Via Appia - Forum

Pełna wersja: Droga ku zatraceniu : Obca wśród obcych
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Synthia siedziała na podłodze. Plecy oparła o jedną z kamiennych ścian z których składała się niewielka cela. Prycza przy krótszej ścianie z małym oknem w niczym nie przypominała normalnego łóżka. Cienki materac na wiecznie zgrzytającej siatce nie był specjalnie wygodny. Łańcuch, przybity do ściany metalowymi śrubami, który trzymał nad betonową podłogą stalową ramę znacznie potęgował poczucie beznadziejności
Tego wieczoru prawie w ogóle nie zmrużyła oka. Głównie dlatego że za kołdrę musiał jej wystarczyć szorstki koc. Jeansowe dzwony i pobrudzony t-shirt w kolorze słońca, były jedynymi atrybutami Synthii. Strażnicy w obawie przed samobójstwem zabrali jej tenisówki, więc pomimo białych skarpet, miała zmarznięte stopy. Siedziała, oparta o kolana i myślała, gdzie mogła popełnić błąd. Wiedziała że znalazła się w tym miejscu, ponieważ musiała się pomylić w obliczeniach. Teraz pozostawało jej jedynie czekać i zastanowić się gdzie.
Ciszę przerwało dopiero dudnienie zamka w stalowych drzwiach na przeciwko okna. Uchwyt masywnej klamki zawył żałośnie gdy przesuwał się w dół. Drzwi otwarły się na oścież piszcząc przy tym cicho.
Kiedy podniosła wzrok zobaczyła dwóch żołnierzy w hełmach i karabinami w rękach. Między nimi stał łysy człowiek w nienagannie skrojonym garniturze. Popatrzył na jej twarz w zamyśleniu i i wykrzywił nieco głowę. Powoli przekroczył próg w swoich wypastowanych trzewikach i wzdychając przykucnął przy niej. Uważnie przyjrzał się twarzy kobiety, wystającej z pod pojedynczych kosmyków włosów. Nawet teraz widać było wystające kości policzkowe i zacięte usta, które straciły już swój żywy kolor. Przyłożył jeden z palców dłoni do jej policzka i delikatnie odgarnął kosmyk włosów.
Kiedy opuścił rękę zapytał cicho zupełnie bez akcentu :
- Skąd się tutaj wzięłaś moja damo, co to za pojazd wylądował nie daleko, kim jesteś ?
Odczekał moment i nie doczekawszy odpowiedzi dodał :
- Nie rozumiesz, czy nie chcesz odpowiedzieć ?
Znowu zaległa cisza, a on wciąż przypatrywał się jej w poszukiwaniu jakiegokolwiek znaku zrozumienia. Zmierzył ją trochę podirytowanym wzrokiem. Zadał kolejne pytanie, tym razem nieco drżącym głosem :
- Czy pochodzisz z Rosji ?
- Nie.

Nieco zaskoczony nieśmiałą odpowiedzią, która padła z jej ust chwycił za nadgarstek swojej ręki w taki znaczący sposób że Synthia poczuła jak coś w niej pęka. Mężczyzna nachylił się nieco nad jej uchem i zadał druzgocące psychikę dziewczyny pytanie.
- Wobec tego skąd pochodzisz młoda damo ?

Synthia już nie była już w stanie udawać kamienia i ignorować przybysza, więc spojrzał na niego świdrującym duszę wzrokiem. Usta dziewczyny złożyły się niczym do pocałunku i wypowiedziały z nieudolnym amerykańskim akcentem tajemnicę, którą chowały w sobie od kilku ostatnich miesięcy :
- Z przyszłości.

Mężczyzna w geście zaskoczenia odchylił głowę nieco do tyłu i chrząknął pod nosem. Wstał i sztywny niczym rekrut jako pierwszy opuścił pomieszczenie. Obaj strażnicy, którzy obserwowali tę scenę niemal że z wrodzonym spokojem wyszli za nim, jeden z nich zamknął drzwi.
Synthia, sama zaskoczona swoją reakcją ponownie spojrzała na podłogę. Znowu robiła jedyną rzecz, którą teraz mogła. Czekała na dalszy rozwój wypadków, tak spokojne jak by to wszystko jej nie dotyczyło.
Ciągle nie mogła uwierzyć, ani nawet pojąć tego co się stało. Zgodnie z planem miała wrócić do swoich czasów, a tym czasem wylądowała znowu na tej samej pustyni. Nawet nie wiedziała czy jest to przyszłość, czy przeszłość. Sądząc po uzbrojeniu strażników znowu cofnęła się w czasie. Pytanie, które teraz z uporczywością natrętnego komara kołatało się po jej głowie brzmiało : w jakich czasach się znalazła. Niebawem drzwi znowu zostały uchylone. Tym razem nie zobaczyła w śród strażników człowieka, który odwiedził ją wcześniej. Dwaj inni żołnierze uzbrojeni jedynie w pistolety w kaburach otoczyli ja z dwóch stron. Obaj chwycili ją za ramiona
i podnieśli do góry. Wyraźnie zdezorientowana dziewczyna rozglądała się nieco przestraszona to w prawo, to w lewo, kiedy stanęła na własnych nogach wszyscy opuścili celę.
Kilka minut zmierzali przed siebie wąskim korytarzem, który był tak długi że echa kroków obu strażników, towarzyszy jej podróży rozchodziły się we wszystkie strony. Minęli kilkoro drzwi, aż zatrzymali się przed jednymi, w przeciwieństwie do innych te były otwarte do wewnątrz.
Wszystkie ściany i drzwi pomieszczenia wyłożone były białymi kafelkami. Nie było tam okna, jedynym źródłem światła była podłużna jarzeniówka, której mocne światło zalewało całe pomieszczenie.
Synthia szybko zauważyła niewielką kratownicę na samym środku i trzeciego strażnika trzymającego węża całkiem podobnego do tych strażackich. Obaj żołnierze zatrzymali się przed nim :
- Oto i ona.
- Jakaś licha.
Stwierdził ten z wężem i zaraz dodał nieudolnie udając poważnego :
- Dobra, rozbieraj się.

