19-03-2012, 21:58
Wiersz znaleziony w starym zeszycie, powstał na jakiejś nudnej lekcji:
OLIMP
Twe palce się snują po moim udzie,
cicho, uparcie szukając uciech.
Świecą się oczy, palą jak słońce
usta namiętne, usta gorące.
Tętno wysokie, kolana miękkie,
zrywasz w pośpiechu moją sukienkę.
W obłokach pierzyny szukamy ścieżki,
by zdobyć razem firmament niebieski.
Sztywny...konwenans- księżyc w zenicie,
słowa namiętne szepczę w zachwycie.
Mokra...jest ścieżka na szczyt prowadząca,
długa i kręta, ale kusząca.
Chodź mój herosie, nie pożałujesz,
wiem, że od dawna marzenia snujesz.
Rozchylę...przed tobą Olimpu podwoje.
Pchnij...je leciutko, a będą twoje.
Zanurz...się miękko w nektaru dzbanie,
z mej niewinności nic nie zostanie.
A z naszych jęków Apollo ułoży
cudny poemat cielesnej rozkoszy.
Och! Mój Erosie!
Niebiański kochanku!
Mistrzu tej nocy!
Boski wybranku!
Rozkosz...sukcesu!
Szczyt...osiągnięty.
Zadziałał znowu czar niepojęty.
Szczyt osiągnięty! Zdobyłeś białą
siedzibę bogów, a z nią mnie całą.
OLIMP
Twe palce się snują po moim udzie,
cicho, uparcie szukając uciech.
Świecą się oczy, palą jak słońce
usta namiętne, usta gorące.
Tętno wysokie, kolana miękkie,
zrywasz w pośpiechu moją sukienkę.
W obłokach pierzyny szukamy ścieżki,
by zdobyć razem firmament niebieski.
Sztywny...konwenans- księżyc w zenicie,
słowa namiętne szepczę w zachwycie.
Mokra...jest ścieżka na szczyt prowadząca,
długa i kręta, ale kusząca.
Chodź mój herosie, nie pożałujesz,
wiem, że od dawna marzenia snujesz.
Rozchylę...przed tobą Olimpu podwoje.
Pchnij...je leciutko, a będą twoje.
Zanurz...się miękko w nektaru dzbanie,
z mej niewinności nic nie zostanie.
A z naszych jęków Apollo ułoży
cudny poemat cielesnej rozkoszy.
Och! Mój Erosie!
Niebiański kochanku!
Mistrzu tej nocy!
Boski wybranku!
Rozkosz...sukcesu!
Szczyt...osiągnięty.
Zadziałał znowu czar niepojęty.
Szczyt osiągnięty! Zdobyłeś białą
siedzibę bogów, a z nią mnie całą.