Via Appia - Forum

Pełna wersja: Bałam się...
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Zawsze bałam się, że pewnego dnia będę sama. Naprawdę sama, samiutka bez osoby, do której będzie można się odezwać, wyżalić lub nawet czasami posprzeczać. Ogólem rzecz biorąc, nigdy nie miałam kogoś, komu mogłabym w pełni zaufać. Już jako dziecko nauczyłam się, jaki jest ten świat, jacy są ludzie.
Moje życie od początku skazane było na porażki, od pierwszego dnia mego poczęcia. Rodzicielka nie chciała mieć ze mną nic wspólnego. Od razu po porodzie oddała mnie w ręce swojej młodszej siostry, a sama wyjechała gdzieś ze swoim chłopakiem i słuch o niej zaginął. Ponoć wysłała tylko jedną, jedyną kartkę, na moje dziesiąte urodziny, że jednak nie zapomniała o swoim dziecku. Och, co za poświęcenie... Wychowywałam się więc w rodzinie zastępczej. Ciocia zawsze była troskliwa, kupowała mi zabawki, chodziła na wywiadówki, pomagała w zadaniach domowych... Była bardzo bliską mi osobą, lecz nie tak bliską, abym mogła jej w pełni ufać. Często miałam wrażenie, że razem z wujkiem coś przede mną ukrywają... Ale o tym miałam dowiedzieć się dopiero później.
Być moze dlatego, że zawsze żyłam ze świadomością, iż istnieje jakaś wielka tajemnica, która nie może wyjść na jaw, tak bardzo bałam się komukolwiek zaufać. Teoretycznie rzecz biorąc, nie miałam podstaw, aby nie wierzyć mojej rodzinie. No właśnie, teoretycznie...
Ciocia od dawien dawna ostrzegała mnie, abym nigdy, ale to nigdy, nie schodziła do piwnicy. Wymyślała rózne bajki, a ja jako dziecko wierzyłam w to. Bo kto by podejrzewał, że coś strasznego może się tam dziać? Raczej nikt. Gdy trochę podrosłam i przestałam wierzyć w te historyjki, wmawiałam sobie, że moja przybrana matka po prostu boi się, że coś mogło mi się tam stać. Były tam bowiem duże, kręte schody, na których łatwo było o nieszczeście. Tak więc nawet wtedy przestałam się tym przejmować tak bardzo. Miałam małe problemy z nauką, więc zagadkę piwniczaną odstawiłam na bok.
W wieku piętnastu lat poznałam dość przystojnego, wysokiego, zielonookiego chłopaka, który już od pierwszego dnia pojawienia się w mojej klasie przykuł mój wzrok. Pomimo tego że byłam osobą nieufną, nie byłam nieśmiała. Lubiłam poznawać nowych ludzi, aczkolwiek z nikim nie wchodziłam w bliższe kontakty. Jednak wtedy... Gdy go zobaczyłam poczułam coś, czego jeszcze nigdy nie czułam. Nie potrafiłam tego dokładnie opisać. Nagle zrobiło mi się ciepło, serce zaczęło bić troszeczkę szybciej, a pierwsza myśl, jaka nasunęła mi się to to, że skądś go znam. Obserwowałam go, jak siadał do ławki i od razu postanowiłam podejść do niego na nastepnej przerwie, przedstawić się. Byłam chyba jedyną dziewczyną, któa to zrobiła, inne piszczały tylko i bały się zagadać. Zaczęliśmy rozmawiać, usiedliśmy razem w ławce, spotykaliśmy się, coraz lepiej się poznawaliśmy. Był on pierwszą osobą, której mogłam powiedzieć dosłownie wszystko, oczywiście nie od razu. Minęło sporo czasu, zanim się otworzyłam, on zresztą tak samo. Mieliśmy wiele wspólnych zainteresowań, słuchaliśmy takiej samej muzyki, Nigdy się nie nudziliśmy. Aż pewnego dnia... Po prostu zniknął. Bez pożegnania. Nigdy więcej nie odezwał się do mnie, nigdy też nie miałam od niego żadnych wieści. Przepadł jak kamień w wodę... Byłam załamana, długo nie odzywałam się do nikogo, nie chciałam mieć z nikim doczynienia. Pewnego wieczoru naszło mnie wiele wspomnień z dzieciństwa, również to, czego zabraniała mi ciocia.