Synthia z braku innych rozwiązań wykonała polecenie. Minęło zaledwie kilka sekund, a u jej stóp leżał już cały komplet skromnego odzienia z czerwonymi majtkami na samym szczycie. Stała teraz jak ją Pan Bóg stworzył, przed trzema uczniakami z jakiegoś akademika, bo wszyscy mieli takie miny. Zdążyła się nawet poczuć atrakcyjna, kiedy ten z wężem oprzytomniał i nieśmiało wskazał jej jedną ze ścian. Synthia na zdążyła się nawet odwrócić w ich stronę, a już na swoich plecach poczuła lodowaty strumień wody ze szlaufa.
Prąd wody był tak mocny że natychmiast wylądowała tak blisko ściany, że musiała oprzeć się łokciami, aby nie przylec całym ciałem. Rozdzierający dźwięk ogromnego wodospadu, atakował jej uszy. Czuła na plecach siarczysty mróz, który rozlewał się na całą resztę ciała. Czuła że nie wytrzyma długo. Błagając w myślach o litość najpierw klęknęła, wciąż opierając się o ścianę, a potem zgięła do końca kolana. Przemoczone włosy, kleiły się do mokrej twarzy. Nigdy do tej pory nie było jej tak zimno. Czuła jak siarczysty mróz atakuje jej usta i dłonie. Kiedy wreszcie strumień zelżał czuła się podle. Dzwoniło jej w uszach. Wszystko było już jej obojętne, kiedy silne dłonie ponownie chwyciły ją za ramiona i rzuciły do prostopadłej ściany.
Siła impetu była tak duża że dziewczyna uderzyła głową o ścianę. Zamknęła oczy a po jej policzkach popłynęły łzy, praktycznie nie widoczne wśród innych kropel wody. Jeden z mężczyzn rzucił jej jakąś piżamę w paski na twarz, krzycząc za razem :
- Masz piękna damo, to nowa moda !
Salwy śmiechu natychmiast wypełniły pomieszczenie. Tylko Synthia miała pochmurną twarz. Wstała i patrząc się na pierwszego z oprawców i zapytała głosem jak by nic się nie wydarzyło:
- Mogę się chociaż wytrzeć ?
Strażnik popatrzył jej się prosto w oczy i jak by chciał jej coś udowodnić odparł :
- Nie, taką cie wolimy, wskakuj grzecznie w fatałaszki.

Najwyższej pięć minut później Synthia podążała ponownie ponurym korytarzem. Tym razem musieli minąć wózek pełen talerzy. Natychmiast wykorzystała sytuację, którą podarował jej los. Podniosła pierwszy ze szczytu i rozbiła go na twarzy najbliższego mężczyzny. Drugi nie zdołał nawet zareagować, gdy spotkał go ten sam los. Obaj zdążyli jedynie krzyknąć, po czym dostali jednocześnie w potylicę kantem następnych dwóch. Synthia musiała dobrze wycelować żeby nie trafić w kanty hełmów. Dwa ciała bez przytomności upadły na ziemię. Dziewczyna nie straciła zimnej krwi i nachyliła się nad jednym z nich. Wyciągnęła ze skórzanej kabury pistolet. Przeładowała broń, tak jak to widziała na filmach i spytała z pogardą :
- I co teraz dranie ?

