie strzelał tekstami że mu się zakończenie nie podoba -_-
-Mamy problem, kapitanie.
-Jaki, Nijas? - Konstantin Mihailovich, kapitan i właściciel frachtowca "Kosowo", przerwał wpatrywanie się bez celu w ekran komputera i odwrócił się w stronę pierwszego oficera, Nijasa Danaiłowa. Jednocześnie poczuł jak mimowolnie cierpnie mu skóra na karku – na terytorium Republiki Ukrainy i Naddniestrza problemy miały nieprzyjemną tendencję do błyskawicznego przeradzania się w bezpośrednie zagrożenia życia. A ta sytuacja tylko pogorszyła się od czasu przegranej wojny z Konfederacją Bałkańską, pod banderą której znajdowało się "Kosowo". Republika straciła w niej połowę floty, co doprowadziło do wprost niebywałej anarchii. To co ocalało z jej marynarki zajmowało się tłumieniem dążeń separatystycznych poszczególnych planet, co rozzuchwaliło będących poważnym problemem już wcześniej piratów.
-Niezidentyfikowany okręt sześć milionów kilometrów za rufą. - Zameldował pierwszy oficer. - Właśnie włączyli silniki i ostro przyśpieszają. Systemy kamuflażu uniemożliwiają zidentyfikowanie, to i tak cud że udało nam się ich wykryć tak wcześnie. Zgodnie z obliczeniami wejdą w zasięg ognia za trzydzieści dwie minuty i będą się wtedy poruszać z prędkością 0,15c. - Nie musiał mówić, że to optymalna prędkość przechwycenia, gdyż powyżej niej zaczynały się już problemy z celowaniem wywołane efektem relatywistycznym.
Kapitan, oficer rezerwy Marynarki Konfederacji, doskonale zdawał sobie sprawę w jak złej jest sytuacji – jego frachtowiec był uzbrojony zaledwie w kilku akceleratorów magnetycznych małego kalibru. Uzbrojenie to znacznie bardziej nadawało się do likwidowania myśliwców stosowanych przez piratów w bardziej cywilizowanych terenach, niż do walki ze znacznie większymi okrętami, o sile ognia porównywalnej zapewne z lekkimi krążownikami. I bez wątpienia "Kosowo" nie miało szans na ucieczkę, skoro nie dysponował wojskowym napędem.
Teoretycznie kosmiczne piractwo nie powinno mieć miejsca – kosmos był stanowczo zbyt duży by statki pirackie miały większą niż iluzoryczną szansę na znalezienie w nim jakiegokolwiek frachtowca. I o ile okrętom korzystającym z nadprzestrzeni zasadniczo nic nie groziło, o tyle tym podróżującym poprzez tzw. węzły skoku międzygwiezdnego już tak. Bo chociaż ta druga metoda była wielokrotnie szybsza, to jednak statki podróżowały nią jak po sznurku, od punktu A do B. I zarówno obok A jak i obok B mogły czatować statki piratów. Co nie zmieniało faktu, że nawet mimo ryzyka ludzie wciąż tak robili, bo było to poprostu tańsze i szybsze.
"Kosowo" wpadło na jeden z nich tuż po zakończeniu skoku węzłowego do niezamieszkanego systemu planetarnego oznaczonego na mapach gwiezdnych nazwą kodową Wolf 342. Teoretycznie nawet w "pustym" układzie powinna się znajdować pikieta marynarki państwa do której miejsce to przynależało, ale jeden rzut oka na dane dostarczane przez czujniki upewnił kapitana że z tej strony nie należy oczekiwać ratunku. Owszem, w Wolf 342 znajdowały się cztery ciężkie krążowniki Marynarki Republiki, ale Ukraińcy znajdowali się stanowczo zbyt daleko by móc przyjść "Kosowu" z pomocą – najbliższy z ich okrętów znajdował się sto dwadzieścia milionów kilometrów, co oznaczało że nawet z maksymalną prędkością mógł dotrzeć do miejsca zasadzki za pięć godzin. A do tego czasu, czego kapitan Konstantin był pewien, ani po piracie, ani po frachtowcu nie będzie już śladu. O ile dowódcę krążownika najdzie akurat ochota na ratowanie statku handlowego lecącego pod banderą państwa które zaledwie dwa lata temu w czasie krótkiej, trzymiesięcznej wojny oderwało od Republiki Dniepropetrowsk, Odessę i Lwów.