Tej nocy mogłam zrobić wszystko, nie bałam się niczego. Gdy tylko zapadł zmrok, najciszej jak umiałam zeszłam po
wielkich, drewnianych schodach w podziemia. Zaczęłam dygotać, sama nie wiedziałam, czy z zimna czy ze strachu. Po omacku zapaliłam światło i zaczęłam się rozglądać. Nie zauwazyłam nic dziwnego oprócz tego, że... były tam duże, białe drzwi. Niewiele myśląc ruszyłam ku nim, choć krok miałam trochę niepewny. Zatrzymałam się przed nimi i odczekałam chwilę. W końcu delikatnie pociągnęłam za klamkę. Z łatwością weszłam do środka, po czym stanęłam jak wryta. W pokoju, gdzie znajdowało się wiele maszyn i urządzeń, które były przerażające, na ogromnym łóżku zrobionym ze sprzężyn leżała naga kobieta. Miała zaklejone usta, ciało całe we krwi, oczy były czerwone i spuchnięte. Nie miałam pojęcia, ile tam była, lecz wiedziałam, że długo już nie pociągnie.Przerażonym wzrokiem patrzyła się w sufit, bylyby tylko nie widzieć swojego oprawcy, którym był mój wujek... Chciałam krzyknąć, lecz w tej chwili ktoś złapał mnie od tyłu. Ciocia. Wierciłam się, próbowałam się uwolnić z jej uścisku, lecz ona była szybsza. Wbiła mi w kark grubą igłę, wstrzykując jakiś lek. Momentalnie poczułam się lekko i śpiąco, zaczęło kręcić mi się w głowie... Usłyszałam jeszcze tylko śmiech wujka, po czym upadłam.
Obudziłam się po jakimś czasie. Ciocia wszystko mi opowiedziała.
Płakała. Mówiła, że wujek od dawna torturuje tam dziewczyny, sama nie wie po co. Tak, chciała coś z tym zrobić, jednak wtedy i ją pobił. Więc milczała przez te wszystkie lata. Tak, też jest winna temu, co się tam działo... Nigdy mu nie pomagała, nigdy też tam nie schodziła. Nauczyła się nie zwracać na to uwagi, musiała też pilnować, abym ja się nie dowiedziała. Patrzyłam na nią chwilę, jej wyraz twarzy nagle zmienił się, z oczu nie płynęły już łzy. Zaczęłam się trząść. Kazała mi wstać i iść za nią.
Z trudem podniosłam się i powoli podreptałam za nią na strych. Tuż przy samym wejściu zaczęłam mieć dreszcze, jednak próbowałam nie dać tego po sobie poznać. Widziałam, jak ona na mnie patrzy, jednak nie potrafiłam do końca określić, co mówią jej oczy. Otworzyła drzwi, po czym popchnęła mnie do środka. Było ciemno, nie mogłam nic zobaczyć, lecz gdy zapaliła światło, nogi się pode mną ugięły. Na największej, całej we krwi ścianie, przybity gwoździały z wydłubanymi oczyma wisiał mój dawno zaginiony, jedyny przyjaciel. Był już siny, gdzieniegdzie widać już było
same kości, a płaty skóry leżały na podłodze. Zrobiło mi się niedobrze, krzyczałam i płakałam na przemian. Zwymiotowałam. Nie chciałam już na to patrzeć, chciałam stąd wyjść najdalej jak tylko można. Jednak coś ciągnęło mnie, aby spojrzeć w górę. Podniosłam wzrok i zobaczyłam coś, na co wcześniej nie zwróciłam uwagi. Był tam wielki napis, który został napisany krwią.