Dostrzegła jakąś postać, która zaczęła biec w jej kierunku. Natychmiast wycelowała. Nacisnęła spust, zamykając przy tym oczy. Eksplozja prochu w pistolecie odbiła się echem po ścianach korytarza, a Synthia poczuła gwałtowne szarpnięcie w nadgarstku. Ciemna postać chwyciła się konwulsyjnie za brzuch i upadła na kolana. Chwilę później już leżała kilka metrów przed nią.
Dziewczyna instynktownie zaczęła biec przed siebie. Zatrzymała się dopiero kawałek dalej, przy zupełnie obcych drzwiach. Zdecydowanym ruchem otworzyła je. Przed jej oczyma stanął kolejny korytarz, jednak zupełnie inny niż ten, w którym stała. Nie zastanawiając się zbytnio wbiegła do środka, zamykając za sobą drzwi. Szare ściany i ciemność jaka zalegała w środku napawały ją strachem. Szczęśliwie jednak dotarła do klatki schodowej. Zatrzymała się przy barierce i spojrzała w dół. Ciemności pozwalały dostrzec jedynie kilka pierwszych stopni. Głęboko przeświadczona że w takich miejscach nikt nie będzie jej z pewnością szukał zeszła nieśmiało na duł.
Kiedy zeszła z ostatniego stopnia poczuła pod bosą stopą goły beton. Starała się jak najsilniej wytworzyć wzrok żeby w ciemności znaleźć jakiś włącznik światła, albo po prostu zorientować się, gdzie się znalazła.
Zamiast włącznika uwagę dziewczyny przyciągnął prostokątny pasek światła, wiszący na wysokości jej stóp. Podeszła bliżej niego i wymacała klamkę. Otworzyła drzwi, a światło popołudniowego słońca oślepiło ją na chwilę. Kilka set metrów dalej dostrzegła stalowy hangar lotniczy. Usłyszała również syreny alarmowe i natychmiast domyśliła się że to o nią chodzi. Żeby się upewnić, że nikt jej nie zauważył rozejrzała się jeszcze w obie strony, po czym puściła się pędem w kierunku budynku. Czuła na nagich stopach żar szorstkiego piasku i temperaturę, które teraz nagle wzrosła. Powietrze było suche. Zatrzymała się zdyszana dopiero przy blaszanej ścianie. Przeszła wzdłuż niej do najbliższego rogu i wyjrzała z za niego nieśmiało. Kilka metrów przed nią stał na baczność strażnik. Tylko dzięki temu że patrzył przed siebie jeszcze jej nie zauważył.
Synthia wiedziała że w tym hangarze może być co najmniej środek transportu dla niej, a co za tym idzie nadarzyła się ogromna szansa żeby wydostać się z tego piekła. Jedynym sposobem żeby uniknąć niewoli było dostanie się do środka. Widząc że to jedyne wyjście podniosła lufę pistoletu nieco do góry i starannie wycelowała w głowę żołnierza. Zanim zdołał dostrzec kontem oka ruch i odwrócić w jej stronę pierwsza kula przebiła mu hełm. Druga trafiła jego towarzysza, stojącego obok. Oberwał prosto w czoło, ponieważ zdarzył się odwrócić w jej stronę, kiedy ciało jego kolegi usuwało się na ziemię.
Pistolet nie należał do cichych narzędzi pola walki, dlatego zdawała sobie doskonale sprawę z tego że ma coraz mniej czasu. Zrobiła szeroki krok nad ciałem pierwszego i drugiego strażnika. Zacisnęła pięść na klamce od drzwi. Otwarła je zamaszyście i wpadła do środka. Przezornie zostawiła otwarte drzwi żeby mieć do dyspozycji trochę światła. Dzięki temu dostrzegła kontury jakiegoś pojazdu na środku pustego pomieszczenia. Podeszła bliżej i starając się jak najszybciej przyzwyczaić wzrok do ciemności. Dotknęła fragmentu pochylonego do dołu skrzydła. Poczuła na opuszkach palców zimną stal i bez wahania spojrzała nieco do góry. Dostrzegła ledwo odbijającą dzienne światło szybę, która szczelnie zasłaniała kabinę pilota.
Obeszła ostrożnie swoje najnowsze odkrycie, zastanawiając się jednocześnie z czym ma do czynienia. Skrzydła w układzie V z pewnością miały za małą powierzchnię żeby unieść taki pojazd bez mocnego silnika. Ostry dziób w typowym kształcie myśliwca nie przypominał niczego co wcześniej widziała, chociażby w internecie. Trzy okrągłe silniki, z których jeden był większy, a dwa mniejsze zamontowano z tyłu na przeciw kabiny. Samolot - bo tak się jej wydawało - był o wiele za krótki i miał w sobie coś niesamowitego. Cały płatowiec trzymał się na dwóch narto podobnych płozach, zaś krawędzie skrzydeł ledwo dostawały do ud dziewczyny. Ciekawość była jej najbardziej niepożądaną cechą, zwłaszcza w takich sytuacjach. Synthia jednak nie miała zamiaru słuchać głosu rozsądku, kiedy weszła na jedno ze skrzydeł. Stawiając małe kroczki czarnymi już stopami zaczęła zbliżać się powoli do osłony kokpitu. Blach nie wydawała żadnych głuchych odgłosów.
Przykucnęła przy niej i gorączkowo zaczęła szukać jakiegoś przycisku, lub po prostu czegokolwiek żeby otworzyć. Nagle usłyszała coś jak by świst powietrza, a połowa osłony, uniosła się do góry dzieląc w jednej chwili osłonę na pół. Podekscytowana Synthia natychmiast zajęła miejsce pilota wskakując do środka w odruchu przypominającym nieco ciekawą świata dziewczynkę.
Zupełnie nie zwróciła uwagi na to w jakim fotelu siada i nie wiele ją to obchodziło, jednak że jest jakiś dziwny i nie wygodny nie uszło jej uwadze. Pulpit zaświecił się setką małych światełek. Dwa okrągłe ekrany nad kolanami rozbłysły zielonkawym światłem. Pierwszy przypominał nieco radar z zataczającą koła w okół własnej osi kreską. Drugi składał się z czterech okręgów narysowanych w okół środka ekranu. Cztery masywne przyciski w kształcie kwadratów, umieszczone pomiędzy ekranami rozbłysły na czerwono, a osłona powoli zaczytała się obniżać, z głuchym dźwiękiem jakiegoś silnika. Pomiędzy nogami wystawiał staroświecki drążek, którego czubek wyginał się nieco w stronę przyrządów. Stopy Synthii oparły się o dwa pedały, które wykonano chyba z jakiegoś szorstkiego metalu.
Niestety nie było więcej czasu na myślenie, ponieważ do wnętrza hangaru wpadło trzech uzbrojonych żołnierzy, którzy natychmiast wystrzelili salwę, celując prosto w osłonę. Pociski odbiły się od niej, wytwarzając jedynie iskry. Zaskoczona tym faktem Synthia, nacisnęła gwałtownie oba pedały. Pojazd niespodziewanie uniósł się najpierw kilka centymetrów nad ziemią, a dziewczyna nachyliła drążek w prawo.
Znajdowała się już dobre pół metra nad ziemią kiedy dziób pojazdu odwrócił się w kierunku drzwi i przeładowujących niemal że panicznie broń żołnierzy. Na przedniej szybie osłony natychmiast pokazały się trzy kółeczka, które przetoczyły się leniwie na głowy mężczyzn. Synthia nie miała jednak zamiaru naciskać przycisku, znajdującego się na drążku sterowniczym od strony tablicy rozdzielczej. Puki co strażnicy nie stanowili żadnego zagrożenia. Zamiast tego przesunęła do przodu niewielką dźwignię ze swojej lewe strony, która wystawała z bocznej ściany.
Samolot ruszył z impetem i przeleciał nad głowami żołnierzy, którzy jednak zdążyli się pochylić. Bez najmniejszego problemu przebiła blachę większych drzwi hangaru i z hukiem gnącego się metalu, wydostała się na zewnątrz. Jednak i teraz nie zwolniła tempa tylko skierowała dziób statku do góry. Sekundy mijały, a ona przygnieciona siłą odśrodkową do fotela bała się nawet rozejrzeć w okół.
Zielonkawa dioda, usytuowana pod kwadratowymi przyciskami zaświeciła się na zielono, następna na żółto. Kiedy zaczęła mrugać na czerwono poczuła wstrząs i coś co można chyba nazwać turbulencjami.
Cytat:Plecy oparła o jedną z kamiennych ścian[,] z których składała się niewielka cela.
Dostaw przecinek.