Humoru nie poprawiła mu myśl, że w jego ojczystej Konfederacji coś takiego na pewno by się nie zdarzyło.
-Goran, wywołaj go. - Kapitan niespecjalnie liczył na odpowiedź ze strony niezidentyfikowanego statku, ale wypadało przynajmniej spróbować. Oficer łącznościowy tylko kiwnął głową i zajął się stukaniem w klawiaturę komputera.
-Niezidentyfikowana jednostka, tutaj frachtowiec "Kosowo". Proszę podać swoją tożsamość i zamiary.
Przez półtora minuty wszyscy czekali w ciszy. W końcu stało się jasne, że odpowiedzi nie będzie.
- Nie żebym spodziewał się czegoś innego... - Westchnął głośno kapitan. - Dobra, działamy zgodnie z procedurą. Nijas, przekaż całe sterowanie na autopilota i zaprogramuj go, żeby lawirował pomiędzy asteroidami. - Na szczęście w pobliżu węzła skoku znajdowało się spore ich pole. - Goran, wyślij wezwanie pomocy do pikiety Ukraińców. A potem wynosimy się do kapsuł ratunkowych i spróbujemy ukryć się wśród "głazów" do czasu przylotu okrętów Republiki.
**************
Trzydzieści i pół minuty później niezidentyfikowany obiekt wszedł w zasięg ognia. Odpalił dwie torpedy kinetyczne, które dzięki potężnym napędom grawitacyjnym przyśpieszyły błyskawicznie. Gdy dogoniły okręt poruszały się już z prędkością 0,5c. Jedna trafiła w opustoszały już mostek i znajdujące się pod nim kwatery załogi. Druga zniszczyła napęd. Dekompresja dopełniła dzieła zniszczenia. Raczej delikatny i pozbawiony osłon kadłub frachtowca dosłownie rozpadł się na kawałki, wśród których dryfowały hermetycznie zamknięte kontenery z ładunkiem (ładownie znajdowały się z dala od zaatakowanych miejsc). Obserwujący to z "pokładu" kapsuły ratunkowej kapitan westchnął głośno. Miał nadzieję że ubezpieczenie statku to pokryje.
Zwracam uwagę, że to jest TYLKO rozdział pierwszy ... żeby mi nikt nie strzelał tekstami że mu się zakończenie nie podoba -_-
ROZDZIAŁ I
-Mamy problem, kapitanie.
-Jaki, Nijas? - Konstantin Mihailovich, kapitan i właściciel frachtowca "Kosowo", przerwał wpatrywanie się bez celu w ekran komputera i odwrócił się w stronę pierwszego oficera, Nijasa Danaiłowa. Jednocześnie poczuł jak mimowolnie cierpnie mu skóra na karku – na terytorium Republiki Ukrainy i Naddniestrza problemy miały nieprzyjemną tendencję do błyskawicznego przeradzania się w bezpośrednie zagrożenia życia. A ta sytuacja tylko pogorszyła się od czasu przegranej wojny z Konfederacją Bałkańską, pod banderą której znajdowało się "Kosowo". Republika straciła w niej połowę floty, co doprowadziło do wprost niebywałej anarchii. To co ocalało z jej marynarki zajmowało się tłumieniem dążeń separatystycznych poszczególnych planet, co rozzuchwaliło będących poważnym problemem już wcześniej piratów.
-Niezidentyfikowany okręt sześć milionów kilometrów za rufą. - Zameldował pierwszy oficer. - Właśnie włączyli silniki i ostro przyśpieszają. Systemy kamuflażu uniemożliwiają zidentyfikowanie, to i tak cud że udało nam się ich wykryć tak wcześnie. Zgodnie z obliczeniami wejdą w zasięg ognia za trzydzieści dwie minuty i będą się wtedy poruszać z prędkością 0,15c. - Nie musiał mówić, że to optymalna prędkość przechwycenia, gdyż powyżej niej zaczynały się już problemy z celowaniem wywołane efektem relatywistycznym.
Kapitan, oficer rezerwy Marynarki Konfederacji, doskonale zdawał sobie sprawę w jak złej jest sytuacji – jego frachtowiec był uzbrojony zaledwie w kilku akceleratorów magnetycznych małego kalibru. Uzbrojenie to znacznie bardziej nadawało się do likwidowania myśliwców stosowanych przez piratów w bardziej cywilizowanych terenach, niż do walki ze znacznie większymi okrętami, o sile ognia porównywalnej zapewne z lekkimi krążownikami. I bez wątpienia "Kosowo" nie miało szans na ucieczkę, skoro nie dysponował wojskowym napędem.