"Ludziom nie można ufać, kotku."
Z ledwością go przeczytałam, po czym zemdlałam. Usłyszałam jeszcze tylko głośny, sadystyczny śmiech wujka...
Ellfie napisał(a):od pierwszego dnia mego poczęcia
Poczęcie nie trwa kilku dni, poczęcie to moment zapłodnienia, więc "pierwszy dzień mego poczęcia" jest zdecydowanie błędny.
Ellfie napisał(a):Ponoć wysłała tylko jedną, jedyną kartkę, na moje dziesiąte urodziny, że jednak nie zapomniała o swoim dziecku.
Przeczytaj parę razy to zdanie. Nie lepiej napisać: "żeby udowodnić, że jednak nie zapomniała..."?
Ellfie napisał(a):Często miałam wrażenie, że razem z wujkiem coś przede mną ukrywają.
Ukrywali. Czas przeszły to czas przeszły i nie wolno go mieszać z innymi.
Ellfie napisał(a):Być moze dlatego, że zawsze żyłam ze świadomością, iż istnieje jakaś wielka tajemnica, która nie może wyjść na jaw, tak bardzo bałam się komukolwiek zaufać.
Nie zrozumiałam, co ma piernik do wiatraka?
Ellfie napisał(a):moja przybrana matka po prostu boi się, że coś mogło mi się tam stać.
Gramatyka, na miłość Boską!
Ellfie napisał(a):Mieliśmy wiele wspólnych zainteresowań
Może to tylko moje zdanie, ale nie jestem pewna czy wspólne zainteresowania to główny powód przyjaźni- przeciwnie. Różne zainteresowania ubarwiają związek/ przyjaźń/ znajomość. Ale to Twoje zdanie i Twoje opowiadanie, więc się nie czepiam Smile
Ellfie napisał(a):były tam duże, białe drzwi
Nie jestem pewna czy drzwi w piwnicy są takie dziwne, jak napisałaś wcześniej.
Ellfie napisał(a):długo już nie pociągnie
Język potoczny. Mimo, że to pisane w I osobie to nie jest to pamiętnik, gdzie możesz używać potocznego słownictwa.
Ellfie napisał(a):grubą igłę, wstrzykując jakiś lek
Dopisz strzykawki. Niby można się domyśleć, ale jednak.

Było dziwne, było bardzo dziwne. Ciut za długie jak na miniaturę. Ta przesadzona makabryczność ociera się bardzo mocno o kicz, wręcz jest tym kiczem, żywcem wziętym z tandetnych horrorów klasy "ręka, noga, mózg na ścianie". Wybacz, ale nie podobało mi się. Trochę za bardzo na siłę, bohaterka jakaś taka nieprawdziwa i w ogóle wszystko strasznie krwawe i mroczne, aż do przesady.
No właśnie, dobrze, że ktoś wreszcie wytknął mi błędy. Teraz wiem, co mam poprawić. Co do ogółu... W sumie nie każdemu musi się to podobać, ale hmm. Mnie osobiście nie wydaje się, aby to było aż tak mroczne, ale okej, nie ja w tej kwestii jestem krytykiem. ;d
Niesamowite!
Ta miniatura jest koszmarna, nie z powodu fabuły, zawierającej motywy sadyzmu, ale z powodu analfabetyzmu literackiego. Tu się nic nie trzyma kupy: od gramatyki po psychologię postaci.

Podstawowe błędy:
1. Nuda wynikająca z nieporadności prowadzenia fabuły
2. Brak świadomości sensu opisywania historii
3. Język opisowo-szkolny (jak wypracowanie o przygodach Stasia i Nel)

Rada:
Zacznij od pisania zwykłych historii z Twojego podwórka.