Cytat:Siedziała, oparta o kolana i myślała, gdzie mogła popełnić błąd. Wiedziała[,] że znalazła się w tym miejscu, ponieważ musiała się pomylić w obliczeniach. Teraz pozostawało jej jedynie czekać i zastanowić się gdzie.
Dostaw przecinek przed "że".
Drugie "gdzie" można by zamienić na "kiedy" (o ile pasuje to do Twojej myśli).

Cytat:Ciszę przerwało dopiero dudnienie zamka w stalowych drzwiach na przeciwko okna. Uchwyt masywnej klamki zawył żałośnie gdy przesuwał się w dół. Drzwi otwarły się na oścież [,]piszcząc przy tym cicho.
Powtórzenie "drzwi".
Brak przecinka.
"Naprzeciwko" piszemy razem.

Cytat:Uważnie przyjrzał się twarzy kobiety, wystającej z pod pojedynczych kosmyków włosów. Nawet teraz widać było wystające kości policzkowe i zacięte usta, które straciły już swój żywy kolor. Przyłożył jeden z palców dłoni do jej policzka i delikatnie odgarnął kosmyk włosów.
Powtórzenie.
A "z pod" piszemy: "spod".

Cytat:Kiedy opuścił rękę zapytał cicho zupełnie bez akcentu[tu bez spacji]:
- Skąd się tutaj wzięłaś moja damo, co to za pojazd wylądował nie daleko, kim jesteś[tu bez spacji]?
Niepotrzebne spacje.