Teoretycznie kosmiczne piractwo nie powinno mieć miejsca – kosmos był stanowczo zbyt duży by statki pirackie miały większą niż iluzoryczną szansę na znalezienie w nim jakiegokolwiek frachtowca. I o ile okrętom korzystającym z nadprzestrzeni zasadniczo nic nie groziło, o tyle tym podróżującym poprzez tzw. węzły skoku międzygwiezdnego już tak. Bo chociaż ta druga metoda była wielokrotnie szybsza, to jednak statki podróżowały nią jak po sznurku, od punktu A do B. I zarówno obok A jak i obok B mogły czatować statki piratów. Co nie zmieniało faktu, że nawet mimo ryzyka ludzie wciąż tak robili, bo było to poprostu tańsze i szybsze.
"Kosowo" wpadło na jeden z nich tuż po zakończeniu skoku węzłowego do niezamieszkanego systemu planetarnego oznaczonego na mapach gwiezdnych nazwą kodową Wolf 342. Teoretycznie nawet w "pustym" układzie powinna się znajdować pikieta marynarki państwa do której miejsce to przynależało, ale jeden rzut oka na dane dostarczane przez czujniki upewnił kapitana że z tej strony nie należy oczekiwać ratunku. Owszem, w Wolf 342 znajdowały się cztery ciężkie krążowniki Marynarki Republiki, ale Ukraińcy znajdowali się stanowczo zbyt daleko by móc przyjść "Kosowu" z pomocą – najbliższy z ich okrętów znajdował się sto dwadzieścia milionów kilometrów, co oznaczało że nawet z maksymalną prędkością mógł dotrzeć do miejsca zasadzki za pięć godzin. A do tego czasu, czego kapitan Konstantin był pewien, ani po piracie, ani po frachtowcu nie będzie już śladu. O ile dowódcę krążownika najdzie akurat ochota na ratowanie statku handlowego lecącego pod banderą państwa które zaledwie dwa lata temu w czasie krótkiej, trzymiesięcznej wojny oderwało od Republiki Dniepropetrowsk, Odessę i Lwów.
Humoru nie poprawiła mu myśl, że w jego ojczystej Konfederacji coś takiego na pewno by się nie zdarzyło.
-Goran, wywołaj go. - Kapitan niespecjalnie liczył na odpowiedź ze strony niezidentyfikowanego statku, ale wypadało przynajmniej spróbować. Oficer łącznościowy tylko kiwnął głową i zajął się stukaniem w klawiaturę komputera.
-Niezidentyfikowana jednostka, tutaj frachtowiec "Kosowo". Proszę podać swoją tożsamość i zamiary.
Przez półtora minuty wszyscy czekali w ciszy. W końcu stało się jasne, że odpowiedzi nie będzie.
- Nie żebym spodziewał się czegoś innego... - Westchnął głośno kapitan. - Dobra, działamy zgodnie z procedurą. Nijas, przekaż całe sterowanie na autopilota i zaprogramuj go, żeby lawirował pomiędzy asteroidami. - Na szczęście w pobliżu węzła skoku znajdowało się spore ich pole. - Goran, wyślij wezwanie pomocy do pikiety Ukraińców. A potem wynosimy się do kapsuł ratunkowych i spróbujemy ukryć się wśród "głazów" do czasu przylotu okrętów Republiki.
**************
Trzydzieści i pół minuty później niezidentyfikowany obiekt wszedł w zasięg ognia. Odpalił dwie torpedy kinetyczne, które dzięki potężnym napędom grawitacyjnym przyśpieszyły błyskawicznie. Gdy dogoniły okręt poruszały się już z prędkością 0,5c. Jedna trafiła w opustoszały już mostek i znajdujące się pod nim kwatery załogi. Druga zniszczyła napęd. Dekompresja dopełniła dzieła zniszczenia. Raczej delikatny i pozbawiony osłon kadłub frachtowca dosłownie rozpadł się na kawałki, wśród których dryfowały hermetycznie zamknięte kontenery z ładunkiem (ładownie znajdowały się z dala od zaatakowanych miejsc). Obserwujący to z "pokładu" kapsuły ratunkowej kapitan westchnął głośno. Miał nadzieję że ubezpieczenie statku to pokryje.