Via Appia - Forum

Pełna wersja: Alkohol Zła Rzecz, v2.0
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Nieco bardziej ogarnięta wersja dawnej miniaturki. Mam nadzieję, że się spodoba - jeśli tak, zacznę w podobny sposób poprawiać dawne opka.

Rozmowy dyplomatyczne to rzecz, z definicji, nudna i rozwlekła. Szczególnie, gdy nie bierze się w niej bezpośredniego udziału, a tylko stoi się przy drzwiach z głupią miną i tępą halabardą w dłoni, udając że pilnuje się porządku. A na dodatek odczuwa się tępy ból, będący pozostałością po wczorajszej popijawie.
- Twierdzisz zatem, mój szlachetny i złotousty rozmówco, że w obecnej sytuacji międzynarodowej ziemiom naszym i chłopom naszym i szlachciom naszym i domom naszym i kobietom naszym nie grozi nic? - Nie lubię dyplomacji. Nie cierpię dyplomatów. Nienawidzę zaś sposobu wysławiania się tych przemądrzałych dupków. Miałem już tego serdecznie dość, marzyłem tylko o łóżku... kąpieli... dziwkach... i wódce... Niekoniecznie w tej kolejności.
- Ależ oczywiście. Tako rzeczę ja, Rekner Różowy Topór i składam ci przysięge na duszę mojej tragicznie zmarłej na skutek dziewięćdziesięcioośmiokrotnego poślizgnięcia i upadku na leżący na ziemi topór teściowej, że będzie tak, jak powiedziałem. Tak długo, jak Czarny Władca, Bicz na Wrogów, Ten Którego Imię Jest Tak Długie Że Nikomu Się Nie Chce Go Wymawiać, Mroczny Lord Tarstoor Trometoor MDCLXXXIII*3,14 Wielki prowadzi wojnę z elfami ze Stukilometrowego Lasu, na pewno nikt nas nie zaatakuje.
- Biorąc pod uwagę wyniki siedemnastu ostatnich bitew, istnieje prawdopodobieństwo wysokie niczym podatki, że obie strony w tym konflikcie wyrżną się wzajemnie, a wtedy my, mój szlachetny i złotousty rozmówco, zdobędziemy dla siebie cenne drewno z elfich lasów i, jakże by inaczej, dużo, dużo elfek. - Oddałbym królestwo za parę dni sam na sam z jedną z tych piękności. Niestety, nigdy nie miałem królestwa, co w zasadzie wyjaśnia czemu nigdy nie miałem elfki.
- Wspaniale! Mniemam, mości panie, że doszliśmy do porozumienia które zadowoli obie nasze wspaniałe ojczyzny i naszych czcigodnych królów.
- Oczywiście. Negocjacje możemy uznać za zamknięte. Chodźmy się urżnąć i odwiedzić parę burdeli.
Jak powiedzieli, tak zrobili. Zostałem sam... no, z kolegą, który jednak zdołał przemycić na negocjacje butelkę wódki. Pociągał ukradkiem – z każdym łykiem nogi rozjeżdżały mu się bardziej, a on był coraz mniejszy. W chwili odejścia dyplomatów miał wzrost przeciętnego krasnoluda. Zdołałem jednak paroma kopniakami podnieść ten jego baniak z doczepionymi oczami, dla niepoznaki nazywany głową. Oczywiście nie zamierzałem doprowadzić go do stanu nadającego się do pełnienia obowiązków służbowych ( to sformułowanie zawsze mnie rozśmieszało), ale do stanu umożliwiającego dowleczenie się do beczki krasnoludzkiego "zmiękczacza".
Oczywiście nie miałem na myśli żadnego odczynnika chemicznego, tylko starą, dobrą, krasnoludzką wódkę. Posiadanie takiego argumentu cholernie ułatwiało krasnoludom prowadzenie skutecznej polityki zagranicznej. To cholerstwo działało nawet na nieumarłych, chociaż z pewnym opóźnieniem. Ba, gdy wymagała tego sytuacja, krasnoludom udawało się upić nawet ducha. Jak to robili? Stosowali kąpiele w alkoholu.
Po kilku łykach straciłem przytomność. Obudziłem się parę godzin później, z naprawdę srogim bólem głowy. Gdy zdołałem jako-tako się ogarnąć i podnieść z jakże przytulnej podłogi, dostrzegłem mojego kolegę-ochroniarza, leżącego koło beczki i bełkoczącego coś pod nosem. Gdy koło niego przechodziłem, wyłapałem coś o jakimś magicznym pierścieniu i górze przeznaczenia.
Zdołałem dowlec się do drzwi. Ba, nawet udało mi się w nie trafić i wydostać się na korytarz. Który był pusty i ciemny... najwyraźniej musiałem przespać się aż do nocy. Oznaczało to, że przegapiłem obowiązkową cowieczorną pogadankę o zaletach trzeźwości.
W pewnej chwili zobaczyłem przed sobą jakąś ciemną sylwetkę. Popłynąłem w jej kierunku, lawirując pomiędzy próbującymi mnie zmiażdżyć ścianami. Gdy się do niej zbliżyłem, ta nagle zamachnęła się nie zauważonym wcześniej przeze mnie toporem.