Cytat:Synthia już nie była już w stanie udawać kamienia i ignorować przybysza
Jedno "już" do odstrzału.
"nie była w stanie udawać kamienia" - dość toporne określenie.

Cytat:Obaj strażnicy, którzy obserwowali tę scenę niemal że z wrodzonym spokojem wyszli za nim, jeden z nich zamknął drzwi.
"Niemalże" piszemy razem.

Cytat:Ciągle nie mogła uwierzyć, ani nawet pojąć tego co się stało. Zgodnie z planem miała wrócić do swoich czasów, a tym czasem wylądowała znowu na tej samej pustyni.
"Tymczasem" piszemy razem.

Cytat:Pytanie, które teraz z uporczywością natrętnego komara kołatało się po jej głowie brzmiało[tu bez spacji]: w jakich czasach się znalazła.
Niepotrzebna spacja, a całe zdanie - skoro to pytanie - zamknąłbym znakiem zapytania.

Cytat:Wszystkie ściany i drzwi pomieszczenia wyłożone były białymi kafelkami. Nie było tam okna, jedynym źródłem światła była podłużna jarzeniówka, której mocne światło zalewało całe pomieszczenie.
Powtórzenie.
Po za tym lepiej brzmi chyba: "nie było tam okien" niż "nie było tam okna".

Cytat:- Jakaś licha.
Stwierdził ten z wężem i zaraz dodał nieudolnie udając poważnego :
- Dobra, rozbieraj się.
Lepiej byłoby napisać to bez enterów:
"- Jakaś licha - stwierdził ten z wężem i zaraz dodał nieudolnie udając poważnego: - Dobra, rozbieraj się."
No i stwierdził z małej litery.

Cytat:Synthia na zdążyła się nawet odwrócić w ich stronę, a już na swoich plecach poczuła lodowaty strumień wody ze szlaufa.
"Szlaucha" poprawnie.

Cytat:Prąd wody był tak mocny że natychmiast wylądowała tak blisko ściany, że musiała oprzeć się łokciami, aby nie przylec całym ciałem
Powtórzenie. "Przylec" - niezgrabne słowo.

Cytat:Czuła na plecach siarczysty mróz, który rozlewał się na całą resztę ciała. Czuła że nie wytrzyma długo. Błagając w myślach o litość najpierw klęknęła, wciąż opierając się o ścianę, a potem zgięła do końca kolana. Przemoczone włosy, kleiły się do mokrej twarzy. Nigdy do tej pory nie było jej tak zimno. Czuła jak siarczysty mróz atakuje jej usta i dłonie. Kiedy wreszcie strumień zelżał czuła się podle.
"Czuła" - cztery razy! Sad
"siarczysty mróz" też powtórzenie.

Cytat:Wstała i patrząc się na pierwszego z oprawców i zapytała głosem jak by nic się nie wydarzyło:
"i" użyte dwa razy w jednym zdaniu źle wpływa na jakość tekstu.
"jakby" piszemy razem.


Podsumowując - warsztatowo nie jest dobrze, wyłapałem błędy z ledwie połowy tekstu, a zobacz jak ich wiele.Sad
Gubisz przecinki i stawiasz niepotrzebne spacje. Powtórzenia niemal nagminnie. Weź sobie do serca ten komentarz i popracuj, aby ulepszyć swój warsztat, bo poprawa w stosunku do wcześniejszego Twojego tekstu jest niemal niezauważalna.

Fabularnie - coś w tym jest, szczególnie w scenie "kąpieli".

Mam nadzieję, że przydałem się na coś, bierz się do roboty i przemyśl błędy.

Pozdrawiam!
Nie znam się na sztuce pisania, a błędów robię więcej od Ciebie. Za to jestem pasjonatem sf. i napiszę słowo o Twoim utworze. Otóż czytając takie miniatury zwykle wytrzymuję parę zdań. Jeśli tekst mnie zaciekawi, wyłapię następnych kilka zdań ze środka tekstu i zapominam o nim. W Twoim przypadku było inaczej, bo za jednym zamachem przeczytałem całość. Tekst wydaję się zwykły, ale jednak coś w nim jest. Nie wiem jak to nazwać - może magnetyzm?
Z krytyki, to czepnąłbym się do stalowego skrzydła samolotu. Ze stali się nie robi, tylko stopów aluminium, tytanu, kevlaru, albo innych kompozytów. Taki szczegół, a bardzo razi. Lepiej, jak byś napisał metalowego.
Ćwicz warsztat pisarski, a kiedyś będzie z Ciebie następca Lema.

Pozdrawiam. Elek.
Witam Jarku. Po tej stronie forumowy czepiaczBig Grin Niestety muszę zgodzić się z Rootem, że jest jeszcze kilka spraw do poprawy w samym warsztacie, ale ja tu ograniczę się tylko do przypomnienia, że np. przed „:” nie dajemy spacji o oczywiście trzeba unikać powtórzeń. Zabiorę się za to za wiwisekcję fabularną i „czytelność” opowiadania, a raczej, jak rozumiem jego fragmentu.

