Via Appia - Forum

Pełna wersja: Letarg, czyli najgorzej jak ktoś nie wie tego, co oczywiste
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Wstrząs podczaszkowy wybudził go z letargu. Właściwie to był taki francuski targ, ale warzywa też mieli. Kiedy ponownie przekołatał się pomiędzy dwoma błyszczącymi śliwkami a gałązką winogrona, usłyszał lament. Spojrzał na cement, stanowiący tutaj wykładzinę targową, i parsknął pod nosem: sacrebleu. Leżała tam szczuczyna w potrzebie. Była trochę przy kości i miała nieznacznie wyliniałe futro, ale jednak stanowiła damę w niedoli. Wydedukował, że prawdopodobnie próbowała dobrać się do mango, kilka stołów dalej, i duża część soku przylgnęła do niej. I to zwabiło mrówki. Cieszył się, że w tej chwili nie jest wężem, tylko skromnym jaszczurem, zielonym jak te okoliczne winogrona. To był jego rewir, jego stragan i nikt mu nie będzie tu molestował szczurzycy na jego terenie. Urwał jedną pustą gałązkę i zbiegł żwawo po nodze. Kiedy znalazł się na cemencie wrzasnął: en garde. Po czym zaczął wymierzać końcem badyla w mrówki. A kiedy spadały, zadeptywał je łapą, szczerząc przy tym kły. Kilka chwil potem dama była już oswobodzona. Jaszczur skłonił się odrzucając ’broń’. “Je m’appelle Manuel”. Szczurzyca spojrzała na niego z wyrazem jednoznacznie epatującym: ja nieponiemaju. Ale jednak znała się na tyle, by wiedzieć, że Manuel to nie znaczy w żadnym języku: ty suko. Podeszła nieśmiało, podając jaszczurowi łapkę. On uśmiechnął się szarmancko, lekko sycząc wystawionym języczkiem. “Kasia” odparła, gdy już przestała drżeć. “Je suis le peitt chevalier”. Ona zbladła. Potrząsnęła nerwowo wąsikami, kiedy on chwycił ją za drugą łapkę. Wybił ogonem o cement trzy razy. Rozległo się miarowe “param”. Po czym dorzucił do tego: taatara. Kiedy ruszył przed siebie, ona prawie wywróciła się o własny ogon, ale w ostatniej chwili udało się jej dopasować tempo. Nigdy nie przypuszczała, że będzie tańczyć tango z obcojęzycznym jaszczurem na środku targowiska. Kiedy jednak melodia ustała, a Manuel przechylił ją do pocałunku, zdała sobie sprawę z przerażeniem, że to nie będzie jednak romantyczne uniesienie. Uświadomiła sobie, że została oswobodzona z mrówek, by stać się ofiarą gorszego pokroju. Kiedy ujrzała błysk w oku jej partnera do tańca, za nim pojawiły się dwa koty. Podchodziły z wolna, prawie że z gracją. “Prendre sa” rzucił Manuel, puszczając ją. Ona spojrzała na niego ze smutkiem. “Ale dlaczego?”. “Je suis le chef de tous les chefs et tu es le intrus”. Szary kot przydepnął jej prawe łapki, a czarny lewe. Spojrzała w bok i wyszeptała: co on powiedział? “Że jest szefem wszystkich szefów”. “Ale przecież wszyscy wiedzą, że Krzysztof Jarzyna ze Szczecina jest szefem wszystkich szefów”
Wiesz... trochę się pogubiłam.
Zakończenie mnie... zdumiało zdumieniem, nie zachwytem dla puenty.
Przedtem świat mi się logicznie składał (pomimo absurdu - ale ja absurd i jego język kocham).
Zakończenia "niepanimaju", i "nekąprapas".

---------

do redakcji "szczuczyna" się wkradła i poświęciłam jej sporo czasu i potu Big Grin
Bez ostatniego zdania tekst jest genialny, ma w sobie to coś. Mimo że ludzie nie byli wprost w nim opisani, to widać te ludzkie zachowania - nie poda się ręki bezinteresownie. I ostatnie zdanie psuje jakąś 'tajemniczość, magię" treści, ten "zapach", przez wtrącenie "osoby prawdziwej".

Pięknie piszesz
A ja z Pasiastym tak mam, że po 124 czytaniu - nagle - olśniewa mnie - przecież on mnie specjalnie ostatnim zdaniem na dupsku posadził (bez poduszeczki) Big Grin
Dziękuję za wizytę i tak przychylne komentarze :-)
I aby rozwiać Nataszy poirytowanie puentą odsyłam do filmu "Poranek Kojota" ;-)
Pozdrawiam :-)
Zgrabna miniaturka. Pomysłowa. Wykonanie też okej.
Nie podoba mi się tylko ostatnie zdanie - takie masło maślane moim zdaniem.
Reszta świetna! Serio, serio.
To tyle, weny życzę.