03-02-2012, 11:53
Niewielka, choć i niezbyt mała wysepka na Oceanie Jakich Wiele. Mieszkańcy tu żyją spokojnie, z dala od innych ludów, a dzięki temu, że wyspa jest dość bogata w florę i faunę, są samowystarczalni, tak więc nie istnieje tu handel zagraniczny. Całe to terytorium zdaje się odcięte od świata, rozwijające się swoim spokojnym rytmem. Zdarza się, że ktoś wypływa na sąsiedni Kontynent: czasami sam, czasami z całą rodziną; prywatnie, czy też w jednej z nielicznych spraw oficjalnych, ale wtedy już nie wraca. Takie rejsy zdarzają się jednak niezwykle rzadko. Tak więc mieszkańcy wyspy żyli sobie tu spokojnie przez tysiące lat, a ich spokój był niczym nie zakłócony. Aż do czasu, gdy niespodziewanie w samym środku wyspy zaczęła wybijać Nicość. Początkowo tak zwyczajnie, ze studni na jednej z farm wypłynęła falą i podmyła pola, tworząc migotliwą mgiełkę pół-rzeczywistości, rozrzedzając warstwę bytu. Szybko jednak sama zaczęła gęstnieć, Nicując zwierzęta gospodarskie i budynki. Nieszczęśliwy farmer stracił cały dorobek życia, wkrótce się okaże, że to najmniejszy problem. Podobnie Nicość zaczęła wylewać z zimowych roztopów, wybiła nawet z rur kanalizacyjnych. Na nic zdało się stawianie murów, ogrodzeń, wrzucanie doń ton gruzów, Nicość wszystko pochłaniała, a im więcej zjadała, tym większa rosła i większy miała apetyt. Wkrótce podbiła całe centrum wyspy, rezydując tam i stopniowo powiększając swoje włości. Agresja, z jaką pochłaniała kolejne obszary była coraz większa, a ludzie byli bezbronni. Specjalnie wyszkolona grupa bojowa poległa już pierwszego dnia, znikając w jej otchłaniach, a Nicość rozsmakowała się w ludziach. Podbój całej wyspy trwał ponad rok, większość mieszkańców po prostu przenosiła się coraz bliżej wybrzeży, nie chcąc opuszczać swojej ojczyzny, tylko część wyruszyła w morze, a niemal tyle samo pozostało na miejscu swojego urodzenia, tam też zostali pochłonięci. W końcu wyspa przekształciła się w wąski pierścień lądu z wielkim Nic pośrodku. Ostatnie dziesięć rodzin podjęło wówczas decyzję o ewakuacji na Kontynent. Wsiedli na ostatnie statki i ruszyli poprzez fale. Cały czas na pokładach trwała zabawa, że udało się uciec przed zagładą i zapomnieniem, radośnie wyczekiwali brzegów Zbawienia. Nie dostrzegli ogromnej ściany Niczego, która ich otaczała ze wszystkich stron, Kontynent nigdy nie istniał, zawsze był pułapką Nie-Bytu. Wkrótce zniknęli pożarci przez Nicość.
Z Niczego w Nic, z Nie-Bytu do Nie-Bytu, to jedyna możliwość podróży.
Z Niczego w Nic, z Nie-Bytu do Nie-Bytu, to jedyna możliwość podróży.