Cytat:Plecy oparła o jedną z kamiennych ścian z których składała się niewielka cela.
nie jestem przekonany czy cela może składać się ze ścian, to że stanowią one jej część chyba w tym kontekście niekoniecznie pasuje, no chyba, że napiszesz, iż składała się ze ścian, podłogi i sufitu co było by truizmem. Nie wiem po prostu czy owo „składanie” jest tu potrzebne. Może po prostu „oparła się o jedną ze ścian celi”.

Cytat:Prycza przy krótszej ścianie z małym oknem w niczym nie przypominała normalnego łóżka.
Prycza to prycza i nie ma w założeniu przypominać łóżka. Można by tu dodać choćby jej łóżka, aby uniknąć tej niezręczności.

Cytat:Łańcuch, przybity do ściany metalowymi śrubami,
śruby nie służą do przybijania, czyli w tym kontekście „przymocowany” było by zdecydowanie lepszym określeniem.

Cytat:znacznie potęgował poczucie beznadziejności
nie podoba mi się ten fragment, choć oczywiście w tym wypadku to tylko moje subiektywne odczucie. I oczywiście brak kropki.

Cytat:Głównie dlatego że za kołdrę musiał jej wystarczyć szorstki koc. Jeansowe dzwony i pobrudzony t-shirt w kolorze słońca, były jedynymi atrybutami Synthii.
Tu w sumie nie podoba mi się całość. Po pierwsze, czy ktoś kto wylądował jak rozumiem w więzieni, jako główny powód nieprzespanej nocy uważa szorstki koc? Czyżby było to jakieś nawiązanie do księżniczki na ziarnku grochu? Po drugie, czemu wyliczasz jakieś części garderoby, która mają być „atrybutami” i to „jedynymi” bohaterki? Przecież chwilę później okazuje się, że miała jeszcze skarpetki a nieco dalej bieliznę? I czemu mają to być atrybuty?

Cytat:Siedziała, oparta o kolana i myślała
nie podoba mi się to określnie, oczywiście czytelnik po chwili zastanowienia wie o jaką pozę ci chodziło, ale to „opieranie się o kolana” nie jest zbyt dobrym określeniem i po prostu zgrzyta.

Cytat:Ciszę przerwało dopiero dudnienie zamka w stalowych drzwiach na przeciwko okna.
nie podoba mi się dudnienie w odniesieniu do odgłosu otwierania zamka, ale to, być morze, tylko moje odczucie.

Cytat:Uważnie przyjrzał się twarzy kobiety,
skoro już „jej” w poprzednim zdaniu, to może tu też bez „kobiety”, przez chwilę zastanawiałem się komu on się tak naprawdę przygląda.

Cytat:się twarzy kobiety wystającej z pod pojedynczych kosmyków włosów
zakładam, że twarz może być widoczna spod kosmyków, nos może nawet z pod nich wystawać, ale połączenie wystawiania i twarzy brzmi źle.

Cytat:za nadgarstek swojej ręki w taki znaczący sposób że Synthia poczuła jak coś w niej pęka. Mężczyzna nachylił się nieco nad jej uchem i zadał druzgocące psychikę dziewczyny pytanie.
IMHO całość do redakcji, czemu „chwycenie swojego nadgarstka” ma być sygnałem do jakichś głębszych „pęknięć”? Czemu pytanie o pochodzenie ma być „druzgocące”? Jak rozumiem próbujesz coś poetycko opisać, jednocześnie robisz to niejako na skróty. Co powoduje iż czytelnik nagle budzi się z ręką w nocniku. Jeśli chodzi o nadgarstek, to tu ów przesłuchujący powinien być nieco bardziej zaangażowany niż tylko w „chwytanie”, jeśli chodzi zaś o pytanie, bardziej zaangażowana winna być bohaterka.

Cytat:udawać kamienia i ignorować przybysza
mi tez niepodobna się to „udawanie kamienia” do tego ignorowanie nie jest tu na miejscu, wszak już wcześniej udzieliła odpowiedzi.

Cytat:scenę niemal że z wrodzonym spokojem wyszli
nic, poza tym, że mieli hełmy i broń nie wiemy o strażnikach więc czemu mielibyśmy przypisywać im „wrodzony spokój”?

Cytat:Synthia, sama zaskoczona swoją reakcją ponownie spojrzała na podłogę.
czemu była zaskoczona swoją rekacją? Przecież myślała o tym, że nie powinna go ignorować mimo iż już wcześniej tego nie robiła?

Cytat:w przeciwieństwie do innych te były otwarte do wewnątrz.
tu chyba mały naddatek, czyżby wszystkie inne drzwi były otwarte na zewnątrz? Czy chodziło ci raczej o to, że pozostałe były zamknięte?