*******

- OTRZYMUJECIE NAGANĘ!!! - Wydarł się komendant. Ledwo go słyszałem – w zrozumieniu przekazu werbalnego przeszkadzało mi niesamowity ból głowy. - Tak dać się załatwić ZWYKŁYM, WYNAJĘTYM NAJEMNIKOM PRZEBRANYM ZA BARBARZYŃCÓW!!! WSTYD!!! - Wspomniani najemnicy stali po drugiej stronie dziedzińca i zanosili się śmiechem, który tylko pogarszał mój stan. - Gdyby barbarzyńcy naprawdę zaatakowali twierdzę, wszyscy bylibyście martwi! Mordoklej i Erekcjon Stoik Młodszy spali sobie spokojnie, spici wykradzioną krasnoludzkiej delegacji wódką. - Oho, ciekawe skąd miał takie dokładne informacje. - Zachowanie CAŁEJ załogi balisty na wieży narożnej nr.5 było nawet bardziej niż naganne. Przemycili sobie z pobliskiej wioski wódkę i nachlali się nią tak, że nieomal pospadali z wieży w czasie nieudanej próby naśladowania przelatujących ptaków. I, co gorsza, nie zapłacili mi za przymknięcie oka na tą transakcję. CZY WY WSTYDU NIE MACIE!
Żołnierze z garnizonu odpowiedzieli cichym jękiem, wyrażającym całą gamę uczuć, od skrajnego cierpienia, po skrajne cierpienie.
- A teraz, żołnierze... CZEKA WAS KARA!!! WYTOCZYĆ NARZĘDZIA KAŹNI!!!


Postać w poszarpanej, skórzanej zbroi, od stóp do głów zabrudzonej czymś czerwonym, kroczyła przez pobitewne pobojowisko. Dziedziniec zamku pełen był nieruchomych ciał, zastygłych w niesamowitych wprost pozach. Minął stos żołnierzy sięgający wysokością murom obronnych.
W końcu, zakończył swoją wyprawę sukcesem – dotarł do celu swej misji, czyli beczki z deszczówką stojącej pod ścianą jednego z budynków. Zanurzył w niej swą twarz, po czym ją wyjął i zaryczał.
- KUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUURWAAAAAA, ALE MNIE ŁEEEB BOOOOLI!!!
Kilka ciał poruszyło się lekko. Nieskoordynowane ruchy przywodziły na myśl powracających do życia nieumarłych.
- Chłooopie, przeeestań... mam największego w życiu kaca, a ty się drzesz....
Barbarzyńca chwiejnym krokiem podszedł do stojącego kawałek dalej oficera, który jako jedyny zachował trzeźwość.
- I co, najemniku? Mówiłem, że nagroda będzie warta ryzyka?
- Tak, komendancie – jęknął najemny żołnierz – muszę pogratulować ci pomysłu. Dawno się tak mocno nie schlałem. Chyba zaczniemy, cholera, napadać na konwoje krasnoludzkie, skoro mają tak dobrą wódkę... Ale szczerze wątpie, by taki sposób pokazywania wad pijaństwa zadziała na twoich żołnierzy.
- Oj, zobaczysz za chwilę. - Komendant wskazał palcem na wieżę sygnałową. W środku znajdował się olbrzymi dzwon, który miał ostrzegać przed atakami. Ze względu na pełnioną funkcję, było go słychać wszędzie w promieniu kilku mil. - Poinformowałem wszystkie osady, że tej nocy będziemy ostro hałasowali. To będzie bolesne przebudzenie i porządna nauczka na przyszłość.
Barbarzyńca zarechotał.