Cytat:Wszystkie ściany i drzwi pomieszczenia wyłożone były białymi kafelkami.
drzwi też były wyłożone kafelkami?

Cytat:trzymającego węża całkiem podobnego do tych strażackich.
zakładając, że to nie gad, to chyba raczej powinno być „trzymającego wąż”?

Cytat:Zdążyła się nawet poczuć atrakcyjna, kiedy ten z wężem
tu owa atrakcyjność nie bardzo mi pasuje w kontekście, wszak dziewczyna rozebrała się w jakiejś mordowni a nie na wybiegu na modelek.

Cytat:musiała oprzeć się łokciami, aby nie przylec całym ciałem.
to jeden z opisów „kukiełkowych” które naprawdę zgrzytają. Ale o tym jeszcze w posumowaniu.

Cytat:Rozdzierający dźwięk ogromnego wodospadu, atakował jej uszy.
a gdzie tu wodospad? Jak rozumiem chodzi o strumień wody, więc może gdzieś tam przydało by się „niczym”?

Cytat:najpierw klęknęła, wciąż opierając się o ścianę, a potem zgięła do końca kolana.
kolejny opis „kukiełkowy”.

Cytat:ją za ramiona i rzuciły do prostopadłej ściany.
po co ta geometria? Jak rozumiem została po prostu pchnięta na ścianę?

Cytat:mężczyzn rzucił jej jakąś piżamę w paski na twarz, krzycząc za razem
jeśli jakąś to raczej nie „piżamę”.

Cytat:jednak zupełnie inny niż ten, w którym stała.
na czym polegał owa „zupełna inność” skoro już o niej wspominasz?

Cytat:szukał zeszła nieśmiało na duł.
po pierwsze „dół”, po drugie w kolejnym zdaniu „zeszła” jest drugim wyrazem.

Cytat:prostokątny pasek światła, wiszący na wysokości jej stóp.
że niby co? Jaki pasek? Jeśli to szczelina pod drzwiami to czemu „wisiała” na wysokości jej stup?

Cytat:żar szorstkiego piasku i temperaturę, które teraz nagle wzrosła.
nie bardzo rozumiem czemu temperatura nagle wzrosła?

Cytat:Kilka metrów przed nią stał na baczność strażnik.
informacja ogólna, strażnicy poza raportem nie stoją na warcie na baczność. A tu absolutnie wystarczy informacja, że patrzył w inną stronę.

Cytat:może być co najmniej środek transportu dla niej
a co innego znaleźć się tam spodziewała, wydaje mi się, że „co najmniej” jest tu absolutnie zbędne.

Cytat:kontury jakiegoś pojazdu na środku pustego pomieszczenia.
pomieszczenie nie było puste skoro był tam pojazd.

Cytat:Ostry dziób w typowym kształcie myśliwca nie przypominał niczego co wcześniej widziała, chociażby w internecie.
Od końca, Internet z dużej, skoro niczego takiego nie widziała to skąd wie że to dziób myśliwca a do tego typowy?

Cytat:Trzy okrągłe silniki, z których jeden był większy, a dwa mniejsze zamontowano z tyłu na przeciw kabiny.
nie jestem w stanie sobie wyobrazić tego samolotu – bo tak mi też się wydaje. Gdzie była kabina, bym mógł naprzeciw jej umieścić silniki? Z tego co dotychczas wiem była ponad opuszczonymi płatami. Dalsza część opisu też nic nowego nie wprowadza.

Cytat:Stawiając małe kroczki czarnymi już stopami
jak rozumiem stopy miała brudne od biegania po żwirze, a nie stawały się one czarne na skutek jakichś innych czynników?

Cytat:Blach nie wydawała żadnych głuchych odgłosów.
a czy wydawała inne odgłosy? I czemu miała by wydawać właśnie głuche?

Cytat:z głuchym dźwiękiem jakiegoś silnika.
czemu jakiegoś silniczka, wystarczyłby opis dźwięku jako takiego.

Cytat:Pomiędzy nogami wystawiał staroświecki drążek, którego czubek wyginał się nieco w stronę przyrządów.
Po pierwsze drążek wystawał (nie wystawiał) raczej z jakiejś podłogi (tak wyszło dość rubasznie) po drugie czemu staroświecki?

Cytat:Synthia nie miała jednak zamiaru naciskać przycisku, znajdującego się na drążku sterowniczym od strony tablicy rozdzielczej.
nie jestem pewien czy w tej sytuacji nie starczyłoby po prostu „spustu”?

Cytat:przygnieciona siłą odśrodkową do fotela bała się nawet rozejrzeć w okół.
oczywiście „wokół” a do tego o ile nie latała w kółko, to nie była to siła odśrodkowa. Ale o aspektach fizycznych jeszcze w podsumowaniu.

Jak widać przebrnąłem, w pewnym momencie przestałem się czepiać każdego zdania po pierwsze z czystego lenistwa, po drugie dlatego, że nie wiem czy przeczytasz moje wypociny i czy na cokolwiek ci się one przydadzą. Postanowiłem jednak przemycić jeszcze parę uwag w podsumowaniu, tum razem podzielonych już na zagadnienia nieco bardziej ogólne:
Twoja bohaterka
Na pewno nie jestem w stanie się z nią utożsamić i to bynajmniej nie z powodów oczywistych różnic anatomicznych. Jest po prostu odrealniona. Nie przesypia całej nocy ze względu na „drapiący koc”, przymusowy striptiz przed trzema strażnikami więziennymi traktuje jak sesję zdjęciową do Playboya, pistolet widziała tylko na filmach ale nie przeszkadza jej to w precyzyjnym strzelaniu do ludzi (btw. powinna go wcześniej odbezpieczyć a dopiero potem przeładować) i pilotowaniu „statku powietrznego” od ręki.
Sprawa „kukiełkowa”
To takie moje określenie wykute na potrzeby wszystkich sytuacji gdy autor nie poradził sobie ze swoją kukiełką którą jest bohater. Osobiście uważam, że opisu ruchu człowieka (i nie tylko) jest bardzo trudny. Zadanie piszącego jest dość podobne do animatora 3D. Samo stworzenie postaci jest dosyć proste, zwłaszcza gdy korzystamy z gotowych modeli, w przypadku pisarza takim modelem jest po prostu przyjęty kanon. Każdy wie jak wygląda człowiek, wystarczy opisać tylko istotne różnice lub uzupełnić ów obraz i mamy gotową postać. To samo tyczy się ubioru, mundur jest mundurem i jeśli nie chcemy przy okazji przekazać czegoś więcej, to takie określenie wystarczy. Niestety w przypadku ruchu nie jest tak łatwo. Twoje opisy są nierealne. Na przykład stojąca pod ścianą kobieta, smagana strumieniem wody raczej nie uklęknie, a osunie się na kolana. Tak samo jak „ugięcie kolan do końca” nie obrazuje tego co chciałeś przekazać.
Twoje UFO
Nie czepiłem się stali w konstrukcji „samolotu”, ze względu na fakt iż po usilnej próbie przedstawienie mi jako czytelnikowi „dziwności tej maszyny” jednoznacznie wskazuje na niestandardowe pochodzenie owego statku powietrznego. Niestety tu w opisach też zdecydowanie się pogubiłeś. Nie mam pojęcia jak ów „samolot” wyglądał, skrzydła w kształcie „V”, trzy silniki (ale jakie? Odrzutowe jak przypuszczam) naprzeciw pancernej kabiny do tego w pancernym samolocie. Rozumiem ma być to UFO (może nawet ze strefy 51 – pustynia - mam nadzieję, że to nie spoiler), niemniej jednak całe owo udziwnienie nie zdało się na nic skoro bohaterka bez problemu tym latała. Do tego taranowanie drzwi hangaru. Jak napisałem pogodziłem się z faktem, że nie jest to zwykły samolot. Nie zmienia to jednak faktu iż w Twoim tekście nie opisałeś tego dostatecznie dobrze, nawet jeśli chciałeś zachować tajemniczość, to złamałeś podstawowe prawa fizyki nie mówiąc mi czemu. Drzwi od hangarów faktycznie są robione z metali zdecydowanie twardszych niż samolotu (np. ze stali) i choćby ze względu na swe rozmiary i brak konieczności latania są dość solidne. Żadna maszyna latająca nie byłaby w stanie się przez nie przebić i zachować możliwość latania (oczywiście nie zakładam, że musi ulec całkowitej dezintegracji ale owe widoczne jednak w Twoim opisie silniki raczej by tego nie wytrzymały). Wiem, że w Polsce ostatnimi czasy z przyczyn politycznych pojawiły się hipotezy jakoby samoloty mogły służyć do koszenia lasów, jest to jednak tak odległe od rzeczywistości, że wymaga albo dokładnego opisu świata w którym ma się to zdarzyć, albo specjalnego postrzegania rzeczywistości.
I cała reszta
Jeszcze tylko ogólnie. Czasem używasz nic nie wnoszących do fabuły przymiotników. Czasem gubisz się z narracją do tego sztucznie starasz się ubarwić opowieść. Moim zdaniem, każda rzecz i każde działanie musi mieć w tekście jakąś przyczynę. Nie można po prostu czegoś założyć, jeśli nie wynika to z ogólnie przyjętych kanonów a i z tym trzeba uważać. Nie czepiłem się do stroju strażników, ale uznałeś za stosowne wspomnieć o hełmach i karabinach, oczywiście tu założyłem, że mieli jednak mundury a nie byli nadzy (poza tymi hełmami).
To tyle, przepraszam za tą masakrę, ale mam nadzieję, że coś z tego Ci się przyda.